Ile trzeba mieć zaoszczędzone w razie kryzysu żeby nie brać byle co?

5

Coachem finansowym nie jestem, ale zawsze zastanawiały mnie te fundusze / sub konta. Trzymam wszystko na jednym koncie i po prostu wydaje wtedy kiedy muszę mając świadomość +/- ile wydałem danego miesiąca. Od lat się sprawdza. Rozbijanie tego na jakieś sub obiekty to IMO komplikowanie sobie tematu. Ale to tylko moja opinia, być może komuś to pomaga :)

4

@ledi12 To tak jak z kontem roota. :v :v

Prafrazując:
Rozbijanie tego na jakieś sub konta i role to IMO komplikowanie sobie tematu

0
ledi12 napisał(a):

Coachem finansowym nie jestem, ale zawsze zastanawiały mnie te fundusze / sub konta. Trzymam wszystko na jednym koncie i po prostu wydaje wtedy kiedy muszę mając świadomość +/- ile wydałem danego miesiąca. Od lat się sprawdza. Rozbijanie tego na jakieś sub obiekty to IMO komplikowanie sobie tematu. Ale to tylko moja opinia, być może komuś to pomaga :)

Jeden z tematów, którego nikt nie chce rozwiazać porządnie (przez zmiany wzorców, wychowanie nowych pokoleń inaczej).

Analizy historyczne wskazują protestantyzm, wywodzone (częściowo) z religii wzorce skromności życia, uczciwości *) pracy, oszczędności, jako coś co materialnie zbudowało społeczeństwa północnej Europy / Ameryki. Wiec to już było (czas inaczej myślacych ludzi) i dało dobre wyniki.

A dlaczego dziś nie ma woli nawiązać do tego ... to wielowątkowy temat.

*) mapa korupcji "dziś" bardzo dobrze pokrywa się z mapą wyznaniową sprzed 400-150 lat.

2
ledi12 napisał(a):

Coachem finansowym nie jestem, ale zawsze zastanawiały mnie te fundusze / sub konta. Trzymam wszystko na jednym koncie i po prostu wydaje wtedy kiedy muszę mając świadomość +/- ile wydałem danego miesiąca. Od lat się sprawdza. Rozbijanie tego na jakieś sub obiekty to IMO komplikowanie sobie tematu. Ale to tylko moja opinia, być może komuś to pomaga :)

Wiesz to chyba jest kwestia indywidualna. Np. moja mama to z każdych pieniędzy potrafiła coś odłożyć bez robienia planów/rozpisywania sobie. Ja natomiast potrzebuje konkretnego planu który realizuję. Zakładam sobie jakieś cele i potem je realizuje. U mnie sprawdza się taka metoda jak u @sfan - mam kasę, które przydzielam konkretne cele. Różnica może jest tylko taka, że ja wszystko trzymam na 1 koncie i tylko zarządzam tym na poziomie apki. Nadwyżki sobie inwestuje krótoterminowo (lokaty + obligacje COI). To co ważne u mnie to finanse planuję wspólnie z żoną, więc jak potem ktoś ma zachciankę typu "wymieńmy auto" to łatwiej sobie to w ramach budżetu zaplanować i powiedzieć OK to wymieńmy, ale przez najbliższe 2 lata jeździmy na wkacje w PL i rezygnujemy z tego i tego. Inaczej zawsze kończyło się na podbieraniu z części inwestycyjnej.

Także moim zdaniem każdy musi znaleźć metodę zarządzania finansami, która działa dla niego. Dodam, że takie zarządzanie może się wydawać skomplikowane, ale sprowadza się do wyznaczenia sobie kwot jakie chcemy wydawać w poszczególnych kategoriach i tyle. Nie zajmuje to więcej niż 10 minut w miesiącu (zwłaszcza z apką, która sama importuje i rozpisuje wydatki).

0

Ciekawe ile zaoszczedzicie w IT za 5 lat jak płace w Izt zrownaja sie ze srednia krajową xD

2

Ja zaoszczędziłem 70k podczas pracy w poprzedniej branży, dołożyłem do tego 30k zaoszczędzone przez rok w IT i to jest w zasadzie cały mój majątek. Koszty życia mam dosc podstawowe, bo też niczego specjalnego się nie dorobiłem, to niczego nie muszę utrzymywać, takie szczęście w nieszczęściu XD. A żyję maksymalnie skromnie, z każdym rokiem potrzeby jakby coraz mniejsze. Gdyby mnie zwolnili, teoretycznie byłbym w stanie przewegetować za te kasę dość długo, ale znając siebie to prędzej pójdę do jakiejkolwiek pracy w dowolnej branży, niż pozwolę sobie na choćby miesiąc bezrobocia, bo to dla mnie zbyt upokarzający stan mimo wszystko. A jakakolwiek praca to jeszcze będzie przez jakiś czas, póki gospodarka jako całość nie gruchnie.

0

Nie wyobrażam sobie mniejszych kosztów życia niż 8-10k miesięcznie w większym mieście bez własnego mieszkania, dzisiaj średnio 2 pokoje 40-50m^2 kosztuje 4-5k z opłatami (Wroclaw) dodatkowo auto to juz jak kto woli leasing/kupno starszego za gotowke(starsze golfy potrafia kosztowac 16-20k, a co dalej z takim autem to już loteria czy dluzej bedzie jezdzil czy u mirka na warsztacie), utrzymanie/paliwo to rowniez plus minus miesiecznie 2-3k, jedzenie/chemia/rzeczy do domu co tydzien średnio 300-400zł ~ 1600-2000zł.

sumarycznie ciężko zjechać poniżej 8 bez własnego mieszkania czy auta.

0
Pinek napisał(a):

Pytanie do was panowie - czy jeśli np dostaję podwyżkę 1k miesięcznie, z czego zaczynam wydawać miesięcznie o 400 zł więcej, to jest to inflacja stylu życia, czy nie?

No to zdaje się jest właśnie definicja inflacji stylu życia - wzrost wydatków razem z wzrostem zarobków. A czemu pytasz?

sfan napisał(a):

To są moje koszty, głównie konsumpcja (nie zajadam się kawiorem, głównie sklep + kawa + jedzenie na mieście na wagę bo nie mam czasu gotować)

Czym są "miesięczne wydatki" - bo to wygląda jak jakiś worek na rzeczy, z których można zrezygnować, skoro nie umie się ich lepiej opisać.
No i 500zł miesięcznie na subskrypcje wygląda srogo.

Dlatego życie za 6k to na granicy egzystencji moim zdaniem

Granica egzystencji to ten moment, w którym życie jest zagrożone. 6 tys to rząd wielkości więcej.

1
somekind napisał(a):
Pinek napisał(a):

Pytanie do was panowie - czy jeśli np dostaję podwyżkę 1k miesięcznie, z czego zaczynam wydawać miesięcznie o 400 zł więcej, to jest to inflacja stylu życia, czy nie?

No to zdaje się jest właśnie definicja inflacji stylu życia - wzrost wydatków razem z wzrostem zarobków. A czemu pytasz?

To w takim razie ja mam, robię i będę uprawiał inflację stylu życia. I dobrze mi z tym, co więcej - im większą mam inflację stylu życia, tym moje finanse są w lepszej sytuacji.

3

Utrzymuję 20k poduszki, powinno to wystarczyć na 3 miesiące - wystarczająco, by znaleźć jakąś pracę. Zaś odpowiadając na pytanie OP - ile mieć, by móc komfortowo przesiedzieć kryzys i nie brać pierwszej lepszej oferty - to powiedziałbym, że kwota pokrywająca 13-15 miesięcy. Rok siedzenia plus trochę dodatkowych pieniędzy na nagłe wydatki lub jakieś wakacje.

3
Sensacyjny Sebastian napisał(a):

ile mieć, by móc komfortowo przesiedzieć kryzys i nie brać pierwszej lepszej oferty - to powiedziałbym, że kwota pokrywająca 13-15 miesięcy.

Wydaje mi się, że jednak nie o to pytał OP. IMO chodzi bardziej o pytanie

Ile trzeba mieć, żeby np 27 stycznia nie brać pierwszej lepszej oferty, ale np móc poczekać do końca lutego / marca z wyborem

Bo jaki jest sens nie brać gorszej oferty, na ten rok? :D Lepiej mieć przez rok dochód 10k miesięcznie niż 0 miesięcznie.

0
Pinek napisał(a):

To w takim razie ja mam, robię i będę uprawiał inflację stylu życia. I dobrze mi z tym, co więcej - im większą mam inflację stylu życia, tym moje finanse są w lepszej sytuacji.

Pogratulowałbym, ale nie ma czego, bo to właściwie dotyczy większości ludzi. :-P
Niemniej jednak w to, że przyczyną lepszego stanu finansów jest inflacja stylu życia nie wierzę, bo to przecież nie ma związku.

0

Życie nie jest kolorowe cały czas, czasami są kryzysy. Oszczednosci warto miec, mnie by bolalo w sumie ze miesiecznie odkladam kwote X, a ngle nie odkladam nic bo to mi zaburza 'plan'.
Czyli jak jest dobrze to mysli ktos o FIRE i czy kupic akcje firmy iks. Jak jest kryzys to nie dosc ze nie zarabiasz to jeszcze oszczednosci topnieją. W sumie to zdrowie najwazniejsze, Ostatecznie wzialbym gorsza oferte aby utrzymac rodzine - szkoda tylk oze teraz rynek pacy jest w kiepskiej formie i ta 'gorsza' oferta moglaby by na dluzej.

4

To ja może powiem coś bolesnego i za pewne wiele osób mnie za to zlinczuje (Normalna ludzka reakcja stąd nie mam tego za złe). I odniosę się stricte do IT, bo o takim kryzysie tutaj dyskutujemy.

Oszczędności finansowe to jedno (Zawsze warto je mieć, bo to najlepszy gwarant "stabilności") ale jest jeszcze druga kwestia. Kierunek, który w tym IT obieramy a co z tym idzie, konkretny zbiór umiejętności.

To trochę jak ze starym lekarskim powiedzeniem: "Lepiej zapobiegać niż leczyć". A przekładając to na ten temat -> Kierować swoją karierą tak, żeby ryzyko kryzysu minimalizować. Tak, wiem, nie jest to klepanie po plecach i wiele osób sobie nie wyobraża np zmienić stacku technologicznego po 10 latach, bo przecież są specjalistami w swojej dziedzinie.

Trendy się niestety zmieniają, technologia się zmienia, świat idzie do przodu. Można się z tym nie zgadzać i z tym walczyć, ale to tego faktu nie zmieni. Stąd odpowiednia analiza rynku "zawczasu" potrafi uchronić przed twardym lądowaniem w przyszłości.

Takie jest niestety życie. Można narzekać jaki rynek jest zły, albo po prostu wziąć sprawy w swoje ręce. Każdy jest kowalem własnego losu.

1

Warto jeszcze nadmienić jedna rzecz, że nawet jeżeli będzie więcej legacy projektów do utrzymania to będzie też znacznie więcej programistów. Nie mówię o AI, bo myślę, że to conajwyżej ułatwi nam pracę, ale o tym, że będąc seniorem za te 5-10 lat będziesz miał 10x więcej seniorów niż jest dzisiaj.
A przypominam, że większość zostaje na poziomie seniorskim. Takich np principiali czy TL-ów jest mało i nie dla każdego starczy.
Bardzo możliwe, że kiedy Ci co pracuja sobie 8h bez samorozwoju i zamykają laptopa to się obudzą z ręką w nocniku.

Imo przyszłość (czyli tak za 15 lat) w zmianie pracy będzie wyglądać tak, że będziesz musiał mieć wiedzę z ML/devops/SE i będziesz po prostu oszukiwał w CV, że z tego korzystałeś żeby dostać robotę która wyskoczy nagle.
Oczywiście rozważamy ciekawa dobrze płatną pracę zdalnie. Szambo za psie stawki pewnie zawsze będzie

1

Dla mnie rok zapasu bez zmiany poziomu życia, włączając w to spłaty hipoteki. Innych zobowiązań nie mam, a jeżeli mam, to mam na nie pokrycie w gotówce/innych ~łatwo zbywalnych aktywach. Jeżeli przez kilka miesięcy nie znalazłbym porządnej pracy, to wziąłbym najlepsze co jest i spokojnie szukał dalej.

0

Utrzymuję kapitał ~6 miesięcy bez zmiany poziomu życia, ale z zastrzeżeniem, że w razie awarii wezmę co będzie i szukał dalej - jednak powoli przekonuję się do zwiększenia tego do roku dla dwóch osób i spakowanie się w jakiś pojazd i spokojne zwiedzanie przez pół roku

0

W tych chorych czasach ile by czlowiek nie miał to i tak na nic. Nie wiadom czy za rok dwa nie przyjdzie jakas wojenka czy kowidek czy co tam wymysla wielcy tego swiata i wtedy ceny pyk 2x w gore i nagle oszczesnosci przewidziane na rok skurczą sie do pol roku.

1

Zależy od kryzysu.
Jak wojna, armaggeddon to krzesiwo, nóż i jakiś filtr do wody :)
A jak gospodarczy to nie tylko ile na koncie masz. Bo tutaj liczy sie dywersyfikacja, rozne waluty, zloto, udziały, obligacje itp.
Co do wartości to chociażby na pół roku bez pracy zeby przeżyć na lekko obniżonym poziomie niż dotychczas, czyli 6 x wydatki miesieczne

3

Ale tak szczerze to nie widzę powodu, żeby nie brać byle czego z zastrzeżeniem, że jak pojawi się coś ciekawego to uciekamy w trybie natychmiastowym.

0

a teraz przyznac sie kto trzyma 'poduszke finansowa' na koncie/subkoncie nieoprocentowanym :) - poduszka powinna pracowac IMHO

0
lampasss napisał(a):

a teraz przyznac sie kto trzyma 'poduszke finansowa' na koncie/subkoncie nieoprocentowanym :) - poduszka powinna pracowac IMHO

A kolega jaki bank reprezentuje?

2
lampasss napisał(a):

a teraz przyznac sie kto trzyma 'poduszke finansowa' na koncie/subkoncie nieoprocentowanym :) - poduszka powinna pracowac IMHO

Pójdę dalej - po co komu w ogóle koncept poduszki bezpieczeństwa? Ja po prostu mam na koncie pieniądze na około 2 miesiące życia (część jako lokata), a reszta to już wszystko ląduję do worka inwestycje, gdzie dzielę odpowiednio ze swoimi preferencjami inwestycyjnymi. Część inwestycji trzymam w obligacjach, więc po co mi osobna poduszka? Miałoby to sens gdybym wszystko trzymał w akcja czy krypto, ale jak jakieś sensowna część inwestycji jest w stabilnym i plynnym aktywie to moim zdaniem nie ma sensu sobie komplikować i wydzielać mentalnie jakieś środki.

2

Poduszka finansowa.....taaak

Wnoszę o poprawę nazewnictwa w tym wątku i używanie poprawnego rozróżnienia: Skarpeta finansowa.
Większość ludzi chyba trzyma kasę w skarpecie, a nie poduszce 🤔

3

Od jakiegoś czasu nie oddzielam już osobno poduszki. W części portfelu gdzie mam akcje i obligacje (80/20), w ramach obligacji jest poduszka. Uważam, że minimum 6 miesiecy jest ok. Moje wydatki miesięczne z roku na rok spadają, bo mam już splacone mieszkanie. Jest to ok. 10k miesięcznie z czego 3700 to leasing. W ramach pozostałych 6k połowa to pewnie podróże - 3 razy w roku staram się na tydzień wyskoczyć na narty Włochy/Austria, city break i jakieś all inclusive, w wakacje każdy weekend wyjeżdżam. Czekam aż skończę spłacać leasing. Wtedy 6k mając spłacone mieszkanie i nie mając dzieci (choć pewnie już za 2-3 lata będą) jest na prawdę OK. Oprócz tego odkładam ok. 65-80% pensji, bo od 5 lat staram się podążać w kierunku FIRE. Ale no też z głową - nie chcę oszczędzać nie wiadomo ile i tracić najlepszych lat. :D

0

Specjalnie napisalem o poduszce, bo sa rozne strategie i moze komus zaswieci sie lampka, ze trzymanie 50k na koncie/subkoncie nieoprocentowanym to nie jest dobra opcja.
Niektorym sie nie zaswieci, ale nie moj problem.

Moja 'poduszka' (lub 'jabluszko' lub wstaw co sobie co tam chcesz i gitary nie zawracaj) to kasa pozwalajaca na przezycie 12 miesiecy bez obnizana stopy zyciowej oraz rozlokowana w wiekszosci w obligacjach oraz lokatach, przyznam ze mam tez 'troche' gotowki, ale nie ma tego duzo gdyz gotowka nie pracuje :)

Nie zdziwilbym sie jakby ktos ogarniety mial wszystko w obligacjach np. EDO - to jest dobry pomysl imho.

2
lampasss napisał(a):

Nie zdziwilbym sie jakby ktos ogarniety mial wszystko w obligacjach np. EDO - to jest dobry pomysl imho.

Zaoszczędzona gotówka to jedno.
Wg mnie ważniejsze są płynne aktywa które możesz w razie czego upłynnić w dowolnym momencie w dowolnym miejscu na ziemi.
Czy w razie ucieczki za granice będziesz w stanie sprzedać polskie obligacje?

Kryptowaluty są rozwiązaniem. Albo konto u zagranicznego brokera (USA?) i tam jakieś papiery.

2

Średnie koszty życia w tym wszystkie zobowiązania razy 3 miesiące w gotówce bieżącej na koncie, to dla mnie taki fundusz minimum.
Kolejne 3 miesiące w walutach obcych. Łącznie z poprzednim daje 6 miesięcy zapasu, co uważam to za taką 'bezpieczną poduszkę'. Dodatkowo uważam, że najmniej kolejne 6 miesięcy powinno się mieć w łatwo dostępnych aktywach jak lokaty. Dalsze nadwyżki powinny pewnie pracować w czymś długoterminowym, ale byłem za leniwy i większość leży na jakiś lokatach oprocentowanych grubo poniżej inflacji.

Jeśli chodzi o wydatki, to zacznę ogólnie, że jestem dość oszczędną osobą. Jak za gówniarza dostawałem 100zł do wydania na koloniach na 'lody' to zwykle wracałem z nich mając 80zł w portfelu.
Nie mam dzieci, na 'przeżycie' wydaje poniżej 4 tys/msc. Do tego rata kredytu koło 3. Miałem jeszcze leasing za około 2, który już spłaciłem.
Z nadwyżek bez problemu mogę sobie pozwolić, żeby co jakiś czas gdzieś pojechać, czy kupić sobie coś fajniejszego jeśli będę miał taką ochotę. Realnie ponad połowa zarobków zostaje mi z miesiąca na miesiąc.

0
sfan napisał(a):

dla mnie conajmniej 500k PLN (w obligacjach, lokaty, IKE)
moje koszty życia to ~7-8k/msc

prosze o opinie :)

Powinieneś mieć tyle zaoszczędzone żeby załapać się na jakiś preferencyjny kredyt (2% czy coś). Kredyty w kryzysie zawsze są fajne bo jest mało chętnych i zdolnych. Kwoty nominalnie nie mają znaczenia bo na różne cele kredyty się opłacają a wraz z tym są różne wymagania nominalne.

Ogólnie w kryzysie chodzi o to żeby rolować jak najdłużej.

0

To ja też się wypowiem. Może ktoś ze "starszych" kolegów z branży podpowie co zrobić - bo mam też rozterki jak użytkownicy wyżej.
W branży siedzę dosyć krótko 2 lata. Jak na dwa lata nie jest źle - patrząc na aktualną sytuację. Mam spokojną pracę, jestem w stanie szukać innej i w międzyczasie się rozwijać.
9k do łapy + żona 4 z hakiem. Małe miasto więc i koszta życia niskie. Razem 13k na życie.

W poprzedniej branży przez kilka lat odłożyłem 150k + samochód w okolicach 50k który mi wystarczy i nie myślę o zmianie.
Aktualnie wynajmuję, dosyć tanio w porównaniu do "dużych" miast bo wychodzi mi 1.5k + czynsz + opłaty. więc około 2.2-2.4 się zamykam.

Zacząłem myśleć o kupnie mieszkania - bo po prostu ten hajs się marnuje.
20% żeby dostać normalny kredyt to jakieś 100k + 70-80k na wykończenie. Umiem trochę rzeczy zrobić sam.

Mam upatrzone mieszkanie które będzie do odbioru w okolicach wakacji - ale się waham. Zarezerwowałem, ale patrząc na "czasy" zastanawiam się czy warto.
Z jednej strony ceny pewnie będą rosnąć, z drugiej strony co jeśli noga mi się poślizgnie? Nie jestem seniorem z 8lat expa.
Dodatkowo praca zdalna => najbliższe miasto hybrydowo to 50km w jedną stronę. z 1h drogi.

Do wakacji - np sierpnia odłożyłem z 50k. Więc po wykończeniu zostałoby mi jeszcze z 20-30 poduszki jak dobrze pójdzie.

Koszt kredytu to 2.7 - 3.2 => + opłaty więc wyższe koszty życia. No ale dokładam do swojego.

Jest sens w moim przypadku się wahać ?
Opcja A) Kupić na spokojnie i szukać lepszej pracy - wyczilować
Opcja B) Odkładać dalej i brać mniejsze kredo - ale pewnie ceny wystrzelą z nowym kredytem 0% - na na który się nie łapię.

Teoretycznie jak sie nie "wyjebię" to nawet w aktualnej pracy będę mógł nawet jeszcze odłożyć i nadpłacać kredyt.
No ale jak będzie poślizg to z zarobkami żony będzie ciężko i odłożony hajs szybko stopnieje.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1