No dajcie spokój, jak tu nie kochać takiego słodziaka? :D
To jest Szisz, śliczny i dumny kotek :) Definitywnie "ma charakterek", co prawda wie, że to nie ona rządzi w domu, ale jest bardzo tym zawiedziona ;) Głaskać ją można tylko wtedy, gdy ona tego chce. I ja to u niej szanuję, dzięki czemu dość często przychodzi się łasić ;) Ale gdy ktoś ją głaska, gdy ona jest nie w humorze, to znosić to będzie kilka chwil, lecz gdy się nie skończy, to udziabie. Ma też kilku ludzi, których po prostu nie toleruje - gdy przychodzą, wychodzi do innego pokoju :) A gdy wyjeżdżam na dłużej, strzela pokazowego focha ;)
No dobra, teraz jest 3 razy większa i spasiona po kastracji ;) Ale dalej jest słodziakiem :)
A to Zul, mój drugi słodziak :) Jest zupełnie odmienna od Szisz, nie ma w niej za grosz dumy (kiedyś wskoczyła do kibla, bo nie widziała, że klapa jest podniesiona...), ale też ani krztyny agresji. Nigdy w życiu nikogo nie ugryzła ani nie podrapała. Trzymana za ogon, przebiera tylko przednimi łapkami i pomiaukuje - do głowy jej nie przyjdzie, żeby się obrócić i udziabać rękę co trzyma... Nawet gdy miała oczy zakraplane (bardzo nieprzyjemna terapia - paskudne, gęste i duże krople) reagowała tylko cichym pomiaukiwaniem... A gdy wyjeżdżam na dłużej, po powrocie wita mnie niczym pies w kociej skórze :) Skacze, miauczy, łasi się tak długo, aż nie zostanie dokładnie wytarmoszona :)
Również gdy odwiedził nas jej poprzedni właściciel, mimo iż minęło ponad pół roku od jej przekazania, rozpoznała go i nie odstępowała na krok domagając się atencji :)
Tak że mam dwa kotki, ale charakterki to mają skrajnie różne :) Jednocześnie są najlepszymi przyjaciółkami i jedna drugiej skrzywdzić nie da. Reagują na swoje miauki, i przybiegają sprawdzić, czy wszystko w porządku :) A gdy Szisz była po operacji, Zulek nie odstępowała jej na dalej niż metr:
Przed operacją Szisz musiała mieć głodówkę, przez co Zul z automatu też. Po powrocie, Zul dostał pełną miskę karmy - zero zainteresowania. Na co dzień jest strasznym głodomorem, je póki się nie skończy i jak tylko zauważy, że coś do zjedzenia jest. Tym razem, pilnowała Sziszy, aż ta się nie wybudziła.
Koty pożyteczne? W jakim sensie? Może te trzymane w gospodarstwie, wyłapujące myszy... Ale te w domach?
Moje wybijają muchy i inne latające tałatajstwo :)
Chyba już widać, że mam kota na punkcie kotów :) Żebym miała więcej miejsca, to na pewno by się nie skończyło na dwóch... Nie wiem co takiego jest w tych zwierzakach, ale na ich widok zaczynam wydawać dziwne piski i odczuwam wewnętrzną potrzebę głaskania i tarmoszenia ;)