Za miesiąc praca w międzynarodowym korpo - stres

0

Cześć, za miesiąc z hakiem zaczynam pracę w międzynarodowym korpo. Do tej pory pracowałem w polskich firmach + w software house z USA, ale z Polakami.

Jeśli chodzi o rzeczy techniczne to pełen luz, bardziej stresuję się:

  1. Wielokulturowością ludzie pewnie z USA, Indii itd :D
  2. Mówionym j.ang

Chyba tym drugim stresuję się bardziej. Mam niby na studiach zrobione b2 techniczne, ale od kilku lat praktycznie nie miałem okazji uzywać angielskiego w mowie. Miałem przez kilka miesięcy w międzyczasie angielski 2h tygodniowo, żeby nie zardzewieć, ale to w sumie tyle.

W pracy dla USA wszystko pisane i czytane było po ang, ale no rozmowy po polsku.
Od jakiegoś czasu regularnie czytam książki po angielsku (nie tylko techniczne ale też kryminały). Może nie rozumiem każdego słówka, ale sens jak najbardziej.

Przed tą pracą mam już wykupione kilka godzin typowo z nativem, żeby się rozgadać.

Kurcze, nigdy nie miałem talentu od języków... pamiętam jak mnie matura z angola ustna mega stresowała. Egzamin na studiach również.

Z drugiej strony wszystkie rozmowy rekrutacyjne przeszedłem (nawet te w których było co nie co po angielsku) i nikt mi nie dał feedbacku, że jest on słaby. Opowiadać o swoich życiu, karierze i innych pierdołach po angielsku umiem na luzie.

Badziej boje się wszystkich spotkań, bo o ile polaków i niemców po angielsku mega łatwo mi zrozumieć, jakiś talków na TedX również to czasem ludzi z UK/USA jest cieżko.

Jak sobie radziliście w takiej pierwszej pracy szczególnie, że też nie czuliście się mózgami z angola?

Bo ja tak serio myślę, żeby walić sobie z początku drina na wyluzowanie i zapisywać na kartce to co mam powiedzieć na daily.

Ale naprawdę, panicznie się stresuję.

16

Sam siebie nakręcasz a te wszystkie obawy to Twoje własne wymysły. Jak by nie widzieli sensu Cie zatrudniać to byś tam nie pracował. Widocznie widza w tym wartość, więc głowa do góry i powodzenia ;)

0

@ledi12:
Na pewno, w życiu w wielu sprawach się nakręcałem, ale zauważyłem, że z dużym stresem bardzo często wszystko mi jeszcze lepiej wychodzi, więc może po prostu moja psycha nie jest głupia i specjalnie tak działa.

Stresuję się, bo o ile słuchajać jakiś tutków po ang, filmów z TedX itd. większość kumam, tak czasem zdarzy się jakiś filmik gdzie jakiś native mówi takim angielskim, że prawie nic nie jestem w stanie zrozumieć i to mnie przeraża :(

I chyba wbiłem sobie do głowy, że wszyscy mówią perfekt. Koledzy z expem w takich firmach mówią, że jak zobaczyli jak gadają inni ludzie to się uspokoili, bo czasami niektórzy mają problem złożyć zdanie. A ja może bez sensu analizuję kiedy użyć present perfect continues i przypominam sobie mieszane tryby warunkowe xd

2

Bo ja tak serio myślę, żeby walić sobie z początku drina na wyluzowanie i zapisywać na kartce to co mam powiedzieć na daily.

Drina to nie ale zapisywanie na kartce mi pomagało w pierwszych tygodniach :) Potem już przestałem na to zwracać uwagę i jakoś to szło.

0

@Terrored

A jaki miałeś poziom angola? To też była Twoja pierwsza praca? Rozumiałeś wszystko na spotkaniach i mówiłeś płynnie? Pewnie gorzej jak zapytali o coś co nie zapisałeś ? :D
1 drin zawsze rozluźni imho.

5

To była moja pierwsza praca i od razu po angielsku. Poziom angielskiego taki, że przeszedłem rozmowę rekrutacyjną. Określam swój poziom na takie B2 potrafię mówić płynnie ale bardzo prostym językiem.

Na początku nie rozumiałem 50% na spotkaniach. Ale już po paru tygodniach jak się przyzwyczaiłem do angielskiego innych osób a co najważniejsze domenowo zacząłem rozumieć o czym rozmawiają i co oznaczają dane wyrażenia w systemie to rozumiałem takie 80% i to zdecydowanie wystarczało do realizacji zadań. Czasami zdarzało się, że poprosiłem jeszcze raz o powtórzenie i jakoś to szło. No a po paru miesiącach to już nawet żartowało się po angielsku :)

0

gadaj sam do siebie po angielsku na glos, opowiadaj co widzisz, opisuj pokoj i opowiadaj sam sobie rozne rzeczy. Kolega tak robil a teraz leci z angielskim na lekko

0

@nowy_kret_2: robię to regularnie od kilku lat :D

6

Jak pracowałem w korpo, to była to jedna z najmniej stresujących prac, jakie miałem.

Właśnie w małych firmach jest często więcej stresu i odpowiedzialności, a w takim korpo, to ten stres może rozejść się po kościach po wielotyścięcznej firmie i często jest więcej gadki oraz korpo-polityki, niż rzeczywistej roboty.

Co do j. angielskiego, jeśli Cię przyjęli, to znasz go wystarczająco dobrze (komunikatywnie) i poprawisz go na bieżąco. Jak się czujesz niepewnie, to przeczytaj sobie książkę po angielsku, ustaw w telefonie angielski, pogoglądaj jakieś seriale i filmy po angielsku bez napisów itd. żeby się obtrzaskać z językiem.

Jak boisz się, że zapomnisz, co masz powiedzieć na spotkaniu, że poplącze Ci się język, etc. (choćby 15-minutowym standupie), to sobie rób notatki i możesz czytać notatki. To nawet lepiej wygląda, bo świadczy o tym, że się przygotowałeś i podchodzisz do tematu poważnie, a nie coś ściemniasz na poczekaniu ;).

14

Gościu. Praca w międzynarodowym korpo to zbawienie. Można się opierdalać, narzekać jakiego to ciężkiego masz taska, a suma sumarum robisz go w jeden dzień, a estymujesz na tydzień.
Soft skille + dobry angielski to podstawa.

2
spyrx napisał(a):

A jaki miałeś poziom angola? To też była Twoja pierwsza praca? Rozumiałeś wszystko na spotkaniach i mówiłeś płynnie? Pewnie gorzej jak zapytali o coś co nie zapisałeś ? :D
1 drin zawsze rozluźni imho.

od pierwszej pracy mam.miedzynarodowe srodowisko (glownie uk) i oni doskonale zdaja sobie sprawe, ze mozesz ich nie rozumiec na poczatku. Zwyczajnie prosisz, zeby powtorzyli i wtedy uzywaja prostszego jezyka, dla nich to nic dziwnego. Na pewno podniesiesz tym swoja wartosc na rynku pracy i fajnie jest pracowac w zachodniej kulturze, same plusiki

6

tak jak chlopaki pisza - korpo to najprostsza robota, duza anonimowosc w firmie, mozliwosc
opierdalania, spychania na innych. bajka. ja uwielbiam korpo i stresowalbym sie predzej idac do malej firmy

2

Ja po angielsku mówię tak średnio, nie wiem jaki mam "oficjalny poziom". Bez problemu rozumiem co do mnie mówią, bez problemu jestem w stanie odpowiedzieć, ale jak akurat jestem zmęczony, czy zaspany, albo co najgorsze zaczynam myśleć o poprawności gramatyki, to zaczyna się tragedia. Nie ma to znaczenia, szczególnie w kontaktach z USA, gdzie pół firmy to nie native speakers, a czasami znają ten angielski chyba tylko ze słyszenia. Do tego ludzie z innych krajów, czy klienci też mówią na bardzo różnym poziomie a co gorsza z naprawdę różnymi akcentami. Dla mnie zrozumienie Wietnamczyka, Japończyka to czasami mission impossible, ale dla amerykańskich Amerykanów również.
W kwestiach kulturowych - weź pod uwagę, że my jesteśmy dużo bardziej bezpośredni i dużo łatwiej przychodzi nam powiedzenie "popełniłeś błąd" niż właściwie dowolnemu innemu mieszkańcowi globu.

W skrócie - nie denerwuj się.

0

Wziąłem sobie rozmowę z nativem na preply. Starszy koleś z UK, który nauczyłem z 30 lat na uniwerkach po całym świecie. Rozumiałem tak 70%, prostsze zdania mówiłem na luzie, bardziej złożone stresowałem się i robiłem błędy gramatyczne.
Może było trudniej dlatego, że gadaliśmy o fizyce kwantowej, szczególnej teorii względności i związku tego z religią i dusza człowieka oO

2

Pracuję zdalnie z komunikacją głównie po angielsku od 1.5 roku i jeśli chodzi o poziom języka... to stałem z nim lepiej, gdy pracowałem w polskim software house, który organizował nam zajęcia z lektorem dwa razy w tygodniu. Dopóki jesteś w stanie przekazać informacje potrzebne do wykonania zadania oraz opisać projektowane rozwiązanie, nikt za bardzo nie zwraca uwagi, czy gdzieś przekręciłeś czas albo użyłeś czasownika niemodalnie.

0

@piotrpo:
Tak jak pisałem, większość filmików z yt z takiego TedX np. w większości rozumiem. Dopiero jak jakiś nativ zaczyna mówić szybciej i wykorzystując trudniejsze słownictwo jest gorzej.

Zauważyłem, że stres podczas rozmowy odcina mi ram i cpu i czasami zapominam słówek, struktur gramatycznych itd i jak potem na spokojnie to samo chcę powiedzieć to siebie to nagle znam o wiele więcej słówek i wszystkiego i wychodzi to dużo lepiej. Może kwestia po prostu treningu, rozgadania się i tyle.

Zapytałem dziś tego kolesia co sądzi i czy dam radę w międzynarodowym środowisku to mówi, że bez problemu. Więc może nie jest źle.

2

Ja praktycznie znałem angielski tylko w teorii :) Certyfikat mialem nawet jakiś, ze słuchaniem nie było problemów. Ale jak przyszło co do czego - do praktyki i daily po angielsku to sam się zdziwiłem jaki mam poziom :) Ta sytuacja że chcesz powiedzieć coś i wychodzi takie: "Kali kochać ... " i konsternacja, zwłaszcza jak rozmawialiśmy ze Szkotami/Angolami ... ale po pewnym czasie daje się rade, zresztą jak ze wszystkim :) Praktyka czyni mistrza i się tego nie przeskoczy. Żeby dobrze mówić, trzeba mówić. Najlepiej znaleźć sobie native'a i elo, Polaków czy nienativow nie polecam, bo oni nie maja tego kontekstu, oni tak jak Ty traktuja ten jezyk jako N-ty ...
I dla mnie najlepszą motywacją była koleżanka właśnie Szkotka, z która po godzinach grałem i gadałem o wszystkim i o niczym, także może przed robotą warto spróbować tak na lajcie z kimś pogadać, żeby przełamać ten stres :)

3

6 lat temu pewien Senior udzielił mi rady...

Gdy czujez stres gdy masz watpliwości - gdy nie wiesz czy sobie poradzisz to... Pamiętaj !

"Mina apacza i idziesz jak po swoje !"

Serdecznie polecam DolBo 4programmers

4

Wez sobie jakies lekcje 1:1, zeby moc pocwiczyc w bezpiecznym srodowisku. Od siebie dodam, że obawa przed popełnieniem błedu to typowo Polskie myślenie. W rzeczywistosci w miedzynarodowym srodowisku jest sporo osob, ktorych angielski nie jest pierwszym jezykiem i nikt nikogo nie ocenia. Najwazniejsze to nie bac sie mowic.

I na koniec motywacyjny cytat z Jacka Walkiewicza ;) "Kiedys sie balem i nie robilem. Dzisiaj się boję, ale robię."

1

Od siebie dodam, że chcąc wskoczyć na wyższy poziom z angielskim bardzo ważne jest wyrobienie swojego indywidualnego stylu mówienia. Ja np. staram się zapamiętywać w jaki sposób native’i budują pełne wypowiedzi zamiast tłumaczyć sobie zdania po zdaniu. Pracując z Hindusami na pewno nie nauczysz się angielskiego. Próbuj sobie wizualizować w głowie pewne codzienne sytuacje i ogrywać je w głowie jak w filmach tworząc pełne zdania. Dodatkowo, na zachodzie bardzo często rozmówcy odwołują się do tego co czują. Polacy mówiąc po angielsku mają w zwyczaju mówić rzeczy zbyt dosadnie przez co ktoś kto nie zna naszej specyfiki może nas uważać za gburów. Amerykanie też są bardzo konkretni, ale często ich dyspozycję dnia wyczytasz z tonu, a nie ze słów. Np. spytasz się Amerykanina jak ocenia Twój performance i ten odpowiadając: „it’s fine” może mieć na myśli jednocześnie, że jest bardzo spoko lub, że jesteś bliski zwolnienia.

Tak samo, za każdym razem jak rozpoczynasz rozmowę z kimś po angielsku to najpierw powinieneś zawiązać krótki smalltalk i umieć go przerwać w odpowiednim momencie, żeby nie spędzać pół dnia na opowiadaniu jak się czujesz.

Na yt polecam kanał: „Dave z Ameyki”. On zidentyfikował wiele takich szczegółów i opisał je w swoich filmach.

1

Pracuję w środowisku międzynarodowym od ~3 lat i miałem też problemy z angielskim. Niby miałem B2, ale to był taki koń na drewnianych nogach.
Jeżeli chcesz faktycznie usystematyzować swoją wiedzę, zacząć być pewniejszym siebie polecam Ci spróbować przygotować się do egzaminu Cambridge FCE - B2 First. Nie znam nikogo, kto po zdaniu tego certa miałby problem rozmawiać w międzynarodowym środowisku. Dla niektórych to certyfikat, papierek, (zaraz zacznie się ktoś napinać) ale też myślałem kiedyś że mam "B2", dopóki nie zacząłem się przygotowywać do egzaminu. Polecam i Tobie, jak dla mnie bardzo systematyzuje wiedzę, aktualnie jestem w drodze do C1.

2

@spyrx: i co jest tak zle? Mozesz sobie powiedziec po co ja sie wgl. stresowalem? :]

0

Rozmowy po angielsku sie nauczysz w pracy. Pierwsze dwa-trzy miechy bedziesz ledwo dukał a potem sam będziesz tak nawalał, ze nawet nie zwrocisz na to uwagi.

2

Zgadzam się z przedmówcami. Praca w korporacji to luz (chyba, że taki zespół, który co chwila wrzuca spotkania). Mam wrażenie, że wymagają o wiele mniej niż możnaby wykonać pracy faktycznie . Efekt? W moim przypadku zadania mam zrobione, pracuję niewiele. wyskoczę na trening, spacer, obiad na mieście itp. Teams na telefonie w razie czego. Żadnego tematu jeszcze nie zawaliłem. Jak ktoś chce to i drugi etat da rade pociągnąć.
Minus - Pracuję jako zewnętrzny kontraktor terminowo, w związku z tym nie czuję żadnej sprawczości ani wpływu na tworzony produkt.

1

Z tym opierdalaniem sie to duzo zalezy, bo moze byc duzo roboty, terminy na juz, taski ciezkie do estymaty, mnostwo spotkan + scrum, slaby technicznie projekt(np slaby kod); ale w niektorych to faktycznie moze byc lekko, kawki, picie na koszt firmy, wyluzowani ludzie. No i moim zdaniem jak zaczynasz kariere korpo to nie zasiedz sie tam za dlugo, bo technicznie mozesz szybko przestac sie rozwijac.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1