I w żaden sposób to nie zmienia faktu, że jeśli chcesz żeby agresor nie zniszczył ci twojego mieszkania, które masz w kredycie to jednak ktoś musi walczyć, a obecność polityków na linii frontu niewiele zmieni.
Zmienia, i to zasadnioczo.
Jesli masz swiadomosc, ze walczac i ginac, ponosisz jedynie konsekwencje niekompetencji politykow i kladziesz na szale swoje zycie tylko dlatego ze ich status quo zostalo zachwiane (interesy, sprawczosc itp itd), a swojego domu bronisz niejako przy okazji, to jestes skonczonym oslem narazajac swoje zycie.
Jesli jednak walczysz w obronie spolecznosci ktorej jestes czescia, wartosci ktore ta spolecznosc tworzy i uznaje za warte narazenia zycia, to twoj kredyt i chalupa ma najmniejsze znaczenie.
BIerzesz karabin do reki z mysla o swoim sasiedzie i jego rodzinie, szewcu ktory ci zeluje buty, czy kasjerce w biedronce ktora zawsze wita cie z usmiechem.
Teraz zastanow sie, czy narazilbys zycie dla dobra spolecznosci ktorej jestes czlonkiem?
Nawet jesli odpowiedz jest twierdzaca, to zderzysz sie ze sciana rzeczywistosci w ktorej okazuje sie ze nie jestes czlonkiem zadnej spolecznosci bo 10 000 przyjacil na FB nazwac spolecznoscia nie mozna, sasiadowi jedynie grzecznosciowo klaniasz sie na ulicy, a z rodzina drzesz koty od nie wiadomo jak dlugiego czasu.
Ostatecznie mozesz jako spolecznosc potraktowac to forum. Wybierz kogokolwiek z tego forum i zadaj sobie pytanie czy warto narazac zycie dla utrzymania relacji z nim.
Czy wierzacy/konserwatysta na tym forum moze miec przekonanie o slusznosci narazania zycia dla lewaka i vice wersa (chociaz lewak, powolujac sie na swoja europejskosc, pierwszy da noge z kraju w momencie zagrozenia).