Ostatnio mamy do czynienia z jakąś dziwną nagonką na pracę zdalną. Trudno nie podejrzewać, że ma ona jakieś drugie dno, związane chociażby z większym usamodzielnieniem się pracowników (po korporacyjnemu określa się to bodajże "brakiem przywiązania do firmy", gdy po polsku można to po prostu określić brakiem batoga nad głową i możliwości permanentnej kontroli, zwłaszcza w Polsce pracownika dalej postrzega się jako potencjalnego oszusta i źródło kłopotów), a także zmniejszeniem zapotrzebowania na przestrzenie biurowe, co przekłada się na spadek obrotów deweloperki.
Moim zdaniem, jeśli komuś brakuje kontaktów z ludźmi, to zamiast wmawiać innym, że też tego potrzebują - poza możliwością wyboru pracy stacjonarnej, której na rynku nie brakuje - zachęcam do większej aktywności po pracy. Ja, pomimo tego, że pracodawca wymagał pełnej pracy stacjonarnej w trakcie każdej fali epidemii poza pierwszą, zauważyłem u siebie sporo objawów izolacji, ale tak naprawdę to nie wina epidemii jako takiej. Ona tylko uwydatniła, jak płytkie i słabe były moje relacje towarzyskie, które wcześniej wydawały się intensywne (takie złudzenie powodują social media, które w pewnym momencie postanowiłem odstawić i się okazało, że poza wirtualem niewielu już tych znajomych zostało) i kiedyś faktycznie takie były. Jednak to przede wszystkim atmosfera w pracy powoduje, że po godzinach mam dość wszystkiego, więc ten mityczny kontakt z ludźmi w pracy tylko pogorszył sytuację. Krótki okres home office od marca do maja 2020 r. to było najlepsze, co mnie spotkało przez ostatnie co najmniej dwa lata "kariery" zawodowej. Udało się poprawić relacje z rodziną, zregenerować psychicznie, poduczyć wielu rzeczy, a jednocześnie praca szła równie dobrze, jeśli nie lepiej jak na miejscu w kołchozie.
Dodam jeszcze, że członkowie mojej rodziny dzięki pracy zdalnej odżyli jeszcze bardziej ode mnie, co było naprawdę wyraźnie widoczne (u nich trwało to w zasadzie do września/października tego roku). Tym bardziej smutne dla mnie było, jak widzę dzisiaj ich przygnębienie, bo przez ekstrawertyczną część społeczeństwa, która potrzebuje ciągłej stymulacji, zostali zmuszeni do pracy i nauki w pełni stacjonarnej, przez co musieli zrezygnować z wielu fajnych i ambitnych planów, do tego tracą czas na dojazdy, nerwy na użeranie się z tymi jakże niezbędnymi do życia znajomymi z pracy i przyjemność wynikającą z tego, że po prostu można było wspólnie spędzać czas.
Dlatego oczywiście szanuję inne poglądy i wiem, że sytuacje są różne i nie każdy ma do tego warunki. Jednak mam nadzieję, że rynek będzie dawał większy wybór co do formy świadczenia pracy. Dla mnie home office to od wielu lat niespełnione marzenie, jeśli w końcu uda mi się zmienić obecną pracę, to mam nadzieję, że chociaż na jakąś hybrydę. Przy mojej obecnej sytuacji życiowej praktycznie nie widzę żadnych argumentów przeciwko zdalnej, za to pojawia się coraz więcej przeciwko stacjonarnej. Choć tak jak mówię, rozumiem, że ktoś może to widzieć inaczej.