Budzik ustawisz na 7:00. Od razu włączasz kompa i idziesz zrobić nr 1, nr 2, ubierasz się, robisz śniadanie, ścielisz łóżko, jesz śniadanie. W pracy w międzyczasie coś posprzątasz, odpalisz pralkę i zmywarkę, zamówisz kilka rzeczy na allegro itp. Robotę kończysz oczywiście o 15:00, okazuje się, że prawie wszystkie obowiązki masz zrobione i resztę dnia masz dla siebie. Pracując z biura, pracowałbyś tyle sam, tylko wstałbyś o 6:00, spędziłbyś dużo czasu na kawie i pogaduszkach, do domu wrócilibyś o 16:00 i jeszcze miałbyś cały dom do ogarnięcia
Nie oszukujemy się Panowie, że o to tak na prawdę w tym wszystkim chodzi.
To jest możliwe, jak pracujesz dla software house'u albo jakiegoś korpo lub kontraktorni, gdzie za bardzo nikogo nie interesuje Twój wkład lub jesteś midem i masz tylko produkować to co masz w tickecie.
Schody zaczynają się w momencie, gdy jesteś jednak wyżej w hierachii firmy, wymagania wobec Ciebie są większe i Twoimi taskami nie są CRUDy tylko ciągłe zmienne środowisko biznesowe, gdzie z tygodnia na tydzień musisz dostosować się do zmian i być na bieżąco. Przykładem jest AI, gdzie gdy nie jesteś na bieżąco to konik ucieka bardzo daleko w ciągu sprintu. Albo się dostosujesz albo zginiesz.
Wiadomo, pieniądze są wtedy inne, ale jednak pogodzić presję ciągłej gonitwy w pracy + dom jest ciężko.
Dopóki masz pracę, w której nie wymagają od Ciebie co najmniej 90% zaangażowania to spoko, masz czas na domowe sprawy w ciągu pracy. Gorzej jak jesteś seniorem w startupie, gdzie POC robisz co sprint nowe, badając kolejne i kolejne rozwiązania, a w międzyczasie wdrażając niektóre na produkcje. Generalnie chwalę sobie taką pracę, bo jest ciekawa, ale jest mocno angażująca.