Naszły mnie ostatnio przemyślenia skupiające się dookoła stanu mega-korpo w postaci Apple. Przemyślenia te są o tyle poważne, że zahaczają o temat zapotrzebowania na rynku pracy na konkretne technologie, stosowane wyłącznie w ekosystemie tejże firmy.
Od czasu zejścia z ziemskiego padołu Ś.p. S. Jobsa firma z Kalifornii zdaje się znajdować się w letargu. Niby wprowadza nowości, ale w zestawieniu z niesamowitą innowacyjnością dawnych produktów są one albo nieprzemyślane albo niedopracowane albo niepotrzebne, a często każde z powyższych. Sprzedaż iPhonów idzie jako tako głównie za sprawą magii marki, ale jak już wiele razy rynek pokazał - ten model biznesowy prędzej czy później traci przełożenie na reakcje konsumentów, czyli zyski. To samo tyczy się segmentu PC - o ile o dawnych modelach MacBooków można było powiedzieć wiele, ale nie można im było odmówić innowacyjności, to wygląda na to, że wszystkie premiery z 2016 roku polegać będą tylko i wyłącznie na odsmażaniu kotletów.
Sytuacja w której Apple traci udziały w rynku i spada liczba użytkowników iOS/macOS, automatycznie powodować będzie spadek zapotrzebowania na programistów znających Obj-C czy Swift.
Jak uważacie - czy Apple w końcu się ogarnie i poza stopniowym podwyższaniem cen wszystkich produktów zacznie prezentować bardziej perspektywiczną politykę produktową, czy też postanowiło stać się firmą o shit-filozofii jak Samsung, czyli sprzedajmy frajerom telefon X, a za rok X+1, które to oba po dwóch latach będą nadawały się tylko i wyłącznie do rebootu.