Co do nadmiarowych zgonów - trzeba by się zastanowić, ile z tych ludzi umarło stricte z powodu kowida, a ile to są zaniechania w leczeniu lub ofiary róznych,nieraz totalnie bezsensownych obostrzeń, bałaganu i braku organizacji. Nawet na tym forum mamy użytkownika, który niedawno stracił ojca. Przez prawie rok się bujali po lekarzach, ale wszyscy mieli wywalone, bo teraz tylko kowid jest seksi, a ojciec kolegi miał na tyle pecha, że jego choroba nie była taka modna. W rezultacie - ojciec się poodbijał od wielu drzwi, aż doszedł do etapu, w którym trafił na drzwiczki od trumny.
Epidemia COVID ma swoje skutki na wielu poziomach:
- zgony spowodowane bezpośrednio przez COVID (w rozumieniu - gdyby nie COVID, to zmarły by żył dłużej)
- zgony z powodu innych chorób, spowodowane przepełnieniem systemu ochrony zdrowia
- skutki ekonomiczne, upadek części biznesów, utratę źródeł dochodu pracowników
- epidemia depresji i innych problemów spowodowanych izolacją i stresem
Z tego wynika, że działania mające na celu obniżenie liczby zakażeń mają sens, bo oprócz tego, że 2/100 zakażonych osób umrze, to kolejne 20 osób będzie zajmować zasoby ochrony zdrowia przez jakiś czas, co spowoduje zgon kolejnych 2 osób, bo karetka nie dojedzie dość szybko, zabraknie respiratora, lekarza itp.
Czy to jest nadmiarowy zgon? Podejrzewam, że tak. A czy wynika z kowida? Tutaj można dyskutować, jak to uznać/do czego zaliczyć. Na pewno nie umarł na samego kowida, ale są duże szanse, że jakby otrzymał wcześniej fachowa pomoc, to przebieg jego choroby by wyglądał inaczej - czyli jednak zgon jest powiązany z wirusem.
Tak jest to nadmiarowy zgon.
Jeszcze w temacie samej śmiertelności i tego, co napisał @KamilAdam - pytanie, jak to liczyć. Czy 2% z całej populacji, 2% z osób zarażonych, a może 2% z osób z ciężkim przebiegiem/hospitalizowanych? Kamil wyliczył na szybko, że przy śmiertelności rzędu 2% byśmy mieli prawie milion zgonów w Polsce, a tymczasem (dane przed chwilą sprawdzałem, więc zakładam, że są poprawne) w kraju mamy niecałe 70k, a w skali świata nieco ponad 3 miliony. Nie mam doktoratu z matematyki, ale tak na szybko obliczyłem, że 3 miliony z prawie 8 miliardów to jest grubo poniżej 2%.
Paskudność SARS-2 polega na połączeniu przyzwoitej, ale nie strasznej śmiertelności, długiego czasu bezobjawowego roznoszenia i drodze zakażenia. Gdybyśmy nie podejmowali żadnych działań, to zakażeniu uległoby około 70% ludności (załóżmy, że to jest granica "odporności stadnej"). Nie ma sensu liczenie aktualnej liczby zgonów/ cała populacja, bo proces wciąż trwa.
I co to ma do rzeczy, skoro watek dotyczy szczepień? O to, że każdy może te fakty interpretować zgodnie z własnym uznaniem.
Jedni powiedzą, że taki wynik, stosunkowo niegroźny (w zestawieniu np. ze wspomnianą 30% ospą) jest efektem tego, że nastąpiła szybka reakcja, ruszyły szczepienia, kwarantanny, zakaz chodzenia do fryzjera i wstępu do lasu ;) A drudzy - że to jak w przypadku pożaru, nieraz sama akcja gaśnicza robi więcej szkód, niż sam ogień, że problem jest sztucznie rozdmuchany. I żadna grupa nie przekona nikogo z tej drugiej, że ma rację.
Rozdzieliłbym 2 sprawy: nauka jest od tego żeby powiedzieć co zrobić w celu osiągnięcia celu. Wyznaczenie celu, to decyzja polityczna. Decyzje, które u nas zapadły oceniam bardzo krytycznie (niespójne, żle komunikowane, nadmiarowe, jak szły wybory, to informowano jak to bardzo bezpieczne iść i zagłosować na Dudę). To czy za wzór uznasz podejście "nic się nie dzieje", czy "zamykamy wszystko" to już kwestia twojego postrzegania. Ważne, żeby opierać się na sensownych argumentach. I tutaj mam problem z foliarzami, bo cytując jednego z kolegów "to jest żydowski spisek", ciężko uznać za jakikolwiek argument.