Ja jestem raczej zdania, że „prawdziwy” angielski to raczej Ameryka a nie UK.
Jeżeli Twoja znajomość angielskiego ogranicza się do oglądania amerykańskich filmów z amerykańską obsadą to może i w prawilnie białym "europejskim" IT wystarczy, ale predzej czy później spotkasz kogoś kto mówi "prawdziwym" angielskim i bedzie trudniej.
W zespole mam tak: typa z Kalifornii, Isle of Man, Midlands, New Castle i Liverpool. Każdy (!) mówi inaczej, gordie (New Castle) i scouse (Liverpool) to zupełny kosmos, a i typ z Kalifornii wcale nie jest łatwy do zrozumienia, bo w Hameryce jest sporo akcentów i kalifornijski czy teksanski są dość trudne. Do tego dochodzi slang unikalny dla każdego regionu, a jak działasz globalnie to masz jeszcze azjatów, których wymowa jest tragiczna z europejskiego punktu widzenia.
Co do samego "amerykańskiego", jest gigantyczna różnica w rozmowie z wykształconym amerykaninem, a redneckiem z buszu, którego to częściej można usłyszeć w filmach.
Poziom C1/C2 jest wystarczający do pracy w europejskim środowisku IT gdzie po prostu trzeba się w miare dogadać z zespołem i w którym to zespole są inni ludzie, dla których angielski nie jest pierwszym językiem. Natomiast nadal uważam, że jak chcesz swobodnie poruszać się w kręgu kultury i mentalności anglosfery to C1/C2 to dopiero początek.