Do niedawna w polskiej polityce istniał podział na PiS i PO. Przeciwnicy PO byli jednoznacznie kojarzeni z PiS i vice versa, doszło do wyraźnej polaryzacji sceny politycznej. Nie wiem kto zaczął ten podział, czy Kaczyński mówiąc: "stoicie tam gdzie stało ZOMO", czy może Niesiołowski plując jadem na Kaczyńskich... Doszło nawet do tego, że były członek PO zaatakował pracowników biura poselskiego PiS, jednego zabijając.
Jednak od 24 maja mniej więcej od felietonu Michnika w GW: Czy zagraża nam faszyzm? zmienił się język w polskiej "debacie" politycznej. Teraz już nie ma mowy o PO i PiS, są za to faszyści i komuniści. Narodowcy czy kaczyści dosyć jednoznacznie określają komunistów jako ludzi z przeszłością w aparacie państwowym PRL czyli funkcjonariuszy SB, KBW, sędziów i prokuratorów z okresu stalinowskiego, tajnych agentów i współpracowników służb, ale także lewicę, co przejawia się m.in. przerywaniem okrzykami wykładów: Baumana, Środy czy Michnika. Z kolej reżimowe media (TVN, GW) oraz SLD i palikociarnia, a także powoli PO do faszystów zaliczają kiboli, Ruch Narodowy, PiS, a także Nową Prawicę Korwina-Mikke. Ruch Narodowy, a także Nowa Prawica odcinają się od faszyzmu, w zamian twierdząc, że UE powoli zaczyna przypominać ustrój faszystowski. Do czego doprowadzi ten nowy podział, poleje się krew, czy po prostu język w polskiej debacie politycznej przekroczył kolejny poziom absurdu?!