Cześć.
Chcę się dowiedzieć co koledzy po fachu sądzą o mojej sytuacji, bo sam nie wiem czy to ja jestem w błędzie że jestem na swojego pracodawcę wściekły, czy to pracodawca mnie wystawia na wiatr...
Sytuacja jest taka, że pracodawca wiedząc o tym, że będę się bronił ze studiów magisterskich i utracę status studenta postanowił nie podnościć mi pensji w nowej umowie. Obecna umowa jest do końca czerwca i pięknie się to zbiega z końcem moich studiów... Do tego dostałem "awans w bok", bo z QA mają mnie przerzucić do Data Engineering'u. Nadmienię że od kiedy pracuję w firmie realnie pracowałem jako QA może jakieś 3 miesiące, a tak to developowałem w AWS, Azure, Databricks... Tworzyłem reguły walidacyjne dla dwóch aplikacji, utrzymywałem pipeline, dodawałem nowe funkcjonalności itp itd. Tak na prawdę głównie pracowałem jako DE i zmiana stanowiska była tylko "formalnością" jak to nazwał pracodawca.
Jednakże jestem strasznie wkurzony tym, że zdecydowali się nie podnieść mi pensji nawet o złotówkę bo w efekcie oznacza to że utracę jakieś 20% zarobków. Dodatkowo w listopadzie kończę 26 lat. Na pytanie czy wówczas wyrównają mi pensję usłyszałem, że "pogadamy w grudniu". Czyli że w tym roku pensja obniży mi się dwa razy. Dodam, że dostałem podwyżkę w styczniu i obecny brak podwyżki oznacza, że będę zarabiał dokładnie takie same pieniądze jak kiedy zaczynałem, a po listopadzie gorsze niż kiedy zaczynałem. Do tego dochodzi inflacja... i wychodzi na to że już jest gorzej. A jeszcze żeby było śmieszniej mimo że ich cisnąłem to od początku czerwca żeby mi cokolwiek powiedzieli o mojej nowej umowie to tego wszystkiego dowiedziałęm się wczoraj... tydzień przed końcem umowy.
W związku z tym czy to częsty proceder by pracodawcy nieobchodziło że moje zarobki netto spadną?