Freelancing w realnym życiu

0

Szukam odpowiedzi głównie od osób które zajmują albo zajmowały się tym na 100% - czyli miały okres w którym nie miały innego źródła utrzymania niż freelancing.

W freelancing-u ciekawi mnie perspektywa "wolne kiedy chcesz" i "pracuj ile chcesz". Zastanawiam się jak bardzo jest to realne tak naprawdę. Czy to nie jest tak, że po dojściu do odpowiedniej rozpoznawalności sieci kontaktów etc, jest się podobnie mocno "związanym" jak przy normalnej pracy na etacie, czyli np. teoretycznie możesz sobie zrobić wolne kiedy chcesz, ale go nie robisz, bo np. stracisz kontakty (większość ludzi oczekuje, że będziesz dostępny 30dni w miesiącu).

Dużo się słyszy przy rozmowach o freelancingu "be your own boss", "wakacje kiedykolwiek", ale np. spotkałem tez głos ostatnio ( )
który mówi coś w stylu "pamiętaj, jak tylko zaczynasz być freelancerem, to traktuj to jako prace na pełny etat".

Będę wdzięczny za odpowiedzi

0

Wakacje kiedykolwiek to na zwyklym B2B masz :)

1
stivens napisał(a):

Wakacje kiedykolwiek to na zwyklym B2B masz :)

czy aby na pewno? Nie ma czasem zapisów w umowach o minimalnej ilości 160h miesięcznie, albo w praktyce nie jest to oczekiwane tak na prawdę? pamiętam, że gdzieś to widziałem, możliwe, że na Umowie o dzieło czy zlecenie, ale mimo wszystko - nawet jeśli, to teoretycznie na nich też nie powinno być chyba takiego zapisu a są...

trochę ciężko mi wyobrazić sobie też pracodawcę do którego idziesz na umowę B2B która jest podpięta do tego samego ogłoszenia w którym na to samo stanowisko oferują też umowe o prace i podpisując B2B robisz sobie wakacje np. co półtora miesiąca :P albo miesiąc wakacji w środku kontraktu

7
B.Eng napisał(a):

Szukam odpowiedzi głównie od osób które zajmują albo zajmowały się tym na 100% - czyli miały okres w którym nie miały innego źródła utrzymania niż freelancing.

No to jestem.

W freelancing-u ciekawi mnie perspektywa "wolne kiedy chcesz" i "pracuj ile chcesz". Zastanawiam się jak bardzo jest to realne tak naprawdę.

Jest realne ale z wielu powodów nie jest łatwe do osiągnięcia. Ogólnie to skomplikowane.

Czy to nie jest tak, że po dojściu do odpowiedniej rozpoznawalności sieci kontaktów etc, jest się podobnie mocno "związanym" jak przy normalnej pracy na etacie,

To nigdy nie jest to samo jednak nie mam tu na myśli pracy na B2B jako alternatywy dla UoP. Mam na myśli prawdziwe i samodzielne szukanie klientów realizowanie zleceń z różnych dzaiłek.

czyli np. teoretycznie możesz sobie zrobić wolne kiedy chcesz, ale go nie robisz, bo np. stracisz kontakty (większość ludzi oczekuje, że będziesz dostępny 30dni w miesiącu).

I tak i nie to już zależy od Ciebie jakie umowy podpiszesz. Im jesteś starszy i im masz więcej doświadczenia tym korzystniejsze dla siebie umowy nawiązujesz a z tych mniej komfortowych się wycofujesz. Ciężko oczekiwać, że ktoś będzie szedł na jakieś ugody z "żółtodziobem", z którym podpisał umowę na zrobienie strony wizytówki.
Z czasem jednak nie będziesz robił stronek wizytówek a także swój czas zaczniesz szanować.
Dzięki doświadczeniu nabierzesz niebywałej swobody w tłumaczeniu dlaczego nie będziesz odbierać telefonów w weekendy, w nocy i dlaczego bez dodatkowych i to niemałych miesięcznych opłat Klient na odpowiedź na e-mail może musieć czekać np. 10 dni roboczych.

Zresztą głównym punktem związania, o którym piszesz oraz "sporów" podczas formalnego dogrywania współpracy są właśnie czasy reakcji i gwarancja. Klienci wychodzą z założenia, że jak napisałeś im system, stronę albo program to teraz musisz natychmiast odbierać od nich telefon a naprawa musi być wykonana w czasie do 7 dni... Rzecz w tym, że tylko się im tak wydaje. Bieżące wsparcie techniczne kosztuje. Krótkie czasy reakcji kosztują a ważne jest właściwie tylko to co się stanie "jeśli nie odbierzesz telefonu lub jeśli nie naprawisz w terminie".
Ja mam wypracowane następujące metody postępowania:

Przypadek 1:
Klient nie rozumiejący technologii "trochę burak" wielki "bysnesmę" jemu musi wszystko działać 24/h a czas reakcji musi być do godziny bo on jest perfekcjonista i "traci" jak nie działa.

Ok, rozumiem, bardzo poważne podejście nie można się narażać na straty w takim razie proponuję wsparcie w postaci 3-zmianowego zespołu dostępnego całą dobę co będzie kosztowało 45 000 netto miesięcznie. To nie żart. Działa na wyobraźnię delikwenta i zwykle prowadzi do rozpoczęcia sensownych rozmów.

Przypadek 2:
Klient rozumiejący swoje potrzeby i ma okresy kiedy faktycznie potrzebuje silnego wsparcia np. z powodu prowadzenia dużych akcji marketingowych kierowanych na stronę WWW i ta w tym czasie musi działać.

Po pierwsze musi mieć zakupione odpowiednie zaplecze, które pozwoli znieść te obciążenia / nie generujące niepotrzebnych problemów technicznych.
Po drugie proponuję ze swojej strony gotowość 24h w ustalonym wcześniej okresie. Klient musi mnie poinformować o planowanych działaniach, ustalamy to w kalendarzu. Przykładowo przez 10 dni intensywnie będzie reklamował stronę z wycieczkami pod kątem sprzedaży First-Minute. Z góry płaci mi stawkę X * dzień - zwykle około 1500zł - 2500zł za dobę gotowości plus w wypadku zgłoszenia awarii prace będą rozliczane wg stawek godzinowych odpowiednio nocnych, świątecznych itp...

Przypadek 3:

Wszyscy pozostali...

Grzecznie czekają w kolejce... Praktyka pokazuje, że w tygodniu jest wystarczająco dużo czasu aby ludzi obsłużyć w czasie krótszym niż 2 - 3 dni robocze. Jak jest czas to się robi od ręki jak nie ma to klient kilka dni poczeka.
Jak, który niedoinformowany lub taki co nie doczytał umowy zadzwoni w sobotę, że jemu firma stoi i on traci i ja teraz muszę bo on płaci to wysyłam mu wzór umowy o współpracy opisanej jako przypadki 1 i 2. To zwykle głupią gadkę kończy i już nic nie musze. Jak mam czas to proponuję stawkę weekendową a klient decyduje się lub nie. Zwykle te ich pilne i ogromne straty są tak pilne i potężne, że nie decydują się zapłacić więcej choćby 250zł.

Największą sztuką jest jednak nie podpisywać umów, które są dla nas niekorzystne i tyle...

Dużo się słyszy przy rozmowach o freelancingu "be your own boss", "wakacje kiedykolwiek", ale np. spotkałem tez głos ostatnio
który mówi coś w stylu "pamiętaj, jak tylko zaczynasz być freelancerem, to traktuj to jako prace na pełny etat".

Jak na początku napisałem... to jest dużo bardziej złożone i jest związane z wieloma czynnikami:

  1. Większa kasa bardziej kusi. Będziesz chciał zarabiać szybciej i więcej a samodzielne działanie temu sprzyja. Za to samo zadanie bierzesz stawkę firmową a nie pracownika to czasem więcej niż dwukrotna różnica.
  2. zawsze będziesz szukał stałej kasy abonamentowej, która siłą rzeczy jakoś będzie Cię związywać czasowo. Ciężko żyć "od zlecenia do zlecenia" bezpowrotnie zapominając o tych z przeszłości.
  3. Z czasem czy chcesz czy nie pewnie wyspecjalizujesz się w jakiejś niszy zrobisz mały gotowy produkt i będziesz go chciał rozwijać bo zobaczysz, że przynosi lepszą, pewniejszą i łatwiejszą kasę niż luźne zlecenia. Cała sztuka IT polega na tym, że nie ponosząc dużych kosztów możemy powielać rozwiązania. Jak mamy coś ekstra to za napisanie tego raz możemy wziąć kasę wiele razy - głupio nie korzystać z tego mechanizmu. Jak chcesz mieć każde zlecenie inne i robić od zera to równie dobrze możesz zacząć remontować łazienki.
  4. Psychika i zwykłe relacje społeczne też robią swoje - jak poczuje się wolność to potem zaczyna się czuć odpowiedzialność... za produkt, siebie, rodzinę, współpracowników, partnerów biznesowych itp... Nie da się w oderwaniu od tego wszystkiego latać nad światem i zbierać kasę jak grzyby... znaczy może się da ale jest to trudniejsze niż w sytuacji kiedy jednak trochę się "uwikłamy".

No i wracając do tych wakacji.

Tak! Mogę jechać gdzie chce i kiedy chcę... Właściwie od początku działalności mogłem.
Ale tego nie robiłem - planuję urlopy i wolne bo to zwyczajnie ułatwia.

Ważniejsza dla mnie jest jednak ta swoboda codzienna. Dziś mi się nie chce to nie robię. Idę na rower, do lasu, do sklepu, naprawię jakąś rurę w domu albo wyjdę na dłuższy spacer z psami.
Można tak odpuścić nawet cały tydzień i nic się nie stanie. Nikt na Ciebie nie nakrzyczy, nikt Cię nie będzie gonił (chyba, że akurat zawalasz jakiś istotny termin)...
Co się odłoży można to zrobić później a właściwie bezwzględnie trzeba nadrobić zaległości i tu zaczyna się kolejna "rekurencja" sprowadzająca się do tego że:

Samemu możesz robić sobie zaległości ale nadrabianie zaległości wymaga tak dużo dodatkowego wysiłku, że nie chcesz mieć zaległości więc wszystko robisz na bieżąco jeśli tylko choróbsko albo inny niezależny od Ciebie czynnik ci nie przeszkodzi.

0
katakrowa napisał(a):
B.Eng napisał(a):

Szukam odpowiedzi głównie od osób które zajmują albo zajmowały się tym na 100% - czyli miały okres w którym nie miały innego źródła utrzymania niż freelancing.

No to jestem.

W freelancing-u ciekawi mnie perspektywa "wolne kiedy chcesz" i "pracuj ile chcesz". Zastanawiam się jak bardzo jest to realne tak naprawdę.

Jest realne ale z wielu powodów nie jest łatwe do osiągnięcia. Ogólnie to skomplikowane.

Czy to nie jest tak, że po dojściu do odpowiedniej rozpoznawalności sieci kontaktów etc, jest się podobnie mocno "związanym" jak przy normalnej pracy na etacie,

To nigdy nie jest to samo jednak nie mam tu na myśli pracy na B2B jako alternatywy dla UoP. Mam na myśli prawdziwe i samodzielne szukanie klientów realizowanie zleceń z różnych dzaiłek.

czyli np. teoretycznie możesz sobie zrobić wolne kiedy chcesz, ale go nie robisz, bo np. stracisz kontakty (większość ludzi oczekuje, że będziesz dostępny 30dni w miesiącu).

I tak i nie to już zależy od Ciebie jakie umowy podpiszesz. Im jesteś starszy i im masz więcej doświadczenia tym korzystniejsze dla siebie umowy nawiązujesz a z tych mniej komfortowych się wycofujesz. Ciężko oczekiwać, że ktoś będzie szedł na jakieś ugody z "żółtodziobem", z którym podpisał umowę na zrobienie strony wizytówki.
Z czasem jednak nie będziesz robił stronek wizytówek a także swój czas zaczniesz szanować.
Dzięki doświadczeniu oraz doświadczeniom nabierzesz niebywałej swobody w tłumaczeniu dlaczego nie będziesz odbierać telefonów w weekendy, w nocy i dlaczego bez dodatkowych i to niemałych miesięcznych opłat Klient na odpowiedź na e-mail może musieć czekać np. 10 dni roboczych.

Zresztą głównym punktem związania, o którym piszesz oraz "sporów" podczas formalnego dogrywania współpracy są właśnie czasy reakcji i gwarancja. Klienci wychodzą z założenia, że jak napisałeś im system, stronę albo program to teraz musisz natychmiast odbierać od nich telefon a naprawa musi być wykonana w czasie do 7 dni... Rzecz w tym, że tylko się im tak wydaje. Bieżące wsparcie techniczne kosztuje. Krótkie czasy reakcji kosztują.
Ja mam wypracowane następujące metody postępowania:

Przypadek 1:
Klient nie rozumiejący technologii "trochę burak" wielki "bysnesmę" jemu musi wszystko działać 24/h a czas reakcji musi być do godziny bo on jest perfekcjonista i "traci" jak nie działa.

Ok, rozumiem, bardzo poważne podejście nie można się narażać na straty w takim razie proponuję wsparcie w postaci 3-zmianowego zespołu dostępnego całą dobę co będzie kosztowało 45 000 netto miesięcznie. To nie żart. Działa na wyobraźnię delikwenta i zwykle prowadzi do rozpoczęcia sensownych rozmów.

Przypadek 2:
Klient rozumiejący swoje potrzeby i ma okresy kiedy faktycznie potrzebuje silnego wsparcia np. z powodu prowadzenia dużych akcji marketingowych kierowanych na stronę WWW i ta w tym czasie musi działać.

Po pierwsze musi mieć zakupione odpowiednie zaplecze, które pozwoli znieść te obciążenia / nie generujące niepotrzebnych problemów technicznych.
Po drugie proponuję ze swojej strony gotowość 24h w ustalonym wcześniej okresie. Klient musi mnie poinformować o planowanych działaniach, ustalamy to w kalendarzu. Przykładowo przez 10 dni intensywnie będzie reklamował stronę z wycieczkami pod kątem sprzedaży First-Minute. Z góry płaci mi stawkę X * dzień - zwykle około 1500zł - 2500zł za dobę gotowości plus w wypadku zgłoszenia awarii prace będą rozliczane wg stawek godzinowych odpowiednio nocnych, świątecznych itp...

Przypadek 3:

Wszyscy pozostali...

Grzecznie czekają w kolejce... Praktyka pokazuje, że w tygodniu jest wystarczająco dużo czasu aby ludzi obsłużyć w czasie krótszym niż 2 - 3 dni robocze. Jak jest czas to się robi od ręki jak nie ma to klient kilka dni poczeka.
Jak, który niedoinformowany lub taki co nie doczytał umowy zadzwoni w sobotę, że jemu firma stoi i on traci i ja teraz muszę bo on płaci to wysyłam mu wzór umowy o współpracy opisanych w przypadkach 1 i 2 co zwykle głupią gadkę kończy.

Największą sztuką jest jednak nie podpisywać umów, które są dla nas niekorzystne i tyle...

Dużo się słyszy przy rozmowach o freelancingu "be your own boss", "wakacje kiedykolwiek", ale np. spotkałem tez głos ostatnio
który mówi coś w stylu "pamiętaj, jak tylko zaczynasz być freelancerem, to traktuj to jako prace na pełny etat".

Jak na początku napisałem... to jest dużo bardziej złożone i jest związane z wieloma czynnikami:

  1. Większa kasa bardziej kusi. Będziesz chciał zarabiać szybciej i więcej a samodzielne działanie temu sprzyja. Za to samo zadanie bierzesz stawkę firmową a nie pracownika to czasem więcej niż dwukrotna różnica.
  2. zawsze będziesz szukał stałej kasy abonamentowej, która siłą rzeczy jakoś będzie Cię związywać czasowo. Ciężko żyć "od zlecenia do zlecenia" bezpowrotnie zapominając o tych z przeszłości.
  3. Z czasem czy chcesz czy nie pewnie wyspecjalizujesz się w jakiejś niszy zrobisz mały gotowy produkt i będziesz go chciał rozwijać bo zobaczysz, że przynosi lepszą, pewniejszą i łatwiejszą kasę niż luźne zlecenia. Cała sztuka IT polega na tym, że nie ponosząc dużych kosztów możemy powielać rozwiązania. Jak mamy coś ekstra to za napisanie tego raz możemy wziąć kasę wiele razy - głupio nie korzystać z tego mechanizmu. Jak chcesz mieć każde zlecenie inne i robić od zera to równie dobrze możesz zacząć remontować łazienki.
  4. Psychika i zwykłe relacje społeczne też robią swoje - jak poczuje się wolność to potem zaczyna się czuć odpowiedzialność... za produkt, siebie, rodzinę, współpracowników, partnerów biznesowych itp... Nie da się w oderwaniu od tego wszystkiego latać nad światem i zbierać kasę jak grzyby... znaczy może się da ale jest to trudniejsze niż w sytuacji kiedy jednak trochę się "uwikłamy".

No i wracając do tych wakacji.

Tak! Mogę jechać gdzie chce i kiedy chcę... Właściwie od początku działalności mogłem.
Ale tego nie robiłem - planuję urlopy i wolne bo to zwyczajnie ułatwia.

Ważniejsza dla mnie jest jednak ta swoboda codzienna. Dziś mi się nie chce to nie robię. Idę na rower, do lasu, do sklepu, naprawię jakąś rurę w domu albo wyjdę na dłuższy spacer z psami.
Można tak odpuścić nawet cały tydzień i nic się nie stanie. Nikt na Ciebie nie nakrzyczy, nikt Cię nie będzie gonił (chyba, że akurat zawalasz jakiś istotny termin)...
Co się odłoży można to zrobić później a właściwie bezwzględnie trzeba nadrobić zaległości i tu zaczyna się kolejna "rekurencja" sprowadzająca się do tego że:

Samemu możesz robić sobie zaległości ale nadrabianie zaległości wymaga tak dużo dodatkowego wysiłku, że nie chcesz mieć zaległości więc wszystko robisz na bieżąco jeśli tylko choróbsko albo inny niezależny od Ciebie czynnik ci nie przeszkodzi.

Jakiś faktor stawek firmowych z pracownika?

0
B.Eng napisał(a):
stivens napisał(a):

Wakacje kiedykolwiek to na zwyklym B2B masz :)

czy aby na pewno? Nie ma czasem zapisów w umowach o minimalnej ilości 160h miesięcznie, albo w praktyce nie jest to oczekiwane tak na prawdę? pamiętam, że gdzieś to widziałem, możliwe, że na Umowie o dzieło czy zlecenie, ale mimo wszystko - nawet jeśli, to teoretycznie na nich też nie powinno być chyba takiego zapisu a są...

trochę ciężko mi wyobrazić sobie też pracodawcę do którego idziesz na umowę B2B która jest podpięta do tego samego ogłoszenia w którym na to samo stanowisko oferują też umowe o prace i podpisując B2B robisz sobie wakacje np. co półtora miesiąca :P albo miesiąc wakacji w środku kontraktu

Ale jakby Cie ktos trzymal za pysk to wtedy to podpada pod stosunek pracy :) Jak masz legitna umowe i spoko kontrahenta to nikt problemow nie robi. Bo w sumie co za roznica czy masz 30 dni urlopu czy 60. Po prostu mniej zarobisz. No chyba, ze faktycznie bys chcial pol roku pracow, pol wakacjowac to moze by sie ktos czepial

5
tomek_dev napisał(a):

A jak z umowami serwisowymi dotyczącymi wspierania wykonanego oprogramowania? Co tam zawierasz, aby nie była niekorzystna? Jakiś faktor stawek firmowych z pracownika?

To zależy od rodzaju Oprogramowania.
Ogólnie najważniejszą rzeczą to rozróżnić kilka rodzajów usług jakie świadczymy na rzecz klienta po sprzedaży Oprogramowania a są to:

  1. Usługi gwarancyjne (tylko w okresie gwarancji przy spełnieniu przez Klienta odpowiednich warunków).
  2. Wsparcie techniczne.
  3. Opieka nad systemem/oprogramowaniem.
  4. Usługi dodatkowe.
  5. Gwarancja rozwoju oprogramowania.

Zakresy usług w poszczególnych obszarach mają różne cechy zatem nie można ich traktować tak samo.

Usługi gwarancyjne:

Rok albo 24 miesiące (okres wynika z umowy) - nie na każdy system da się dać gwarancję. Np. nie daję gwarancji na systemy, które są rozbudowywane w trakcie korzystania z nich.
Gwarancja wymaga nienaruszalności kodu i struktury baz danych.
Ustalona jest procedura zgłaszania błędu (musi być dokładny opis) i odpowiednie terminy jego zgłoszenia. Zwykle gwarantuję naprawę w ciągu 10 dni roboczych.

Wsparcie techniczne:

Wlicza się to wszelka pomoc z obsługi, konfiguracje systemu i inne czynności nie ujęte w umowie podstawowej w dziale "co obejmuje wdrożenie". Wszystko rozliczane godzinowo.
W przypadku dodatkowych wymagań dotyczących np. czasu reakcji - załatwiam tak jak napisałem w poprzednim poście.

Opieka nad systemem/oprogramowaniem:

Prosta sprawa. Zwykle jest to zdefiniowany zakres stałych czynności za stałą miesięczną kwotę. Sprawy typu" backup, czyszczenie logów, czasem aktualizacje.
Ważne, żeby nie mylić pojęć! Opieka nad Oprogramowaniem to nie opieka nad Panią, która nie nauczyła się go jeszcze obsługiwać :-) Niestety Klienci lubią to tak interpretować.

Usługi dodatkowe:

Też łatwa rzecz. Tabela stawek godzinowych, nocnych weekendowych, koszty dojazdów i noclegów są raczej stałe i brane z bieżącego cennika ale mam także klientów z cennikami indywidualnymi lub pakietami godzinowymi - tych ostatnich unikam jak ognia bo niestety są mocno wiążące.

Gwarancja rozwoju oprogramowania:

To jest zwykle stała miesięczna opłata za to, że nawet jeśli klient zadzwoni za 10 lat to ja pochylę się nad jego systemem i nie powiem mu "panie ja już tego nie robię". Z mojej strony wiąże się to z koniecznością utrzymania: źródeł środowiska developerskiego umożliwiającego wprowadzenie ewentualnych modyfikacji itp...
Opłata wcale nie musi być symboliczna bo po wielu latach może to być nie lada wyzwanie. Stary serwer na PHP4 + aplikacja w Delphi 5 i weź teraz to uruchom na czymś nowszym...
Gwarancja ta jednak nie obejmuje kosztów za prace, które trzeba wykonać.

0

@katakrowa: jak to jest z tą gwarancją, że Ty bierzesz hajsy za naprawy gwarancyjne? Kiedyś pewien software house wpisał mi do umowy zapis o tym, że daję gwarancje na swój kod, który wytworzyłem przez rok od dostarczenia go i mam naprawiać lub płacić odszkodowanie, jeśli się okaże, że nie działa w ciągu tego roku.
Hrka twierdziła, że bez tego zapisu gwarancja obowiązuje mnie przez 2 lata i idą mi na rękę skracając ten czas... że gwarancja wynikająca z kodeksu cywilnego i przepisów UE obowiązuje przez 2 lata.
i taki link załączyła: https://www.parp.gov.pl/component/content/article/78002:reklamacje-towarow-i-uslug-w-relacjach-b2b-animacja-crmsp

Oczywiście nie podpisałem.

2
LitwinWileński napisał(a):

@katakrowa: jak to jest z tą gwarancją, że Ty bierzesz hajsy za naprawy gwarancyjne?

Nie biorę. Z czego to wywnioskowałeś? Jeśli system / strona są objęte gwarancją to ją realizuję jak należy.

Kiedyś pewien software house wpisał mi do umowy zapis o tym, że daję gwarancje na swój kod, który wytworzyłem przez rok od dostarczenia go i mam naprawiać lub płacić odszkodowanie, jeśli się okaże, że nie działa w ciągu tego roku.

Ma to sens. W sumie małe prawdopodobieństwo by nie wyszło szybciej, że dany kod nie działa. Zatem nawet jeśli to będą to znikome przypadki.
Kluczowa jest także kwestia dokumentacji, wg której ten kod ma działać bo jeśli tej nie ma no to potem mamy szarpaninę z ustaleniami co znaczy, że kod "nie działa" lub nie działa "jak należy" Jeśli w specyfikacji jest to sprecyzowane to ok jak nie ma to niedobrze.

Hrka twierdziła, że bez tego zapisu gwarancja obowiązuje mnie przez 2 lata i idą mi na rękę skracając ten czas... że gwarancja wynikająca z kodeksu cywilnego i przepisów UE obowiązuje przez 2 lata.

Bo mniej więcej tak jest.

Oczywiście nie podpisałem.

Czy słusznie czy nie to nie wiem. Ja daję gwarancję na to co sam piszę lub piszę z bliskimi współpracownikami i nie boję się na to dawać gwarancji.
Jak wspomniałem są rodzaje oprogramowania, na które gwarancji nie daję i tutaj trzeba nauczyć się rozróżniać gdzie jest ta delikatna granica.

chyba o czymś innym piszesz, ech. Chodzi mi o to, że HRka mi rzecze, że domyślnie dajesz gwarancję na to co zrobisz. Czyli co freelancer prawdziwy do umowy dopisuje, że gwarancja jest wyłączona?

Gwarancję można dać na coś co ma określoną specyfikację, bardzo jasno określone sposoby działania. W sytuacji kiedy tworzymy ad-hoc jakieś dzieło a jedynymi wytycznymi są "zadowolenie klienta" to ciężko mówić o klarowności celu.

Specyfikacje i dokumentacje to podstawa. Głównie z naszej strony powinno to być pilnowane - bo to jest nasz "dupochron".
Klient podpisuje specyfikacje, my realizujemy soft zgodnie z wytycznymi z niej wynikającymi. Nawet jak coś spieprzymy to wielkiej tragedii nie będzie bo ogólne założenia pozostają niezmienne więc potencjalna naprawa gwarancyjna nie powinna być dużym kłopotem.
Gorzej jak mamy w umowie jedynie "Strona ma być ładna, nowoczesna, przejrzysta, czytelna i wygodna podczas korzystania" . W takim układzie możesz pisać do końca życia :-)

0
katakrowa napisał(a):
tomek_dev napisał(a):

A jak z umowami serwisowymi dotyczącymi wspierania wykonanego oprogramowania? Co tam zawierasz, aby nie była niekorzystna? Jakiś faktor stawek firmowych z pracownika?

To zależy od rodzaju Oprogramowania.
Ogólnie najważniejszą rzeczą to rozróżnić kilka rodzajów usług jakie świadczymy na rzecz klienta po sprzedaży Oprogramowania a są to:

  1. Usługi gwarancyjne (tylko w okresie gwarancji przy spełnieniu przez Klienta odpowiednich warunków).
  2. Wsparcie techniczne.
  3. Opieka nad systemem/oprogramowaniem.
  4. Usługi dodatkowe.
  5. Gwarancja rozwoju oprogramowania.

Zakresy usług w poszczególnych obszarach mają różne cechy zatem nie można ich traktować tak samo.

Usługi gwarancyjne:

Rok albo 24 miesiące (okres wynika z umowy) - nie na każdy system da się dać gwarancję. Np. nie daję gwarancji na systemy, które są rozbudowywane w trakcie korzystania z nich.
Gwarancja wymaga nienaruszalności kodu i struktury baz danych.
Ustalona jest procedura zgłaszania błędu (musi być dokładny opis) i odpowiednie terminy jego zgłoszenia. Zwykle gwarantuję naprawę w ciągu 10 dni roboczych.

Wsparcie techniczne:

Wlicza się to wszelka pomoc z obsługi, konfiguracje systemu i inne czynności nie ujęte w umowie podstawowej w dziale "co obejmuje wdrożenie". Wszystko rozliczane godzinowo.
W przypadku dodatkowych wymagań dotyczących np. czasu reakcji - załatwiam tak jak napisałem w poprzednim poście.

Opieka nad systemem/oprogramowaniem:

Prosta sprawa. Zwykle jest to zdefiniowany zakres stałych czynności za stałą miesięczną kwotę. Sprawy typu" backup, czyszczenie logów, czasem aktualizacje.
Ważne, żeby nie mylić pojęć! Opieka nad Oprogramowaniem to nie opieka nad Panią, która nie nauczyła się go jeszcze obsługiwać :-) Niestety Klienci lubią to tak interpretować.

Usługi dodatkowe:

Też łatwa rzecz. Tabela stawek godzinowych, nocnych weekendowych, koszty dojazdów i noclegów są raczej stałe i brane z bieżącego cennika ale mam także klientów z cennikami indywidualnymi lub pakietami godzinowymi - tych ostatnich unikam jak ognia bo niestety są mocno wiążące.

Jasne

0
katakrowa napisał(a):
LitwinWileński napisał(a):

@katakrowa: jak to jest z tą gwarancją, że Ty bierzesz hajsy za naprawy gwarancyjne?

Nie biorę. Z czego to wywnioskowałeś? Jeśli system / strona są objęte gwarancją to ją realizuję jak należy.

Kiedyś pewien software house wpisał mi do umowy zapis o tym, że daję gwarancje na swój kod, który wytworzyłem przez rok od dostarczenia go i mam naprawiać lub płacić odszkodowanie, jeśli się okaże, że nie działa w ciągu tego roku.

Ma to sens. W sumie małe prawdopodobieństwo by nie wyszło szybciej, że dany kod nie działa. Zatem nawet jeśli to będą to znikome przypadki.
Kluczowa jest także kwestia dokumentacji, wg której ten kod ma działać bo jeśli tej nie ma no to potem mamy szarpaninę z ustaleniami co znaczy, że kod "nie działa" lub nie działa "jak należy" Jeśli w specyfikacji jest to sprecyzowane to ok jak nie ma to niedobrze.

Hrka twierdziła, że bez tego zapisu gwarancja obowiązuje mnie przez 2 lata i idą mi na rękę skracając ten czas... że gwarancja wynikająca z kodeksu cywilnego i przepisów UE obowiązuje przez 2 lata.

Bo mniej więcej tak jest.

Oczywiście nie podpisałem.

Czy słusznie czy nie to nie wiem. Ja daję gwarancję na to co sam piszę lub piszę z bliskimi współpracownikami i nie boję się na to dawać gwarancji.
Jak wspomniałem są rodzaje oprogramowania, na które gwarancji nie daję i tutaj trzeba nauczyć się rozróżniać gdzie jest ta delikatna granica.

chyba o czymś innym piszesz, ech. Chodzi mi o to, że HRka mi rzecze, że domyślnie dajesz gwarancję na to co zrobisz. Czyli co freelancer prawdziwy do umowy dopisuje, że gwarancja jest wyłączona?

Gwarancję można dać na coś co ma określoną specyfikację, bardzo jasno określone sposoby działania. W sytuacji kiedy tworzymy ad-hoc jakieś dzieło a jedynymi wytycznymi są "zadowolenie klienta" to ciężko mówić o klarowności celu.

Specyfikacje i dokumentacje to podstawa. Głównie z naszej strony powinno to być pilnowane - bo to jest nasz "dupochron".
Klient podpisuje specyfikacje, my realizujemy soft zgodnie z wytycznymi z niej wynikającymi. Nawet jak coś spieprzymy to wielkiej tragedii nie będzie bo ogólne założenia pozostają niezmienne więc potencjalna naprawa gwarancyjna nie powinna być dużym kłopotem.
Gorzej jak mamy w umowie jedynie "Strona ma być ładna, nowoczesna, przejrzysta, czytelna i wygodna podczas korzystania" . W takim układzie możesz pisać do końca życia :-)

Przedstawię ci jeszcze ciekawą sytuację

Klient A, dla którego robiłeś software 5 lat temu ( i rozwijałeś ) zna klienta B, dużo większego biznesowo z dużo większym zapotrzebowaniem.
Klient B chce zamówić u ciebie taki sam software z pewnymi modyfikacjami - wiedząc, że jest oprogramowanie może być przestarzałe i niewydajne bo tamten klient A miał mniejsze zużycie, zapotrzebowanie no i było to już dość dawno itp. Wiadomo z czym to się wiąże - serwer wymaga starszych wersji oprogramowania itp.
Klient B chce taniej ponieważ się znają i ten pierwszy zgodził się na to - żebyś dużo rzeczy wykorzystał więc uznają, że jest zrobione i kopiuj wklej + adaptacja = taniej.

Czy zgadzasz się na coś takiego z zastrzeżeniem, że za jakiś czas jak program biznesowo się sprawdzi to zbudujecie nowy lepszy (równie dobrze Klient B może na siłę cisnąć rozwój na starym).

Jak podszedłbyś do sprawy i wyceny (nie tylko realizacji ale i utrzymania) takiego potworka?

2
tomek_dev napisał(a):

Przedstawię ci jeszcze ciekawą sytuację, z jaką się spotkałem i zapytam co byś zrobił.

Klient A, dla którego robiłeś software 5 lat temu ( i rozwijałeś ) zna klienta B, dużo większego biznesowo z dużo większym zapotrzebowaniem.
Klient B chce zamówić u ciebie taki sam software z pewnymi modyfikacjami - wiedząc, że jest oprogramowanie może być przestarzałe i niewydajne bo tamten klient A miał mniejsze zużycie, zapotrzebowanie no i było to już dość dawno itp. Wiadomo z czym to się wiąże - serwer wymaga starszych wersji oprogramowania itp.
Klient B chce taniej ponieważ się znają i ten pierwszy zgodził się na to - żebyś dużo rzeczy wykorzystał więc uznają, że jest zrobione i kopiuj wklej + adaptacja = taniej.

Taka gadka z głupim - szybko sprowadzam na ziemię takich marzycieli.

Ogólnie można jednak wyróżnić dwa przypadki:

Jeśli właścicielem oprogramowania jest Klient A bo on ma prawa autorskie:

i zgodził się na sprzedaż Klientowi B to mówię, że skopiowanie i wklejenie będzie rozliczane godzinowo za każdą rozpoczętą godzinę roboczą.
Również wszelkie inne czynności, które będą chcieli abym wykonał po tym "wklejeniu". Jeśli chce gwarancję, wsparcie techniczne itp... to dokładnie na takich zasadach jak opisałem kilka postów wyżej.

Jeśli ja jestem właścicielem Oprogramowania:

i ktoś mi mówi, że musi być tanio bo jest gotowe więc wystarczy skopiować i wkleić to mu mówię równie bezczelnie żeby w takim razie sobie skopiował i wkleił.
Jasne może ukraść bez mojej wiedzy jeśli nie zabezpieczyłem się wystarczająco - w takim przypadku trudno mój błąd.
Jeśli chce nabyć legalnie to u mnie to kosztuje tyle i tyle - decyduje się Pan/Pani albo nie. Swoją drogą samochody w salonie też stoją gotowe i sprzedawca nie musi nic szczególnego robić więc spokojnie mógłby zejść z ceny nawet o 70%.

Czy zgadzasz się na coś takiego z zastrzeżeniem, że za jakiś czas jak program biznesowo się sprawdzi to zbudujecie nowy lepszy (równie dobrze Klient B może na siłę cisnąć rozwój na starym).

Jak będzie pokrywał dosłownie wszystkie koszty oraz pokryje koszty powstania wersji pierwotnej to wówczas może stać się partnerem i wtedy może powiedzieć, że "zbudujemy'" w przeciwnym wypadku to ja buduję, ja dyktuję ceny a on może płacić i rozwijać soft razem ze mną lub nie.

Jak podszedłbyś do sprawy i wyceny (nie tylko realizacji ale i utrzymania) takiego potworka? Czy elementy wykorzystane jawnie np layout programu - liczyłbyś jako 0zł?

Nigdy. Jak chce za darmo niech się sam nauczy programować i niech sobie wykorzystuje za darmo... Czasami jest tak, że jeden klient drugiemu (bo się znają) pozwoli korzystać z jego wzorów umów więc nie muszę ich robić drugi raz... W takiej sytuacji faktycznie rozliczam tylko czas wdrożenia do jego instancji (min. 1 godz. robocza).

Większość Oprogramowania, które sprzedaje zawiera kod, który kiedyś został napisany dla innych klientów. Dziś nawet te duże zlecenia/wdrożenia przynajmniej w 50% bazują na jakiś wspólnych frameworkach, strukturach danych itp... Mało kiedy pisze się projekty totalnie od zera.
To nawiązanie do togo żeby jak najwięcej razy sprzedać to co już raz zostało napisane. Takie ciągłe pisanie od zera to męczarnia. Cięgle będziesz robił to samo: baza, uprawnienia, logowanie, listy encji, szczegóły encji.... i tak do zaje...ania. To bez sensu. Trzeba stworzyć sobie środowisko z gotowcami, które się później w zależności od potrzeb odpowiednie składa w całość. Faktura, KP/KP, przelewy, płatność online dla każdego klienta w kraju jest taka sama - nie ma sensu jak idiota pisać tego za każdym razem od podstaw.

0
katakrowa napisał(a):
tomek_dev napisał(a):

Przedstawię ci jeszcze ciekawą sytuację, z jaką się spotkałem i zapytam co byś zrobił.

Klient A, dla którego robiłeś software 5 lat temu ( i rozwijałeś ) zna klienta B, dużo większego biznesowo z dużo większym zapotrzebowaniem.
Klient B chce zamówić u ciebie taki sam software z pewnymi modyfikacjami - wiedząc, że jest oprogramowanie może być przestarzałe i niewydajne bo tamten klient A miał mniejsze zużycie, zapotrzebowanie no i było to już dość dawno itp. Wiadomo z czym to się wiąże - serwer wymaga starszych wersji oprogramowania itp.
Klient B chce taniej ponieważ się znają i ten pierwszy zgodził się na to - żebyś dużo rzeczy wykorzystał więc uznają, że jest zrobione i kopiuj wklej + adaptacja = taniej.

Taka gadka z głupim - szybko sprowadzam na ziemię takich marzycieli.

Ogólnie można jednak wyróżnić dwa przypadki:

Jeśli właścicielem oprogramowania jest Klient A bo on ma prawa autorskie:

i zgodził się na sprzedaż Klientowi B to mówię, że skopiowanie i wklejenie będzie rozliczane godzinowo za każdą rozpoczętą godzinę roboczą.
Również wszelkie inne czynności, które będą chcieli abym wykonał po tym "wklejeniu". Jeśli chce gwarancję, wsparcie techniczne itp... to dokładnie na takich zasadach jak opisałem kilka postów wyżej.

Jeśli ja jestem właścicielem Oprogramowania:

i ktoś mi mówi, że musi być tanio bo jest gotowe więc wystarczy skopiować i wkleić to mu mówię równie bezczelnie żeby w takim razie sobie skopiował i wkleił.
Jasne może ukraść bez mojej wiedzy jeśli nie zabezpieczyłem się wystarczająco - w takim przypadku trudno mój błąd.
Jeśli chce nabyć legalnie to u mnie to kosztuje tyle i tyle - decyduje się Pan/Pani albo nie. Swoją drogą samochody w salonie też stoją gotowe i sprzedawca nie musi nic szczególnego robić więc spokojnie mógłby zejść z ceny nawet o 70%.

Czy zgadzasz się na coś takiego z zastrzeżeniem, że za jakiś czas jak program biznesowo się sprawdzi to zbudujecie nowy lepszy (równie dobrze Klient B może na siłę cisnąć rozwój na starym).

Jak będzie pokrywał dosłownie wszystkie koszty oraz pokryje koszty powstania wersji pierwotnej to wówczas może stać się partnerem i wtedy może powiedzieć, że "zbudujemy'" w przeciwnym wypadku to ja buduję, ja dyktuję ceny a on może płacić i rozwijać soft razem ze mną lub nie.

Jak podszedłbyś do sprawy i wyceny (nie tylko realizacji ale i utrzymania) takiego potworka? Czy elementy wykorzystane jawnie np layout programu - liczyłbyś jako 0zł?

Nigdy. Jak chce za darmo niech się sam nauczy programować i niech sobie wykorzystuje za darmo... Czasami jest tak, że jeden klient drugiemu (bo się znają) pozwoli korzystać z jego wzorów umów więc nie muszę ich robić drugi raz... W takiej sytuacji faktycznie rozliczam tylko czas wdrożenia do jego instancji (min. 1 godz. robocza).

Większość Oprogramowania, które sprzedaje zawiera kod, który kiedyś został napisany dla innych klientów. Dziś nawet te duże zlecenia/wdrożenia przynajmniej w 50% bazują na jakiś wspólnych frameworkach, strukturach danych itp... Mało kiedy pisze się projekty totalnie od zera.
To nawiązanie do togo żeby jak najwięcej razy sprzedać to co już raz zostało napisane. Takie ciągłe pisanie od zera to męczarnia. Cięgle będziesz robił to samo: baza, uprawnienia, logowanie, listy encji, szczegóły encji.... i tak do zaje...ania. To bez sensu. Trzeba stworzyć sobie środowisko z gotowcami, które się później w zależności od potrzeb odpowiednie składa w całość. Faktura, KP/KP, przelewy, płatność online dla każdego klienta w kraju jest taka sama - nie ma sensu jak idiota pisać tego za każdym razem od podstaw.

No tak, ale jeśli skopiowanie wdrożenie zajęło Ci 5h to rozliczasz to jako 5h, mimo, że budowa dla poprzedniego klienta zajęła 50h

0

Mam parę uwag jako osoba z wieloletnim doświadczeniem.

  1. Bardzo mi się podobają przemyślenia co do relacji z klientami, zwłaszcza 2 punkty:

    • klient chce serwisu natychmiast bo mu firma padnie a potem się okazuje, że gotów zapłacić maks. 250 zł
    • próby podciągania czynności płatnych godzinowo pod umowę ryczałtową.
  2. Zazdroszczę stawek (1500/2500 za gotowość bodajże w weekend).
    Wypracowałeś sobie przez wiele lat mocną pozycję, masz wielu klientów, możesz sobie pozwolić na ryzyko, że klient się obrazi i np. znajdzie innego dostawcę.

W związku ze stawkami mam pytanie. Czy zgadzasz się z moim rozumowaniem - radą, jaką udzielam jednemu czy drugiemu młodemu człowiekowi co do tego czy warto iść właśnie we freelancing.
Dotyczy to zresztą też autora wątku.
Ja mówię, że dobry zarobek jest przy realizacji dużych projektów, w dużych zachodnich firmach i jest to praca mocno zespołowa. Żadna duża firma nie powierzy realizacji dużego projektu freelancerowi.
Jeśli programista po kilku latach w takiej firmie spokojnie pracując zarabia np. 25k/mc/UOP/koszty autorskie, co po doliczeniu ZUS-u i urlopu daje 30k/mc kosztowo. Do tego b. dobre warunki pozapłacowe, praca komfortowa...
Czyli zespół 3 ludzi robiących coś tam dla jakiejś polskiej firmy powinien fakturować przynajmniej 100k miesięcznie, realizacja jakiegoś systemu np. rozliczania produkcji potrwa klika m-cy i to raczej intensywnej pracy. Jaka firma jest gotowa dać takie zlecenie? Oczywiście systemy dla przedsiębiorstw kosztują więcej, ale ich funkcjonalność jest nie do zrobienia przez 3 ludzi w kilka m-cy.
Ty mówisz, że zarobek i komfort pracy bierzesz z powielania dużych fragmentów kodu - ale to jak sam piszesz po 10 latach.

Jak dla mnie sensowność wchodzenia w to przez kogoś komu nudzi się trochę na etacie mocno wątpliwa.

Oczywiście każdy poda jakieś przykłady startupów czy firm które wstrzeliły się w jakąś niszę,ale to już zagadnienie z dziedziny raczej biznesu a nie formy rozliczania pracy jako programista.
Sam śledzę finanse ok. 20 osobowej firmy (sp. z o.o.), której szef, łebski i biznesmen i programista zarazem ma dochody ok. 10 x wyższe od tych 25k o jakich piszę.
Ale programy sprzedaje dużym korporacjom, zaczynał sam pod koniec studiów w startupie zorganizowanym przez uczelnię dla absolwentów, pomysł na pierwszy program podsunął mu profesor. Tyle, że studiował nie w PL, firmę otworzył w PL kiedy już sam nie dawał rady. Biznesmen łebski bo z jednej strony klienci z listy Fortune 500, z drugiej np. widzę ogłoszenia, że zatrudnia midów, programistom Javy aktualnie proponuje dokładnie połowę kwoty, o jakiej ja piszę.

0
tomek_dev napisał(a):

No tak, ale jeśli skopiowanie wdrożenie zajęło Ci 5h to rozliczasz to jako 5h, mimo, że budowa dla poprzedniego klienta zajęła 50h?

Napisałem, że zależy od formy własności oprogramowania i tego czy zostały przekazane prawa autorskie.

Mało kiedy zdarza mi się tak, że piszę jakiś nowy dedykowany system, który nie jest "box" a później chce go też ktoś inny. Zazwyczaj zamawiający chce przeniesienia praw autorskich, własnościowych itp... Wynika z tego, że zwykle tego typu Oprogramowanie i tak nie jest moją własnością więc i tak nie mogę go ot tak sprzedać.

W drugim wariancie jeśli nie przenoszę praw autorskich to wówczas świadomie tworzę to jako swój produkt, który ma swoje warunki sprzedaży, utrzymania i oczywiście cenę sprzedaży.

Czasem faktycznie zdarzy się, że dopisuje się jakąś "nowość" w postaci modułu np. integracja z eFaktura, która z założenia może być pożądana przez innych klientów w takiej sytuacji jeśli już wiem, że jest to potencjalny produkt to już pierwszemu klientowi sprzedają to jako produkt a cena bywa niższa niż wynika to z kosztów wyprodukowania ale wiem, że sprzedam tego dużo;

Jeśli nie mam pewności, że na nowy "moduł" znajdzie się kolejny klient to ten pierwszy faktycznie ponosi całkowity koszt wykonania i o ile w umowach sobie nic nie zastrzegł to może się zdarzyć, że kolejny klient dostanie to samo taniej.
No cóż nowości kosztują.

0

Ok

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1