@othello
Nierealne. Niektórzy ludzie chcą mieć kradzieże, tzn chcą kraść.
Znacznie szybciej niż policja powstanie banda rzezimieszków, która
będzie zastraszać i okradać całą resztę. Ten "zły" czynnik zawsze
przeważy w takiej sytuacji. Dziki Zachód jak z westernu? Ale ewolucja
tego prowadzi wprost to sytuacji jaką mamy dziś, w demokracji.
Tu się nie zgadzamy.
Delegat? Słabe. Delegat będzie chciał dogodzić tylko sobie, nie innym.
Będzie działał na korzyść ogółu tylko do czasu gdy będzie musiał.
A będzie musiał zawsze, bo inaczej go odwołają, a nakraść mu się nie bardzo uda jak każdy będzie miał fakturę.
Dalej: połowa będzie chciała mostu, druga połowa nie będzie chciała bo
druga wioska biedniejsza i będą przychodzić kraść, lepiej żeby mostu nie
było (to zdanie drugiej połowy). To co ma zrobić delegat, kogo
posłuchać? A może druga połowa się zbuntuje i wystawi swojego delegata
bo tego pierwszego nie będzie uznawać. Itd itp.
Delegat zrobi wybory i posłucha zwycięsców.
Jak ktoś będzie stawiał opór to zostanie zmuszony(tak jak jest teraz), a jak opór będzie zbyt duży, to miejscowość się podzieli na dwie.
Nie bierzesz w tym wszystkim pod uwagę, że ludzie nie zawsze potrafią
się dogadać ze sobą. Częściej nie potrafią niż potrafią, a wielu jest
takich którzy chcieliby wykorzystać innych do własnych celów -
manipulacja, oszukiwanie, intrygi oszustwa i jawne kradzieże/rozboje.
Jakby się ludzie potrafili dogadać, to by nie było wyborów, a jakby nie było kradzierzy itd to by nie było policji.
@somekind
Takie coś istniało w początkach Związku Radzieckiego - na poziomie
lokalnym władzę sprawowały rady deputowanych, na wyższych poziomach
sprawowana była ona przez rady delegatów pochodzących z rad niższego
szczebla.
Finansowanie też było jak w tym pomysle?
No więc są do niczego nie potrzebni, bo nie mają żadnej mocy
Nie. Ich mocą jest wybieranie szczebla wyższego i decydowanie o sprawach na danym szczeblu.
mogą być ciągle odwoływani
Po to żeby ów delegat nie zaczął nagle działać we własnym interesie.
Twój pomysł to kompletny chaos personalny skutkujący brakiem jakichkolwiek decyzji.
Nie.
Np. większość mieszkańców miasta nie będzie chciała asfaltowania drogi
przy której mam swój dom. Ja z kolei nie będę chciał asfaltowania drogi w
drugim końcu miasta. W efekcie nic nie zostanie zrobione, za to już
zdążymy odwołać dwóch delegatów. A takich decyzji nawet na poziomie
gminy są setki tygodniowo, w efekcie po paru dniach skończą się
kandydaci na delegatów.
Droga powstanie tam gdzie będzie wystarczająco potrzebna żeby sie na nią środki znalazły, i jej jakość będzie do tej potrzeby wprost proporcjonalna.
Z tymi setkami tygodniowo to zdrowo przegiąłeś.
Czyli zamiast jednej autostrady mamy sieć dróg łączących kolejne miasta,
każda w innym standardzie, każda z innymi przepisami (np. prędkością
maksymalną), każda inaczej opłacana. A jak jakieś dwa miasta nie będą
chciały drogi między sobą, to będzie dziura w całej sieci.
Dokładnie, a na diurze kto najbardziej straci?
Dlatego właśnie inwestycje infrastrukturalne na poziomie
ponadregionalnym powinny być zarządzane centralnie, żeby wyszło z tego
coś używalnego, a nie jakiś bałagan. Proponowany przez Ciebie bajzel i
brak infrastruktury właśnie zniechęcałby inwestorów, zarówno
zagranicznych, jak i krajowych.
Nie zgadzam się.
Można uwzględnić odchylenie, ale nie można uwzględnić nieprzewidywalne
komplikacji, np. podziemnej rzeki, która podmywa fundamenty wiaduktu,
albo nagłego skoku cen stali spowodowanego trzęsieniami ziemi w
miejscach występowania rudy żelaza.
To nie są częste przypadki, ale newet jeżeli zaistnieją, to nie są to przeszkody nie do pokonania.
Wtedy następuje kalkulacja tego ile już się wydało, ile jeszcze trzeba wydać, i czy dalej się opłaca czy już nie.
Czyli zupełnie jak teraz. Ale to niczego nie zmienia. Nieprzewidywalne komplikacje są nieprzewidywalne.
Nie, bo z firmą się ma umowę opiewającą na jakąś kwotę, w iluś transzach, i zamawiającego nie obchodzi nic poza tym.
Inaczej pisząc ryzyko bierze na siebie firma.
I na pewno firmy rzucą się na opłacane z dołu projekty w kraju, w którym panuje chaos decyzyjny.
Chaos to jest teraz, ale załużmy, że będzie nawet większy.
Firma po podpisaniu umowy ma gdzieś czy delegaci się zmienią, i interesuje ją tylko wykonanie pracy tak zeby nie było podstaw do wykręcenia się inwestora od płatności.
Żeby nie było nieporozumień dodam, że umowę podpisuje się po zebraniu środków.
A ponieważ nigdy się nie da przewidzieć nieprzewidywalnych komplikacji, to nigdy nie zostanie zaczęta żadna inwestycja?
Ok, powinno być o szacowaniu z założeniem warunków typowych.
To, że Ty czegoś nie wiesz, jest wadą Twoją, a nie ustroju.
W ogóle zdajesz sobie sprawę, że coś takiego jak Ci Twoi "delegaci" już istnieją w Polsce?
To, że ktoś z warszawy decyduje o tym ile pieniędzy idzie do Gdańska jest ewidentnie błędem systemu.
Delegaci to akurat nic nieznacząca nazwa, i jak chcesz nawyzaj ich "W" lub jak ci wygodniej, i zdaję sobie sprawę, że z tymi w opisanej preze mnie formę owi delegaci nie istnieją w Polsce.
Problem w tym, że to "większość klas jest niepotrzebna" mówi zazwyczaj
nowo przyjęta do zespołu osoba, która nie ma zielonego pojęcia do czego
tak naprawdę system służy i jak bardzo jest skomplikowany.
Piękny kamyczek do ogródka
A przepisanie działającego systemu na nowo to ogromne koszty, nowe
błędy, i nowe koszty ich naprawiania. Zazwyczaj nie ma to sensu, dlatego
rzadko kiedy się tak robi.
Po jakimś czasie koszty utrzymania w perspektywie kilkuletniej są sporo większe niż koszty stworzenia nowego systemu i jego utrzymania w tym samym czasie i wtedy właśnie się opłaca.
Większość ludzi nie widzi sensu w badaniach kosmosu. Ale już telewizję
satelitarną prawie każdy ogląda. Podobnie z medycyną - po co komu ona,
skoro większość jest zdrowa... Ale jakby ktoś zachorował na raka czy
nawet grypę, to chciałby mieć lekarstwo.
Toteż o takie sprawy nikt ich pytał nie będzie, bo od tego są wyższe szczeble.
Jeśli w mieście Y leżącym 50 km w górę rzeki wybudują tamę, to miasto X
może stać się zagrożone powodzią. Ale mieszkańcy miasta X nie mają nic
do gadania, bo sprawa nie dotyczy ich bezpośrednio.
Dokładnie tak jak to jest teraz przy okazji powodzi sąsiadów Polski.
Trzeba sobie z tym radzić(wały, zbiorniki, dyplomacja).
No nie jest tak, bo część podatków jest lokalna, a część centralna. Z
tych centralnych ustalony procent i tak należy do gminy. Do tego państwo
płaci za zarządzane centralnie instytucje działające w gminie (np.
szkoły, policję, sądy).
A szpitale nie są utrzymywane z podatków, ani nawet przez państwo.
Pytanie jaka część podatków jest lokalna i jakie prawa mają organy lokalne.
Podatek – obowiązkowe świadczenie pieniężne pobierane przez
związek publicznoprawny (państwo, jednostka samorządu terytorialnego)
bez konkretnego, bezpośredniego świadczenia wzajemnego.
Płatność na szpitale nie jest konkretna, ani bezpośrednia.
Na podstawie miliarda podatków celowych na każdą pierdołę oddzielnie, co
zwiększyłoby obecny ogromny poziom biurokracji wielokrotnie.
Nie zgadzam się.
Ale to wiele nie zmienia - komuś może zależeć na zostaniu delegatem,
żeby potem zostać wójtem, starostą, itd. Kampanii wyborczych to nie
likwiduje.
Zmniejsza zasięg, koszty i obrzucanie się błotem.
Z czego wynika też brak prawa, skoro nikt go nie ustala. (Nie ma sejmu,
delegaci też nie tworzą prawa, bo wykonują wolę wyborców.)
Jest prawo, a sejmy się zbiera jak zajdzie potrzeba. np Plaga kradzierzy, delegatom się to nie podoba więc zakazują pod groźbą kary.
Jedyne co jest poważnym problemem tej teorii to fakt, że konstytucja musi zostać narzucona.
Jak ktoś bezręki ma odpracować na rzecz społeczności? Biegając? I czemu go karać za to, że nie może pracować?
Karać, za to, że nie płaci, a nie za to, że nie może.
Nie da się zrobić tak żeby wszytkim było dobrze.
Kiedyś już wymyślono system społeczno-ekonomiczny, w którym zdaniem
autorów miało być lepiej niż wtedy... Efekty wdrażania jak do tej pory
były mizerne, jak to z teoriami bywa.
Wymyślono dużo społeczno-ekonomicznych systeów, i one różnie działały.
A Ty chcesz karać za bycie człowiekiem. To jest jeszcze gorsze. (A
niektórzy z tego forum zapewne nazwaliby Cię za to lewakiem czy innym
socjalistą.)
WTF?
WTF? Ludzie bez dochodów nie płacą w Polsce podatku.
Czyżby?
No i taka prosta sprawa jak zebranie podatku już się komplikuje i wymaga złożonego aparatu matematycznego...
Że niby teraz zebranie podatku jest proste?
A ten "złożony aparat matematyczny" można spokojnie stablicować i się nim nieprzejować dopuki nie będzie powodował zbytnich odchyleń(tzn jak ludnośc bardzo się wzbogaci/zubożeje).
Ale jakich dodatkowych? Jakie podwójnie?
Mi chodzi o to, że tylko firmy, a nie ludzie powinni płacić podatki.
Kraj by upadł, bo firm jest za mało żeby cały kraj uciągnąć, i firm tez byłoby mniej.
Dlatego jeśli już jakiś podatek od ludzi miałby być, to powinien być raczej jako procent od majątku, a nie za samo istnienie.
Tu mamy różnie poczucie sprawiedliwości, bo karanie za majątek mi się sprawiedliwe nie wydaje.
A do prowadzenia firm zniechęca niestabilność przepisów prawa, a nie
samo istnienie podatków. Z ich istnieniem liczą się wszyscy.
Prawie tak, ale o ile się liczy, to jednak jest to koszt.