W rozumieniu gościa od analizowania dużych, nieustruktyryzowanych zbiorów danych, budowania modeli uczenia maszynowego, text mining, te sprawyy.
(nie chodzi mi o inżynierkę big data)
Każdy chce się nazywać teraz data scientist. Nagle taki wybuch... jak popatrzymy na profile data scientistów na linked to zauważymy, że większość z data scientistów w PL to świeżo upieczeni absolwenci w firmach marketingu internetowego czy portalach internetowych. Nie znają zwykle jakiś super technologii w stylu Scala czy Java 8, nie znają też deep learning. Ogłoszenia na nowych data scientistów też nie są zbyt wymagające pod kątem doświadczenia - wystarczy zazwyczaj rok w analizach, tak jakby wszystko nastawione pod studentów. Uczelnie też dostosowują coraz bardziej program pod kątem "data science".
Moja ocena tego jest taka:
dawniej zawód analityka ds. modelowania był fajny, bo to był tak cicho ciemny koleś, cicha woda. Mało ludzi się uczyło statystyki matematycznej, a zaporzebowanie było. Teraz wszyscy nagle się rzucają na owoce statatystyki czyli uczenie maszynowe, które zazwyczaj tak na prawdę statystyką już nie jest (bo statystyka to wnioskowanie, uogolnianie na populację na podstawie próby, a jak masz big data to co to za statystyka. zapuszczasz alogrytm i tyle).
I tak się głowię. 2 możliwości:
- za 5 lat tu będą kokosy
- albo to wszystko jest przereklamowane i oni skończą w robocie za 5 tysiączków, będąc jednocześnie łatwo zastępowalni przez nowych studenciaków.
10 lat temu po kryzysie z 2008 był wybuch na zarządzanie ryzykiem jak okazało się, że ludki po zarządzaniach nie dadzą rady i potrzebne są metody ilościowe. Do banków ściągali nawet nauczycieli matematyki z gimnazjów. Inwestycja w matematyków zaczęła znacząco podnosić rentowność banków. Teraz wszystko ucichło i górny kwartyl zatrzymał się na 6,5 tysiączków. Czy tak samo będzie z Big Data?
A Wy co sądzicie o "data scientist" i jak zgadujecie jak ten "zawód" będzie wyglądał za 5 lat i jakie będą pensje?!