Temat tabu, chociaż wielu z nas raczy się, chociażby poranną kawą, która przecież ma swój udział w stymulacji mózgu poprzez zwiększenie wydzielania neuroprzekaźników. Różne używki i substancje odurzające są nam przedstawiane od najmłodszych lat jako największe zło i bilet w jedną stronę, ale sama nauka po długim fochu odwraca się z powrotem w stronę znanych i demonizowanych środków w nadziei na odnalezienie ich nowych stricte medycznych zastosowań. Wszędzie gdzie pojawia się praca, pojawia się też dyskusja na temat wydajności konkretnej jednostki, czy ogólnie ludzkiego organizmu. Wiele razy spotkałem się z ludźmi, którzy aby umilić pracę, dać sobie z nią radę itd., byli skłonni wejść na wyższe obroty, licząc się z tym, że energia nie bierze się z niczego i pożyczając siłę z dnia jutrzejszego na dzisiaj, będą pokutować. Zacząłem od grubszej strony, a przecież są jeszcze dostępne coraz popularniejsze nootropy jak przykładowo piracetam i jego pochodne jak fenylopiracetam wynaleziony w latach 80 jako swoisty dopalacz dla radzieckich kosmonautów, czy ekstrakty pochodzenia naturalnego jak ashwagandha. Chciałbym poznać wasze przemyślenia na ten temat, o ile ktoś kiedykolwiek nim się interesował.
Osobiście miałem kilka okresów, przez które zażywałem nootropy i faktycznie w zależności od środka, czuć poprawę funkcji kognitywnych, pamięci, a także wzrost motywacji w okresie długo bądź krótkofalowym. Mimo wszystko moim zdaniem prawdziwym game changerem jest dieta ketogeniczna i jej aspekty wpływające na praktycznie wszystkie płaszczyzny życia. Nie omieszkam też nie wspomnieć o ciekawych efektach zażywania mikro dawek grzybów halucynogennych, które nieźle wspomagają kreatywność, a jak pokazują badania, mogą być bardzo dobrym lekiem na depresję.