Inby w waszych firmach

0

jakie śmieszno-dramatyczne sytuacje mieliście w waszych firmach? na przykład wasz teamlead został wyrzucony na waszych oczach albo mowilisicie że coś się zepsuje jak nic nie zrobimy i się zepsuło na waszych oczach

7

Po 3 miesiacach pracy 7 programistow nad nowym modulem do aplikacji kod poszedl do testow (nikt w tej firmie o iteracjach w 2 tygodnie nie slyszal), a tester pyta po c**** to robiliscie, skoro juz to mielismy, wystarczyło tylko zmienić to i to w preferencjach dla uzytkownika. Jako, ze byl to Januszsoft, to dwóch właścicieli miało niemal łzy w oczach na wieść o tym, że wydali ponad 100 tysięcy bez potrzeby. Od tamtej pory jeden tester i jeden koder pomagali właścicielom (którzy starali się być PO/BA) w analizie wymagan klientów.

2

Sporo czas upłynęło od kiedy tam pracowałem, ale przypomniała mi się taka sytuacja...

Przyszło RFP po polsku z "tysiąc pińcet" stron opisu wymagań, standardów itp. Firma (korpo) postanowiła pójść pod rękę z pewnym dostawcą zagranicznym (inne korpo) i odpowiedzieć na to RFP. RFP po polsku, partner włada angielskim. Wiadomo - nie będzie łatwo uzyskać odpowiedź czy produkt zagraniczny spełnia wymagania klienta. Jeden z managerów stwierdził, że skorzystanie z usług profesjonalnego biura tłumaczeń zajmie za dużo czasu i będzie trochę kosztować (trudno odmówić mu racji, bo była to akcja "last minute" i na odpowiedź został tydzień - ot, ktoś, gdzieś przykisił temat i z miesiąca czasu na odpowiedź zrobiło się tydzień), a że testerzy mieli akurat "wolne moce przerobowe", to na nich spadł zaszczyt tłumaczenia PL -> EN. Jako, że materiału było dużo, a czasu mało, to wymyślili sprytny sposób. Wrzucili w google translatora i gotowe. Oczywiście nie wspominając, o tym ani słowa (Team work!). Partner dostał "przetłumaczone" RFP i się do niego odniósł, tam gdzie mógł, ale w większości nie mógł, bo "nie rozumiał wymagań klienta". Mnie i kolegę kopnął zaszczyt doprecyzowania wymagań i rozwiania wątpliwości partnera podczas telekonferencji. Nie rozumieliśmy skąd te wątpliwości, bo w PL było jasno opisane o co chodzi. Do czasu, aż nie padł numer konkretnego wymagania i zerknęliśmy na wersję angielską. I to był dramat, k**a dramat, setki stron dramatu.

1

Ktos/gdzies postanowil przyoszczedzic i przeniesc zespol do indii aby bylo taniej (tzn zatrudniamy osoby pracujace za max 5-10$ - nie szukamy specjalistow do skomplikowanej pracy tylko tanich osob do "skomplikowanej" pracy). Jednym z zadan bylo utrzymanie pewnej kupionej aplikacji do ticketow (wybrana calkiem zle przez osoby pseudo techniczne (ze wzgedlu na wyglad a nie funkcjonalnosc) - miala pewne problemy z iloscia danych (tych bylo naprawde sporo) - przy czym tworcy odradzali uzycia tej aplikacji do procesu). Zostal 1.5 miesiaca do konca projektu i zorientowano sie ze w Indiach nie znajda osob do tego - rozwiazanie - zewnetrzna firma do pomocy - roczny koszt wiekszy niz utrzymanie calego przenoszonego zespolu (ktory robil jeszcze sporo dodatkowych rzeczy) plus koszt osob w Indiach. No ale jak to korporacja pomimo ze dzialalo to zle i po "zmniejszeniu" kosztow okazalo sie ze placa sporo wiecej niz wczesniej ogloszono wielki sukces :).

0

Stopniowo doszło do takiej sytuacji, że każdy w projekcie zajmował się wszystkim w tym samym czasie. Deweloperka, wyliczanie sobie czasu na zadanie, helpdesk i kontakt z klientem. Dosłowna sytuacja jedną ręką piszesz kod, w drugiej trzymasz biurowy telefon gdzie na numer służbowy dzwoni pracownik od klienta, że nie może się zalogować na swoje konto do panelu, a za dwie godziny był umówiony u nas prezes tej firmy w sprawach omówienia dalszej współpracy. Jak wyjechał do nas to nie wyjaśnił kilku nowych szczegółów i zmian programu swoim pracownikom, stąd własnie ich przestraszone telefony do nas w trakcie nieobecności szefa. Generalnie jego pracownicy nie mieli profesjonalnego szkolenia z obsługi naszego systemu bo szkoda mu było pieniędzy i chciał tylko od nas pisemną "instrukcje" z którą samodzielnie zapoznawali się jego pracownicy, w tym nie związani z IT. Jednocześnie w tym samym czasie się śpieszyliśmy by załatać mały błąd na produkcji bo mógł też za chwile mieć o to pretensje. Takich pożarów doświadczyłem kilku i po kilku latach patrzę na tamte czasy jak na walkę w partyzantce gdzie dosłownie nie wiadomo było co przyniesie jutro.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1