Rozpiętość preemployment background checking / screening z jakim miałem do czynienia albo mieli do czynienia ludzie których dobrze znam: Od przyniesienia oryginałów dyplomów (nic nadzwyczajnego) po weryfikację (praca w Polsce, weryfikacja w UK) czy rzeczywiście nie tylko ktoś pracował w UK ale wynajmował tam gdzie podał (długa ankieta + przed wypełnianiem podpisany cyrograf o zakazie ujawniania pytań) mieszkanie (weryfikacja do niektórych projektów - międzynarodowy bank), weryfikacja pełnej listy odbytych podróży zagranicznych, także prywatnych, z nastawieniem na kraje w których wizyta z punktu widzenia USA jest podejrzana (Bliski Wschód i nie tylko).
Część z tych pytań debilna w swoim brzmieniu jak pytania urzędnika ambasady USA przy staraniu się o wizę, czy zamierzam popełnić w USA przestępstwo, czy mam rodzinę w Iranie, czy ktoś z rodziny przebywa nielegalnie na terenie USA albo został z USA deportowany.
Na pewno nie życzyłbym sobie kontaktów z obecnym pracodawcą. Po pierwsze nowa forma nie musi mnie przyjąć, po drugie ja nie muszę przyjąć nowej oferty. Po takim wywiadzie środowiskowym w obecnym miejscu chyba nie pozostałoby mi nic innego jak na poważnie szukać nowej pracy.
Dopiszę o screeningu, ale to bardziej do wątku WTF...
Pytanie czy znasz Ahmad Rmijani? Nie. Abdual Jakiśtam. Nie. Po godzinie powrót do tych pytań. Nie znam. Przypomnisz sobie? Nie. Nie znam. To dlaczego masz ich ich na LinkedIn w znanych pierwszego stopnia? Więc oświadczam, nie znam. Nie pamiętam dlaczego kliknąłem akceptuj.
Ale jakby nie patrzeć, to taki urzędas w Polsce upierdliwie wypełniał obowiązki za które mu płaci Wuj Sam. Na lotnisku w NY mógłby po prostu zdecydować, że nie wpuści mnie na terytorium USA.