Wątek przeniesiony 2023-12-04 14:30 z Kariera przez cerrato.

Po jakim czasie udało wam sie spłacić kredyt przed czasem?

0

oraz jakie były okoliczności które sprawiły że szybciej go splaciliscie?

Co chwile słyszymy w pracy, że ktoś spłacił dom lub większe mieszkanie po 5 latach, ci słabsi pracownicy przed upływem z 10 lat. Raczej nikt nie mowi o tym że to ze spadku, nawet wielu z nich ma potomstwo.

U mnie niestety tak to nie wyglada. Kredyt udalo sie wziąć ok 2022, z wkładem 10% zgromadzonym już w branży IT gdy podczas pandemii nie bylo co robic ale nagle wzrósł i nawet teraz po spłaceniu wszystkiego, zostaje z ok 1000zł przed opłatą rachunków więc raczej 25 lat będzie spłacany. Wychodzi mniej więcej jak za wynajem od pół roku.

Jakie więc macie sposoby na szybszą spłatę kredytu?

1
idziebezrobocie napisał(a):

Jakie więc macie sposoby na szybszą spłatę kredytu?

Więcej zarabiać.

Jaka masz obecnie ratę (podaj stosunek kapitał:odsetki) i ile zarabiasz?

Osobiście zanim zacząłem remont to nadplacalem kredyt mnie jwięcej 2x tyle ile wynosi miesięcznie rata.

No ale skupilbym się bardziej na tym że jeśli po spalcie kredytu zostaje Ci 1000 PLN - rachunki to coś ewidentnie poszło nie tak.

0

Jakie więc macie sposoby na szybszą spłatę kredytu?

Więcej zarabiać (tak jak zostało wspomniane wyżej).
Albo poprzez zmianę pracy, podwyżka, OT, więcej godzin, co tam Ci najbardziej pasuje.

I do tego, mniej wydawać.

Jeśli masz dobrą pensję w IT i zostaje Ci 1000 PLN po rachunkach, to musisz żyć jak jakiś król w tej Polsce (oczywiście "dobra" pensja to pojęcie względne więc każdy interpretuje to na swój sposób)

2
idziebezrobocie napisał(a):

Co chwile słyszymy w pracy, że ktoś spłacił dom lub większe mieszkanie po 5 latach, ci słabsi pracownicy przed upływem z 10 lat.

A jeśli ktoś ma kasę, ale nie nadpłaca kredytu? :P Wtedy też jest "słabszym pracownikiem"? Czy może po prostu umie w procenty i wie, że jego kredyt się dewaluuje (ostatnie lata to mega promowanie życia na kredyt)?

1

Jestem przekonany, że OP żyje całkowicie normalnie tj.

  • leasing na samochód z ratą 3 koła
  • wakajki za granicą 3 razy w roku
  • w ciągu roku wypady w Polsce na narty, na mazury itd.
  • żarcie codziennie w restauracjach i na telefon

Później weźmie taki kredyt na 25 lat na małe mieszkano 120 metrów w centrum i zdziwko, że jak to tak rata urosła? Co teraz? Jak żyć? XD

3
Pinek napisał(a):

Czy może po prostu umie w procenty i wie, że jego kredyt się dewaluuje (ostatnie lata to mega promowanie życia na kredyt)?

Zależy co robisz z tą kasą. Jeśli umiesz wyciągnąć z nich więcej niż rata kredytu to ok, w przypadku kredytu 2% to nie jest trudne, ale oszczędności się dewaluują tak samo jak kredyt. Musisz też wliczyć komfort psychiczny, nie każdy tak samo dobrze znosi życie na długach. Lepiej płacić 30% wypłaty przez 30 lat i żyć sobie na trochę ponadprzeciętnym poziomie czy spłacić kredyt w 4 lata i żyć potem na pełnej bez myślenia że trzeba zostawić kasę na kolejną ratę i żeby nie podpaść za bardzo szefowi żeby mieć na kolejne?

idziebezrobocie napisał(a):

Jakie więc macie sposoby na szybszą spłatę kredytu?

Po prostu nie brać maksymalnego kredytu jaki oferują ale taki żeby móc płacić podwójną ratę. Wtedy spłacasz kredyt w kilka lat zamiast 30. Musisz sobie obliczyć na własnym przykładzie ale w zależności od oprocentowania wzięcie kredytu na przykładowo 500 000 zł vs 550 000 zł to może nie być 10% ale nawet kilka lat różnicy w spłacaniu bo zamiast nadpłacania płacisz dodatkowe odsetki.

3

M3 w 3 lata, dom w rok (bo musiałem wykończyć dom zanim sprzedałem mieszkanie xD).

Oczywiście nie podaję jaki miałem wkład własny.

Wszystko z własnych oszczędności (bez spadków, wygranych w lotto, partnera w IT itd).

Tak jak wyżej pisał obscurity - nie brać raty pod korek czyli "najlepszego na co nas stać" bo wtedy oznacza że nas nie stać.

2

Bez kredytu, oszczędności + OE (1rok i 2m.), 85m, 950k. Nie mam innych zobowiązań.

0

Ja spłaciłem w 4 lata m3 ale to było kilka lat temu, w pierwszych 3 latach nadpłacałem 10% bo tyle było bez prowizji. W ostatnim roku spłaciłem całość i parę stow prowizji wyszło ale i tak podliczyłem że 40k mniej oddałem bankowi niż gdybym spłacał 20 lat.

0
idziebezrobocie napisał(a):

po spłaceniu wszystkiego, zostaje z ok 1000zł przed opłatą rachunków

Kiepsko, współczuję, trochę życie na krawędzi. Napisz szczerze, jakie masz zarobki i wydatki - może coś się da zoptymalizować, było tutaj na forum kilku odklejeńców, co uważali że bez diety pudełkowej, leasingu i 1000 zł/mc za ubrania nie da się żyć.

1

Cisniesz leetcody, dostajesz się do FAANGu, siedzisz tam parę lat, przenosisz się do USA, ćpiesz adderall ciągle grindujac aż dostajesz się na stanowisko gdzie zarabiasz 900k $ rocznie. Ofc w międzyczasie pokryjomu uciekasz na full zdalna robotę do Polski i kupujesz fajne mieszkanie.

2

Ok 10 lat. Ale dlatego ze byly niskie stopy procentowe, nie mialem duzo tego kredytu wiec rata byla praktycznie niezauwazalna wiec wolalem zainwestowac kase w kolejna nieruchomosc zamaist nadplacac.

Co do sposobu -> nie ma zadnej tajemnicy, jesli nie odziedziczyles majatku musiz zarabiac wiecej niz wydajesz i nadwyzki nadplacac. Jak masz mozliwosc zmienic na lepiej platna prace, to zmieniasz. Zakladajac ze wydajesz co miesiac X na zycie to naprawde robi roznice czy zarabiasz X + 1000 czy np X + 5000. czy X*5. Przy czym warto najpierw odlozyc mala gorke pineiedzy na tzw. czarna godzine, powiedzmy na utrzymanie sie przez pol roku (przy rodzinie ta gorka musi byc zdecydowanie wieksza niz jak sie jest singlem). Oczywiscie mozna jeszcze liczyc na odrobine szczescia i zostac krypto traderem, influencerem, fliperem, sprzedawac szkolenia, wygrac w totka itp.

I jak sie bierze kredyt lepiej brac na dlugi okres by miec mniejsza rate w razie W i nadplacac, niz brac pod korek i byc ugotowanym jak np. stopy podbija.

1

Przewalutowania też liczymy ?
Jedno mieszkanie a już dwa razy spłacony kredyt :D

2

Temat trochę bez sensu jak nie znamy podstawowych liczb typu wartość kredytu, zarobki, jak wydajesz kasę itp.

Mi ogólnie zajęło 12 lat bo przez wiele lat nie nadpłacałem. Najpierw mnie nie było stać (long story), potem stopy były takie, że wolałem oszczędzać, ale teraz trudno jest zarobić więcej niż te 8% (obecne oprocentowanie mojego kredytu) + podatek belki, więc zdecydowałem się kredyt spłacić. Robiłem to na spokojnie bez likwidowania oszczędności - po prostu większość przez jakiś czas inwestowałem tylko w IKE/IKZE a reszta szła na spłatę kredytu.

Tyle tylko, że nie wiem co z tego może wynikać dla OP. U mnie oboje z żoną pracujemy, oboje mamy dobre pensje i podobne podejście do pieniędzy (a to jest baaardzo ważne), więc nawet utrzymując przyzwoity poziom życia (nie mylić z szastaniem pieniędzmi) spokojnie jesteśmy w stanie sporo zaoszczędzić.

Co mi osobiście pomaga to planowanie finansów z wyprzedzeniem. U mnie to działa tak, że raz na jakiś czas (tak raz w roku) sobie siadamy z żoną i robimy plan typu, gdzie pojedziemy na wakacje, czy planujemy jakiś większy remont lub wymianę auta itp. Robimy sobie plan wydatków z podziałem na kategorie (od dłuższego czasu prowadzę budżet domowy w którym mam ~15 kategorii, więc jestem w stanie oszacować ile np. wydajemy na zakupy codzienne, edukację dzieci itp). Znając zarobki i wydatki, ustalamy ile jesteśmy w stanie w danym roku zainwestować i taką kasę co miesiąc staramy się inwestować co miesiąc. Jak wiemy, że np. na wakacje potrzebujemy 24k w skali roku, to co miesiąc "odkładamy" 2k, dzięki temu nie ma zazwyczaj tak, że w jednym miesiącu odkładamy 20k a w drugim nic.. Taki sposób prowadzenia finansów pozwala podejmować racjonalne decyzje - nie kupimy nagle w środku roku wycieczki na Bali bo mamy jakiś tam swój plan budżetu. Jak chcemy na coś wydać "extra" to najpierw musimy na czymś w budżecie przyoszczędzić. Oczywiście mamy założone jakieś rezerwy na nieplanowane wydatki + co miesiąc sobie też wypłacamy "kieszonkowe" etc, więc jakaś tam swoboda w ciągu roku zostaje. Głównie chodzi o to aby nie podejmować głupich finansowych decyzji bo z doświadczenia wiem, że każdą kasę da się wydać i znacznie trudniej potem wrócić na ziemię jak już się przywyknie do luksusów.

Mam nadzieję, że jakoś to pomoże.

3

@WhiteLightning odpiszę jako post bo się nie zmieszczę w komentarzu. Ogólnie na początek zaznaczę, że ja mam budżet dla rodziny 2+2, więc mam trochę więcej wydatków do ogarnięcia niż singiel i wiele z tych wydatków nie jest w formie wydatku miesięcznego tylko różnie się rozkłada. Np. za lekcje angielskiego płacę w pakietach i jak jest promka to kupuję na 2-3 miesiące do przodu, wydatki szkolne są różne w różnych miesiącach, wydatki typu media też są rozliczane różnie (np. prąd co 2 miesiące), za gaz płacę wg zużycia więc zimą znacznie więcej niż latem itd.

I teraz u mnie system działa tak, że mam w aplikacji około 20 "kupek" typu utrzymanie auta, wydatki spożywcze + chemia, edukacja podstawowa dzieci, zajęcia dodatkowe, kieszonkowe swoje, żony itd. Tak jak pisałem raz na mniej więcej rok patrzymy jak te wydatki się obecnie kształtują i sobie to aktualizujemy i liczymy ile nam trzeba aby sobie żyć na poziomie jaki sobie zakładamy. Żeby nie być gołosłownym to obecnie to wygląda tak:

  • 15k to są takie wydatki bazowe, które mamy rozpisane, tj wszystko od jedzenia po planowane wakacje
  • 3k to takie bardziej nieplanowane wydatki - powiedzmy tak rezerwa, w której się chcemy zmieścić na wszelkie nieprzewidziane tematy/coś co nam się urodzi w trakcie.

Co mi to daje - po prostu jakiś realny budżet, którego nie chcę przekroczyć. Ta kwota wynika z jakichś tam naszych założeń - np. naszym planem jest jedzenie na mieście, gdzie mamy założone, że wydajemy 300zł miesięcznie. Możemy wydać więcej i pokryć to sobie z rezerwy (tych 3k) ale wtedy oczywiście nie starczy na coś innego. Co ważne kwoty niewykorzystane przechodzą na następny miesiąc - jeśli np. w tym miesiącu nie wydam swojego "kieszonkowego" to za miesiąc będę mógł sobie kupić coś extra.

Cała zabawa polega na tym, że panuje nad swoimi wydatkami, a fluktuacje są spore. Np. na wakacje zakładamy sobie 24k rocznie, czyli co miesiąc 2k (to się zawiera w tych 15k wyżej). Wyjeżdżamy głównie latem, więc np. w marcu, gdybym sobie nie rozpisywał to bym miał wrażenie, że mam sporo pieniędzy i bym myślał, że mogę poszaleć, a potem na wakacje bym musiał brać z oszczędności. Analogicznie np. jest z ogrzewaniem zimą itp. Po prostu dzięki temu nic mnie nie zaskakuje, mam w miarę elastyczny budżet, który spełnia moje potrzeby.

A odpowiadając na Twoje pytanie na czym udało mi się ściąć to na wszystkim. Np. na jedzenie na mieście w jednym z miesięcy wydaliśmy 1000zł (a oboje pracujemy zdalnie) - po prostu za każdym razem jak wracaliśmy z basenu wpadaliśmy na burgera (przy rodzinie 2+2 to stówka) plus weszła jakieś sushi etc. Nawet nie widziałem kiedy te pieniądze się rozeszły. A tak to sobie sprawdzam w apce i widzę, czy jeszcze mam środki wg tego co sobie założyłem czy już nie i podejmuje świadomą decyzję.

I nie chciałbym aby to zabrzmiało jak jakieś dziadowanie - uważam, że 18k na 4 osobową rodzinę to jest dobry standard życia (zwłaszcza poza Warszawą i bez kredytu) - po prostu chodzi tu o świadome podejmowanie decyzji na jakim poziomie chcę żyć/na jaki mnie stać i realizowanie jakichś długofalowych planów finansowych. Dla jednego to będzie 5k, dla drugiego 100k. To co widzę, to nawet w takiej kwocie jak te moje 18k to jest zawsze kwestia wyboru - oczywiście nie wybieram między tym czy kupić leki czy jedzenie, ale już na pewno kwestia wyboru miejsca na wakacje jest tu istotna i np. mogę wybrać Chorwację ale za to kupić sobie np. lepsze auto albo latać na Mauritius.

Nie mówię, że to jest metoda dobra dla każdego, ale mi bardzo pomaga. Mam jakieś tam swoje cele finansowe i staram się świadomie nimi kierować. Myślę, że wielu osobom takie podejście by pomogło.

//edit i jeszcze co do tych nieprzewidzianych wydatków to dokładnie o to mi chodziło, że one wcale nie są takie nieprzewidziane. Ubezpieczenie auta, wymiana opon itp to wbrew pozorom są bardzo łatwe do przewidzenia wydatki. W skali roku i kilku takich wydatków to się fajnie uśrednia. Mnie np. utrzymanie auta kosztuje 800zł miesięcznie jak wliczę wszystkie rzeczy typu ubezpieczenie, bieżące naprawy itp (paliwo to około połowa bo mało jeżdżę). Oczywiście przez większość miesięcy wydaje sporo mniej, ale z przeszłości wiem, że i tak co miesiąc muszę te 800zł planować i nie ma zaskoczenia.

//edit 2 i jeszcze prowadzenie budżetu mi bardzo unaoczniło jak dużo pieniędzy się rozchodzi "bokiem". Nie ma większej różnicy czy wydasz 200 czy 300zł na jedzenie na mieście... ale jak to podliczysz to potem się okazuje, że z takich "to nie ma znaczenia" się robi 2k co miesiąc i jednak warto się pochylić nad takimi rzeczami.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1