Co sądzicie o tych całych integracjach w korpo (kręgle, planszowki, gokarty itp) po godzinach pracy? Bierzecie w tym udział?
Jeżeli to nie jest sztuczne i ludzie się lubią to dlaczego nie?
Jak wyżej. Ja wpadam prawie zawsze ;)
Ja nie lubię, bo nie ma nic co by mnie interesowało.
Z kilkoma kolegami z pracy(i z poprzednich prac) co jakiś czas spotykamy się prywatnie na innych ciekawszych dla nas aktywnościach.
Nię lubię jak jest "góra" i na takie nie chodzę nigdy, nawet jak jest coroczny wyjazd integracyjny, albo jak miejsce i forma są ciekawe.
Co do samego budowania teamów poprzez organizowanie wyjść, to jakoś nie jestem przekonany o skuteczności tego.
U nas najczęstszym sposobem na integrację po godzinach jest wspólny wypad na piwerko w pubie, obojętnie czy z zarządem czy bez.
W czasie pracy najczęstsze sposoby to wspólny obiad i ostatnio piłkarzyki.
Wyjazdy integracyjne sa spoko - ostatnio na takim fundneli nam lot helikopterem nad Mont Blanc. Z wlasnej kiesy pewnie bym na to nie wylozyl.
Trzeba tylko uwazac zeby nie zastapily calkowicie zycia spolecznego poza praca.
MiL napisał(a):
Jeżeli to nie jest sztuczne i ludzie się lubią to dlaczego nie?
No właśnie czy nie jest sztuczne. Moda przyszła z Zachodu, a na Zachodzie nie wszystko jest takie "fajne"! Przykładowo mało fajne jest żydowskie multi-kulti (Niemcy i Francuzi to przeklinają).
Brunatny Kot napisał(a):
MiL napisał(a):
Jeżeli to nie jest sztuczne i ludzie się lubią to dlaczego nie?
No właśnie czy nie jest sztuczne. Moda przyszła z Zachodu, a na Zachodzie nie wszystko jest takie "fajne"! Przykładowo mało fajne jest żydowskie multi-kulti (Niemcy i Francuzi to przeklinają).
A co ma multi-kulti do "sztuczności" wypadów w pracy w Polsce?
Tutaj chodziło o to, że:
- Jeśli się ludzie lubią i chcą wyjść razem - to jest OK, a to że firma płaci to dodatkowy bonus.
- Jeśli ludzie się nie lubią - to jest niefajne i nawet to, że firma płaci sprawy nie załatwia. Wtedy właśnie zaczyna się dostrzegać ową sztuczność.
Nie sądzisz, że jeśli ludzie się lubią, to sami wyjdą razem, więc firma niepotrzebnie marnuje pieniądze? Ja bym wolał premię dostać, niż mieć wyjście na gokarty…
A co Ci po premi wysokosci 300zl?:)
Nie sądzisz, że jeśli ludzie się lubią, to sami wyjdą razem, więc firma niepotrzebnie marnuje pieniądze?
Nie sądzę, bo po pierwsze - jest wielu ludzi, których lubię, a jakoś nie możemy się zorganizować, żeby się spotkać. Po drugie, nie martw się o marnowanie pieniędzy - prawdopodobnie i tak potrzebują tych kosztów, żeby księgowość się zgadzała :P
Lubie, zwlaszcza ze sami decydujemy co to bedzie i organizujemy. Fajnie jest wyskoczyc raz za czasu z ludzmi chocby na piwo i pogadac o czyms innym niz praca, o wiele latwiej sie pozniej pracuje. W zespolach w ktorych bylem/jestem raz za czasu szlismy nawet samemu bez zewnetrznej inicjatywy, wiec jesli ma sie budzet na wyjscie i zrobienie czegos fajnego to dodatkowy plus.
Gdyby nie takie inicjatywy byc moze nigdy: nie jezdilbym quadem, nie strzelal z AK 47, nie byl w parku linowym, nie nauczyl sie jezdzic na nartach, nie byl w escape roomie, nie nawiazal niektorych przyjazni, nie lowil ryb z pokladu statku na baltyku, nie bawil sie w paintball, nie zjezdzal do jaskini albo ze skalek, nie chodzil po moscie liniowym, nie scigal sie gokartami, nie byl na lekcji chinskiego etc.
Pracowałem w firmie, gdzie się sporo środków pompowało w integrację. Myślę, że plony z tego były mniejsze, niż spodziewane.
Z tych wszystkich bombastycznych firmowych eventów więcej było wstydu i rozzłoszczonych małżonek, niż dobrych wspomnień. W dodatku starszyzna plemienna firmy pokazała się raczej od średniej strony, parokrotnie zostawiając upojonych kolegów na pastwę losu (dla mnie to kompletnie zaprzeczenie wartości stojących za hasłem "team") i tygodniami wypominając między rzędami biurek co bardziej kompromitujące sytuacje.
Firma natomiast, miała się czym pochwalić w materiałach promocyjnych ;).
Najważniejsze, to mieć okazję porozmawiać. Jeśli pracownicy mogą swobodnie wyjść na obiad i nie tyka im zegar nad głową, jeśli mogą sobie połazić po jakimś tarasie, pograć w piłkarzyki etc., to jest to świetny grunt pod zbudowanie relacji. Reszta jest już bardziej skomplikowana - ich otwartość, kultura pracy, czy jest atmosfera dzielenia się wiedzą i wzajemnego rozwoju itp. Myślę, że trudniej też zbudować zespół, jeśli miejsce pracy to typowa klepanina tasków na zasadzie - wchodzę do roboty, wychodzę, zapominam.
Firmowe fajerwerki mogą być na pewno miłe, w szczególności dla młodych developerów (wielu to przecież studenci). Ja teraz przychylnie spojrzę na wszelkie ukłony w kierunku rodzin/dzieci, także przemawia przeze mnie z pewnością pewna dziadowatość ;). Anyway, patrząc wstecz, to wszystkie trwałe znajomości które mam z kolegami z poprzednich miejsc pracy nie zostały z pewnością zawiązane na firmowych bibkach. Właściwie na żadnej jakoś dłużej nie pogadaliśmy. To się działo gdzieś między kolejnymi wyzwaniami technicznymi. Uczyliśmy się od siebie nawzajem... a pole do nauki jest zawsze.