Ale to się nie wyklucza. Można skończyć trudne studia i być nadal niezaradnym życiowo.
Dla mnie to jest dość podły sposób myślenia, pełen hipokryzji, trochę jak ktoś kto dostał wielki spadek i poucza ubogich, że bieda to ich wina (znam takich).
Ok, czyli jak pracowałem na uczelni i widziałem tam statystykę, że po studiach na kierunku informatyka ponad 90% absolwentów pracuje w branży, a po np. architekturze około 25%, a po inżynierii medycznej 12%, to rozumiem, że jak ktoś wybrał architekturę, to znaczy, że był mniej zaradny życiowo.
Idźmy dalej; jak zobaczy się ściema raporty na stronach typu pracuj.pl, wynagrodzenia.pl, to można dojść do wniosku, że w sumie iNfOrmaTyk zarabia tylko 10% lepiej niż biotechnolog, a przecież wszystko zależy wyłącznie od mojej zaradności - "kim jestem, jestem zwycięzcą".
Potem przychodzi taka chwila na studiach (innych niż informatyka), że czyta się te różne szałowe oferty bez widełek. Widzi się, że nikt ze starszych kolegów nie może znaleźć pracy, ale człowiek myśli - czy gdzieś jest lepiej? Może ogólnie w Polsce taka bieda? Myśli sobie taki człowiek (ja też tak myślałem) - no ja przecież będę bardziej zaradny - ja się wybije, będę tym jednym na 100. Przecież na forum, ktoś napisał, że wszystko to kwestia zaradności. Potem się przekonujesz, że tak nie jest, że w innych branżach, żeby coś osiągnąć trzeba mieć kapitał i układy, a przede wszystkim przedsiębiorczość, a tego nie ma na studiach.
Funkcjonując w budownictwie i porzucając je, a teraz od wielu lat w programowaniu, muszę powiedzieć, że tych dwóch rynków nie da się porównać. To jak porównać spacer w przyjemny wiosenny dzień z marszem w zamieci przy -20.
Jak w programowaniu wysyłam gdzieś ofertę na zlecenie, to zwykle je dostaje, a prawie zawsze dostaje informacje zwrotną. W budownictwie przeważnie byłem "ghostowany", a stawki były na poziomie 25pln/h dla osoby z uprawnieniami w kontrakcie na 3 miesięca, a potem nara. Sam jak pracowałem w jakiejś firmie budowlanej, to tyle dostawalismy CV, że nikt nie nadążał tego czytać.
A co najlepsze, te CV niczym się od siebie nie różniły, bo wbrew wyobrażeniom, w większości branż nie ma kultu kompetencji, ani rozległych umiejętności, które trzeba opanować.
Takie przeciętne zadanie budowlańca, to wytłumaczyć Ukraińcom, że mają mieć założone kaski jak sikają z dachu, bo jak spadną i zginą i się okaże, że nie mieli kasku, to będą problemy.
CV w innych branżach brzmi mniej-więcej, "skończyłem studia, pracowałem 3 lata, mam prawo jazdy B", w programowaniu jest lista technologii, które się ogarnia - merytoryka.
Raz jeszcze, ocenianie w ten sposób ludzi, to dla mnie to dość podły sposób myślenia.
Znam pełno programistów, którzy w najmniejszym stopniu nie są zaradni życiowo (jakieś 98%) i w każdej innej branży inżynierskiej zarabialiby 2000-4000 netto, a tu mają jeszcze jedno 0 w wypłacie.
Uwaga, w programowaniu nie trzeba być zaradnym, trzeba być kompetentnym.
Prawda jest taka, że w wieku 19 lat (a często wcześniej, bo człowiek musi się przygotować do matury) 95% populacji nic nie wie, o przyszłym zawodzie i wybiera studia, które:
a. Wydają jej się związane z jej zainteresowaniami.
b. Wydają jej się dobrze płatne i pewne pod względem zarobków w przyszłości (pewnie statystyczny maturzysta myśli, że architektura lub budownictwo to świetny i pewny zawód).
c. Bo rodzice radzili iść na te studia.
Ludzi po bootcampach mi trochę żal. Osobiście mogę ich zrozumieć. Mechanizm myślenia mojego znajomego był następujący:
- skończyłem trudne studia i klepie biedę, śpię w jakichś kontenerach jak w III świecie, 500 km od domu, pracuję w zimnie i deszczu, w dodatku jak się zamyślę, to mnie koparka zmieli i zginę w męczarniach lub dostanę wyrok, bo zmieli jakiegoś pracownika bez kasku.
- programiści zarabiają kokosy i w sumie nie ponoszą ryzyka,
- żeby wykonywać swoją pracę nie potrzebuję żadnych wybitnych kompetencji, ot trzeba znać autocada i czytać dokumentacje i specyfikacje techniczną (każdy debil bez studiów by to opanował), ale trzeba mieć uprawnienia. Na studiach nie nauczyłem się nic przydatnego (studiowaliśmy razem :D), wszystkiego nauczyłem się w pracy, np., żeby wyleć beton o 4 w nocy, bo jak przyjedzie wcześniej klient, to się połapie, że nic nie jest zgodne z projektem, a tak jest zalane - po ptakach. Sam na początku nic nie umiałem i nadrabiałem dobrą miną i "zaradnością"
Oznacza to, że pewnie w innych branżach (w tym w programowaniu) jest tak samo, trzeba być ogólnie zaradnym i to wystarczy.
- żeby być programistą nie trzeba mieć żadnych uprawnień,
- zrobię sobie kursik i zostanę programistą :D, co może pójść nie tak.
Później taka osoba widzi, że w programowaniu, żeby móc być przydatnym dla zespołu, trzeba mieć bardzo szerokie umiejętności i ogólną wiedzę informatyczną. Nie da się nadrabiać "zaradnością".