Pisałam poniższe na innym forum, ale myślę, że w miarę dobrze napisałam, więc przekleję i tutaj.
Chociaż do tych do których jest pisane zapewne i tak nie dotrze, bo przecież żadne płacze i żadne krzyki nie przekonają nas, że białe jest białe a czarne jest czarne.
- dosłowny cytat z Kaczyńskiego.
Jedyną legalną wedle polskiego prawa metodą przełożenia wyborów jest wprowadzenie stanu wyjątkowego.
No ale rząd nie chciał wprowadzać stanu wyjątkowego. Najpierw dlatego, że mogłoby to zamrozić kadencję dotychczasowej prezes Sądu Najwyższego, a później to już z sobie tylko wiadomych względów.
Wybory w obecnej sytuacji nie maiły sensu tak ze względu na zagrożenie epidemiczne, jak i ze względu na brak możliwości prowadzenia kampanii politycznej przez kandydatów (za wyjątkiem Dudy, bo jemu TVP robiło kampanię nieustającą). Pomimo to rząd parł do tych wyborów za wszelką cenę, bo prezes wykalkulował sobie, że obecnie Duda raczej wygra a za kilka miesięcy to może już raczej przegrać. A że nie liczy się zdrowie i życie Polaków, tylko to, żeby to nasz człowiek siedział na właściwym miejscu, to uzasadniał, że inaczej się nie da, a poza tym to wszystko przecież jest ok, a w ogóle to epidemia jest pod kontrolą i przecież już wygasa.
PiS zdecydował się odłożyć wybory nie dlatego, że szarpną się na jakąś refleksję, ale dlatego, że nawet w jego własnej koalicji sejmowej nie wszyscy chcieli się podpisywać pod tym wariactwem.
W związku z czym dwóch szeregowych posłów z góry ustaliło, co zawyrokuje Sąd Najwyższy (tak, dwóch posłów ustaliło, co zawyrokuje SN). A SN ma orzec nieważność wyborów, które się nie odbyły. Rozumiecie? To koncept podobnego kalibru jak orzekanie nieważności niezawartego małżeństwa.
Podsumowując - wszystko zostało tutaj zrobione typowo po pisowsku: wbrew prawu, wbrew zdrowemu rozsądkowi, nie licząc się z interesem społecznym. Byle tylko nasze było na wierzchu.