Było o tym na forum już trochę, przejrzałem tamte wątki, ale nie znalazłem tego czego szukałem.
Używam angielskiego na co dzień. Czytam po angielsku. Słucham po angielsku. Trochę konwersuję z native'ami.
W czym problem?
Mój angielski od dawna stoi na tym samym poziomi (takie upper-intermediate) i ani drgnie.
Owszem, mówię trochę płynniej (ale ta płynność przestała się poprawiać), czytam sprawniej (ale też nie coraz sprawniej) i moje rozumienie stale jest na takim samym poziomie. Sęk w tym, że ten poziom mnie nie zadowala.
Dziękuję za rady "jedź do Kalifornii to się nauczysz w końcu" :) Nie wyjdę za granicę przez najbliższy rok-dwa. W przyszłości chcę pracować za granicą, ale chciałbym, żeby ten mój angielski był solidny, poprawny, płynny. A nie koślawy, ubogi, rwany :D
Jakie sposoby/metody nauki pomogły wam zrobić największy progress?
Nie wiem czy moim problemem nie jest ubogie słownictwo. Jakieś rady na to?
Zastanawiam się czy nie wrócić do klasycznych metod - czyli przerobić solidnie dobry podręcznik na poziomie Advance. Problem w tym, że się człowiekowi nie chce, bo to mało atrakcyjna metoda nauki, lepiej posłuchać audiobooka/film/pogadać z kimś po angielsku. Tylko właśnie te 'fajne' metody powodują, że zaliczam bardzo mały/niezauważalny progress.
Aha, no i czas. Pracuję na etat, mam swoje życie, więc nie mam czasu jechać na jakieś językowe wakacje albo gadać z kimś na Skybe non stop :D