Cześć wszystkim!
Sprowadził mnie tutaj WIELKI dylemat życiowy. Chcę, żeby wypowiedziały się osoby, które czują podobnie, jak i takie, które nie rozumieją mojego podejścia do życia. Najpierw przedstawię swoje doświadczenia, a później spostrzeżenia.
O mnie / krótko-długa historia:
Od 6 klasy szkoły podstawowej (ok. 2001-02 rok) mam kontakt z programowaniem. W ten świat wprowadziła mnie książka Romana Poznańskiego pt. "Przygody z komputerem i bez komputera" oraz moje ukochane Commodore 64. Tak zacząłem się uczyć programować w języku BASIC. Później w gimnazjum spędzałem popołudnia u kolegi, który wybywał do dziewczyny, a ja mogłem na jego komputerze tworzyć pierwsze strony w HTMLu w notatniku, a później w Pajączku i FrontEndzie (kto jeszcze pamięta?). Kiedy w końcu rodzice kupili pierwszego PCta, byłem przeszczęśliwy, że będę mógł edytować zapisane na dyskietkach swoje strony. Oczywiście zaangażowałem się wtedy w stronę gimnazjum i drużyny harcerskiej. Liznąłem nawet Macromedia Flash i tajemny ActionScript. W liceum również byłem jedynym specjalistą od strony szkoły. Znałem już CSS, JS, PHPa. W wieku 16 lat zrobiłem swojego pierwszego CMSa, bo to była kwestia honoru. Ówczesny PHPNuke i PHPFusion nie spełniały moich oczekiwań. To były piękne czasy fascynacji technologią. Wspominam je z łezką w oku.
Po liceum, czyli od 2009 roku zacząłem zawodowo zajmować się programowaniem, ale też innymi rzeczami pomiędzy zleceniami. Studia olałem po paru miesiącach, bo nie mogłem realizować swoich pomysłów, od których nie mogłem zasnąć. Postanowiłem zdobyć chociaż tytuł zawodowy informatyka o specjalizacji programisty w technikum policealnym, w końcu to tylko dwa lata, a nie 5 lat. Odbyłem w międzyczasie jakieś kursy informatyczne i programowania np. C#/WPF, RedHat. Zdobywałem zatrudnienie w różnych firmach, ale po paru miesiącach sam podejmowałem decyzję o zakończeniu współpracy, ponieważ nie odpowiadała mi atmosfera. Pracowałem w Januszpolach, Łagropolach, Korpo, na UoP i na B2B. Najdłużej pracowałem w jednym "zakładzie pracy" 1,5 roku. Zawsze dużo wymagałem od siebie, tworzyłem czytelny, samoopisujący się kod, według obowiązujących standardów, z zachowaniem konkretnej struktury i metodyk programowania, dokumentowałem moje postępy. Ostatnio zrezygnowałem ze współpracy w jednej ze stabilnych firm, gdzie atmosfera koleżeńska była bardzo w porządku, kasa była zawsze na czas. O odejściu zdecydowało pogarszające się zdrowie, brak kompetencji ze strony kierownictwa projektu, brak rozwoju i zbyt słabe warunki finansowe.
Wnioski:
Obserwując rynek z perspektywy ostatnich kilku lat kiedy to utknąłem w jakimś stacku technologicznym, widzę, że trochę się pozmieniało. Nie tylko w zakresie trendów technologicznych, terminologii, ale też namnożyło się bootcampów, które roztaczają wizję, jak to każdy może kosić hajs, kto przejdzie kurs. Poza tym docierają do mnie sygnały, że niebawem zastąpi nas AI, albo, że klient będzie w stanie sam z klocków zaprojektować cały proces zbierania i przetwarzania danych. Boję się, że programista nie będzie już tak niezbędny dla biznesu, bo będą narzędzia, które skrócą czas oczekiwania na produkt. W większości firm z którymi miałem kontakt, wyglądało to tak, jakby firma zajmowała się mówiąc obrazowo uprawianiem pola bawełny, z której powstawała tkanina i nici, projektowało się w międzyczasie ubranie, szyło t-shirta, a później okazywało się, że ma to być garnitur!
Pytania:
Czy to normalne, żeby często zmieniać "pracodawców" poszukując lepszego miejsca dla siebie?
Czy to normalne, że podczas kiedy inni widzą nadzieję w programowaniu, ja odnajduję spokój i ukojenie w pracach fizycznych, gdzie widzę jak własnymi rękami kształtuję materię?
Czy tylko ja uważam, że to wszystko dzieje się tak szybko i tak nieprzewidywalnie, że nawet nie wiadomo co będzie za rok?
Z pewnością nie wyczerpałem tematu i będę się odnosił w komentarzach do poszczególnych wypowiedzi. Chciałbym, żebyście przedstawili swój punkt widzenia niezależnie do tego jaką rolę pełnicie w zespole.