Zabieranie napiwków przez pracodawcę

0

Spotkałem się kiedyś z systemem zbierania napiwków do słoiczka i dzielenia ich między kucharza i kelnerkę i taki system rozumiem. Jednak ostatnio natrafiłem na przypadek zabierania napiwków przez pracodawcę - czy takie coś jest w ogóle zgodne z prawem?

0

Napiwek to też przychód, do czasu aż nie będziesz miał w umowie zapisanego podziału napiwku raczej nic nie zdziałasz...

0

Ja u siebie w sklepie zagarniałam napiwki... Nawet nie pomyślałam o tym, żeby rozdzielać między pracowników :P

0

A ja nie daję nigdy napiwków. W ten sposób nigdy nie przyczyniam się do sporów pomiędzy pracownikami.

1

Zależy też jak na sprawę spojrzeć: jeśli daję kelnerowi napiwek - to rozumieć mam przez to że ja daję mu dodatkowe wynagrodzenie za lepsze traktowanie mnie, czy też ogólnie daję napiwek dla lokalu przez kelnera? Osobiście zawsze patrzę z tej pierwszej perspektywy, czyli że mój napiwek to dodatkowe wynagrodzenie dokładnie dla kelnera obsługującego, a nie dla całego lokalu. Są też miejsca gdzie są wystawione słoiki/puszki na zbiórki - tu nie obchodzi mnie czy to jest dzielone na pracowników czy jakąś fundacje czy cokolwiek innego, ale widzę to jaką tą drugą perspektywę czyli ogólnie za lokal.

I teraz: kelnerowi mogę dać za obsługę jeśli mnie pozytywnie zaskoczy, natomiast za lokal nigdy nie dam napiwku - takie rzeczy powinny w mojej opinii być objęte w cenie dań w menu.

I podsumowując mój wywód: w mojej opinii pracodawca nie powinien zabierać napiwków, ale wszystko zależy od umowy - będąc kelnerem zawsze bym chciał mieć w swojej umowie zaznaczone że napiwki dla mnie są dla mnie i nie stanowią części wynagrodzenia.

1

@Johnny_Bit:
Wiesz, to dzielenie napiwków jest stosunkowo popularne i stoi za nim jakiś sens. Abstrahując od kwestii "czemu kelner ma dostawać napiwki, a kucharz nie", to jeszcze tak naprawdę na sprawienie, by posiłek był wyjątkowo dobrym przeżyciem, składają się działania wielu osób. Kelner jest bardzo ważny, ale ekipa w kuchni przecież też. Czasami, nawet w tej samej restauracji, danie jest tak wybornie przyrządzone, że aż chce się dać napiwek również załodze z kuchni.

@sirkruk + ogólnie:
Jak dla mnie to takie zabieranie napiwków jest nieco dziwne. No chyba że obsługa była naprawdę dobrze opłacana. Jednak u nas w Polsce, z tego co wiem, nawet takim naprawdę profesjonalnym (i więcej zarabiającym) kelnerom daje się napiwki. Interesująca sytuacja była swego czasu we Włoszech, przynajmniej w niektórych rejonach. Tam zawsze dużą wagę przywiązywano do obsługi, na kelnerów nie szczędzono, a nawet naprawdę dobre knajpy często zresztą były interesami rodzinnymi. Swego czasu, gdy kelnerowi chciałeś wcisnąć napiwek, było to niemal obrazą -- że niby myślisz, że on musi mało zarabiać.

Dzisiaj to już się oczywiście trochę rozmyło. W świetle popularyzacji wyjazdów wakacyjnych, za robotą, za kasą na studia itp., odsetek amatorów w branży stał się jakby większy, a zawód kelnera mniej się kojarzy z ekskluzywnością czy profesjonalizmem, nawet we Włoszech. Nie mówię, że wyjazdy "na zmywak" lub "na kelnerowanie" są złe lub jakkolwiek uwłaczające (przeciwnie!), ale jednak być może nieco przyczyniły się do zmian, które spowodowały, że niektórzy tęsknią za starymi, dobrymi czasami.

Wracając do zabierania napiwków: kwestie prawne są dość interesujące. No bo, czy nie mogę po prostu dać drobnej "darowizny" jakiejś osobie? Mogę przecież dać jasno do zrozumienia, że za rachunek płacę tu, a tutaj daję jeszcze dyszkę temu konkretnemu kelnerowi za wyjątkowo dobrą obsługę. Czy jakakolwiek umowa może mi tego zabronić, a kelnerowi nakazać oddać te pieniądze? (jeśli tak, to co? musiałbym czyhać na kelnera, aż ten wyjdzie z pracy i wtedy mu dać ten "napiwek"? ;) ). TBH nie wiem nawet jak to jest z darowiznami, bo jeśli mamy działać formalnie i oficjalnie, to w takich przypadkach zawsze swoje "trzy grosze" lubi... zabrać trzecia strona transakcji, państwo.

@othello:
I przyczyniasz się również do tego, że dający napiwki mają lepiej, za co pewnie serdecznie by Ci podziękowali ;). Więc wszyscy są zadowoleni! ;)

1
othello napisał(a):

A ja nie daję nigdy napiwków

ja też nie.

0

Dając napiwek, mam nadzieję, że wyląduje on u pracownika. Daję wzamian za jego pracę dla mnie jako konsumenta. To tak jak babcie dają końcówki rent listonoszom.
Zabieranie napiwków przez pracodawcę jest kurestwem i oszukiwaniem klienta.

0

Oczywiście dawanie napiwków nie ma żadnego uzasadnienia i to głupi zwyczaj. Jeśli mam dać napiwek kelnerowi za to że przyniesie mi kawę, to musiałbym tez dać napiwek pani w kasie w sklepie za to że policzy towary z taśmy, cieciowi w bramie za to że podniesie szlaban, taksówkarzowi za to że mnie przewiezie itd.

Czemu kelnerzy dostają napiwki a reszta nie? I jeszcze się upominają jak nie dostaną. Zwyczaj tak samo bezsensowny jak drobne dla listonosza.

2
othello napisał(a):

A ja nie daję nigdy napiwków. W ten sposób nigdy nie przyczyniam się do sporów pomiędzy pracownikami.

A ja zawsze uciekam bez płacenia. W ten sposób kelnerzy kasą z napiwków muszą pokryć mój rachunek, dzięki czemu szef im nie zabierze. ;)

1

@othello:
"Czemu kelnerzy dostają napiwki a reszta nie?"
Spór znacznie starszy niż Internet. Jeśli to Cię tak interesuje, to na pewno jakieś argumenty dasz radę wygooglować.

"I jeszcze się upominają jak nie dostaną."
Ile razy Ci się zdarzyło, by kelner upomniał się o napiwek? :o Mi zero, a nie zawsze daję.

"Zwyczaj tak samo bezsensowny jak drobne dla listonosza. "
Jeśli argument o dodatkowym wynagrodzeniu lub wdzięczności dla kelnera/kuriera/taksówkarza/etc do Ciebie nie przemawia, to może argumenty egoistyczne przemówią.

Zdarza się, że z jakiegoś sklepu wysyłkowego lub firmy rozwożącej paczki, jedną strefę -- tam gdzie mieszkasz -- zawsze obsługuje ten sam kurier. Rozwożenie rozwożeniem, a co powiesz na tych, co wysyłają rano SMS-a, że dziś dostarczą paczkę np. w granicach 14:00-15:00? Co powiesz na tych, którym możesz odpisać: sorki, ale dziś muszę jednak zostać dłużej w robocie, czy możemy się umówić co najmniej na 16:00? A oni zwykle się dostosowują? Albo w ogóle: zamawiasz paczkę pod biuro, a koleś do Ciebie dzwoni/puszcza sygnał, żebyś mógł zejść i odebrać, z pominięciem recepcjonistki etc.

Czy to jest tylko "wykonywanie swojej pracy"? Czy mają to wszystko w obowiązkach służbowych? Czy zrobiliby to, gdyby nie dostawali w ramach podziękowania paru groszy? Czy może po prostu zawieźliby paczkę, zadzwoniliby do drzwi mieszkania, a jakby cię nie było, to musiałbyś lecieć do ich placówki lub czekać na drugi rzut.

Dobre układy z obsługą restauracji, regularne chodzenie do jednej knajpy i nie żałowanie napiwków, gdy obsługa dobrze się sprawuje też potrafią zdziałać cuda. Czasami zależy Ci, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik i zorganizować np. naprawdę udaną kolację. Nieraz zarezerwowanie konkretnego stolika ma znaczenie. A gdy ten właśnie jest zajęty, ale na miejscu będziesz dopiero za pół godziny lub godzinę, "zaprzyjaźniony" kelner podmieni rezerwację gdy tamten stolik się zwolni. A gdy będzie mało czasu na obiad biznesowy, zaprzyjaźniona obsługa pozwoli bez problemu zamówić jedzenie telefonicznie, wcześniej, by przyjechać już praktycznie na gotowe -- nawet jeśli oficjalnie coś takiego nie funkcjonuje.

Może czasem po prostu nie wiesz co tracisz, nie mając "swojej" knajpy ze "swoją" obsługą.

Inna sprawa, że ja np. doceniam różnicę w kelnerowaniu. Autentycznie nie lubię chodzić do restauracyjek pokroju Sphinx, nie tylko ze względu na nieszczególne jedzenie i zatłoczenie, ale również dlatego, że ze świecą szukać tam dobrego kelnera, a jeszcze ich dział marketingu wymyśla tym młodym ludziom najwyraźniej jakieś głupie zasady typu "nie zapisujemy zamówień na kartce". Skutki są często fatalne: w tym natłoku gości i rozgardiaszu, niedoświadczeni kelnerzy często mylą zamówienia, stoliki, jedzenie dają nie tej osobie, co trzeba, a boją się zapytać, bo niby im nie wolno. Zupy potrafią przyjść razem z głównym daniem, dania niektórych osób 10min wcześniej niż innych itp.

Kontrast z moją ulubioną restauracją, w niewielkim mieście i z dużo lepszym jedzeniem, jest ogromny. Jeśli w niej kelner sobie nie zapisze zamówienia, to będzie to wyglądało tak, że:
a) Zapamięta je od razu i nie będzie musiał się wracać, żeby zapytać drugi raz o to samo.
b) Zwróci uwagę, jeśli czegoś zapomniałem zamówić (!). Np. zawsze zamawiam do czegoś porcję pieczywa, a teraz tego nie zrobię.
c) Zna na pamięć modyfikacje, jakie wprowadzam do niektórych potraw, bo np. mam tak dziwnie, że nie lubię sosów z wina do niektórych (większości) potraw (nie lubię też popijać jedzenia piwem, mimo że piwo ogólnie lubię), a sos, jaki dają jako zastępstwo wybitnie mi smakuje. Wie, jak mocno wysmażoną lubię polędwicę etc.
d) Potrawy przyniesie w dobrej kolejności. Zawsze. Aż dziwne, że na tle niektórych "restauracji" to jest dziwne.
e) Potrawy przyniesie na raz. Jeśli trzeba, to współpracując z drugim lub trzecim kelnerem/kelnerką, żeby nie latać na 5x.
d) Nie przerwie mi posiłku, zadając wymuszone pytanie, czy wszystko smakuje, bo mu manager nie każe tego robić na siłę (a tak każą ludziom w Sphinxach czy innych Pizza Hutach)
f) Jakimś cudem monitoruje zawsze całą salę i wystarczy na niego spojrzeć, a zaraz się zjawi.
g) Zawsze będzie nienagannie kulturalny i będzie wiedział jak się obchodzić ze stałymi gośćmi. Jedną z najbardziej niesamowitych akcji, jaką widziałem w życiu, było jak jeden kelner umiejętnie -- lekko się drocząc -- rozbawił mojego ojca, zamiast go zirytować i zostać spalonym przez lasery z oczu, co uznawałem do tamtej pory za absolutnie niemożliwe do osiągnięcia przez "obce" osoby (fakt, że ten kelner obsługiwał go już wtedy dobre 10 lat...).
h) ... itd.
To, co się tyczy mnie, tyczy się oczywiście i innych ludzi, z którymi przychodzę na posiłek.

Mówię ci. Jak chcesz zrobić spotkanie biznesowe lub równie ważne, jeśli nie ważniejsze z dziewczyną, to poziom obsługi i to, czy tylko "wykonują swoją robotę", czy robią coś więcej, ma znaczenie. Napiwki jakoś z tym idą w parze.

1

No mój punkt widzenia jest prosty: kelner jest zatrudniony na swoim stanowisku, dostaje pensję co miesiąc za (teoretycznie) =najlepsze= wykonywanie swoich obowiązków. Zatem, kelner w tym kontekście nie różni się niczym od wspomnianego ciecia w bramie, taksówkarza czy kogokolwiek innego.

Dlaczego więc czuję na sobie społeczną presję do =dodatkowego= opłacania kogoś za pracę, za którą i tak dostaje wynagrodzenie - przecież nie pracuje za darmo. I dlaczego ma to dotyczyć tylko kelnera, a np. taksówkarza, fryzjera itd już nie - oni tez mogą obsłużyć klienta lepiej albo gorzej, a mimo to nikomu nie przychodzi do głowy dawanie napiwku np. fryzjerowi.

Będąc sprawiedliwym - nalezy dawać napiwki wszystkim, albo nikomu. I nie, nigdy kelner wprost nie mówi że oczekuje napiwku, ale zdarza się że daje to pośrednio do zrozumienia.

0

Mi czasem przychodzi do głowy danie napiwku fryzjerowi lub taksówkarzowi. Zwłaszcza gdy zapłacę relatywnie mało, a usługa zostanie wykonana szczególnie dobrze (w przypadku taksówkarza oznacza to np. szybki przejazd na miejsce z ominięciem korków).

Poza tym, ponieważ akurat kelnerom daje się napiwki najczęściej, rynek uwzględnia to również z drugiej strony. Gdyby napiwków nie było, ludzie mogliby być mniej chętni do pracy na stanowisku kelnera, więc pracodawca musiałby im podnieść normalną stawkę (która często jest taka-se), a to podniosłoby oficjalne ceny w menu.

Oczywiście, by premiować dobry poziom obsługi, pracodawca musiałby kombinować z wynagrodzeniem zależnym od... cholera wie jakich miar.

A tak, to wychodzi naturalnie. "Premię" wypłaca zadowolony klient -- bezpośrednio.

Z napiwkiem nigdy nie jest jednak tak, że trzeba go dać. Mnie nikt do tego nie zmusi, szczególnie gdy zostanę naprawdę słabiusieńko obsłużony -- co też się czasem zdarza (ale nie w "moich" knajpach).

1

No i to są dwa różne podejścia. Jeśli ja zostanę kiepsko obsłużony to więcej lokalu nie odwiedzę, ewentualnie złożę skargę na obsługę. Jeśli zaś zostanę dobrze obsłużony, to jeszcze nie raz odwiedzę lokal i zostawię tam mnóstwo gotówki (ale nie na napiwki).

0

Pierwsze słyszę żeby informatyk dostawał napiwki..........

0

Tylko co to jest dobra obsługa? To, że koleś naleje mi piwo, za które zapłaciłem lub kelnerka przyniesie zamówioną pizzę? Przecież to ich normalna praca, za którą dostają wypłatę od szefa. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zostawić napiwka kelnerom, bo ich usługi były po prostu standardowe. A już zupełnie bezczelnym jest, jak (w całkiem renomowanej restauracji) kelner podchodzi do mojego stolika, kładzie rachunek, łamaną angielszczyzną mówi "Tips not included" i idzie sobie na papierosa. Jasne, dostanie napiwek - 10 groszy, bo akurat nie mam drobnych, by zapłacić 14,90zł.

1

:D

0
ElevenEleven napisał(a):

Tylko co to jest dobra obsługa? To, że koleś naleje mi piwo, za które zapłaciłem lub kelnerka przyniesie zamówioną pizzę?

ech... IMO nie ta klasa wydatków. Przy piwo&pizza nawet bym nie pomyślał o napiwku. Przy dawaniu napiwków mam na myśli nie bary i knajpy, a restauracje. Tu ma znaczenie nie tylko jakość posiłku, ale też jakość obsługi - i to właśnie za tą jakość i indywidualne podejście do klienta liczy się napiwek. Prosty przykład (z mojego doświadczenia, jakiś czas temu): kelner zapamiętał osoby, więc zapytał czy do dania (zamawialiśmy właściwie to samo) dodać dopasowany zestaw sosów bez tego, którego ja nie lubię. Do tego zaproponował dodatki które uprzyjemniły by konsumpcje, pamiętając o tym jakie rodzaje napojów preferujemy (oraz że nie bieżemy nic alkoholowego, a tam cisną na wina). TO nazywam dobrą obsługą i za takie indywidualne podejście do klienta daję napiwek. Teraz jasne?

0

Ja zawsze zostawiam napiwki w restauracjach. Niektorzy daja napiwki rowniez kurierom/listonoszom/fryzjerkom/taksowkarzom. Ale jakos sie sie przyjelo, ze w restauracjach "wypada" zostawic napiwek. Zwyczajnie glupio by mi bylo, gdybym napiwku nie zostawil. No, chyba, ze obsluga zdecydowanie na niskim poziomie (tak tez sie zdarzalo).

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1