Nie wiem czy Twój post to jakaś prowokacja, ale co mi tam, też dodam coś od siebie.
Ja to widzę tak, że każda znacząca zmiana w życiu to jednak forma wymiany, niezależnie od sytuacji zawsze coś zmienia się na plus i coś też zmienia się na minus.
Dla mnie taki stan szczęścia wynikający ze spokoju i dobrobytu to coś mocno przereklamowanego. Jak dla mnie takie podejscie jeśli trwa dłużej niż parę godzin to mnie coś gasi, wtedy coraz więcej rzeczy widzę sztucznie, usypiam i siada mi motywacja.
Nie wiem czemu tak mam, ale najlepiej mi się żyje, gdy głowę wypełniają mi pytania, gdy mnie nosi, gdy podejmuje większe ryzyko, gdy porywam się z motyką na słońce :D tak, że mną szarpie, rzuca i obija. To pozwala mi odpłynąć, to budzi do działania, wprawia w stan gotowości.