Dzięki za odpowiedzi i każdą doceniam. Ciężko mi będzie cytować i odnieść się do każdego podpunktu, bo i tak obecnie pisanie postów zajmuje mi jakiś chory czas, bo mam mętlik w głowie i milion myśli, czy "sprzedać" cały background jak znalazłem się w miejscu, w którym obecnie jestem, bo może być to różnie odebrane, ale nie zaklinam rzeczywistości i wiem, że tak właściwie to sam wykreowałem rzeczywistość, w której się znajduje i z którą muszę się mierzyć.
Także byłem / jestem od 4 lat uzależniony od opioidów. Wychowałem się na patologicznym osiedlu, nie przelewało się, a jak już to do szklanki, bo alkoholików w domu też miałem. Potem pierwsze prace, zderzenie z rzeczywistością, życie od weekendu do weekendu, dziesięciu dilerów w promieniu 500 metrów i młodzieńcza szajba. No debilizm, ale ciężko mi oceniać to z dzisiejszej perspektywy. No, ale już wtedy uważałem, że to syf i miałem nastawienie, że co najwyżej spróbuję czegoś nowego i budowałem asertywność. Dzisiaj po prostu odbijam od takich kolegów, ale wtedy nie umiałem, skoro znaliśmy się od pierwszej klasy podstawówki. Nie będę pisał, że ktoś mi na siłę wciskał dragi do pyska, ale zbudowało taki mental, że "nie nie, nie chcę... ale dobra dawno nic nie było, to chyba nie zaszkodzi" i tak to życie wyglądało. Nie nadużywałem w tamtym czasie żadnych środków, bo po prostu mi nie pasowały, ale tak jak napisałem, zbudowały ten ćpuński, nie bójmy użyć się tego słowa, mental.
Poszedłem do pierwszej pracy w IT na helpdesk i totalnie inaczej sobie to wyobrażałem. Byłem trzeźwiutki jak łza i podjarany, że jest praca w zawodzie, coś o programowaniu już myślałem, ale no właśnie myślałem i na tym koniec. Okazało się, że to totalnie nie dla mnie. Ludzie na poziomie dna albo gorzej, zero pomocy, darcie mordy na telefonie, bo coś gdzieś nie działa. Stres mnie zabija i już wtedy zacząłem się zastanawiać, czy inni ludzie też odczuwają stres w taki sam sposób. Potem stres zamienił się w lęk. W tym samym czasie zawód miłosny i z tym całym skrzywionym mentalem trafiłem na opioidy. Pojedyncze przypadki zamieniły się w krótkie epizody, ale resztka godności krzyczała, że to się źle skończy i pozwoliło to się opanować. Rzuciłem też tę robotę i jakoś się bujałem po g**no pracach.
Po czasie trafiłem do call center, bo gadane zawsze miałem i jakoś połączenie głupoty, niezadowolenia z życia i czynników osobistych sprawiły, że mózg przypomniał sobie co tak dobrze pomagało na stres i w ogóle na wszelkie dolegliwości, a dzisiaj taki ciężki dzień, więc chyba nic się nie stanie? Zanim się zorientowałem, to byłem już uzależniony. Oczywiście również fizycznie. Minął tak rok, wybuchła pandemia, zwolniłem się, miałem więcej czasu na przemyślenia i doszło do mnie, co ja robię ze swoim życiem i sięgnąłem swojego osobistego dna. Rzuciłem wszystko, wszedłem na keto i postanowiłem na poważnie zacząć uczyć się programowania. Było ciężko na początku, ale jak zażarło, to się okazało, że chyba znalazłem pasję. Miesiąc żyłem jak asceta, uczyłem się, czułem się świetnie, ale nie przepracowałem tego. Nie byli mi w głowie jacyś terapeuci, myślałem, że to już za mną i co? Umówiłem się ze znajomymi pod galerią, spóźniali się z 20 minut, a mi wisi nad głową baner "Apteka". Książkowy przykład wyzwalacza, zaczyna się bitwa myśli i oczywiście raz tam jak kiedyś, to chyba nic się nie stanie?
No i się stało oczywiście. Ćpałem, uczyłem się programowania, kolejny detoks i nagle dostaję pracę, a ciężko było w czasie pandemii znaleźć pierwszą pracę, więc trzeba było brać szansę od losu. Postanowiłem, że muszę poczekać na odpowiednią okazję, jakiś urlop, święta i zajarany robotą w ogóle nie zwracałem uwagi na swój ogromny problem. W końcu nadarzyła się okazja i dupa. Dziesięć, czy tam dwanaście dni, to za mało, żeby minęły wszystkie objawy. Po pół roku też się przecież nie zwolnię, bo pewnie będę miał problem ze znalezieniem czegoś nowego. Od 2022 dostałem obsesji, że muszę z tym skończyć i przy każdej możliwej okazji próbowałem z tym skończyć, a po nieudanych próbach następowało odbicie. Z czasem też tolerancja rosła i rosły dawki. Na logikę myślałem, że skoro nie jestem w stanie skończyć teraz, to jak mam być w stanie np. za rok? Zaczęło mnie to strasznie męczyć i niszczyć.
Od początku tego roku wszedł mi projekt, gdzie po prostu przeliczyłem swoje możliwości. Efekty już dawno zostały same negatywne. Bierzesz, żeby funkcjonować jak normalny człowiek. Problemy ze snem, kofeina, śmieciowe żarcie i w marcu wykorkowałem. Coś mną tąpnęło i czułem, że zaraz zejdę. Okazało się, że to atak paniki. Karetkę wezwali po mnie, ale zanim przyjechali, to już trochę ze mnie zeszło i jeszcze ratownicy bekę cisnęli, że oooo zawałowiec, bo coś za mostkiem czuje. Badania niby ok i nie ma podstawy, żeby jechać na SOR. No ok i tak by nic nie zrobili.
W końcu za radą kolegi, że to może nerwica poszedłem do psychiatry i zaraz po podaniu danych pyta się, od czego jestem uzależniony? No i już wiedziałem, że chyba na dobrego trafiłem. Zwolniłem się z pracy i zacząłem leczyć. Miałem zmniejszać dawki, żeby powoli zejść, ale od razu łapały mnie objawy odstawienne. Detoks ustaliliśmy na jakąś tam datę, bo inżynierkę miałem napisać. No, ale już wtedy byłem złamany. Nerwica + depresja przez uzależnienie i przez 4 miesiące zaczynanie od jutra pisanie inżynierki. Absurd. Jeszcze to był ostatni semestr i uczelnia się zamyka XD Najlepiej wydane 20 koła w życiu. Dobrze, że jakoś mnie to nie rusza zbytnio, ale mam większe problemy na głowie.
Finisz jest taki, że cztery tygodnie jestem czysty. Już wszystkie objawy odstawienne minęły. Lekarz mnie przez to prowadzi. Chodzę na terapię. I jest prawie zajebiście, dużo lepiej niż było, gdyby tylko nie te za przeproszeniem [CIACH!] nogi. Muszę już zacząć ogarniać robotę, bo pół roku zdychałem.
Możecie napisać, że jestem cipą, frajerem, ćpunem i jakiekolwiek tam epitety wam przyjdą do głowy. Uznałem, że pierwszy post nie zawiera pełni informacji. Czemu piszę to tutaj? Nie wiem.
Nie jest to żaden lament, choć może tak wygląda. To ja sam nawarzyłem tego piwska i muszę pomyśleć, co z tym zrobić. Na pewno jesteście mądrzejsi ode mnie jeśli nie wpakowaliście się w takie g**no.
W dzień poodpisuję na pytania z postów, bo chcę uszanować wasz czas. Ten może coś wyjaśni i tak 3 godziny go pisałem, bo to ciężki temat dla mnie XD <śmiech przez łzy>