W wieku 28 lat (rychło w czas) naszła mnie refleksja, na ile zdążyłem sobie spieprzyć życie. W szkołach zawsze celowałem w najciekawsze i najłatwiejsze przedmioty - historia, polski, wos, geografia i w ogóle lepiej skończę wymieniać, żeby was nie zemdliło. I tak oto mam teraz dyplom po humanistycznym kierunku, którym na dobrą sprawę mogę się podetrzeć. Porządnej pracy w zawodzie praktycznie nie ma, więc przez ostatnie lata bujałem się od korpo do korpo siedząc w słuchawkach obok ludzi przyjętych świeżo po maturze i pytam przez telefon jakiegoś pieniacza jak mogę mu pomóc.
Żeby nie zwariować, pokierowałem swoją korpokarierę na trochę spokojniejsze działy HR i niedawno trafiłem do firmy zajmującej się rekrutacją IT. Pewnie z niejednym z was gadałem przez telefon. Ogólnie zawsze wiedziałem, że w tej branży dobrze się płaci, ale nie, że aż tak. Największych juniorków rekomendujemy za co najmniej 7 k. brutto, o górnej granicy nawet nie wspomnę. Tymczasem ja jaram się perspektywą, że moooże za rok czy dwa pykną mi 3 k.na rękę. A że szykuje mi się jakaś tam perspektywa na rodzinę, wypadałoby zacząć myśleć o lepszych zarobkach niż "przeżrę, przejaram, opłacę wynajęty pokój, raz w miesiącu pójdę na melanż i jakoś do pierwszego wystarczy".
Stąd moje pytanie do was jako speców. Czy jest jeszcze najmniejsza szansa na przebranżowienie? Jak wiadomo, nie mogę sobie już pozwolić na dzienne studia, więc w moim CV zawsze będzie już figurowała sraka w postaci magisterki z humanistycznego bzdetu. Nie mam kompletnie żadnego doświadczenia w IT i jestem raczej z tych tępych łosiów, które co chwila lecą w biurze do IT helpdesku i mówią "ej, Marcin, znowu coś wyskoczyło".
Ale jestem gotowy przynajmniej spróbować, dać sobie szansę. Nie wiem właściwie, czy jestem IT tępakiem, bo takiego mnie już mama wypluła z pomiędzy nóg, czy raczej dlatego, że nigdy nie miałem okazji się sprawdzić i spróbować, czy mnie to zainteresuje. Jak wiadomo, informatyka przez wszystkie etapy edukacji od podstawówki aż po nieinformatyczne studia wygląda na zasadzie "a teeeraz otwórzcie Paaainta".
Tak więc: Czy istnieją jakieś weekendowe, wieczorowe, a może online kursy od totalnego zera, a najlepiej od poziomu minus dziesięć? Jeśli tak, to czy wystarczą, żeby się czegoś nauczyć i dostać przynajmniej pierwszą, najprostszą pracę w branży, z której będzie potem można sklecić jakąś godną karierę? W co polecalibyście celować? Programowanie, testerka, a może coś jeszcze innego? Backend czy frontend? Który język jest najbardziej opłacalny? Który najprostszy dla totalnego żółtodzioba?
Tak żebyście wiedzieli jak mnie ewentualnie nakierować: Lubię raczej konkrety, niż eksperymenty. Wolę spokojną, ale skrupulatną robotę. Wolniej, ale dokładniej. Funkcjonalność, a nie ładna otoczka. Więcej satysfakcji miałbym tworząc coś, co naprawdę się przydaje przy podstawowych czynnościach, niż jakieś kukuryku innowacje. Raczej sprawdzone schematy, niż super kreatywność.
Jeśli okaże się, że sprawa przekracza pojemność mojego mózgu albo totalnie mi się nie podoba (tak, wiem, że kasa to nie wszystko i musi być w tym wszystkim chociaż trochę pasji), to sobie odpuszczę i wrócę rekrutować was do pracy zaciskając pięści, że sam po 9-godzinnej zapierdolce zarabiam pięć razy mniej, no ale chcę przynajmniej wiedzieć, że spróbowałem. Mam nadzieję, że podpowiecie, jak to zrobić :)