Cześć i czołem Koledzy i Koleżanki :) Dawno mnie tutaj nie było..
Jeśli ktoś śledził kilka moich poprzednich wpisów, dobrze wie, że zajmuję się rozszerzoną rzeczywistością w przemyśle. Niezmiennie od 6 lat.
Obecnie jednak w trochę innej formie - jestem współwłaścicielem firmy (na papierze), w praktyce dalej robię to co kocham - programuję.
Pytanie do Was - jak znaleźć ludzi z pasją? Takich jak ja? Co im oferować? Mam wrażenie, że jest to strasznie trudne.. niewykonalne wręcz. Moja wizja zespołu osób z pasją, zajawką... inicjatywą i kreatywnością... i chęcią nauki (nawet jeżeli nie ma żadnych podstaw programistycznych) oddala się.. rozpływa. Mam duszę szalonego naukowca, szukając osób z podobną pasją trafiam na osoby, które tylko na początku (czyt. rozmowa kwalifikacyjna) są zapaleni do pracy i chętni do nauki, z takim powiewem świeżości... a potem (bardzo szybko) to mija. Zaczyna się lenistwo, kombinowanie, zero inicjatywy, zero kreatywności.. wszystko najlepiej zrobić za nich, a nauka sprawia im wewnętrzny ból.. Co z tymi ludźmi nie tak?
Mimo:
- Dobrego wynagrodzenia (dla Juniora widełki wyższe niż średnia na śląsku nawet przy braku doświadczenia)
- Super atmosfery w pracy, elastycznych godzin pracy...
- Możliwości tworzenia własnych rozwiązań - wystarczy pomysł
- Pracy z ciekawymi projektami: lotnictwo, automotive i najlepszym sprzętem...
Jestem załamana tymi ludźmi.. brakuje mi strasznie takiej pracy zespołowej, wspólnego rozwiązywania problemów, burzy pomysłów, chęci do działania...
I jeszcze niedawno spotkałam się z sytuacją, że pracownik nie robiąc "nic", nie ogarnął podstaw po 3 miesiącach pracy.. nie zrobił nic.. nie wypełnił żadnego tasku, ZERO chęci nauki, czas zmarnowany.. jeżeli już zbierze się na zadanie pytania, to dotyczy ono rzeczy, które każdy powinien wiedzieć po pierwszym dniu (i nie są to rzeczy kosmiczne! jak np. wprowadzenie kluczu licencyjnego do programu, żeby móc robić apkę!) on dalej tego nie wie.. i jeszcze ma pretensje, że w sumie to on nic się nie nauczył.. i że chyba znajdzie jakąś pracę dodatkową.. którą będzie mógł robić w pracy, bo ma tyle czasu... i otwarte pytanie do mnie co ja o tym myślę... Chryste Panie. Gotuje się we mnie na samą myśl.
Nie jestem idealnym szefem - nie potrafię stać nad ludźmi i ich pilnować. To błąd, ale najtrudniej jest zmienić siebie. Jednak to nie praca w kamieniołomach. Nie ma presji, "suchego" pisania kodu, to nie są nudy jak flaki z olejem.. jest ogromne pole do TWORZENIA, na czym mi zależy najbardziej. Często mamy projekty trudne, wymagające dobrego podejścia i wymyślenia rozwiązania. Samej idei. Ostatecznie mało kto wykazuje inicjatywę, żeby w ogóle się pochylić i pogłówkować. Po co taki zespół, skoro ostatecznie i tak wszystko spada na mnie.
Myślałam, że jesteśmy zespołem. Znajdując ludzi, chciałam mieć takich, z którymi będzie się dobrze pracować.. wychodzę z założenia, że to są dorośli ludzie, którzy CHCĄ. I tylko z tego powodu wystarczy ich zatrudnić, bo jeżeli jest nastawienie to wszystkiego można się nauczyć.
Tymczasem okazuje się, że musiałabym ich cały czas pilnować i poniekąd zmuszać do pracy. I to dla mnie za dużo. Gryzie się to z moim charakterem i wizją pracy. Wiem, że praca to praca.. ale nie potrafię przestać wierzyć, że to, co robimy może być też naszą pasją. I tylko takie osoby chciałam mieć u siebie.
Naprawdę nie da się stworzyć takich zespołów? Jak wasze doświadczenia ?