Dzień dobry.
Chciałbym szybko się przedstawić i już zmierzam do sedna tematu.
Mam 20 lat, jestem studentem Teleinformatyki na Politechnice Wrocławskiej, aktualnie drugi rok. Wcześniej byłem w liceum, bez profilu, ogólnokształcącym.
Pomimo całkowitego braku powiązań mojej edukacji w szkole z programowaniem i grafiką, od dawna uczyłem się wielu języków programowania. Sporo siedziałem w grafice 3D, korzystałem z Linuksa, zanim było to jeszcze "modne", kocham ideę opensource. To były rzeczy, które po prostu mnie interesowały. Dochodziłem nawet do takiego poziomu, że za własne zarobione pieniądze kupowałem książki do PHP i uczyłem się, bo po prostu to uwielbiałem. Gdy moi znajomi chodzili się upijać na osiedlowej ławeczce, ja siedziałem na swoim linuksie i klepałem do upadłego SQL'a. Wyglądało na to, że to jest coś, co chciałbym już ostatecznie robić w swoim życiu. Tak, zawsze chciałem być programistą.
A teraz do sedna.
Ponieważ byłem na ogólniaku, moje wyniki maturalne nie były porażające, aczkolwiek też nie takie złe. Inaczej się tego nazwać nie da, jak "średnie". Matma podstawowa 95%, rozszerzona 45%, fizyka 41 %... Typowy uczeń liceum.
Po szkole oczywiście poważna rozmowa z rodzicami, co robić w życiu. Przyjęło się w naszym społeczeństwie, że teraz każdy musi mieć studia, żeby osiągnąć cokolwiek w życiu. Taką też podjęliśmy wspólnie decyzję. Idę na politechnikę.
Miałem już wtedy lekkie obawy. Wiedziałem bowiem, że nie jestem typowym ścisłowcem, a na politechnice wszędzie jest matma. "No trudno, jakoś to będzie".
Na informatykę nie dostałbym się ( dzięki świetnej promocji medialnej, kierunek ten był potężnie oblegany ). Poszedłem więc na teleinformatykę. Spokojnie się dostałem. Pierwszy rok był ciężki. Bardzo dużo matmy, analiza, prawdopodobieństwo, statystyka, algebra, fizyka i częściowo jakieś podstawy z programowania.
Dużo osób odpadło. Mnie udało się przejść, aczkolwiek z deficytem. Nie zdałem analizy 2 i kilku innych pierdółek.
Największym moim problemem na studiach jest brak chęci, właśnie do matematycznych przedmiotów.
Wszystkie kursy praktyczne, typu: programowanie obiektowe, systemy operacyjne itp. zdawałem bez najmniejszej zadyszki, przy czym koledzy z kierunku ledwo dawali sobie radę, lub uwalali kursy. Moja samodzielna nauka z czasów liceum nie poszła w tej kwestii na marne.
Jestem teraz na drugim roku. Co raz bardziej zauważam, że mój kierunek jest bardziej TELE, niż INFORMATYKA. Zajęć z programowania więcej już nie ma. Koniec, zero. Studiowanie nie sprawia mi żadnej przyjemności. Nie programuję już prawie w ogóle. Zaczynam myśleć, że cała moja żyłka do mojego hobby zaczyna zanikać. To trochę jakby gadać w języku, którego nie słyszało się już dawno.
Ciągną się za mną przedmioty matematyczne, nadchodzą kolejne, co raz trudniejsze.
Proszę mnie nie krytykować w sposób "to twój problem, że nie umiesz rozwiązać całki podwójnej", albo "każdy inżynier powinien to potrafić". Jestem człowiekiem bardzo praktycznym. Nie lubię "wstudiowywać" się w problem. Nie lubię rozgrzebywać czegoś, co już zostało wynalezione. Gdy wiem, że mogę za pomocą gotowej funkcji sprawdzić, czy dany promień przebije jakiś obiekt w przestrzeni 3D, nie mam ochoty uczyć się tego od samego początku. To tak, jakbym miał zbić drewnianą skrzynię, ale przedtem jeszcze wynaleźć młotek.
Mam nadzieję, że ktoś chociaż w części zrozumiał mój skomplikowany problem.
Zwracam się do Państwa z prośbą o radę.
Co robić? Czy męczyć się dalej? Bawić się w dziekanki i ciągnąć studia tak długo, aż zdam wszystko do końca?
Czy naprawdę nie można zostać w młodym wieku programistą bez studiów?
Kocham programować, ale te studia naprawdę nie są z tym związane. Czuję, że tracę czas.
Jeszcze pod koniec pierwszego roku napadł mnie taki szalony pomysł, żeby rzucić to wszystko, iść do jakiejkolwiek roboty, a w wolnym czasie doskonalić się w tym, co tak naprawdę lubię. Tylko czy tak się da? Czy bez papieru, że jest się "wykształconym" można cokolwiek w dzisiejszych czasach? A może są jakieś kursy informatyczne we Wrocławiu, które są ściśle związane z informatyką, bez zbędnej matmy, której prawdopodobnie nigdy nie wykorzystam ( i czy byłby w tym jakiś sens )?
Proszę o pomoc. Dziękuję za poświęcony czas!