Jesteś programistą? Nie masz kolego, życia - idź na piwo

3

Witam :)
Od jakiegoś czasu w swojej szkole i nie tylko zaobserwowałem dziwne jak dla mnie zjawisko. Ktokolwiek, kto interesuje się programowaniem i też robi coś w kierunku, żeby programistą zostać jest wyśmiewany i tępiony przez rówieśników.

Przykład:
Siedzę sobie ostatnio na przystanku i obok mnie siada dwóch kolesi. Jeden w okularach, definitywnie widać, że gościu chce być informatykiem. Drugi był dosyć... no miał troche ciałka (nie żeby ten pierwszy go nie miał). No i ciężko nie było ich nie podsłuchać.. ten grubszy mówił: "weź ty stary daj na luz... idź na piwo czy coś" na to odpowiada mu rzekomy programista: "nie, sorry mnie to nie bawi, jak chcesz to idź sam , mam co robić" odpowiedź, którą dostał: "no stary ja mam przynajmniej jakieś życie a nie siedzę tylko przed tym komputerem i klikam jakieś pierdoły...".

Wyjaśnijcie mi proszę, co jest złego w programowaniu? Kto wg. Was będzie miał lepszą przyszłość... człowiek, który ma jakieś ambicje i robi coś w kierunku samorozwoju czy debil, który wagaruje, chleje piwo, pali i naśmiewa się ze słabszych? Wkurwiają mnie tacy ludzie niesamowicie.. z reguły to tylko jakieś gimbusy ale z roku na rok są co raz to gorsi.. czego to jest wina, że dzisiejsze społeczeństwo młodych (pokusiłbym się nawet o stwierdzenie recydywistów) woli iść na piwo niż zrobić coś twórczego... "bo mają przynajmniej jakieś życie"? A co, programista go nie ma? To nie człowiek?

10

Ja wolę zrobić coś twórczego, a potem wypić piwo.

3

Nie martw się. Im ludzie starsi tym mądrzej do wszystkiego podchodzą.
U mnie w gimnazjum to było nie do pomyślenia, że ktoś mógłby programować. W Lo nikt nawet nie miał pojęcia co to jest, a jak ktoś się tym zajmuje = kujon.

Na szczęście na studiach sprawa wygląda całkowicie inaczej. To lenie i "nic nie roby" są wyśmiewani. Ale tylko przez 1 semestr bo dalej nie zdają.
A ja osobiście nigdy nie martwiłem się opiniami innych :) To chyba klucz do sukcesu. Mieć w dupie zdanie innych :)

9

Wszyscy, którzy śmiali się ze mnie w podstawówce że jestem kujon zajmują się teraz napierdalaniem na budowie, myciem kibli za granicą lub siedzą na bezrobociu, regularnie zasilając placówki mopsu, gdzie sa traktowani jak śmiecie, część z nich kombinuje i ma już kilka wyroków na karku. Idąc do przodu widzisz wokół siebie coraz mniej debili, którzy zostają gdzieś po drodze na swoim poziomie a ty idziesz dalej. W liceum spotkasz mniej debilstwa niż w gimnazujm (bo ci którzy zakończyli swoją edukację na gimnazjum już ruszyli do zamiatania ulic), na studiach spotkasz mniej debilstwa niż w liceum itd.

Także najlepsze co można zrobić to się nie przejmować zdaniem innym - dzisiaj szczekają na kujonów w szkole, za 10 lat będą szczekać na [CIACH!] wykształciuchów którzy nic nie robią a mają kasę, podczas gdy oni muszą się ujebać do utraty sił za marne grosze lub nie ma dla nich pracy.

Uważaj tylko żeby nie zostać prawdziwym kujonem, który nie ma żadnego życia poza nauką, jeśli nim nie jesteś to nie masz czym się przejmować.

1
WkurzonyAnonim napisał(a)

Przykład:
Siedzę sobie ostatnio na przystanku i obok mnie siada dwóch kolesi. Jeden w okularach, definitywnie widać, że gościu chce być informatykiem. Drugi był dosyć... no miał troche ciałka (nie żeby ten pierwszy go nie miał). No i ciężko nie było ich nie podsłuchać.. ten grubszy mówił: "weź ty stary daj na luz... idź na piwo czy coś" na to odpowiada mu rzekomy programista: "nie, sorry mnie to nie bawi, jak chcesz to idź sam , mam co robić" odpowiedź, którą dostał: "no stary ja mam przynajmniej jakieś życie a nie siedzę tylko przed tym komputerem i klikam jakieś pierdoły...".

Wyjaśnijcie mi proszę, co jest złego w programowaniu?

Dlaczego zaraz zakładasz, że ten w okularach chce być programistą? Może ten w okularach całymi dniami siedzi na Facebooku i w przerwach ogląda gołe babki na ekranie monitora, a ten drugi spotyka się z realnymi ludźmi i gołe babki nie tylko ogląda, ale też... no wiesz :)

2

Co do kolegów to nigdy nie byłem wyśmiewany że programuję, natomiast dziewczyny niekiedy słysząc że ktoś się interesuje komputerami myślą, że to nudziarz. Nawet w LO. Ale tylko do pewnego wieku. Oczywiście to tylko pierwsze skojarzenie że informatyk = nudny, bo na informatyce się dziołcha nie zna. Po kilku rozmowach na tematy inne niż komputerowe, przekonują się, że to też normalni ludzie, tyle że inteligentniejsi :> Nie trzeba oczywiście mówić na wstępie czym się człowiek zajmuje/interesuje, jednak po co udawać kogoś kim się nie jest.

0

Oczywiście to tylko pierwsze skojarzenie że informatyk = nudny, bo na informatyce się dziołcha nie zna. Po kilku rozmowach na tematy inne niż komputerowe, przekonują się, że to też normalni ludzie, tyle że inteligentniejsi :>

Tak nie zawsze inteligentniejsi, ale miło się po-wywyższać czasami.

Ogólnie - fajnie jest mieć jakąś pasję i wiedzę poza swoją dziedziną. Można porozmawiać o wszystkim, nie tylko o komputerach, bo to się - aż dziw - czasami nudzi. I na pewno nudzi innych.

0

Bo programiści w społeczeństwie są kojarzeni jako takie ciepłe kluchy, ciamajdy, dwie lewe ręce. Ale w sumie jak spojrzę na niektórych programistów to czasem mi się wydaje, że to prawda ;)

Ale też jest tu mylne myślenie na forum. Każdy myśli, że bycie programistą to już wielka kasa, kariera w Polsce. Ale są też inne zawody w Polsce, gdzie można sporo zarobić. Nawet po tak "głupich" studiach z zarządzania czy marketingu. Trzeba po prostu tym się naprawdę interesować a nie myśleć "jakoś to będzie".

0

Bo programiści w społeczeństwie są kojarzeni jako takie ciepłe kluchy,

Przeczytałem to i spojrzałem na sygnaturkę "ktos".
o o
|
| |
_/

9

Wszystko sprowadza się do jednego: jest dobrze, jeśli jesteś szczęśliwy i nie krzywdzisz przy tym innych. Ta implikacja jest na tyle ogólna, że można ją uznać za truizm, ale nie zawsze widać jej konsekwencje.

Po pierwsze: nie zawsze bycie szczęśliwym w danym momencie jest dobre, bo przez to być może długofalowo będziesz osobą znacznie mniej szczęśliwą. Tak może to być z młodymi ludźmi, którzy wyśmiewają w szkole nerdów. Jakkolwiek idiotyczne by to nie było, być może wyśmiewanie innych w jakiś pokraczny sposób zapewnia im -- chwilowo -- szczęście. Ale to się im zwróci. Naprawdę, @othello ma rację. Nie mogę powiedzieć, żebym miał przerąbane w szkole (w sporej części dzięki kilku fuksiarskim zbiegom okoliczności), ale przypadkowo trafiłem kiedyś na parę lat do klasy z tzw. "trudną młodzieżą". Nie żałuję tego, było... ciekawie i solidarnie. Ale wiem, że sporo osób z moich starych znajomych spotka(ła) tzw. szara polska codzienność. Niektórzy z nich być może (choć nie mogę sobie przypomnieć konkretnych przypadków) byli czasami gnojkami. Mało kto dostał się do dobrej szkoły średniej. Sporo osób pracuje właśnie tak, jak napisał @othello: ciężko, fizycznie, nieraz w gównianej atmosferze, za pensję typową dla mojej mieściny (=w okolicach minimum).

Być może tak spędzą resztę życia, narzekając przy okazji na marny los.

Jeśli ktoś był "bossem" w podstawówce, gimnazjum czy szkole średniej, "porządził" sobie przez powiedzmy 5 gówniarskich lat, a potem przez 40 zapieprza na dwie zmiany i jeszcze może ma żonę zaliczoną dzięki młodzieńczej wpadce, to czy globalnie jest szczęśliwy? Czy jest szczęśliwszy od tego nerda, z którego się śmiał?

A co do "nerdów". Ja tam nie wstydzę się przynależności do tej grupy :). Nie pamiętam, kiedy ostatnio by mi to przeszkadzało -- czy to w kontaktach z dziewczynami, czy to w kontaktach z ludźmi :P :P. Wszystko zależy od podejścia do siebie, do innych, od sposobu w jaki to pokazujesz lub po prostu od tego jaki jesteś.

Co do "imprezowania", to ja radzę jednak... spróbować. I pamiętać, że nie musi Cię to kręcić i nie będzie to znaczyło, że jesteś lepszy czy gorszy. Może się jednak zdarzyć, że dopóki nie pójdziesz na dobrą (szeroko pojętą) imprez(k)ę, to się nie dowiesz, że Ci się to podoba.

Masz też prawo nie mieć pierdyliarda "przyjaciół", czy nawet znajomych. I to też jest gites, dopóki jesteś szczęśliwy. Bycie introwertykiem nie oznacza bycia gorszym czy lepszym. Ale tu również dobrze jest spróbować z kimś się zakumplować. Introwertykom pójdzie to wolniej, ale znajomość może z kolei być silniejsza/stabilniejsza. Warto zobaczyć jak to jest móc pogadać o dowolnym problemie, jaki zryty by nie był, z prawdziwym kumplem -- przy browarze lub nie.

Warto się zastanowić: jak chcesz, by Twoje życie na dłuższą metę wyglądało? Nie musi to być oklepany obrazek z setką znajomych, imprezami i tak dalej. Może być spokojniej, możesz nawet być sam i może Ci to odpowiadać. Ale czy na pewno?

Czy "bycie szczęśliwym", programując po lekcjach przez połowę wolnego czasu, a drugą połowę grając w WoW-a, na dłuższą metę będzie korzystne?

Nie chcę nawet powiedzieć, że gry są do bani. Gry bywają super. Można grać i się nauczyć wielu rzeczy, wyrobić sobie charakter i odporność na stres (można też grać 8h dziennie i niczego się nie nauczyć...).

Ja po prostu robię to, na co mam ochotę i nie wstydzę się swoich zainteresowań. Jeśli ktoś by mnie wyśmiał (a w dorosłym życiu to się nie zdarza -- tu już otaczasz się ludźmi na pewnym poziomie), to zapytałbym go, kim ON jest, że myśli, że może się ZE MNIE wyśmiewać -- niech lepiej zna swoje miejsce! Ja mam dwie tony zainteresowań. Z anty-nerdowskich to np. regularna od iluś lat siłownia plus od ok. roku bieganie (na razie półmaraton). Ale też interesuję się fizyką teoretyczną (tak tak, mechanika kwantowa i takie tam), astronomią amatorską, fantastyką, kognitywistyką/przekazywaniem wiedzy (sztuka prezentacji -- różnych rzeczy)... Kto ma mnie wyśmiewać? Ktoś, kto biega maratony (już niedługo, mam nadzieję!), ma 45 w biku i jako prawdziwy astronom amator odkrył dwie komety? Jakoś wątpię, by ktoś taki był pajacem, który ot tak sobie wyśmiewałby innych.

Odnośnie imprez, to ja nieraz miewam od nich całkiem długie okresy postu. Przez miesiąc-dwa (prawie) nic, bo mi się po prostu nie chce. Nic nikomu do tego. Dzisiaj zrezygnowałem ze sporej, fajnej domówki, prawdopodobnie na rzecz... zaproszenia kumpla do mnie na LAN-a ze StarCrafta 2. Nie mam już siły chlać, bo w czwartek byłem na wódzie u kumpeli, wczoraj w pubie ze znajomymi, a jutro szykuje mi się duże chlanie na mieście. Jeśli jednak dzisiaj jakiś dresik podklatkowy wyśmieje mnie, gdy będę taszczył z kumplem monitor, pewnie pokręcę tylko z politowaniem i nie powiem mu tego, co robię przez resztę dni tygodnia -- byle debil nie jest tego wart. Miewałem zresztą tygodnie, gdzie LAN-ów były 4, a imprez 0, i też było dobrze. Nic nikomu do tego.

1
bswierczynski napisał(a)

Odnośnie imprez, to ja nieraz miewam od nich całkiem długie okresy postu. Przez miesiąc-dwa (prawie) nic, bo mi się po prostu nie chce. Nic nikomu do tego. Dzisiaj zrezygnowałem ze sporej, fajnej domówki, prawdopodobnie na rzecz... zaproszenia kumpla do mnie na LAN-a ze StarCrafta 2. Nie mam już siły chlać, bo w czwartek byłem na wódzie u kumpeli, wczoraj w pubie ze znajomymi, a jutro szykuje mi się duże chlanie na mieście. Jeśli jednak dzisiaj jakiś dresik podklatkowy wyśmieje mnie, gdy będę taszczył z kumplem monitor, pewnie pokręcę tylko z politowaniem i nie powiem mu tego, co robię przez resztę dni tygodnia -- byle debil nie jest tego wart. Miewałem zresztą tygodnie, gdzie LAN-ów były 4, a imprez 0, i też było dobrze. Nic nikomu do tego.

Wszystko ma też swój umiar. Ale ja miałem w Liceum gościa co był uważany za takiego bossa, chodził w dresie, bluza z kapturem lubił trochę po chuliganić. Myślałem, że to ten z typowych co będzie w przyszłości chlał na murku. Nic bardzo mylnego. Spotykam Go po 7 latach a On pracuje. Pracuje w laboratorium badawczym w branży IT na wysokim stanowisku. Kasę taką trzepię, że ciągle widzę u Niego na Facebooku wyjazdy do Miami ze swoją laską, która wygląda jak modelka. No szok. Gość, który nie sądziłem, że by się znał nawet na włączeniu gry na kompie On z programowania z zarządzania sieciami IT jest kapitalny, Widzę i praktykę ma przeogromną. Ale zmienił się jeszcze na gorsze, bo przez kasę to mu woda sodowa bardziej odbiła do łba. Stał się zarozumiały, wywyższa się a widząc Go w jednym z Warszawskich klubów wyrywał lachony na kasę mimo, że ma tą modelkę. A co do Liceum to nie wiedziałem to po godzinach w szkole zostawał w sali informatycznej aby... programować.

Ale też miałem drugiego gościa co zawsze miał wymówki aby gdzieś wyjść, bo.... grał w klanie American's Army. Nie rozumiałem tego jak można było tracić czas na tych głupotach. Ale dzięki Niemu zauroczyłem się 9 lat temu w grze Max Payne ;)

0

Dzieki za taka rozprawke ;) W gruncie rzeczy więcej się takich spodziewalem ;)

0

Znaczy wiesz programowanie nie może być twoim jedynym zainteresowaniem jeśli Ci zależy na opinii innych ludzi, bo będziesz "passé" a w życiu fajnie mieć jeszcze inne zainteresowania też ze względu "Co gdyby jak programowanie mnie wypali zawodowo". Ja mam obok tego zainteresowania z prawa, kosmonautyki czy geofizyki. No można jeszcze dodać finanse (giełda, forex, obligacje)

0

Interesuje się też systemami operacyjnymi, żeglarstwem, windsurfingiem, lubie chodzic po górach i jeździć na rowerze.

0

To świetna historia, drogi przyjacielu!

0

programista!

4

Ten temat zalatuje jakąś kiepską formą prowokacji tudzież expressis verbis kpiny. Jak dla mnie informatycy-pasjonaci to istne perełki w polskich realiach wszechobecnej intelektualnej degrengolady, tumiwisizmu, przeciętniactwa i nadprodukcji wszelakiej maści "wykształciuchów", pseudo-magistrów i pseudo-inżynierów. Studiuję prawo - kierunek, który już lata temu stracił resztki świetności, jednakże codzienne doświadczenia w obcowaniu z rówieśnikami utwierdzają mnie w przekonaniu, że przyszli palestranci Rzeczypospolitej Polskiej do reszty obedrą ten zawód z resztek wydumanej elitarności. Jak dla mnie to właśnie INFORMATYCY winni być określani intelektualną elitą - to właśnie wewnątrz tych introwertycznych umysłów narodziły się motory rozwoju naszej cywilizacji, później ujęte w karb bezlitosnego kapitalizmu. Jedynym wytłumaczeniem dlaczego tak się nie stało jest moim zdaniem chroniczna introwertyczna przypadłość, zwana eufemistycznie "brakiem umiejętności społecznych" (inna przytoczona przeze mnie grupa zawodowa w moim poście posiada ich aż nadto). Gdybym był programistą, byłbym z tego dumny. Bo miałbym lepsze perspektywy od jakichś 90 % młodych ludzi w naszej nadwiślańskiej fooArkadiifoo.
Kończę, bom posta spłodził długiego i nieco chaotycznego.
Pozdrawiam wszystkich programistów

PS Jedyna ironia jaką możesz znaleźć w tymże tekście mieści się w pogrubionym słowie
PS 2 Nie oczekuję gromkich braw aprobaty - jak na rasowych informatyków przystało, informatycy zapewne jedynie dopiszą: "lubię to co robię, robię to co lubię". I chwała im za to.

0

Widzisz drogi studencie ja studiowałem informatykę lubię tą dziedzinę ale też chciałbym studiować prawo, bo to na prawdę wartościowy kierunek, których stracił w polskich realiach personalną wartość (czyt. dużo studentów studiuje dla lansu ten kierunek) ale także zaczyna się studiować informatykę nie dla pasji ale dla popytu na rynku. A szkoda, że ludzie nie idą na kierunek zgodny z ich zainteresowaniem.

0

moim zdaniem mówi się tak o programistach, bo programowanie dla zwykłego zjadacza chleba to... wiadomo, czarna magia.
w rzeczywistości jest oczywiście zupełnie inaczej, na dzień dzisiejszy programowanie jest tak proste, że ja, zwykła szara osoba dopiero kończąca gimnazjum, jest w stanie napisać naprawdę ciekawy program, którego będzie używać kilka osób i co więcej przyda im się on.
mam na myśli to, że żeby napisać program i pociupać jakiś kod, który nie będzie taki zły wystarczy mieć chęci i czasem znajomość j. angielskiego
nie trzeba być matematykiem czy kimś z równie rozwiniętym umysłem, żeby być programistą amatorem. :)

0

Nie o to chodzi, że to czarna magia. Z reguły dobry programista no niestety ale musi czasem zamknąć się sam na sam z własnym "sprzętem" czyli... komputerem ;)
To niestety odbija się na zachowanie w społeczeństwie, komunikację, która czasem się staje utrudniona. Mam kontakt z programistami, większości to są ludzie, którzy mają swój świat, czasem fascynujący.

1

Obecnie, żeby pracować jako programista nie trzeba być mega mózgiem, wystarczy znać podstawy. Zapotrzebowanie jest tak duże, że konkurencja jest niewielka a firmy biorą praktycznie z łapanki.
Inna sprawa, że i tak niewiele osób ma podstawy.

0

Zależy co rozumiesz przez pojęcie podstawy? Bo podstaw można nauczyć się czytając poradniki z internetu czy z książek ucząc się także na błędach. Ale czy to w samo w sobie czyni takiego człowieka programistą, którego będą się bić firmy?

3

Żeby zarabiać 3-4k w Warszawie jako programista specjalnych umiejętności i pasji nie trzeba, wystarczy odrobina logicznego myślenia i trochę języka angielskiego. Natomiast, żeby przejść do tych pięciocyfrowych kwot, to już raczej trzeba się tym interesować i rozwijać się w tym kierunku ;)

PS. Jak pomyślę, że zostało mi jeszcze jakieś 40-parę lat programowania do emerytury to aż skaczę z radości :D Robić coś co sprawia Ci przyjemność i jeszcze chcą Ci za to dobrze płacić :D Życ nie umierać :D

1
Windykator_IT napisał(a)

Zależy co rozumiesz przez pojęcie podstawy? Bo podstaw można nauczyć się czytając poradniki z internetu czy z książek ucząc się także na błędach. Ale czy to w samo w sobie czyni takiego człowieka programistą, którego będą się bić firmy?

Myślę, że niedługo z tymi pensjami się skończy. Nie tylko przez bezrobocie i brak zleceń ale także "popularyzacji" tego kierunku. Ludzie zrozumieli, że jeśli chcą zarabiać dobrze to muszą wybrać kierunki, gdzie jest jeszcze nisza.

2

I co z tego, że jest popularny? Jak ogarniętych ludzi można policzyć na palcach jednej ręki zazwyczaj na 150-200 osób ;)

Popularność to jedno, umiejętności to drugie. Papier nie robi z Ciebie programisty, a ludzie lubią dzisiaj "szybko, łatwo i przyjemnie".

Od kilku lat jest wielki boom na informatykę i na razie nie widać zwrotu w postaci pensji w dół. Co do zleceń, jest bardzo dużo zleceń od firm na zachodzie, bo Polska wciąż jest krajem tanim dla nich, więc o to też się zbytnio nie ma co martwic. A co będzie za 10 lat? Tego nikt nie wie, może wszyscy będziemy bezrobotni, a Skynet przejmie władze nad światem ;)

1

Myślę, że niedługo z tymi pensjami się skończy. Nie tylko przez bezrobocie i brak zleceń ale także "popularyzacji" tego kierunku. Ludzie zrozumieli, że jeśli chcą zarabiać dobrze to muszą wybrać kierunki, gdzie jest jeszcze nisza.

Dlatego lepiej opierać swoją pracę i zarobki na wysokich umiejętnościach a nie na wynajdowaniu nisz.

1

Sam miałem taki przypadek w technikum na kierunku Teleinformatyk (przeniosłem się do liceum, ponieważ ten kierunek nie spełnia moich oczekiwań). "Kumple" z tamtej klasy naśmiewali się ze mnie, że szukam sposobów na to, aby zapewnić sobie bezpieczną przyszłość (chodzi o naukę programowania, wykonywanie zleceń, itp.). Ja akurat ani trochę się nimi nie przejmowałem, ponieważ i tak mam swoich kumpli, to raz, a dwa to marnie widzę ich przyszłość. Dawno już nie miałem do czynienia z taką bandą tłuków, jakimi oni są. Jedynie co potrafią, to jarać, rozrabiać i dokuczać innym. Nie jestem jakimś tam kujonem, też lubię se wyjść na różne wypady, imprezki z kumplami, itd.

Jeśli chodzi o pracę... Najbardziej wkurza mnie to, że dzisiejsi pracodawcy są tacy powierzchowni. Nie patrzą na umiejętności, jakie posiada dany programista, tylko interesują się tym, jaką szkołę on skończył. Owszem, zdarzają się tacy, którzy są rozsądniejsi i sprawdzają, co potrafi dany programista (sam miałem zaszczyt rozmawiać z takim gościem). A nawet jeśli gościu mający wyższe wykształcenie w informatyce dostanie tą robotę, to i tak jak np. głupiego kalkulatora nie będzie potrafił napisać, to prawda i tak wyjdzie na jaw...

0

Przewija się często stereotyp, że informatyk / programista to nudziarz i nie ma umiejętności społecznych. Hmmm. Nie jestem taki pewien. Może odsetek nudziarzy wśród informatyków jest nieco większy, ale podam kilka kontrprzykładów:

  1. Przez jakiś czas chodziłem z żoną na salsę. W trakcie kursu przy okazji awarii systemu informatycznego w recepcji wyszło, że prowadzący zajęcia jest z wykształcenia informatykiem... Fajny gościu i zarąbiście tańczy. Więcej o nim tu: http://www.salsalibre.pl/web/content/view/132/215/lang,pl/

  2. Wczoraj w Must Be The Music do półfinału wszedł zespół, którego wokalistą jest informatyk. Dostali 4x Tak.

  3. U nas w poprzedniej firmie, po pracy też próbowaliśmy kombinować z graniem. Po prostu raz ktoś przyniósł gitarę i się nagle okazało, że ten na czymś gra, tamten na czymś gra, ktoś tam śpiewał w chórze itp. Nic z tego nie wyszło, ale zabawa była przednia :)

0
Windykator_IT napisał(a)

A szkoda, że ludzie nie idą na kierunek zgodny z ich zainteresowaniem.

Prawdopodobnie dlatego, że nie ma kierunku "Telenowele, piwo i gry na Facebooku".

Myślę, że niedługo z tymi pensjami się skończy. Nie tylko przez bezrobocie i brak zleceń ale także "popularyzacji" tego kierunku.

Bezrobocie i brak zleceń... to chyba po europeistyce.

Informatykę kończy chyba 20 tys. osób rocznie, z czego może 2 tys. to programiści (reszta to administratorzy, sieciowcy, graficy i inni tacy pseudo), z czego dobrych jest jakieś 200 osób.

5

Kilka słów ode mnie:

  1. W podstawówce byłem kujon. Kolegów mimo wszystko miałem, a i pierwsze sympatie oraz buziaki się przytrafiały. Trenowałem sobie piłkę nożną, często jeździłem na rowerze, pykałem w Diablo 2, chodziłem na szkolne dyskoteki, a że dobrze mi szła nauka ze szczególnym uwzględnieniem matematyki to wiesz... nie mój problem. Części osób przyznaję, że przeszkadzał ten stan rzeczy. Na początku miałem z tym problemy, że nie jestem w klasowej "elicie". Powiem Ci jenak, że pozwoliło mi to trochę wcześniej dorosnąć. Zauważyć, że to co wygląda na fajne nie zawsze takie jest.

  2. W gimnazjum pojawiło się zainteresowanie informatyką. Klasę miałem bardzo spoko, więc nikt mi nie robił z tego powodu problemów. Dziewczyny śmiały się tylko, że czasem posługuję się "językiem szamana z burkina faso". Ciężko im było wytłumaczyć czym jest: Linux, port, terminal, serwer, host, algorytm itd. Przynam szczerze, że pomimo dobrych kontaktów z chłopakami nie wychodziłem już na dwór tyle co w podstawówce. Uczyłem się wtedy Pascala, C, Linuxa itd. Nie byłem dziwolągiem, kontakty do tej pory utrzymuję, ale faktycznie czasami słyszałem, że "nie mam życia tylko ciągle kompy".

  3. Mieszkam pod Warszawą, ale do liceum poszedłem już do jednego z najlepszych stołecznych liceów. Próg był wyjątkowo bardzo wysoki, więc sporo trafiło tam osób bardziej ogarniętych naukowo ode mnie. Ludzi zainteresowanych informatyką było kilka i świetnie się z nimi dogadywałem. Z pozostałymi członkami klasy również. Mogę śmiało powiedzieć, że z klasą licealną jestem najbardziej zżyty. W liceum umiejętność programowania była już ceniona. Mieliśmy przez trzy lata zajęcia z C++, którego sporo osób nie ogarniało. Opcja: ja Ci pomogę w projekcie, a Ty mi w j. polskim sprawdzała się z koleżankami wyśmienicie. Co do tego, że w rodzimym mieście postrzegano mnie ciągle jako "człowieka bez życia": przysięgam, że w liceum byłem na największej ilości imprez w życiu. Wszystko się działo w ramach zdrowego rozsądku i w myśl maksymy: work hard, party hard. Miałem w tym czasie dwie dziewczyny, którym moje zainteresowania były absolutnie obojętne. Pasowało im tylko to, że zawsze mogłem pomóc w matmie.

  4. Studia informatyczne to wiadomo jak wygląda sprawa: na każdego nerda znajdziesz dziesięciu większych nerdów. Część osób faktycznie jest mocno introwertyczna, ale jak ich poznać to są spoko ludzie. Może niektórzy nie chodzą na imprezy i nie mają powodzenia u płci przeciwnej, ale "co z tego?". Co najciekawsze zauważyłem, że na rynku matrymonialnym wysoko ceni się (ogarniętych życiowo) informatyków. Większość moich kolegów ma dziewczyny (mniej lub bardziej ładne, ale zawsze bardzo sympatyczne i na poziomie). Koleżanki mojej dziewczyny zaś chętnie chodzą na piwo z moimi kolegami. Część z nich tworzy już pary. Sam słyszałem jak mówiły "spodziewałam się pryszczatego gościa we flaneli, a tu całkiem fajny i przystojny ten [imie kumpla]". Jak dziewczynie znika już ta zaślepka "programista dziwak" to zaczyna dostrzegać jego zalety tzn. ogarnięcie techniczne i możliwość uzyskania pomocy, pewny zawód, wysokie zarobki, ma gościu swoje pasje i swój dziwny ale trochę magiczny świat. Jeśli zaś chodzi o starych kolegów z gimnazjum / podstawówki to życie wszystko weryfikuje. Nie mówię tu już o tym kto robi w magazynie, a kto za barem, ale o podejściu do człowieka. Najczęściej siedzą cicho jak słuchają co robię w życiu, bo średnio mają co interesującego sami opowiedzieć. Nagle się jednak okazuje, że często nabierają szacunku do mojej pracy, opowiadają jacy to byli głupi, że się nie uczyli itd. Nie mówię, że wszyscy tak mają, ale zdarza się. Ja jednak po każdej takiej rozmowie utwierdzam się w przekonaniu, że dokonałem właściwych wyborów w życiu. Nauczyłem się krytycznie patrzeć na ludzi, analizować ich wypowiedzi i mieć pewność siebie by podjąć pewne działania wbrew opinii innych.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1