Azarien napisał(a)
Laurearel: nie lubisz języków — spoko, nikt cię specjalnie nie zmusza. przedmioty szkolne odbębnij, a na prywatne kursy nikt cię nie goni.
twoje biadolenie brzmi tak jakby hydraulik narzekał na co komu kurs pilota wycieczek.
ja języki bardzo lubię. oprócz wymienionych dwóch chodziłem jeszcze na japoński.
przymierzam się wreszcie do niemieckiego. po co? bo mam ochotę i jest potrzeba, po to.
hiszpański może kiedyś.
Ale Ty również nie przeczytałeś dokładnie - skoro jest to Twoja pasja to okey, przecież napisałem - Twój czas. Nie zrozumiałeś chyba tematu.
aurel napisał(a)
Ja nie wiem, mam wrażenie, że ludzie z każdym dniem coraz bardziej promują niewiedzę i tępotę. Po co w ogóle się czegokolwiek uczyć? Lepiej wygrzać sobie jakąś fajną posadkę, w jednej rzeczy się specjalizować, i na wszystkie inne tematy ani be ani me.
Bez sensu, typowy akademicki bełkot. Gdzie masz promowanie niewiedzy i tępoty? Moze w fakcie, że warto angielski znać możliwie jak najlepiej i zamiast marnować czas na naukę wielu skoncentrować się dobrze na jednym? Kolejna rzecz gdzie jest granica niewiedzy, tępoty między pragmatycznym podejściem do życia? Większość rzeczy które się gloryfikuje jako "wiedza" jest niepotrzebna do życia i próba bezsensownego jej opanowywania to tylko i wyłącznie wyjmowanie lat z życiorysu.
Mam kolegę co w zeszłym roku studia skończył, dostał się do Intela i teraz jest cały z siebie dumny - już niczego nie musi się uczyć. Brawo.
http://www.devblogi.pl/2010/05/jak-byc-leniwym-gupim-i-odniesc-sukces.html - najwyraźniej jest zbyt mądry.
Po co mi geografia? Co mnie interesuje na jakim kontynencie Polska leży?
O widzisz i znowu promujesz akademicki bełkot. Właściwie wypada wiedzieć, gdzie aktualnie się znajdujesz w celu orientacji w terenie, o ile znajomość stolic, gleb czy pasm górskich nie ma znaczenia dopóki nie będziemy się zajmować tym (co można również szybko ogarnąć ad hoc), o tyle umiejętność czytania mapy jak najbardziej. A jak mamy w szkołach? Ludzie znają setki niepotrzebnych rzeczy, a nie potrafią poruszać się z mapą. To nie żarty, tylko fakty! A Ty dodatkowo promujesz to podejście!
Analogicznie języki obce, angielski jest mapą, rosyjski to górny bieg Amazonki, niemiecki źródła Leny, a japoński Svalbard, angielski pozwala Ci się poruszać, reszta jest wiedzą - zazwyczaj niepotrzebną jeżeli się danym zagadnieniem nie zajmujemy. I tak samo jak warto dobrze umieć czytać mapę, również angielski trzeba szkolić, najlepiej jedno i drugie w praktyce.
Po co komu umiejętność grania na instrumencie?
I znowu bełkot. Muzyka jak również inne formy sztuki są najbardziej rozwijającymi formami. Odsyłam do fachowej literatury na temat wpływu muzyki na człowieka.
Co mnie obchodzi co robił jakiś król tysiąc lat temu?
Akademicki bełkot po raz kolejny. Rozumna istota wie, że historia uczy wnioskowania, tak samo jak matematyka, a szkoła ucząc zarówno dat i nazwisk, jak liczenia zamiast wnioskowania na temat faktów historycznych oraz abstrakcyjnego myślenia robi krzywdę uczniom.
Języków, tak jak wielu innych rzeczy, uczymy się po to, by się rozwijać.
Podaj parę argumentów rozwijających dla osób nie zajmujących się innymi językami niż angielski by tracić kilka lat na naukę danego języka.
By ćwiczyć mózgownicę, bo nieużywane organy zanikają.
U W A G A ! Akademicki bełkot!
Musze Cię zmartwić, ale akurat jest zupełnie na odwrót - przeładowany mózg gorzej wyszukuje informacje i mamy pełno właśnie wymierających po jakimś czasie komórek.
Najlepiej rozwijającymi mózg (i umysł - który jest jego funkcją) zajęciami są twórcze - malowanie, granie, rzeźbienie. Nawet dyskusja na poziomie z kimś, która zmusza nas do myślenia i kombinowania lepiej rozwija niż nauka. Ludzie, którzy odkrywali wiele bardzo ważnych rzeczy robili to przypadkiem, pod natchnieniem, a nie dlatego że posiadali wszechstronne wykształcenie i znali kilka języków - Einstein nawet angielskiego nie znał po za paroma słowami, a pracował i mieszkał w USA.
By przeczytać książkę w oryginale. By brak napisów do filmu nie oznaczał automatycznie, że go nie obejrzę. By wiedzieć o czym jest ta piosenka, co ją sobie podśpiewuję.
Przecież po za niszowymi książkami masz literaturę po angielsku i to często dosyć prostą w czytaniu. Czy dla kilku książek czy filmów warto poświęcać lata nauki?! Prędzej ktoś zdąży przetłumaczyć, zazwyczaj jakiś native speaker dodatkowo. Mało tego, na pewno znajdziesz interpretacje piosenki w internecie, albo wrzucisz w jeden z translatorów, które są coraz lepsze. Nie chodzi o słówka, tylko o to co wyobraźnia zbuduje, więc na prawdę nie ma znaczenia czy słówko będzie po polsku, angielsku, francusku czy arabsku.
Miałam nawet koleżankę, która w swej tępocie podśpiewywała sobie "Voulez vous couchez avec moi ce soir", adresując do ludzi dookoła, nie mając pojęcia co mówi (nie wspominając o tym, by w ogóle rozpoznać po gramatyce, że jest to pytanie w czasie przyszłym).
No tak, najlepiej porównać koleżankę do całej reszty nie znającej więcej niż jeden język obcy, przecież na pewno są tacy sami!
A potem puszczasz takiego nerda między ludzi. I co on takiego może? O czym tu pogadasz? Książek zapewne nie czyta (bo po co czytać książki?), tańce to pewnie tylko dyskotekowe połamańce (bo i wśród ludzi wymiera znajomość jakichkolwiek tańcy poza polonezem, a i tego kaleczą a nie tańczą i tylko na studniówce).
Co to ma wspólnego z nauką obcych? Znaczy się nie można tańczyć i czytać książek jeżeli nie zna co najmniej trzech języków obcych? I od kiedy Ci co tańczą breakdance są gorsi od tańczących klasycznie? Z muzykę masz to samo, sam się wychowałem na rocku, choć dzisiaj bardziej słucham jazzu, bluesa czy klasycznej, ale wkur**** mnie nieziemsko snoby, co uważają klasyczną za jedyną prawdziwą muzykę, resztę traktując jak wymysł prostego ludu. Podobne myślenie zauważam u Ciebie.
Jak spotka obcokrajowca, co akurat angielskiego nie zna, no to koniec, nie pogadasz
A polaczek oczywiście głupiutki i każdej nacji języka winien się uczyć, no bo przecież jak Libijczyka spotkasz to wypada się dogadać jakoś, a Węgra?! Polak Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki! I co z tego, że mają jeden z najtrudniejszych języków, przecież można spotkać Węgra, który nie zna angielskiegi i co wtedy? Nie pogadasz!