Jako iż w końcu się jako tako ustabilizowałem finansowo to planowałem, że po nowym roku kupię mieszkanie. Aktualnie moja sytuacja wygląda tak, że mam już jedno mieszkanie, którego wartość na rynku wtórnym wynosi około 300 tyś zł. Mam również wkład własny w wysokości 100 tyś zł i planowałem wziąć kredyt w wysokości 500 tyś zł na większe mieszkanie. Z prostej matematyki 500 - 300 - 100 wychodzi, że dorzucić jeszcze będę musiał jedynie 100 tyś zł żeby spłacić cały dług w banku (pomijam dla uproszczenia tu odsetki). Obawiam się jednak, że za rok, może za 2-3 lata ceny mieszkań pójdą w dół i z wartości 300 tyś zł zrobi się przykładowo 200 tyś, a przez szalejącą inflację z kredytu 500 tyś zrobi się przykładowo 600 tyś zł. Pytanie brzmi czy moje obawy są uzasadnione czy może jednak są bez sensu i nie ma co zwlekać z kupowaniem mieszkania. Pytam tutaj bo czytam posty i widzę, że niektóre osoby wiedzą sporo na temat banków, kredytów i ogólnie "dorosłego życia", a ja sam nie kupiłem nigdy nic większego niż komputer.*
(*) No samochód w leasingu jeszcze mam, ale to było proste do ogarnięcia i nie ma w tym momencie znaczenia.