O jeny. Czytam tu i nie wierzę. Ile hejtu na bootcampy i ich uczestników..
Ponoć absolwenci elitarnych studiów programistycznych potrafią wyciagać wnioski i analizować otaczającą ich rzeczywistość. Ponoć potrafi to w teorii świeżak na pierwszym roku politologi czy czegokolwiek. Zachowujecie się raczej jak dawne warstwy uprzywilejowane widzace że coraz wiecej ludzi wchodzi do ich warstwy majatkowej wskutek czego ich pozycja ulega pauperyzacji.Dodatkowo sorry ale nie wierzę ze Wy przez 3 i pół roku podczas studiów non stop kodowaliście/uczyliście się kodu. Nie jesteście maszynami. Na pewno część podróżowała, imprezowała, marnowała czas na social mediach, oglądała seriale, randkowała, czytała fantasy/kryminały. Gdyby było inaczej to byście zamiast siedzieć tu wykładali na MIT i dyskutowali w polemikach na liście filadelfijskiej. Raczej sobie projektujecie pewną wyidealizowaną rzeczywistośś, co jest całkowicie ludzkie.
Niech więc Wam będzie wiadome że wszystkim steruje rynek. Odwieczne prawo popytu i podaży. To prawo które sprawiało że Informatyk Mietek z roku 92 był własciwie nic nieznaczącym pracownikiem od ogarniania instalacji windowsa na dyskietkach oraz sieci oraz podączania rzutnika i dostawał niewiele najwyzej kilka tysiecy. Bo takie było zapotrzebowanie. Informatyk John z lat 40 na ogół zaś latał wymieniać żarówki które się wypalały i odpowiednio przetykać kable. Ale wtedy za Mietka i Johna internetu jaki znamy dzisiaj nie było. Nie było praktycznie komputerów. A jak jakieś były to z reguły w bankach i instytucjach państwowych.
No ale teraz. Mamy 2018. Każda firma niemalze ma stronę internetową, wiele z nich od banków po McDonalds ma zaś własne aplikacje, Janek w skutek tego prawa moze sobie pograć w Fife w relax roomie i zarabia w o wiele wiecej niż Mietek, który conajwyzej mógł odpalić sapera. Firm powstaje coraz wiecej. Wszystkie zgłaszają popyt na usługi tego typu. Popyt zaś nie jest zaspokojony stąd mamy bootcampy.Rynek zaś dąży do tego by popyt był jak najszybciej zaspokojony i doszło do normalizacji kosztów.
Mozecie sobie biadolić że "he he te pokraki z bootcampu nie potrafią zrobić tego czy tamtego". Ale nikogo to nie obchodzi. Firma X chce mieć swoją aplikacje czy stronę dostosowaną do potrzeb. Firmy X nie obchodzi to czy jest zrobiona przez samouka który przez 3 lata siedział nad n ksiazek w bibliotece i n+1 tutoriali czy ktoś poszedł na 300 godzinny kurs za 10 k złotych czy skończył studia na których zyskał wiedzę której nie wykorzystają.. Ma po prostu ogarniać jave czy tam html css i javascript w stopniu wystarczajacym do wykonywania danego zadania z załozeniem że jak czegoś nie będzie wiedział to znajdzie to na Stack Overflow. To co wyniesie z bootcampu mu zaś często zupełnie wystarczy do praktycznie wszystkiego czego się od niego będzie wymagać, w końcu aplikacja mobilna/administrowanie stroną nie jest programowaniem łazików marsjańskich. Tak jest wszędzie. Przecietny absolwent ekonomii nie musi tworzyc modeli ekonometrycznych.Przeciętny ma sprzedawać kredyty czy pracować jako księgowy
Poza szkołami w stylu Coders Lab, wiedzcie że bootcampy organizuje chociażby Connectis, Accenture, Asseco. Im 300 godzin javy w zupełności wystarcza.Swoją drogą na bootcampy idą ludzie w wielu wypadkach mający jakieś doświadczenia z tutorialami itd. Wiedzący czego chcą. Na studia idą ludzie często na zasadzie mody czy "po tym jest praca", albo ludzie którzy maja jakieś zacięcie do kodu i myśla że po magisterce zakoduja kolejnego Wiedźmina. By potem nagle stwierdzić ze od kodowania w korpo wolą hodować alpaki a do kodowania Wiedźmina w ich wypadku nie ma szans. Część osób na bootcampach czy kupujacych kursy na udemy też taka jest. Trzeba wchodzić powoli na szczyt, nie da się wskoczyć nań jednym susem.
Zamierzam iść na bootcamp niedługo. Na początek 2.5 k netto mi zupełnie po nim wystarczy.