Czy praca w korpo was zmieniła?

2

Zastanawiam się czy pracownicy korpo są świadomi na ile praca tam zmienia ich charakter? Mam na myśli prywatne zainteresowania ,sposób spędzania wolnego czasu, wybierane rozrywki, ilość wypijanego alkoholu?
Czy nosicie korporacyjne ciuszki także poza pracą?

Jak jak sobie uświadomiłam że przez głupią robotę w której mało mnie kto ceni zrezygnowałam z rozrywki w weekend "bo się nie wyśpię na tyle żeby robić nadgodziny" doszłam do wniosku p* wszystko i wyjeżdżam w Bieszczady ;) w każdym razie wzięłam parę dni urlopu na przemyślenia....

4

Korpo wysysa życie. Od jakichś 2 miesięcy 90%+ czasu pracuję z domu (pozytywny efekt uboczny hot-deskingu) i mam dużo duuużo lepszy nastrój niż gdy siedziałem codziennie w biurze.

2

Nie zmienia, sam preferuje od zawsze korporacje niz male/srednie firmy. Moze i korpo wysysa jak cytryne pracownika ale wystepuje to w innych branzach niz IT

1

Pracując w korporacji można bardzo stać się takim, który jest niepewny i zgodny, gdyż długo ulegał despotycznemu traktowania lub żył w trudnych warunkach, np studenci informatyki (500 co miesiąc na życie od rodziców). Praca taka wyssysa energię życiową, ponieważ w pracy takiej czasem jest chaos, pełno uzgadniania, trzeba pilnować się aby pracy nie stracić, lub komuś nie zajść za skórę. Mobbing też jest czasem powszechny. Znam przypadki ludzi którzy co miesiąc robią średnio 20/30 godzin nadliczbowych, są po rozwodach, właśnie przez stratę granicy, umiejętności oddzielenia tego co tam, a tego co prywatne. Sam jestem programistą i marzę teraz o tym aby mieć robotę na akord typu spawacz, ślusarz, CNC i nie przybierać codziennie maski i udawać że jest fajnie. Bo.... na dłuższą metę to rani duszę człowieka. Czasem lepiej mniej zarabiać, te 5/6 tysięcy jak koledzy na CNC ale mieć spokój 8 godzin i kurtyna, potem masz dziewczyne, rodzine a i tak żyjesz spokojnie. Nie myślisz o IT po pracy jak większość. Właśnie się w tym kierunku staram ukierunkować.

7

W korpo pracowałem pół roku. Mail Driven Development,poświęcanie więcej energii na spychanie i wymówki dlaczego się czegoś nie zrobi niż to zrobić, korpo godziny pracy, świnie nie ludzie... ja tam będąc nie nosiłem korpo ciuszków tylko jeansy i tshirty śmieszne lub makabryczne lub dresy i tez tshirty. Zlewalem prócz dres code, korpo zasady - np robiłem coś jak ustaliłem to z kimś innym przy kawie zamiast czekać ma maila, wychodziłem o 16.45 a reszta czekała w blokach startowych do 17.00 żeby karta się odbić - oni mieli równe 8h w rcp a ja nie stałem w korku na parkingu... nie brałem nadgodzin do domu... ale mimo tego wszystkiego mnie chwalili i nie chcieli zwolnić to sam odszedłem. Było to jedna z lepszych decyzji w moim zawodowym życiu. Jeśli kiedys miałbym pracować w korpo to tylko zdalnie na jak najbardziej samodzielnym i niezależnym stanowisku. Ale są ludzie co uwielbiają absurdy korpo i lawirują po szczeblach drabinki jak szczupaki po szuwarach.

2

Jest też znam sporo ludzi, można to zauważyć na konferencjach IT, korporacjach tzw. dziadków, obdarciuchów.

Zaniebują siebie kosztem pracy, zapuszczają brody po pępek, mają duże bebzony, coś w stylu Hagridów z Harrego Pottera. Chodzą obtargani i udają że są szczęśliwi i walą żarty z których nikt się nie śmieje. Właśnie tacy ludzie są w największym ryzyku chorób psychicznych typu depresja. tylko o tym się nie mówi.

0

Ja w korpo pracowałem jak na razie tylko raz i wspominam bardzo dobrze. W korporacjach często rozwiązane są już problemy z którymi borykają się małe, rozwijające się firmy (jednocześnie są też pewnie problemy których w małych firmach nie ma). Podobała mi się też duża różnorodność ludzi, zróżnicowanie projektów, a i ciśnienie imho jest mniejsze w korporacjach (przynajmniej IT), bo jak ktoś się obija to nie zaboli ich to tak jak małą firmę. No i kolejna kwestia, wydaje mi się, że z definicji jeżeli chce się pracować nad czymś dużym i ciekawym to (poza jakimiś wyjątkami) zostają raczej tylko korporacje.

0

W pewnym sensie tak, w myśl zasady Nietzschego, "co nas nie zabije, to nas wzmocni". Korpo chętnie wysysają i wykorzystują pracownika, jeżeli ten nie potrafi postawić granicy i godzi się na traktowanie niczym podczłowiek. Jak ktoś ma słabą psychikę albo zupełny brak umiejętności społecznych, to będzie miał ciężko. Ale nie zawsze jest źle. Obecnie pracuję z zespołem w Stanach jako pracownik zdalny, bez lokalnego przełożonego i bardzo jestem zadowolony z takiego stanu rzeczy.

1
Wibowit napisał(a):

Korpo wysysa życie. Od jakichś 2 miesięcy 90%+ czasu pracuję z domu (pozytywny efekt uboczny hot-deskingu) i mam dużo duuużo lepszy nastrój niż gdy siedziałem codziennie w biurze.

Muszę chyba doprecyzować, bo wydaje mi się, że wiele osób mnie źle zrozumiało. Dalej pracuję w korpo, ale nastrój polepszył mi się dlatego, że zamiast pracować w zatłoczonym open-space siedzę sobie na luzie w mieszkaniu. W zatłoczonym open-space ludzie próbują się koncentrować na pracy wymagającej głębszego zastanowienia i dlatego trzeba siedzieć relatywnie cicho, mimo iż dookoła pełno znajomych. Do tego dochodzi poprawność polityczna, która jeszcze bardziej ogranicza dozwolone zachowanie (chociaż to sprawa trochę ortogonalna). Z drugiej strony pracując w zawodach gdzie nie trzeba tak długich rozkmin jak np w IT, można sobie głośno porechotać, wygadywać głupoty i ogólnie spontanicznie reagować na cokolwiek, zagadywać itp itd Krótko mówiąc, całkiem inaczej reaguje się na obecność znajomych i to raczej wpływa na nastrój.

W małej firmie IT (a raczej jeśli programiści są rozlokowani po małych pomieszczeniach, a nie siedzą w open-space) jest mniejszy problem z odrywaniem ludzi od pracy. Mniej ludzi w jednym pomieszczeniu oznacza statystycznie mniej okazji do zagadywania, a to oznacza z kolei większe przyzwolenie na to (bo skoro jest mało potencjalnie zagadujących ludzi to sumarycznie mało to przeszkadza, więc można się na to nie denerwować).

Pracowałem w firmach o różnym zagęszczeniu pracowników i różnych wielkościach pomieszczeń. Najwięcej luzu było w e-podróżniku, bo pracowaliśmy w zwykłym domu. Po pokojach było rozmieszczone po kilkoro ludzi, więc nawet jeśli średnio jeden człowiek np zarzuca baita dwa razy dziennie to w pokoju 5-osobowym wychodzi 10 baitów czyli krótkich rozmów. Łatwiej się też dogadać z 4-ema współpracownikami niż z 40-oma, w sensie jeśli muszę się w danym momencie mocno skupić to łatwiej mi powiedzieć o tym w pokoju na 5 osób niż w sali na 50 osób z tego względu, że sumarycznie w sali na 5 osób takich momentów wymaganej ciszy jest znacznie mniej niż w sali na 50 osób, więc taki układ jest praktyczny. Gdybym w sali na 50 osób przejmował się tym, że popsuję komuś tęgą rozkminę to generalnie musiałbym cały czas się powstrzymywać od gadania.

Podsumowując:
Moim zdaniem duży zatłoczony open-space prowadzi do gorszego nastroju niż małe oddzielne sale po kilka programistów.

Natomiast jeśli o ciśnienie to w moim przypadku nie widzę przewagi korpo nad małymi firmami. Raczej odwrotnie. Pracowałem w 3 korpo i 2 małych firmach i tylko w obecnej (HSBC) było agresywne mikrozarządzanie + nadgodziny przez jakieś dwa miesiące na początku. Później się zmniejszyło, bo programiści za szybko się zwalniali, więc kierownictwu szybko zmiękła rura (Scalowców nie było łatwo wtedy znaleźć). Każdy ma własną historię, niektórym korpo podpasowały lepiej, innym małe firmy. W końcu próba o rozmiarze 5 zespołów to żadna próba i wyciąganie z tego statystyki jest bezcelowe.

2
Miang napisał(a):

Zastanawiam się czy pracownicy korpo są świadomi na ile praca tam zmienia ich charakter? Mam na myśli prywatne zainteresowania ,sposób spędzania wolnego czasu, wybierane rozrywki, ilość wypijanego alkoholu?

mysle ze nie ma to wiekszego znaczenia. korpo to oczywiscie duzo biurokracji i traktowaniu it jako kosztu ktory trzeba zmniejszac sposobami wymyslonymi przez ludzi ktorzy o technologii nie maja pojecia. trzeba sie zdystansowac i robic swoje. mysle ze korpo bardziej niz mala firma pozwala na oddzielenie pracy i zycia prywatnego.

Czy nosicie korporacyjne ciuszki także poza pracą?

no raczej, przeciez to najwygodniejsze i najladniejsze ubrania ;)

Jak jak sobie uświadomiłam że przez głupią robotę w której mało mnie kto ceni zrezygnowałam z rozrywki w weekend "bo się nie wyśpię na tyle żeby robić nadgodziny" doszłam do wniosku p* wszystko i wyjeżdżam w Bieszczady ;) w każdym razie wzięłam parę dni urlopu na przemyślenia....

rozumiem tego typu problemy, tez tak mialam dawno temu. ale potem okazalo sie ze dziala to tez w druga strone, moge robic wszystko jak chce i kiedy chce bo w korpo nie ma zbyt skutecznych sposobow na radzenie sobie z pracownikami ktorzy leca w kulki. jesli tylko dostarczasz soft (co w korpo realiach jest latwe bo zadania rzadko sa ambitne jesli chodzi o wykonanie, za to super rozwleczone jesli chodzi o procedury itp) to nikt nic ci nie zrobi za to ze odmawiasz zostac po 16.
oczywiscie o awansie mozna zapomniec ale nie jest to gra warta swieczki, po prostu lepiej zmienic prace.

2

Czym jest korpo? Gdzie leży granica między firma a korpo?

2

Nie jesteśmy sztywnym korpo, nie jesteśmy typowym korpo. Korpo już nie ma.

1

To też zależy. Przecież może być korpo, w którym IT jest tylko dodatkiem, działem wsparcia dla korporacyjnej infrastruktury i może być też korpo, które zarabia głównie na sprzedawaniu swoich produktów i utrzymywaniu ich.

0

Zaraz, ale czemu nie wypowiedział się nasz forumowy ekspert do spraw korpo i HRów - @BraVolt !?

5

Jak ci praca pasuje to pracujesz w korpo, jak nie pasuje to nie pracujesz. Koniec filozofii.

1
Miang napisał(a):

Mam déjà-vu, nie było już czasem tego wątku?

Zastanawiam się czy pracownicy korpo są świadomi na ile praca tam zmienia ich charakter?

Niektórzy których znam mają taką świadomość, niektórzy (~30%) wciąż uważają, że to corpo wyssało z nich najpiękniejszy czas, doprowadziło do rozwodu etc. Jak każda praca, będzie tym czym się jej pozwoli być (to jedna z największych zalet naszego zawodu). imho brak samoświadomości nie zwalnia z odpowiedzialności za swoje życie. Denerwują Cię koleżanki, koledzy i oni? Szef ciśnie? Praca nie ma celu (zgodnego z Twoim)? Czas sobie zrobić reval i się ruszyć. Nie sądzę, że samo corpo jest tu winne, raczej ludzi potrzeba bezpieczeństwa, przynależności do grupy i grania w gry (np. drama triangle). Powiedziałbym, że tak po 2-3 latach w tym środowisku większości ludzi (~80%?) już to ogarnia, pytanie jest ile pozwala się tejże intuicji przedostać na powierzchnię i czy coś z tego wynika.
Zmieniać może np. sposób reakcji na system promocji, istnienie drabinki, 360 i inne tego typu wynalazki inżynierii społecznej. Tu nawet zaawansowani zawodnicy (znający się (na sobie)), mają problemy z ogarnięciem złożoność tego systemu - ale da się radę go sobie uprościć i spokojnie sobie wegetować.

Mam na myśli prywatne zainteresowania ,sposób spędzania wolnego czasu, wybierane rozrywki, ilość wypijanego alkoholu?

Mam więcej wolnego czasu pracując w corpo, ponieważ nie zależy mi tak na tym co robię. Corpo zapewnia też (trochę złudny, ale mimo wszystko) 2-6 miesięczny bufor bezpieczeństwa w którym da się trochę życie ogarnąć jak się corpo zacznie sypać. Co do rozrywek, robi sponsoring galerii, muzeum, czasem są jakieś zniżki na event to tu to tam - można skorzystać, ale nie powiem, żeby miało to wpływ na sposób w jaki spędzam wolny czas. Raczej kombinuje, czy w lunch da się wcisnąć coś co innych też zainteresuje i się w tym kierunku rozwijać od przykrywką corpo. np. workshop z programowania funkcyjnego się nam udało odpalić, w średniej firmie po prostu nie było na to kasy, więc ta odrobina bezwładu i tłuszczyku biurokracji w którym wszystko obrasta pozwala na trochę wolności (kurczę nie wiem czemu mam teraz przebłysk tej sceny z John Wick 3 gdy John sobie palec odrąbuje mówiąc 'i'll serve' ;-)
Mam kolegę, który religijnie biega na corpo łyżwy, drugi się z tego nabija. W HQ I na wyższych poziomach jest trochę więcej polityki i tam się to liczy (tj kto co zorganizował poza pracą, na tym pozioy na którym ja operuję i mam zamiar zostać nie ma to znaczenia). Tak sobie myślę, że w niektóre środowiska, czy na co ciekawsze event nie miałbym wstępu gdyby nie corpo, allée trudno to zweryfikować.
Sport - corpo akurat ciśnie na to żeby jakoś się ogarnąć (jak 1/4 pietra biega w maratonach i dojeżdża na rowerach samo się narzuca, że mogłyby się ruszyć). W mniejszych firmach dużo łatwiej było zignorować Wiktora, który wyciska już 180, nikomu nie przyszło do głowy zorganizować jakieś pogadanki jak sobie to czy owo (fizycznie, bądź psychicznie) lepiej ogarnąć. Taka trochę przypadkowa masa różnych ludzi na swoje zalety - widzisz jak łatwo się zapuści ;-)
Alkohol - to chyba raczej środowisko, w bodyshopie piliśmy co piątek (ostro), w średniej firmie (crunch) co lunch po jednym, w różnych corpo, zwykle jest taki wieczór, aby wyczyścić to czego nie za bardzo można było sobie wygarnąć w biurze, przegrupować się trochę (trochę tak głupio koledze na open space oświadczyć, że pisze baboki od kilku dni, do salki zwierzeń trochę tak za poważnie, więc albo kawa, albo pub po pracy zostaje). Dochodzą do tego pożegnalne imprezy, świąteczne nasiadówy więc trochę tego jest. Rozwiązanie jest proste, nie zawsze trzeba pić %. Znów, to specyfika zawodu, wątpię żeby corpo sprzedawca daleko zajechał bez nakrapianych spotkań.

Czy nosicie korporacyjne ciuszki także poza pracą?

Nie; w pracy już też coraz rzadziej.

Jak jak sobie uświadomiłam że przez głupią robotę w której mało mnie kto ceni zrezygnowałam z rozrywki w weekend "bo się nie wyśpię na tyle żeby robić nadgodziny" doszłam do wniosku p* wszystko i wyjeżdżam w Bieszczady ;) w każdym razie wzięłam parę dni urlopu na przemyślenia....

Mieć czy być? ;-)
Po co robisz nadgodziny? Masz jakiś cel, który da się osiągnąć tylko finansowo i nie masz innego sposobu na zdobycie kasy (takiego który realizując byłoby Ci bardziej po drodze)? Ludzie mają różne problemy, cele, potrzeby.
Grunt trzeba jakoś sobie ogarnąć żeby się o niego nie roztrzaskać, czego Tobie życzę.

1

Wejście do korporacji w IT to nie jest związanie się z GRU, Mossad, CIA. Nie spodoba się, można odejść nie tylko przez piec hutniczy [Suvorov], odchodzący z korporacji nie musi prosić żeby go nie zabijali [spełnili prośbę, obudził się, wtedy zrozumiał, że go zakopali w trumnie żywcem]

Korporacja to praca jak praca, są gorsze, są lepsze.

1

To chyba bardzo zależy od korpo i swojego podejścia. Jeszcze na studiach byłem na rozmowie w IBM i tam miałem bardzo mieszane odczucia co do miejsca i szeroko pojętej atmosfery, kumple chwalili, ale sam wolałem poczekać i wyszło mi to na dobre. Aktualnie pracuję w ogromnym, polskim korpo i czuć trochę cebulę i inne dziwne akcje mimo ogromnych przychodów firmy, ale nigdy nie miałem problemu z wyjściem wcześniej, wyjściem w środku dnia coś załatwić, w weekendy nie pracuję, chyba, że spotkałem problem który sam w sobie mnie bardzo zaciekawił.

Nagodziny np. nie istnieją, ciężko się o nie "doprosić" jeżeli projekt trzeba pocisnąć trochę szybciej przed terminami. Aczkolwiek są ludzie, którzy świadomie biorą do domu robotę i nawet nie rejestrują godzin - nie wiem czemu i jakim cudem sobie na to pozwalają, jak ich pytam to odpowiedź typu "no bo to musi być zrobione" - ale czy to problem samego pracownika? Wg. mnie nie.

Co do zmiany stylu życia to nie rozumiem tego pytania. Jeżeli przed podjęciem pracy masz pasję, która pochłania Ci np. 10h tygodniowo to przecież nie zrezygnuję, bo pracuję w korpo ani się nie rozpiję, bo mi bardzo źle i niedobrze, wszyscy hejtują korpo i oj jacy to frajerzy nawalają 200h+ miesięcznie.

Korpo równie dobrze można nazwać ogromną halę, gdzie pracowników jest 500-1000-3000 - uwierzcie mi, że mają dużo gorzej ;) Aczkolwiek pewnie chciałbym zaznać też pracy w małej firmie czy zdalnej.

0

Korporacja vs mala firma jest jak miasto vs wies.

0

pracowalem w spinoffie korpo, smieszne procedurki, jakis assesmenty roczne, koles ktory widizal mnie 3 razy w zyciu na 2h wydawal opinie na temat mojej pracy, jeszcze smieszniejsze ze ta ocena jest wiazaca i na jej podstawie jest ustalaan podwyzka lub jej brak. Generalnie to robie jeszcze pare miesiecy jako godzino-dajka ,a pozniej podejscie pierwsze do 100% swojego tematu bo przebitki na tym sa tak horrendalne ze szkoda siedziec u kogos

1

Dzięki za wszystkie odpowiedzi
Czytając je uświadomiłam sobie , że za dużo rzeczy które mnie irytują odpowiedzialny jest szef.
Nadgodziny wynikają z mojego charakteru, jak jest coś ważnego do zrobienia to jako osoba odpowiedzialna (he he) staram się to zrobić. Oczywiście dodatkowa kasa jest, ale i tak odkładam ją na podróże, tylko żeby podróżować trzeba dostać urlop i to trochę więcej niż tydzień jednym ciągiem (znowu szef).
Zostawałam po godzinach bo w normalnych godzinach pracy szef zarzucał mnie jakimiś pierdołami.
Co do korpo ciuszków - nie zakładam czegoś czego kompletnie nie lubię, i chętnie się odstroję w garniturek - 2,3 razy w tygodniu, ale nie cały czas. Złapałam się na tym ze kupując ciuchy zastanawiałam się "czy mogę to założyć do roboty, czy ktoś się doczepi", a nie były to naprawdę rzeczy wyzywające.Oficjalnego dress-codu na czy nie widziałam, zresztą sądząc po innych zespołach są równi i równiejsi w tym względzie
Ja się raczej nie maluję wczesnym rankiem idąc do pracy, robię to dla przyjemności czyli raczej w czasie wolnym, ale niektóre laski twierdziły że MUSZĄ się malować do pracy, mimo ze bez makijażu wyglądały OK, i tej części pracy w korpo też za cholerę nie potrafię zrozumieć. Po co wpędzają się same w jakieś powinności względem nawet nie wyglądu, a czynności rytualnych?
Praca w open space jest wyjątkowo do d**y. Ludzie robią wojny na rodzaj puszczanej muzyki, opowiadanie chamskich historyjek, ustawienia klimatyzacji.
Co do pasji - zauważyłam że jednak przez korpo przeznaczałam na nią mniej czasu, albo wybierałam łatwiejsze aspekty, zamiast uczyć się do egzaminu językowego. Parę razy nie wybrałam się np. na interesujący wykład bo wiązałoby się to z wzięciem dnia urlopu.
Co do tego że presja społeczna zachęca do sportu - ja zauważyłam ze przez presję chodziłam m po schodach zamiast jeździć windą co akurat na moich kolanach się negatywnie odbija, więc presja na bycie fit nie zawsze jest OK. Presję na chlanie wódy już łatwiej mi olać, chyba to dotyczy jednak bardziej facetów

2
Miang napisał(a):

Ja się raczej nie maluję wczesnym rankiem idąc do pracy, robię to dla przyjemności czyli raczej w czasie wolnym, ale niektóre laski twierdziły że MUSZĄ się malować do pracy, mimo ze bez makijażu wyglądały OK, i tej części pracy w korpo też za cholerę nie potrafię zrozumieć. Po co wpędzają się same w jakieś powinności względem nawet nie wyglądu, a czynności rytualnych?

Może tak jest przez oczekiwanie od kobiet bycia ładnymi. Samo chwalenie wyglądu dokłada się do robienia człowiekowi (kobieta też człowiek, gdyby ktoś nie załapał) krzywdy. "Ale ładni dziś wyglądasz" - nawet słyszałem jak ktoś tak mówił do kobiety. Poważnie? A wcześniej nie wyglądała? Potem niejedna kobieta nie wyjdzie z domu bez makijażu, bo "bycie niezadbanym to brak szacunku do kogoś, z kim się rozmawia" - poważnie, są tacy, co tak twierdzą. Do tego na portalach plotkarskich widzimy często wpisy w stylu "Wyszła w dresie i bez makijażu po bułki i mleko" - jakby to było coś złego. A potem człek nie wyjdzie śmieci wyrzucić jak "nie ma w co się ubrać". A potem kobiety - wychowane na takich bzdurach - nie mają łatwo to zmienić.

Praca w open space jest wyjątkowo do d**y. Ludzie robią wojny na rodzaj puszczanej muzyki, opowiadanie chamskich historyjek, ustawienia klimatyzacji.

A dyrektor pewnie za szklanymi drzwiami nie wie co się dzieje. Jeśli nie dotrą do niego skargi, to warto pomyśleć o zmianie pracy. Zwyczajnie zespół jest drętwy.

Co do pasji - zauważyłam że jednak przez korpo przeznaczałam na nią mniej czasu, albo wybierałam łatwiejsze aspekty, zamiast uczyć się do egzaminu językowego. Parę razy nie wybrałam się np. na interesujący wykład bo wiązałoby się to z wzięciem dnia urlopu.
Co do tego że presja społeczna zachęca do sportu - ja zauważyłam ze przez presję chodziłam m po schodach zamiast jeździć windą co akurat na moich kolanach się negatywnie odbija, więc presja na bycie fit nie zawsze jest OK. Presję na chlanie wódy już łatwiej mi olać, chyba to dotyczy jednak bardziej facetów

Więcej, szybciej, lepiej... w połączeniu z kultem pracy wpojonym przez pokolenie wychowanie za czasów PRL mamy kult zapierdalania dla samego zapierdalania. Kto nie zapierdala ten nie istnieje i jest niegodny uwagi. Nawet po (byłych już) znajomych zauważyłem, że z jednej strony są dumni z tego jak ciężko im się zapierdala, a z drugiej narzekają, że nie mają na nic czasu. "Nie mam czasu. Pomyślimy o spotkaniu." - jak to ładnie brzmi, a znaczy dokładnie tyle co "Mam w ciągu doby tyle samo czasu, co ty, ale wybrałem wszystko inne, ale nie spotkanie z tobą". Czas wyłączyć internet.

13

Potwierdzam: Praca w korpo zmienia ludzi.
Kiedyś byłem biały:
biały

3
Wibowit napisał(a):
Wibowit napisał(a):

Korpo wysysa życie. Od jakichś 2 miesięcy 90%+ czasu pracuję z domu (pozytywny efekt uboczny hot-deskingu) i mam dużo duuużo lepszy nastrój niż gdy siedziałem codziennie w biurze.

Muszę chyba doprecyzować, bo wydaje mi się, że wiele osób mnie źle zrozumiało. Dalej pracuję w korpo, ale nastrój polepszył mi się dlatego, że zamiast pracować w zatłoczonym open-space siedzę sobie na luzie w mieszkaniu. W zatłoczonym open-space ludzie próbują się koncentrować na pracy wymagającej głębszego zastanowienia i dlatego trzeba siedzieć relatywnie cicho, mimo iż dookoła pełno znajomych. Do tego dochodzi poprawność polityczna, która jeszcze bardziej ogranicza dozwolone zachowanie (chociaż to sprawa trochę ortogonalna). Z drugiej strony pracując w zawodach gdzie nie trzeba tak długich rozkmin jak np w IT, można sobie głośno porechotać, wygadywać głupoty i ogólnie spontanicznie reagować na cokolwiek, zagadywać itp itd Krótko mówiąc, całkiem inaczej reaguje się na obecność znajomych i to raczej wpływa na nastrój.

W małej firmie IT (a raczej jeśli programiści są rozlokowani po małych pomieszczeniach, a nie siedzą w open-space) jest mniejszy problem z odrywaniem ludzi od pracy. Mniej ludzi w jednym pomieszczeniu oznacza statystycznie mniej okazji do zagadywania, a to oznacza z kolei większe przyzwolenie na to (bo skoro jest mało potencjalnie zagadujących ludzi to sumarycznie mało to przeszkadza, więc można się na to nie denerwować).

Pracowałem w firmach o różnym zagęszczeniu pracowników i różnych wielkościach pomieszczeń. Najwięcej luzu było w e-podróżniku, bo pracowaliśmy w zwykłym domu. Po pokojach było rozmieszczone po kilkoro ludzi, więc nawet jeśli średnio jeden człowiek np zarzuca baita dwa razy dziennie to w pokoju 5-osobowym wychodzi 10 baitów czyli krótkich rozmów. Łatwiej się też dogadać z 4-ema współpracownikami niż z 40-oma, w sensie jeśli muszę się w danym momencie mocno skupić to łatwiej mi powiedzieć o tym w pokoju na 5 osób niż w sali na 50 osób z tego względu, że sumarycznie w sali na 5 osób takich momentów wymaganej ciszy jest znacznie mniej niż w sali na 50 osób, więc taki układ jest praktyczny. Gdybym w sali na 50 osób przejmował się tym, że popsuję komuś tęgą rozkminę to generalnie musiałbym cały czas się powstrzymywać od gadania.

Podsumowując:
Moim zdaniem duży zatłoczony open-space prowadzi do gorszego nastroju niż małe oddzielne sale po kilka programistów.

[...]

O Panie, co to za świętokradztwo, jak Ty tak możesz... gloryfikować brak f2f, brak owocowych dni, brak darmowej kawy i klimatyzacji, alienację od zespołu i w ogóle ludzi.

Jak pracowałem w HSBC, jak się to to przeprowadzało, do tej obecnej siedziby, wiesz jakieś peany przy przeprowadzce były? Jak nowa siedziba jest ekologiczna, jak ona ratuje pustynie w Namibii i Ozon nad Antarktydą, jak zwiększa produktywność, zżycie z ludźmi (te kolejki do eksperu, ubikacje, gdzie słyszysz najmniejszy objaw perystaltyki u kogoś na tronie obok), zadowolenie zżycia, jak bycie prawie w centrum miasta pozwala poczuć się jak w centrum miasta. I to Tesco obok - Jezu, co tam nie można, szkoda, że się trochę skurczyło, ale to był dealbreaker normalnie, w Zabierzowie wszyscy o Tesco marzyli. I to terrarium - każdy widzi szefa i może mu pomachać, taka otwartość!

Wracając do ubikacji - weźmy ten dyson blade, tylko 12 sek suszenia rączek ratuje nasze środowisko i pozbywa się bakterii (takie były wtedy napisy). Teraz wyszły badania naukowe, które pokazały co ten korpobullshit narobił, że to bakterie wręcz rozrzuca znacznie bardziej niż średniowieczny papierowy ręczniczek i w ogóle powinno się tego zakazać.

Nie lubię politpoprawności, ale żyję nadzieją, że kiedyś korpobullshit będzie traktowany na równi z molestowaniem seksualnym. Bo on naprawdę molestuje ludzi od pewnego progu IQ (załóżmy 50), molestuje mnie fakt, że czytam i słyszę te korrpobullshity i fakt, że ktoś bez zażenowania mi je sprzedaje. To naprawdę molestuje mi mózg i czyni w nim szkody, być może nieodwracalne. Bo ja miałbym opory, aby takie bzdety komuś wciskać, nawet za pieniądze.

2

Wikipedia:
Głupota – niedostatek rozumu przejawiający się brakiem bystrości, nieumiejętnością rozpoznawania istoty rzeczy, związków przyczynowo-skutkowych, przewidywania i kojarzenia. Charakteryzuje się pychą, śmiałością, podejrzliwością, niskim lub nieistniejącym samokrytycyzmem, niezdolnością do zdziwienia, dążnością do ekspansji.

W kontekście posta @TurkucPodjadek IMHO, co organizacja to ludzie - najważniejsze nie być i nie pracować z głupkami.

6

Tak.

  • poznalem wiele fajnych osob
  • zjezdzilem kawalek swiata (np. odwiedzilem prawie polowe stanow USA).
  • poprobowalem wielu rzeczy gdzie inaczej bym sie pewnie sam nie wybral: strzelanie z broni ostrej, quady, jazda 4x4, escape roomy
  • czuje stabilnosc finansowa.
  • nauczylem sie jezdzic na nartach, bo mielismy wyjazdy z pracy
  • dobrze ogarnalem angielski
  • zrobilem sie bardziej asertywny, odporny na krytyke, i potrafie bardziej posatwic na swoim
  • zrobilem sie ciezszy (to na minus)
  • Wiem ze Open Space to zlo, ale to temat na inna dyskusje
  • korpo bullshit etc. -> ja robie swoje, mam swoje poglady. W mediach tez jest wszedzie propaganda. Po prostu jest magiczny guzik "delete". Traktuje to mniej wiecej jak spam ktory mi przychodzi na skrzynke
1

Dużo polepszyło w pracy w korpo jak przestałem odbierać maile. Jak ktoś coś serio chciał to przychodził a odeszło 99% gowna.

4

Tak, praca w korpo zmieniła mnie zdecydowania. To w korpo zrozumiałam, że spóźnianie się z wypłatą nie jest normalne. Że jak wychodzę z pracy to wychodzę z pracy i do widzenia. Albo że jak ktoś próbuje ci wejść na głowę, to wystarczy powiedzieć "Poproszę zadania w Jira", żeby mieć święty spokój :D

Co do korpo ciuszków - nie zakładam czegoś czego kompletnie nie lubię, i chętnie się odstroję w garniturek - 2,3 razy w tygodniu, ale nie cały czas. Złapałam się na tym ze kupując ciuchy zastanawiałam się "czy mogę to założyć do roboty, czy ktoś się doczepi", a nie były to naprawdę rzeczy wyzywające.Oficjalnego dress-codu na czy nie widziałam, zresztą sądząc po innych zespołach są równi i równiejsi w tym względzie

Ale ty jesteś programistą...? Jeszcze nie widziałam programisty w garniaku...

0

Nie, nadal chce umrzeć.

0

Czy praca w korpo was zmieniła?

TL;DR; Nie. Praca jak praca, +1 do doświadczenia.

Co do moich luźniejszych przemyśleń w temacie. Korpo zazwyczaj daje lepsze warunki niż mniejsze firmy, pod warunkiem, że wynegocjujesz sobie dobrą stawkę na start. W zamian co jakiś czas postawi Cię w sytuacji, w której będzie obrażać Twoją inteligencje, trzeba umieć się na to uodpornić.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1