Kredyt na mieszkanie

0

Jaki jest Wasz stosunek co do kredytu na mieszkanie? Oczywiście w przypadku programistów miejsce zamieszkania często się zmienia, lecz mieszkanie zawsze można wynająć co zwróci koszty kredytu, a jednak "na starość" ma się własne lokum. Sami posiadacie takowy kredyt? Rozważanie jego zaciągnięcie? Osobiście się waham, z jednej strony świadomość, że płacę "za swoje" a nie za czyjeś mieszkanie jest przekonujące, z drugiej te 30 lat kredytu trochę mnie przeraża. Jak to jest u Was?

1

Co do płacenia "na swoje" to nie jest do końca prawda, szczególnie na początku. W pierwszym roku około 3/4 raty mogą stanowić odsetki dla banku, a nie kapitał. Co miesiąc ten udział odsetek w racie odrobinę maleje, ale przez pierwsze lata jest cały czas wysoki, więc głównie spłacasz bank, a nie "swoje". Warto o tym pamiętać podejmując te zobowiązanie i nie brać raty w maksymalnej wysokości wynikającej ze zdolności kredytowej, dzięki temu jest szansa, że będziemy mieli wolną gotówkę do regularnego nadpłacania kredytu i w efekcie skracania okresu kredytowania lub zmniejszania raty.

0

Jeśli na 30 lat to nie wiem, czy bym się pisał. Kredyt, jak kredyt, jak stwierdzisz, że będzie to dla ciebie wygodne, to spoko, nie patrz przez pryzmat płacę tyle samo co wynajęcie, więc jestem do przodu. Bo wynajmując masz wady i zalety - zaleta taka, że o gruntowne remonty się nie martwisz, przy swoim przez 30 lat trzeba zrobić 2 gruntowne musisz robić...

1

Wg mnie mając wkład własny oraz zarobki na poziomie >10tys/miesiąc warto wziąć maksymalnie na 5lat. Uwzględniając oprocentowanie w wysokosci 7,5% - koszt raty wynosi około 6.1tys, łącznie spłacamy około 360tys. Jeżeli byśmy wzięli taki na 30 lat to - koszt raty wynosi 2,1tys, zaś łączna kwota do zapłaty to 755tys.
Policzone z użyciem kalkulatora kredytowego ze strony bankier

3

Na 30 lat bym się nie pisał, co najwyżej na 10 lat. Odkładając 3 tysiące miesięcznie (czyli niewiele więcej niż by kosztowało wynajem) można w 10 lat odłożyć 360 000 zł - myślę że da się kupić za to jakieś mieszkanie, choć może niekoniecznie w centrum miasta. I to by był max kredytu który bym zaciągnął - jeżeli chciałbym coś lepszego to skupiłbym się bardziej na powiększaniu swojego dochodu niż na zwiększeniu rat kredytu. Niestety nie mam jeszcze nawet sprecyzowanego miejsca w którym chciałbym zamieszkać do końca życia i z tym będzie chyba największy problem

0

Biorąc pod uwagę trendy demograficzne to raczej kupno mieszkania nie jest takim strzałem w dziesiątkę. Polska się wyludnia i za te 40 lat może być całkiem sporo wolnych mieszkań.

Plus nie mam pojęcia czy spędzę starość w kraju lub czy do niej dożyję.

0

Mieszkanie nie jest dla mnie istotne mam zapewnione warunki jedzenie/mieszkanie na takim poziomie na jakim chce i lubie to co robie może za 5 lat juz nie będziesz żył nigdy nie wiesz rodziców/znajomych dziwi moje podejście ale w pewnym sensie ich rozumiem bo dla starszego pokolenia mieszkanie jest podstawą dla mnie to tylko środek przeprowadzałem się juz 12 razy po polsce.

Branie kredytu i wiązanie sie na 30 lat w jednym miejscu uwazam za skrajnie nieracjonalne w tym zawodzie, jak coś prezentujesz to zawsze możesz dostać oferte 300% 2 tysiące kilometrów dalej a mowienie ze możesz przecież wynając jest głupie bo rynek dla mieszkań na wynajem za >3k jest bardzo mały a chyba o takich kwotach rozmawiamy.

0

Ja sam nie mam zamiaru w najbliższym czasie (później może się to zmienić) niczego kupować, wolę najem.
Ale co do argumentu zostanie dla Ciebie na starość, to tez jest kolejny ważny:

  • zostawisz to po sobie dla potomstwa/rodziny.

Gdy Cię zabraknie, będą mogli to sprzedać, bądź dalej tam mieszkać jeśli to będzie Twoje. Jeśli będziesz tylko wynajmować... zostaną z niczym.

Oczywiście to zakładając koszt wynajmu == koszt kredytu, albo nie odkładanie różnicy.

2

Dlaczego jedyna opcja na "nie" to "stanowczo nie", a nie ma "raczej nie", "nie potrzebuję, mam już mieszkanie", "nie potrzebuję, śpię na kasie", "może kiedyś", itp.?

0

"zostanie dla potomstwa" bez sensu obarczać swoje dzieci całym procesem sprzedaży mieszkania bo na ~20 przypadków jakie znam nikt nie mieszka w darowanym domu, oczywiście to tylko moje doświadczenia.

0

W Bydgoszczy około 150-250 tysięcy za trzy pokojowe mieszkanie, ale nie nowe. Tzn nie od developera.
Niemniej takie mieszkania są bardzo ładne i położone w centrum lub okolicach (do 1km od centrum).

Osobiście odkładam na mieszkanie 2.5 roku. Jeszcze z 2 i będę przymierzał się do kupna za gotówkę bez kredytu.
Jednak możliwe, że kredyt będzie konieczny, ale niewielki (do 50 tysięcy około). Taki kredyt według mnie jest akceptowalny. Na większy bym się nie pchał.

O kredytach na 30 lat nawet nie myślę. Według mnie nawet kredyt 10-cio letni jest za długi.

0

Ja wlasnie rozwazam wziecie kredytu ze wzgledu na to ze u mnie raty kredytu sa mniejsze o jakies 20% niz koszt wynajmu mieszkania. Jesli sytuacja sie zmieni to sprzedam mieszkanie i bede do przodu mniej wiecej o tyle co placilbym za czynsz. W tym momencie ceny mieszkan tutaj ida na stalym poziomie w gore, a stopa kredytowa jest mniej wiecej na poziomie inflacji. Zastanawialem sie tez czy nie zaczac samemu po jakims czasie wynajmowac mieszkania i wziac kredyt na drugie jako ze wtedy ktos inny bedzie splacal kredyt za mnie, a ja za 30 lat zostane z 2+ mieszkaniami (pieniadze z czynszu sa rozpatrywane jako dochod wiec automatycznie podnosi Ci sie zdolnosc kredytowa)

Generalnie jak przeliczysz i wyjdzie Ci ze sie oplaca to bierzesz, jak nie to nie.

1

Sporo na temat:
Dlaczego Niemcy wolą wynajmować mieszkania a Polacy kupować?

Gdybym nawet miał gotówkę na mieszkanie to i tak wziąłbym jakiś kawałek kredytu. Dlatego, żeby to bank dokładnie sprawdził nieruchomość którą kupuję, oni się na tym dobrze znają a różnych kruczków z hipotekami jest sporo. Kupić dom/mieszkanie za pół miliona, a po kilku miesiącach poznać dodatkowych właścicieli/spadkobierców, albo dowiedzieć się o obciążeniu hipoteki... niezbyt fajnie.

0

@hyde piszesz o Polsce, czy Niemcach? Bo jeśli o Polsce to się mylisz, bank tak szczegółowo rzadko sprawdza...

0

Piszę o Polsce, z doświadczeń żony która zdążyła już chyba w siedmiu bankach pracować. Jedni to robili dokładniej, inni mniej dokładnie, ale wszyscy dobrze.

0

Z doświadczeń kupującego i sprzedającego, oraz żony, która pracowała kiedyś w banku, to stwierdzam, że nie bada nic ponadto, co masz dostarczyć w papierach notariuszowi. Więc badanie jest pobieżne tak samo jak u notariusza.

0

Widać, zależy od banku. Sama moja żona przeprowadza dość wnikliwe śledztwo, a w razie najmniejszych wątpliwości sprawa idzie do ludzi którzy tylko tym się zajmują.
Inna sprawa, że przed kryzysem rozdawało się kredyty na lewo i prawo i mało co się sprawdzało.

4

Kredyt na 30 lat to strzał nie w stopę, ale w tył głowy. Pętla na szyję i kula u nogi.
Ja wziąłem na 10 lat, ale spłaciłem szybciej, bo wykańczałem się psychicznie licząc ile mojej kasy idzie w komin przez odsetki. Spiąłem tyłek, wziąłem dodatkową pracę (fizyczną!), zapierd..., ale spłaciłem. To najlepsza decyzja w życiu. Teraz jestem sam sobie panem.
Tu koledzy tez dobrze mowią, dziś świat tak sie zmienia i "kurczy", ze nie wiesz nawet kiedy mozesz dostac oferte pracy tysiace kilometrow stad.
A jak siedze przy wodce z kolegami, ktorzy mowia, ze pozapozyczali sie i teraz nie maja pola manewru to jest mi ich zal.

2

Kupić dom/mieszkanie za pół miliona, a po kilku miesiącach poznać dodatkowych właścicieli/spadkobierców, albo dowiedzieć się o obciążeniu hipoteki

Idziesz do Wydziału Ksiąg Wieczystych odpowiedniego sądu i prosisz o wgląd w księgę wieczystą nieruchomości, a tam jest wszystko ładnie wpisane. W przypadku kredytu w banku i tak bank pewnie będzie wymagał tego dokumentu. W ten sposób obciążenie hipoteczne nieruchomości nie powinno Cię zaskoczyć. Natomiast nagłe odnalezienie się dodatkowych spadkobierców to już chyba trochę gorsza sprawa, ale na pewno nie będą mieli łatwo, aby taką sprzedaną nieruchomość odzyskać. Do tego byłby potrzebny co najmniej wyrok sądu (i to zapewnie niejeden) - po prostu to nie działa tak, że ktoś pokazuje jakieś papiery sprzed II Wojny Światowej i od tej pory mieszkanie jest jego... ;)

Dlaczego Niemcy wolą wynajmować mieszkania a Polacy kupować?

Autor artykułu skoncentrował się na aspektach kulturowych, a bardzo pobieżnie potraktował ekonomiczne. W Niemczech jest chyba inna relacja cen sprzedaży do cen wynajmu niż w Polsce. Po prostu za 130 tys. euro w wielkim mieście w Niemczech kupiłbym co najwyżej dziuplę, a nie mieszkanie, a w Warszawie mam nowe 4-pokojowe w całkiem niezłej lokalizacji. Znam ludzi, którzy za 450-500 euro / mies. w Niemczech wynajmują mieszkanie warte ok. 200 tys. euro (przynajmniej tak twierdzą - nie wiem czy to prawda). Przy takich cenach, faktycznie kredyt się przestaje opłacać, bo rata kredytu wynosiłaby ok. 600-700 euro.

Natomiast w Polsce w wielu miejscach całkowite raty kredytu są zbliżone lub niższe do kosztu wynajmu, o ile dostało się w miarę przyzwoity kredyt o niskim oprocentowaniu. Im ma się lepszą zdolność kredytową, tym niższą marżę można dostać. Mój kredyt ma marżę 1.9%, ale gdybym w chwili, w której brałem, miał lepszą zdolność, to mogłem dostać kredyt o marży nawet 1.7% w DB, a w Nordei był 1.3%, ale były wysokie wymagania odnośnie zdolności. W tej chwili oprocentowanie mojego kredytu jest minimalnie mniejsze niż marża, ale nawet zakładając, że w przyszłości skoczy do 3-4%, rata byłaby nadal znacznie niższa niż koszt wynajmu mieszkania w tej okolicy.

Poza tym pewien wkład własny te raty może jeszcze bardziej obniżyć. Jeśli rata kredytu wychodzi już na starcie niższa niż opłata za wynajem, to po spłacie kredytu mieszkanie mogłoby być warte nawet 0zł, a i tak kredyt by się bardziej opłacał. Oczywiście każdy musi to sobie sam policzyć biorąc pod uwagę za ile jest w stanie wynająć mieszkanie i ile jest w stanie przeznaczyć na wkład własny.

BTW: 1/3 kredytu już spłaciłem i to jeszcze bardziej zmniejszyło mi ratę. Pokażcie mi jakiekolwiek 4-pokojowe mieszkanie w Warszawie, które wynajmiecie za równowartość 300 euro miesięcznie. Te 300 euro to całkowita rata, odsetki wynoszą ok. 170 euro.

Ktoś może napisać, że wkład własny można przy wynajmie zainwestować i uzbierać na mieszkanie na starość. Nie znam żadnej osoby, której by się to udało lub choćby były jakieś przesłanki, że się to uda. Przy wkładzie własnym 20% uzyskanie 400% stopy zwrotu w pewny sposób przez 30 lat jest nierealne, a tyle byłoby potrzebne przy założeniu że ceny mieszkań się nie zmienią przez te 30 lat.

Kredyt jest bardziej ryzykowny chyba jeśli się nie planuje zostawać długo w mieszkaniu, nie jest się pewnym miejsca lub ma się zdolność tylko na kredyt 30-letni, a nie ma się zdolności aby go spłącić w 10-15 lat. W takich sytuacjach raczej bym nie brał.

Ja wziąłem na 10 lat, ale spłaciłem szybciej, bo wykańczałem się psychicznie licząc ile mojej kasy idzie w komin przez odsetki.

Gdy wynajmujesz od kogoś, znacznie więcej kasy idzie w komin. Wiele osób zapomina, że rata odsetkowa maleje w trakcie spłaty kredytu. Rata odsetkowa musiałaby być 2x wyższa na starcie kredytu od ceny wynajmu, aby całkowity koszt odsetek zrównał się z kosztem wynajmu.

0

nie bralam nigdy kredytu (oprocz uzywania kart kredytowych, ale jeszcze nigdy nie placilam odsetek wiec chyba sie nie liczy).
jeszcze nie dojrzalam (i nie wiem czy to sie kiedys stanie) do tego aby stwierdzic ze zostaje gdzies do konca zycia.
gdybym miala podjac taka decyzje to pewnie bym osiwiala z nerwow, rozwazania za i przeciw, wybierania idealnego miejsca, zastanawiania sie co by bylo gdybym chciala/musiala sie przeprowadzic itd itp
wole wynajmowac do konca zycia :)

2

Posiadanie "mieszkania na kredyt" ma swoje minusy względem wynajmowanego:

  1. Rata w każdej chwili może wzrosnąć i to znacznie(teraz wibor jest ok 10. krotnie niższy niż ok 1998~2000).
    Niby można sprzedać jeszcze niespłacone mieszkanie, ale nie wydaje mi się prawdopodobne sprzedanie mieszkania po rozsądnej cenie wtedy kiedy raty idą akurat ostro w górę.
  2. Wartość nieruchomości się zmienia(w skrajnych przypadkach sąsiad może się okazać domorosłym saperem i zniszczyć/spalić cały pion).
  3. Mieszkanie jest kapitałem niezdywersyfikowanym więc jak się będzie miało pecha to się go będzie miało bardzo.
  4. Konieczność dojazdu do pracy(bo nie oszukujmy się, 30 lat nie będziesz w jednym miejscu pracował, a jak będziesz, to na pewno finansowo to nie będzie najkorzystniejsze), co jamuje czas, kosztuje i można trafić na patologię zmieniającą pieluchę podczas jazdy.

Dla ludzi lubiących ryzyko lub bardzo nielubiących przeprowadzek może to być fajne.

Na poniższej stronie znajduje się kalkulator pozwalający na obliczenie raty w zależności od wysokości stopy procentowej.
Polecam się tym lub czymś podobnym pobawić zanim się weźmie kredyt bo tzw "raty równe" wcale nie są równe(poza jednym szczególnym i nierealnym przypadkiem).

Przepraszam za zamiesznie, zapomniałem linku:
http://www.infor.pl/kalkulatory/kredyty.html#form

1
  1. Cena wynajmu też może drastycznie wzrosnąć. Jeśli WIBOR jest duży, zwykle jest duża inflacja, a zatem wszystkie ceny rosną.

2.W długiej perspektywie wartość nieruchomości zwykle rośnie. Zwłaszcza w dobrych lokalizacjach w dużych miastach. Popatrz na ceny nieruchomości w miastach w krajach rozwiniętych i porównaj sobie z cenami w Polsce. W Polsce mieszkania nie są wcale drogie.

  1. A kto powiedział, że masz mieć tylko jedno i że ma być jedyna inwestycja?

  2. Słowo klucz: dobra lokalizacja. W promieniu 15 minut mam kilkadziesiąt korporacji IT w tym Google, Microsoft, Siemens...

A co do domorosłego piromana, to akurat są ubezpieczenia.

Duża.TajemnicaWiedzy napisał(a):

Posiadanie "mieszkania na kredyt" ma swoje minusy względem wynajmowanego:

  1. Rata w każdej chwili może wzrosnąć i to znacznie(teraz wibor jest ok 10. krotnie niższy niż ok 1998~2000).
    Niby można sprzedać jeszcze niespłacone mieszkanie, ale nie wydaje mi się prawdopodobne sprzedanie mieszkania po rozsądnej cenie wtedy kiedy raty idą akurat ostro w górę.
  2. Wartość nieruchomości się zmienia(w skrajnych przypadkach sąsiad może się okazać domorosłym saperem i zniszczyć/spalić cały pion).
  3. Mieszkanie jest kapitałem niezdywersyfikowanym więc jak się będzie miało pecha to się go będzie miało bardzo.
  4. Konieczność dojazdu do pracy(bo nie oszukujmy się, 30 lat nie będziesz w jednym miejscu pracował, a jak będziesz, to na pewno finansowo to nie będzie najkorzystniejsze), co jamuje czas, kosztuje i można trafić na patologię zmieniającą pieluchę podczas jazdy.

Dla ludzi lubiących ryzyko lub bardzo nielubiących przeprowadzek może to być fajne.

0

@Krolik
Ad 1.
Wydaje mi się, że jednak trudniej abankrutować wynajmując niż mając "własne" mieszkanie, bo łatwiej się przeprowadzić do tańszego mieszkania czy w ostateczności zmienić kraj niż sprzedać posiadane jak kredyty rosną.

Ad 2.
Przeważnie rośnie, ale zawsze jest jakieś ryzyko.

Ad 3.
Chodziło mi o to, że masz zainwestowane kilkaset tysięcy w jedną rzecz więc możesz sporo stracić na jednym wypadku losowym.
W przypadku wynajmowania masz zainwestowane kilka tysięcy(zależnie od umowy), a resztę możesz mieć różnie rozlokowaną.

Ad 4.
Ok, w niektórych miastach lokalizacja załatwia problem.
BTW: 15 minut pieszo, rowerem czy samochodem?

Ad piroman.
Ubezpieczenie poważnie zmniejsza opłacalność, bo nie dość, że samo kosztuje to jeszcze przeważnie(o ile są jakiekolwiek wyjątki) żeby cokolwiek odzyskać to musisz robić okresowe przeglądy wszelkich instalacji u podmiotów uprawnionych, co też kosztuje.
Tzn słyszałem o przypadkach wypłacania odszkodowań nawet bez przeglądów, ale to była dobra wola ubezpieczyciela, a liczenie na to jest słabym zabezpieczeniem.

2
(Nie) Naostrzony napisał(a):

Gdy Cię zabraknie, będą mogli to sprzedać, bądź dalej tam mieszkać jeśli to będzie Twoje. Jeśli będziesz tylko wynajmować... zostaną z niczym.

Nie rozumiem tego obustronnego wymagania zostawienia czegoś po sobie swoim dzieciom. Niewątpliwie fajnie jest móc tak zrobić, ale to nie jest obowiązek. Ludzie powinni być samodzielni i potrafić dać sobie radę bez rodziców. Rozumiem, że rodzice mogą chcieć pomóc swoim dorosłym dzieciom, ale to nie jest obowiązek, i dzieci nie powinny oczekiwać czegoś takiego, zwłaszcza w spadku - to rodzi patologie.

Krolik napisał(a):

Poza tym pewien wkład własny te raty może jeszcze bardziej obniżyć. Jeśli rata kredytu wychodzi już na starcie niższa niż opłata za wynajem, to po spłacie kredytu mieszkanie mogłoby być warte nawet 0zł, a i tak kredyt by się bardziej opłacał.

Może i matematycznie tak by wyszło, ale gdybym ja kupił mieszkanie za 300k, wydał na nie 600k, a potem okazałoby się, że jest warte 100k, to uznałbym to za co najmniej bardzo zły interes. :)

Wydawanie 16k na wynajem rocznie tak nie boli - płacę za usługę "dachu nad głową", usługa jest wykonana, ja jestem szczęśliwy. Nie mam zobowiązań, nie mam problemu w razie jakiejś katastrofy, nie interesuje mnie spadek wartości mieszkania. W razie zmiany pracy mogę się przeprowadzić bliżej niej - co daje wymierną oszczędność, bo nie potrzebuję też samochodu, biletów MPK, a przede wszystkim nie tracę czasu na dojazd. To jest komfort, który zawiera się w "koszcie wynajmu", i nie można o nim zapominać.
Mieszkanie na wynajem daje też możliwość poznania różnych dzielnic czy nawet miast, oraz swoich wymagań odnośnie mieszkania (liczba i układ pomieszczeń, kierunek okien w sypialni, wyposażenie). To może dać przyszłą oszczędność przy kupowaniu własnego mieszkania, więc "koszt wynajmu" może się wtedy zwrócić.
No i jest jeszcze trzecia sprawa - wolę, gdy zarabia na mnie zwykły Polak niż właściciel zagranicznego bank.

Kredyt jest bardziej ryzykowny chyba jeśli się nie planuje zostawać długo w mieszkaniu, nie jest się pewnym miejsca lub ma się zdolność tylko na kredyt 30-letni, a nie ma się zdolności aby go spłącić w 10-15 lat. W takich sytuacjach raczej bym nie brał.

Wydaje mi się, że większości ludzi biorących kredyty, jest właśnie w takich sytuacjach. Oni nie mają takiego komfortu jak programiści, że na wynajem wydają 20% dochodów tylko ponad 50%. To właśnie dla nich kredyt jest lepszym wyjściem, bo w przeciwnym razie nigdy na własną nieruchomość nie oszczędzą.

Krolik napisał(a):

2.W długiej perspektywie wartość nieruchomości zwykle rośnie.

Niewątpliwie tak było do tej pory, bo chętnych na mieszkania było coraz więcej. Teraz ludzi w Polsce ubywa, więc trudno powiedzieć, co będzie za te 30 lat.

  1. Słowo klucz: dobra lokalizacja. W promieniu 15 minut mam kilkadziesiąt korporacji IT w tym Google, Microsoft, Siemens...

A co jeśli ta jedna najlepsza otworzy się na Kabatach, Tarchominie albo Falenicy? ;)

0

Wynajem pozwala na większą elastyczność. W życiu wiele się może zmienić, nie tylko lokalizacja pracy. Możesz się nagle stać ojcem pięcioraczków, możesz się rozwieść, możesz zachorować i np. potrzebować windy, albo bliskości konkretnego ośrodka medycznego, może powstać przed twoim mieszkaniem jakaś wspaniała inwestycja jak centrum handlowe, mogą sąsiedzi za skórę zachodzić, przykłady można mnożyć.
Dla osób mających pewny dobry dochód, wynajem mieszkania może być bardzo wygodny.
Ja sam nie wiem co lepsze, pewnie zależy od potrzeb konkretnej osoby.

0
hyde napisał(a):

Wynajem pozwala na większą elastyczność. W życiu wiele się może zmienić, nie tylko lokalizacja pracy. Możesz się nagle stać ojcem pięcioraczków, możesz się rozwieść, możesz zachorować i np. potrzebować windy, albo bliskości konkretnego ośrodka medycznego, może powstać przed twoim mieszkaniem jakaś wspaniała inwestycja jak centrum handlowe, mogą sąsiedzi za skórę zachodzić, przykłady można mnożyć.
Dla osób mających pewny dobry dochód, wynajem mieszkania może być bardzo wygodny.
Ja sam nie wiem co lepsze, pewnie zależy od potrzeb konkretnej osoby.

W końcu jakiś mądry głos w całej tej dyskusji. Dlaczego ludzie w Polsce tak stadnie kupują mieszkania na kredyt i uważają, że to najlepsze rozwiązanie?! Jest w ekonomii takie pojęcie jak koszt alternatywny, dla niektórych cenniejsze może być właśnie tak elastyczność i brak zobowiązań. Bo kupno mieszkania to zobowiązania, a rynek wcale nie jest taki płynny. Nikt mnie nie przekona, że mieszkanie jest płynniejsze niż gotówka. Poza tym kredyt mieszkaniowy to długoterminowe zobowiązanie, a w długim terminie może zdarzyć się wszystko o czym więcej tu. Wydaje mi się, że takie przekonanie o konieczności posiadania mieszkania na własność wywodzi się z PRL-u. Wtedy dostawało się mieszkanie z "przydziału" i miało się złudne poczucie "bogactwa". Panie Bożenka dostała z zakładu pracy mieszkanie i już coś miała, pomimo tego, że w sklepie kupić nic nie mogła. A później jak się zestarzała to nakładła swoim dzieciom i wnukom, że muszą mieć własne mieszkanie, bo to świadczy o ich pozycji społecznej. Dlaczego w Niemczech odsetek ludzi posiadających mieszkanie na własność to ok. 30% a u nas 60%? Dlaczego Niemcy wolą wynajmować, a nie kupować mieszkania? Są głupi? Bo o pieniądze raczej nie chodzi.

0

Dlaczego Niemcy wolą wynajmować, a nie kupować mieszkania? Są głupi? Bo o pieniądze raczej nie chodzi.

To nie tylko kwestia ekonomiczna. Własne możesz sobie urządzić jak chcesz. Wynajmowane nie bardzo - a i szkoda wtapiać dodatkową kasę w nieswoją nieruchomość.
Widocznie Polacy po prostu chcą mieć swoje. (nawet jeśli ta własność jest złudna, bo z kagańcem banku..)

1

@Azarien U nas też troszkę kwestia ekonomiczna, rynek wynajmu jest lekko popsuty, przez złe prawo, które czasami robi zbyt kosztownym dochodzenie swoich praw właściciela. Inna rzecz to brak znajomości prawa - niektórzy właściciele myślą, że jak nie zameldują, to coś to uprości, a tu się może okazać, że jeszcze się podłożą pod kary, a sam meldunek nie daje jakiś specjalnych przywilejów, jeśli ktoś mieszka.

6

Dlaczego w Niemczech odsetek ludzi posiadających mieszkanie na własność to ok. 30% a u nas 60%? Dlaczego Niemcy wolą wynajmować, a nie kupować mieszkania? Są głupi? Bo o pieniądze raczej nie chodzi.

Prawo dot. wynajmu nieruchomości w Polsce jest zupełnie beznadziejne. Potencjalne problemy z eksmisją czy zniszczeniem mieszkania właściciele wyrównują sobie kaucją i wysokim czynszem. Jeśli do wyboru mam:

  1. mieszkać w kawalerce i płacić za nią 1200zł na miesiąc (tyle brat płacił w zeszłym roku, oczywiście + rachunki)
  2. wziąć kredyt na tą kawalerkę na 15 lat i płacić ratę kredytu 1420.94zł na miesiąc (obliczone za pomocą https://e.ingbank.pl/kalkulator-kredyt-hipoteczny)

No to ja wolę za 15 lat mieć kawalerkę.

Z resztą już mi zbrzydło mieszkanie na walizkach - a tak to w końcu wyglądało, gdy co kilka miesięcy (maks 2 lata) trzeba było szukać nowego lokum. Kupiłam sobie super biurko, najlepsze na świecie, ekstra kolor, oryginalny kształt, dużo miejsca - musiałam oddać, bo po przeprowadzce nie mieściło się do nowego pokoju. To samo z pralką, tylko tą musiałam oddać, bo właściciel miał już swoją podłączoną w mieszkaniu i nie życzył sobie zmian. Albo comiesięczne wizyty właściciela mieszkania, bo musi liczniki spisać -_-' Oczywiście mocno komentował brak porządku w mieszkaniu. A mi się wydawało, że jestem dorosła i jak mam taką fantazję, to mogę wywalić wszystkie ciuchy na środek pokoju i nikogo nie powinno to obchodzić... Palić w wynajmowanym mieszkaniu też nie wolno, nic na ścianach nie powiesisz. Jak to komuś nie przeszkadza, to jak najbardziej niech wynajmuje - ja jednak lubię chociaż w domu cieszyć się wolnością.

0

Słusznie że nie można palić. Palenie to smród, brud i ubóstwo, kojarzy się mi raczej z nizinami społecznymi tak jak picie taniego wina

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1