Ja jeszcze pół roku temu dojeżdżałem na SGGW na ochronę środowiska autobusem, metrem i autobusem i czytałem książkę albo powtarzałem materiał. A teraz jeżdżę na UKSW na matmę na studia stacjonarne, które nie wiedzieć czemu mam najczęściej 2 całe dni w tygodniu (od 8 do 16:30) zamiast 5 dni + projekty (przez co nawet nie chce mi się uczyć i w ogóle nic mi się nie chce) a reszta tygodnia się potwornie dłuży, bo nie nastawiałem się na to, że będę miał zajęcia tylko 2 dni w tygodniu, także żyję tak jak moja mama (tylko, że ona o dziwo jest szczęśliwsza, więc pójdę na PW jak poprawię matmę rozszerzoną (tylko, że jakoś nie mogę się do tego zabrać) albo wrócę na ochronę środowiska), czyli uczelnia - dom i tak w kółko (chociaż jestem ekstrawertykiem i bardzo lubię się bawić ze swoją siostrą przyrodnią) a ona żyje w schemacie praca - dom a w weekendy uczelnia - dom. Cholerna jesienna chandra i te debilne studia na UKSW sprawiły, że nic mi się nie chce przez tyle czasu.