renderme napisał(a):
To jest kwestia wizji państwa i wolności obywatelskich.
Nie. No najwyżej jeśli wolność będziemy rozumować przez zupełnie patologiczne przyzwolenie na absolutnie wszystko. Np. zachce mi się wystrzelać ludzi w Biedronce, biorę broń i strzelam, bo inaczej to jest ograniczenie mojej wolności, jeśli coś jest mi zakazywane lub nakazywane.
Problem z twoimi przykładami jest taki, że wszystkie mają negatywne skutki wyłącznie dla ciebie - roztyjesz się? Będziesz grubasem. Ty - nie zarazisz otyłością nikogo. Złapiesz syfa? Nie zarazisz nikogo z automatu. Nawet nieświadomie, ale będziesz musiał kogoś sobie przygruchać, ludzi w sklepie sam z siebie nie zarazisz. Utoniesz? Utoniesz sam, utonięciem nikogo nie zarazisz. Owszem służba zdrowia poniesie koszty, ale teraz też ponosi, nic się nie zmienia.
A z tym wirusem problem jest taki, że rozsiewasz go dalej bez kontroli, bez specjalnego działania. Porównanie z wystrzelaniem ludzi w Biedronce uważam za całkiem trafne - tylko zamiast gana - kaszlniesz sobie :) I jak w strzelaninie, jeden dostanie w nogę, inny w serce. Jeden przechoruje lekko, inny ciężko, ktoś tam się przekręci, dzięki tobie, sam przejdziesz lekko, ale nie każdy będzie miał tyle szczęścia i nie da się tego przewidzieć, przynajmniej w tej chwili.
W ogóle dziwi mnie lekkomyślność, nawet młodszych. Bo tak - młodzi mogą to przechorować lekko, ale nie jest powiedziane, że za rok, dwa - nie nałoży im się inna choroba i ten niby niegroźny dla nich wirus nagle położy ich na tygodnie pod respirator (i oby był to widzialny respirator, a nie jak te niewidzialne od Szumowskiego :D ). A może z tego już nie wyjdą? I to nawet nie chodzi o obciążenie służby medycznej - ta jest wiecznie niewydolna. Szkoda zdrowia i życia, swojego i innych. Innych, bo do sklepu pójść musisz i do tego sklepu muszą też inni, także z dyskotekami nie wylatuj. Nie unikniesz spotykania ludzi, ludzie (niestety) nie unikną spotykania ciebie. W sklepie, aptece, na poczcie, w urzędzie, idąc chodnikiem, może w pracy. Bo muszą się też przemieszczać i załatwiać jakieś swoje sprawy, każdy musi. Pozostaje liczyć, że zdążą się zaszczepić i to im pomoże się ochronić.
Na pewno jedno można powiedzieć - jest to coś pewnie zupełnie nowego, z czym ogólnie cywilizacja od stuleci się nie zderzała. Nie wiadomo jak się zachować, nikt nie ma skutecznego patentu. Ale z całą pewnością można powiedzieć jaki patent jest nieskuteczny - udawanie, że nie ma tematu, a wirus jest kompletnie niegroźny. Nawet odrzucając psychozę mediów - ofiary są. Dużo? Mało? Nawet gdyby było super mało, to nie chciałbym być punktem w tych statystykach i to jest wystarczający powód, aby kombinować, jak się tym punktem nie stać i jeśli już fiknąć, to jednak na coś innego i znacznie później. Może życie mam *ujowe, ale jeszcze bym sobie pożył.
O braku szkodliwości szczepień (poza dowodami naukowymi, których jednak wiele osób nie rozumie) będziemy mogli się w pewnym sensie przekonać, bo akurat większość tu z nas, jeśli nie wszyscy, będziemy mogli się szczepić na samym końcu. Przy takim tempie na swoją kolej zainteresowani poczekają ze 2 lata (albo i więcej). Przez ten czas można obserwować już zaczepionych z pierwszych grup. Niestety mimo wielkich nadziei antyszczepionkowców jakoś ludzie nie chcą się przekręcać - ależ niefart...
Wstawiłbym wideo o wściekliźnie. Bardzo mocny materiał, pokazujący ostatnie dni chorych i chyba mało kto by go był w stanie obejrzeć do końca. Wścieklizna to też wirus. Do dziś nie ma na niego leku. Jedyna szansa na uratowanie się to antytoksyna i seria szczepionek, podaje natychmiast po ugryzieniu, nawet tylko przy podejrzeniu, że zwierzę może być wściekłe. Jeśli się ich nie przyjmie - śmierć jest niemal pewna, góra tydzień od wystąpienia objawów. Okrutna i bolesna. Nieuchronna, bo objawy oznaczają, że zwykle już jest za późno. Przypadki wyjścia z takiego etapu choroby są nieliczne. Wściekliznę przenosić może nawet wiewiórka. Co by zrobili przeciwnicy szczepionek po ugryzieniu? :) Jakoś mam dziwne przeczucie, że wtedy już coś tam o swobodach i państwie totalitarnym by nie obowiązywało :) Czyżby dlatego, że tym razem to ich życie byłoby bezpośrednio zagrożone, a nie innych?
Anyway dyskusja jest i tak natury czysto filozoficznej. Obowiązku nie ma, każdy ma swój rozum. Może po prostu niektórzy potrzebują ciężko przechorować, żeby sprawę faktycznie przemyśleć? Nie wiem, ja tam, gdy widzę psią kupę na chodniku, to nie potrzebuję powąchać, ani tym bardziej polizać, żeby wiedzieć, że to kupa i ją ominąć. Nigdy nie smakowałem, ani nie wąchałem specjalnie, jakoś naturalnie wiem i nie śmiałbym kontestować choćbym zobaczył 1000 filmów, że to zmowa przemysłu szambiarskiego, żebyśmy nie jedli kup. Ale może niektórzy jednak potrzebują? :] Nie wiem dlaczego nie ma prokupowców, ta zagadka ludzkości pozostanie chyba niewyjaśniona :]