Pracuję aktualnie w projekcie, gdzie Team-Leader pracuje miesięcznie po 200-250 godzin miesięcznie. Oczywiście za darmo, w tej firmie nie ma nadgodzin, a jak są ale w wyjątkowych sytuacjach. Gość po prostu robi to dobrowolnie. Do tego doszedł jeszcze jeden chłopak który także robi nadgodziny za darmo. Rozmawiałem z jednym i powiedział mi, że Java to jego pasja i że sprawia mu to przyjemność, więc robi za darmo. Wszystko spoko, firma zadowolona, bo chłopaki robią za darmo ale w zespole wytworzyła się presja nieświadomie i toksyczna atmosfera wyścigu kto więcej zrobi, kto jest bardziej pro aktywny itd. Tzw. wyścig szczurów. Wycenianie tasków na jak najmniejszą ilość story-pointów, a potem oczywiście niewyrabianie się i siedzenie po 12 godzin dziennie. Sytuacja dotyka także mnie, ponieważ w zespole wytworzył się kult "zapier..." i spotykam się z tym, że Team-Leader pyta się mnie czemu tak długo taski robię, (task wyceniony na 2 SP robiłem 4 dni, od razu zostałem poinformowany że robię dłużej niż była wycena).
Czy takie sytuacje w zespołach programistów często się zdarzają? Jak sobie poradzić w takich sytuacjach?
Tępić, tępić i jeszcze raz tępić. Pracowałem z takim delikwentem. Technicznie był bardzo mocny, ale z gatunku "noł-lajfa".
Sama firma zachowała się mądrze, bo mu tego kodowania po nocach zakazała. Darmowe nadgodziny wywołują coś, co można by nazwać inflacją oczekiwań u klienta. "Rozpieszczony" odbiorca szybko przestanie doceniać rezultaty - za to będzie się później dziwił, czemu ma płacić tyle samo za niższe tempo prac.
Poza tym spada jakość pracy. Choćbyś pod względem technicznym był nie wiem jakim kocurem, na dłuższą metę zderzysz się z pewnymi ludzkimi granicami, gdy chodzi o zdolność koncentracji i wydolność umysłową. Jak widziałem kod wypchnięty o czwartej nad ranem, to już wiedziałem, że pod spodem dymią zwały przeinżynierowanego gówna.
Czytelnością te dokonania też specjalnie nie imponowały. Obiegowy żart głosił, że kto potrafi z marszu zrozumieć kod naszego stachanowca, ten może oglądać kodowane mecze bez dekodera. Był też pomysł, aby z miejsca polecać taką osobę do programu SETI, żeby rozszyfrowywała potencjalne komunikaty od kosmitów.
Kluczowe zdanie w mojej odpowiedzi to "sama firma zachowała się mądrze". Firma, która traktuje takiego świra jak wygraną na loterii, nie postępuje mądrze. A w każdym razie zachowuje się krótkowzrocznie.
Nie zgadzam się więc kompletnie z @Adam Boduch (ani licznie plusującymi tę opinię), który uważa, że "największym wygranym w tym przypadku jest firma". Firma nie jest żadnym wygranym. Prędzej czy później będzie mieć wypalonego pracownika o zmarnowanym potencjale, zdemoralizowany zespół, prawdopodobnie dług techniczny i inne problemy.