Ja staram się robić absolutne minimum. Zazwyczaj nic nie robię do czasów problemów. Głównego laptopa obecnego już od lat nie rozkręcałem. Miałem intel NUC i o dziwo po 2.5 roku zaczął potwornie wyć - wymieniłem pastę.... tzn. wymieniłem na pastę bo miał śmieszną naklejkę/tasiemkę przyczepioną. Troszkę straciłem szacunek do tej marki. W Samsungu NC10 po 11 latach wymieniłem pastę na nową. Jak jakiegoś blaszaka rozkręcę bo już muszę - np. dołożyć dysk, czy jakiś element się spalił - wtedy odkurzaczem wciągam kurz, ale to też raz na parę lat. Kiedyś kombinowałem z komputerami, czyściłem, wymieniałem pastę co kilka miesięcy ... jakieś chłodzenia wodne, wymieniałem wentylatory etc. ale obecnie straciłem do tego w ogóle zapał i najlepszym co może stać na biurku/pod biurkiem jest cichy klocek, najlepiej koloru czarnego, i masywny, żeby się nie telepał oraz nic mu się nie stało przy upadku i wymagał jak najmniej obsługi. Mi się kiedyś marzył, w ogóle pasywny komputer z obudową w postaci wielkiego radiatora, czy np. pasywny laptop - może tego dożyję.
Aha ... jako ciekawostka jak miałem, MacBook to strasznie wył jak się go obciążyło... rozebrać to nie miałem pojęcia jak.... ostatecznie w związku z innymi problemami poszedł w odstawkę. Mimo, że był to jeden z droższych komputerów to najszybciej go wymieniłem.
Ok, a tak teraz myślę - jeśli chodzi o konserwacje to kompulsywne ścieram kurz, bo nie cierpię zakurzonego sprzętu. Przy czym używam tanich, nawilżanych ściereczek z marketu, oraz starej skarpetki więc też nie pasuje do Apple gdzie trzeba używać specjalnych iSzmat do ich nowego monitora ;) Niby nie powinno się używać takich ściereczek do monitorów etc. ale ja swoim nie powiedziałem, że nie można i jakoś się nie popsuły.