Mam déjà-vu, nie było już czasem tego wątku?
Zastanawiam się czy pracownicy korpo są świadomi na ile praca tam zmienia ich charakter?
Niektórzy których znam mają taką świadomość, niektórzy (~30%) wciąż uważają, że to corpo wyssało z nich najpiękniejszy czas, doprowadziło do rozwodu etc. Jak każda praca, będzie tym czym się jej pozwoli być (to jedna z największych zalet naszego zawodu). imho brak samoświadomości nie zwalnia z odpowiedzialności za swoje życie. Denerwują Cię koleżanki, koledzy i oni? Szef ciśnie? Praca nie ma celu (zgodnego z Twoim)? Czas sobie zrobić reval i się ruszyć. Nie sądzę, że samo corpo jest tu winne, raczej ludzi potrzeba bezpieczeństwa, przynależności do grupy i grania w gry (np. drama triangle). Powiedziałbym, że tak po 2-3 latach w tym środowisku większości ludzi (~80%?) już to ogarnia, pytanie jest ile pozwala się tejże intuicji przedostać na powierzchnię i czy coś z tego wynika.
Zmieniać może np. sposób reakcji na system promocji, istnienie drabinki, 360 i inne tego typu wynalazki inżynierii społecznej. Tu nawet zaawansowani zawodnicy (znający się (na sobie)), mają problemy z ogarnięciem złożoność tego systemu - ale da się radę go sobie uprościć i spokojnie sobie wegetować.
Mam na myśli prywatne zainteresowania ,sposób spędzania wolnego czasu, wybierane rozrywki, ilość wypijanego alkoholu?
Mam więcej wolnego czasu pracując w corpo, ponieważ nie zależy mi tak na tym co robię. Corpo zapewnia też (trochę złudny, ale mimo wszystko) 2-6 miesięczny bufor bezpieczeństwa w którym da się trochę życie ogarnąć jak się corpo zacznie sypać. Co do rozrywek, robi sponsoring galerii, muzeum, czasem są jakieś zniżki na event to tu to tam - można skorzystać, ale nie powiem, żeby miało to wpływ na sposób w jaki spędzam wolny czas. Raczej kombinuje, czy w lunch da się wcisnąć coś co innych też zainteresuje i się w tym kierunku rozwijać od przykrywką corpo. np. workshop z programowania funkcyjnego się nam udało odpalić, w średniej firmie po prostu nie było na to kasy, więc ta odrobina bezwładu i tłuszczyku biurokracji w którym wszystko obrasta pozwala na trochę wolności (kurczę nie wiem czemu mam teraz przebłysk tej sceny z John Wick 3 gdy John sobie palec odrąbuje mówiąc 'i'll serve' ;-)
Mam kolegę, który religijnie biega na corpo łyżwy, drugi się z tego nabija. W HQ I na wyższych poziomach jest trochę więcej polityki i tam się to liczy (tj kto co zorganizował poza pracą, na tym pozioy na którym ja operuję i mam zamiar zostać nie ma to znaczenia). Tak sobie myślę, że w niektóre środowiska, czy na co ciekawsze event nie miałbym wstępu gdyby nie corpo, allée trudno to zweryfikować.
Sport - corpo akurat ciśnie na to żeby jakoś się ogarnąć (jak 1/4 pietra biega w maratonach i dojeżdża na rowerach samo się narzuca, że mogłyby się ruszyć). W mniejszych firmach dużo łatwiej było zignorować Wiktora, który wyciska już 180, nikomu nie przyszło do głowy zorganizować jakieś pogadanki jak sobie to czy owo (fizycznie, bądź psychicznie) lepiej ogarnąć. Taka trochę przypadkowa masa różnych ludzi na swoje zalety - widzisz jak łatwo się zapuści ;-)
Alkohol - to chyba raczej środowisko, w bodyshopie piliśmy co piątek (ostro), w średniej firmie (crunch) co lunch po jednym, w różnych corpo, zwykle jest taki wieczór, aby wyczyścić to czego nie za bardzo można było sobie wygarnąć w biurze, przegrupować się trochę (trochę tak głupio koledze na open space oświadczyć, że pisze baboki od kilku dni, do salki zwierzeń trochę tak za poważnie, więc albo kawa, albo pub po pracy zostaje). Dochodzą do tego pożegnalne imprezy, świąteczne nasiadówy więc trochę tego jest. Rozwiązanie jest proste, nie zawsze trzeba pić %. Znów, to specyfika zawodu, wątpię żeby corpo sprzedawca daleko zajechał bez nakrapianych spotkań.
Czy nosicie korporacyjne ciuszki także poza pracą?
Nie; w pracy już też coraz rzadziej.
Jak jak sobie uświadomiłam że przez głupią robotę w której mało mnie kto ceni zrezygnowałam z rozrywki w weekend "bo się nie wyśpię na tyle żeby robić nadgodziny" doszłam do wniosku p* wszystko i wyjeżdżam w Bieszczady ;) w każdym razie wzięłam parę dni urlopu na przemyślenia....
Mieć czy być? ;-)
Po co robisz nadgodziny? Masz jakiś cel, który da się osiągnąć tylko finansowo i nie masz innego sposobu na zdobycie kasy (takiego który realizując byłoby Ci bardziej po drodze)? Ludzie mają różne problemy, cele, potrzeby.
Grunt trzeba jakoś sobie ogarnąć żeby się o niego nie roztrzaskać, czego Tobie życzę.