Wybór studiów

0

Cześć.
Zastanawiałem się ostatnio nad wyborem studiów i zdecydowałem się na informatykę nauczycielską.

Mam jednak pewne pytanie. W związku z tym, że uczelnia jest w Poznaniu chciałbym rozpocząć naukę na studiach niestacjonarnych. Znalazłem więc ten dokument:
https://rejestracja.amu.edu.pl/Strona/Matrix/__data/assets/pdf_file/0017/45620/Wydzial-Matematyki-i-Informatyki.pdf

https://rejestracja.amu.edu.pl/Strona/Matrix/dodatkowe-informacje/rekrutacja-20112012

Tyle, że dla studiów niestacjonarnych nie ma tam przelicznika. Znaczy, że przyjmują wszystkich?

0

Chcę być nauczycielem informatyki, kierunek takich studiów nazywa się właśnie informatyka nauczycielska. Podobnie jak matematyka nauczycielska.

1

informatyka na uam?;]
co bystrzejsi ludzie z różnych kierunków czasami to brali, jak jeszcze nie trzeba było płacić za drugi kierunek 'bo może się przydać'; dla niestacjonarnych może nie być przelicznika z dwóch powodów: 1.biorą wszystko jak leci, byle ludzie płacili 2.nie zamierzają utworzyć tego w wersji dla niestacjonarnych(bo być może nauczeni doświadczeniem z lat ubiegłych wiedzą, że i tak nikt się nie zgłosi);

dobre wyjście to zadzwonić do dziekanatu Wydziału i podpytać, choć nie zdziwię się jak jedyną odpowiedzią jakiej będą Ci w stanie udzielić to 'nie wiem, proszę zadzwonić do sekretariatu'

rozejrzyj się po googlu, czy oni nie mają jakiegoś forum(nawet nieoficjalnego) albo może strony na fejsbuku?

0

"informatyka nauczycielska" - to już wiem dlaczego dawni nauczyciele z liceum czy nawet gimnazjum byli tak 'ogarnięci' w temacie, że rzygać się odechciewało
jak już to idź na normalną infę i zostań wykładowcą na uczelniach (albo i jako nauczyciel w szkole) ale wtedy, niezależnie od programu nauczania będziesz mógł bardziej kreatywnie i samemu coś nauczyć ludzi, a nie tylko regułki z książki ;]

0

Fok.... Jak lubisz się idiotycznie męczyć i druty:) to idź na AGH -> Elektronika i Telekomunikacja na EAIE, albo czysta Infa na tymże samym kierunku.
Po Politechnice Warszawskiej najlepsza uczelnia techniczna w Polsce (nie licząc boskiego wydziału Humanistycznego). Przynajmniej wyrwiesz się z domu. Studiowanie w tym samym mieście co się mieszka to jak odebranie sobie dzieciństwa!!!!!

0

Studiowanie w tym samym mieście co się mieszka to jak odebranie sobie dzieciństwa!!!!!

głupoty...
Co mają np powiedzieć Ci, którzy mieszkają w Poznaniu i mają najlepszą uczelnie w kraju :)? Mają tam nie iść bo to w ich mieście?
Ja studiuje w Bydgoszczy na UKW i są u nas osoby, które mieszkają daleko. Życie bez rodziców u boku jest fajne, ale jak sami mówią nie ma tak różowo. Wszystko samemu trzeba robić, uczyć się jest trudniej bo współlokator akurat ma gości i jest głośno, trzeba opłacać pokój a to wychodzi od 400-600zł na miesiąc, co z kolei oznacza, że albo w ten sposób obciążamy finansowo rodziców (więc wcale się nie uniezależniamy) albo musimy iść do pracy. A żeby iść do pracy to albo w weekendy ale freelancerka. (chyba, że mówimy o studiowaniu zaocznym). Brać pod uwagę trzeba także wyżywienie. Obok akademików jest jednak biedronka więc wychodzi "taniej" (bo co to za taniej dla studenta). Następnie trzeba zauważyć, że student taki musi co jakiś czas (z tego co widzę to co weekend) jeździć do domu. Bo przecież tam ma rodzinę, więc jeśli daleko mieszka taki ktoś to praktycznie weekend spędzi tak sobie, nie ucząc się praktycznie.

Studiowanie w innym mieście to nie decyzja "widzi mi się". Taka decyzja musi być sensownie uargumentowana (np: w tym i tym mieście nie ma studiów takich a takich) inaczej można się boleśnie przejechać.

0

@polaczek17 chodzi chyba bardziej o taką samodzielność że uczysz się jak żyć bez rodziców którzy wszystko za ciebie robią. Są ludzie którzy nigdy nie szukali mieszkania, nie podpisali żadnej umowy, nie myśleli nigdy o tym co właściwie trzeba kupić jak się robi zakupy, nigdy nic sobie sami nie ugotowali itd. Dla takich ludzi mieszkanie w obcym mieście może być bardzo przydatną szkołą życia.
A jeśli chodzi o pracę to spokojnie można pracować studiując dziennie (oczywiście max na jakieś pół etatu), ale raczej nie ma 1 roku ;]

0

a ja studiuję zaocznie w Warszawie (mieszkam w Ciechanowie, ale Wawa to mój drugi dom :)) ale roboty to dla zaocznych nie ma (a przynajmniej w moim mieście)
wszędzie się chyba obawiają studentów, bo studenci po tygodniu mogliby pełnić funkcje kierownicze a ludzie się stołków trzymają...
studia poza domem są fajne, ale też do czasu, ja jeżdżę sobie na weekend i pomieszkuję u kumpla, ale na dziennych moi znajomi wracają do domu czasem z raz na miecha tylko bo po prostu im się nie chce xD

0

student taki musi co jakiś czas (z tego co widzę to co weekend) jeździć do domu

@polaczek17: chodzi też o taką samodzielność, że już nie odczuwasz potrzeby odwiedzania mamy przynajmniej raz w tygodniu ;)

Wszystkie problemy, które opisałeś, to są problemy ludzi wkraczających w dorosłość. Właśnie na tym to polega, żeby na początku sobie z takimi pierdołami radzić, bo potem to wiesz, rodziców zabraknie, kto ci pit rozliczy?
Mam 35-letniego kolegę, który też uważa, że wyprowadzka od mamy musi być czymś mocno uargumentowana. On nie widzi dobrych argumentów, bo czemu? Jeść dają, za mieszkanie nie trzeba płacić a do tego jest "dorosły", więc może wracać, o której chce i przyprowadzać koleżanki :D

A jeśli chodzi o pracę na studiach - pitolisz jak ktoś, kto mieszka z mamą, nie pracuje i strasznie się tłumaczy :P
Ja studiuję dziennie i pracuję na pół etatu co mi daje ok. 2k na miesiąc. Jako że mój facet ma bardzo podobną sytuację - razem zarabiamy tyle, że jeszcze rodziców zdarza nam się wesprzeć finansowo. A nauka - powoli do przodu. Są profesorowie, którzy uważają, że powinno się mnie wydalić z uczelni, ale są i tacy, co zaczepiają na korytarzu, żeby chwilkę porozmawiać o tym ciekawym projekcie co akurat robię.
A patrząc po ocenach kolegów na utrzymaniu rodziców, które są jak najbardziej porównywalne do moich - praca nie ma tu wiele do rzeczy.
Także nie pitol jak nie masz o czymś pojęcia ;)

Studiowanie w tym samym mieście co się mieszka to jak odebranie sobie dzieciństwa!!!!!

Kto nie próbował, ten nie wie ;)

0

@polaczek17: chodzi też o taką samodzielność, że już nie odczuwasz potrzeby odwiedzania mamy przynajmniej raz w tygodniu ;)

W takim razie studentom, których znam to nie wychodzi. Osobiście zresztą nie rozumiem nieco jak rodzic może nie interesować się takim małym studenciakiem na 1 roku przez tydzień. Telefon to nie wszystko i jakoś nie widzę nic złego w tym, że oni jeżdzą co tydzień do rodziców. Wręcz przeciwnie - gdyby tak nie było, byłoby to dla mnie niepokojące zjawisko olewanie dziecka.
Samodzielność nie ma NIC do tego, żeby nie odwiedzić rodziców.

Mam 35-letniego kolegę, który też uważa, że wyprowadzka od mamy musi być czymś mocno uargumentowana. On nie widzi dobrych argumentów, bo czemu? Jeść dają, za mieszkanie nie trzeba płacić a do tego jest "dorosły", więc może wracać, o której chce i przyprowadzać koleżanki :D

Tylko Ty piszesz o kimś, już BARDZO dorosłym i dawno po studiach. My piszemy o studentami i o tym, że wyprowadzka nie od rodziców ma być uargumentowana a wyprowadzka do innego miasta po to by studiować.

Ja studiuję dziennie i pracuję na pół etatu co mi daje ok. 2k na miesiąc.

Jeżeli NIE jesteś na 1 roku to nie ma w tym nic dziwnego. Praca na 2, 3 roku to normalka. Ja pisałem o studentach dziennych 1 roku informatyki, gdzie niekiedy musimy siedzieć do 21 na uczelni. Bo i takie dni się zdarzają. Wtedy czasu na pracę w tygodniu po prostu nie ma.

A nauka - powoli do przodu. Są profesorowie, którzy uważają, że powinno się mnie wydalić z uczelni, ale są i tacy, co zaczepiają na korytarzu, żeby chwilkę porozmawiać o tym ciekawym projekcie co akurat robię.

Z nauką to akurat problemów nie ma nigdzie indziej niż na 1 roku. Tam jest tylko ta cholerna matma. Szczególnie analiza. Na 2 i 3 roku zdać to już nie jest problem, więc i z nauką nie ma problemu. Kwestia ciągłego zdawania kolokwiów, które na drugim i trzecim roku już nie są takie straszne. Między innymi też z powodu ilości studentów. Wiadomo, że po pierwszym roku zostaje 20-30 studentów (na mojej uczelni przynajmniej)

0
polaczek17 napisał(a)

@polaczek17: chodzi też o taką samodzielność, że już nie odczuwasz potrzeby odwiedzania mamy przynajmniej raz w tygodniu ;)

W takim razie studentom, których znam to nie wychodzi. Osobiście zresztą nie rozumiem nieco jak rodzic może nie interesować się takim małym studenciakiem na 1 roku przez tydzień. Telefon to nie wszystko i jakoś nie widzę nic złego w tym, że oni jeżdzą co tydzień do rodziców. Wręcz przeciwnie - gdyby tak nie było, byłoby to dla mnie niepokojące zjawisko olewanie dziecka.

Mhm, masz ciapowatych znajomych. Fakt, na pierwszym roku do domu jeździłem dużo częściej niż teraz. To znaczy jeździłem wtedy raz w miesiącu. Uważasz, że to strasznie mało, że byłem olewany przez rodzinę? No proszę...

Oczywiście, znam ludzi odwiedzających dom w każdy weekend. O ile mają blisko, nie widzę w tym nic dziwnego. Jeśli jednak podróż w jedną stronę ma zabrać 5h, a gość jedzie do domu wyprać gacie i przywieźć kilka słoików z żarciem, to można takiego kogoś nazwać niedorajdą. Można być wygodnym człowiekiem, ale to już przegięcie.

A nauka - powoli do przodu. Są profesorowie, którzy uważają, że powinno się mnie wydalić z uczelni, ale są i tacy, co zaczepiają na korytarzu, żeby chwilkę porozmawiać o tym ciekawym projekcie co akurat robię.

Z nauką to akurat problemów nie ma nigdzie indziej niż na 1 roku. Tam jest tylko ta cholerna matma. Szczególnie analiza. Na 2 i 3 roku zdać to już nie jest problem, więc i z nauką nie ma problemu. Kwestia ciągłego zdawania kolokwiów, które na drugim i trzecim roku już nie są takie straszne. Między innymi też z powodu ilości studentów. Wiadomo, że po pierwszym roku zostaje 20-30 studentów (na mojej uczelni przynajmniej)</quote>

Um. 20-30? Twoja uczelnia rzeczywiście jest bardzo specyficzna.

0

No ja mam na myśli osoby, które mają coś koło 2 godzin drogi.
Co do tych 20-30, to powiem jednak, że należy bardziej patrzeć na to 30. Słyszałem jednak, że na innych uczelniach zaczyna się od 150 studentów nawet. U nas zaczynało ledwo 100, więc i na drugim roku jest nieco mniej niż gdzieś indziej.

0

Osobiście zresztą nie rozumiem nieco jak rodzic może nie interesować się takim małym studenciakiem na 1 roku przez tydzień. Telefon to nie wszystko i jakoś nie widzę nic złego w tym, że oni jeżdzą co tydzień do rodziców. Wręcz przeciwnie - gdyby tak nie było, byłoby to dla mnie niepokojące zjawisko olewanie dziecka.
Samodzielność nie ma NIC do tego, żeby nie odwiedzić rodziców.

OMG, moi rodzice się interesują i się interesowali i na pierwszym roku, i dzwonili według mnie zbyt często (sory, jak sam zauważyłeś - dużo zajęć, mało czasu na pogaduszki). Oduczyłam nie odbierając telefonów, gdy dzwonili w niestosownym momencie. W każdy czwartek dopytywali się czy w piątek przyjadę, bo oni by bardzo chcieli, bo coś dla mnie ugotują, bo coś tam. Ale wiesz co? Zajęć dużo, a ugotować sobie sama potrafię. Odwiedzam rodziców gdy JA mam czas, a nie wtedy gdy ONI mi każą czy coś.
Poza tym ty sugerujesz, że częstotliwość z jaką dziecko odwiedza rodziców świadczy o tym, jak rodzice się interesują. Co za bzdura. Rodzice mają do mnie dokładnie tak samo daleko, jak ja do nich. Jak się tak bardzo interesują - to co, oni nie mogą odwiedzić?

Tylko Ty piszesz o kimś, już BARDZO dorosłym i dawno po studiach. My piszemy o studentami i o tym, że wyprowadzka nie od rodziców ma być uargumentowana a wyprowadzka do innego miasta po to by studiować.

Ja uważam, że napisałam o dużym dziecku, a nie o dorosłym, a już na pewno nie o BARDZO dorosłym. To jak bardzo dorosły jesteś zależy tylko od ciebie, nie od tego czy studiujesz. Można być dorosłym studentem, można być dzieciakiem na studiach.
Ale to mniej ważne, nie chcę tu sugerować, że jak ktoś odwiedza rodziców to jest dzieciak, bo to wcale nie tak. Można być dorosłym i często odwiedzać rodziców (jak na przykład mój facet, odwiedza matkę często, choćby po to by pomóc w codziennych sprawunkach czy zwykle pogadać). To co chciałam powiedzieć, to to, że studia to najlepszy czas na wyprowadzkę od rodziców. Po pierwsze - to już ten wiek, że chciało by się być samodzielnym (niektórzy uważają, że można być samodzielnym za pieniądze rodziców...). Jednocześnie jeszcze ten, gdy chciałoby się poimprezować i może jeszcze nie mieć dzieci i pełni "dorosłych" obowiązków. Po studiach idziesz do pracy na pełen etat, zakładasz rodzinę, nie ma już kumpli ze studiów, coby cię na imprezy wyciągali... Kto mieszka z rodzicami na studiach, traci pewien etap w drodze do dorosłości. To jest dostateczny argument, by się wyprowadzać.

Jeżeli NIE jesteś na 1 roku to nie ma w tym nic dziwnego. Praca na 2, 3 roku to normalka. Ja pisałem o studentach dziennych 1 roku informatyki, gdzie niekiedy musimy siedzieć do 21 na uczelni. Bo i takie dni się zdarzają. Wtedy czasu na pracę w tygodniu po prostu nie ma.

No już nie jestem na pierwszym roku, ile można... Ale byłam. Pracowałam. Zarabiałam znacznie mniej niż teraz, to fakt, ale utrzymywałam się sama.

Wiadomo, że po pierwszym roku zostaje 20-30 studentów (na mojej uczelni przynajmniej)

LOL, no u mnie nie, jestem na 4-tym roku i wciąż jest zapierdol i ~100 ludzi na roku.

0

Zacznę od końca bo aż w szoku jestem :)

LOL, no u mnie nie, jestem na 4-tym roku i wciąż jest zapierdol i ~100 ludzi na roku.

Aż szok :O I prawie tylu samo Was zaczynało? No to chyba jednak przesiewu z maty nie macie aż takiego. U nas każdy leci i tylko z powodu maty. Z drugiej strony na UMK w Toruniu z maty podobno jest JESZCZE trudniej. (nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić bo z ręką na sercu lewo już daje radę tutaj. Naprawdę wymagającą kobiete mamy,a Ci z Torunia nam mówią, że cytuje: "To to my mamy na wejściówkach. Nie chcielibyście zobaczyć naszych kolokwiów". Pomyślałbym, że kłamią, ale pokazali i faktycznie ostro).
W każdym razie średnia to słyszałem 40 osób na drugim roku. Ale 100 to marzenie :P połowa wyleciała po pierwszym semestrze :P

No już nie jestem na pierwszym roku, ile można... Ale byłam. Pracowałam. Zarabiałam znacznie mniej niż teraz, to fakt, ale utrzymywałam się sama.

To, że mniej to nie szkodzi, sam fakt że pracowałaś jest in plus. Jeśli była to praca w tygodniu to szczerze mówiąc nie wiem jak to pogodziłaś. Autentycznie to mamy wolny piątek (bez zajęć) reszta zajęta. Gdyby tak sobie odpuścić wykłady to jeszcze środa by była dość spokojna. W inne dni nie ma za bardzo jak myśleć o pracy :P
Są ludzie u nas, którzy pracują w weekendy. Niestety nie jako jacyś programiści tylko McDonaldsy i inne. Ale to tak jak mówię w weekendy.

Ja uważam, że napisałam o dużym dziecku, a nie o dorosłym, a już na pewno nie o BARDZO dorosłym. To jak bardzo dorosły jesteś zależy tylko od ciebie, nie od tego czy studiujesz. Można być dorosłym studentem, można być dzieciakiem na studiach.

No to mogłem napisać "napisałaś o dziecku w sędziwym wieku" :D fakt w wieku 30 mieszkać u rodziców to ... cóż nie wiem jak isę czuje taki człowiek ale mniemam, że powinien nieco poczuć się głupio.
Nawet jeśli to informatyk :D

Kto mieszka z rodzicami na studiach, traci pewien etap w drodze do dorosłości. To jest dostateczny argument, by się wyprowadzać.

Patrząc z tej strony to owszem. Popatrz na to jednak z innej:
Siedzisz u rodziców. Nie masz na głowie tych wszystkich zmartwień co masz teraz. Mimo to pracujesz. Dzięki temu odkładasz więcej piniędzy dla siebie na przyszłość, bo nie musisz sama się utrzymać i płacić naprawdę dużo za wynajem. Co miesiąc oszczędzasz to co zarobisz, dzięki temu po tym jak się wyprowadzisz masz już spokojniejszy start w życiu.
Minusem tego jest fakt o tym co pisałaś, czyli pity i ogólna zaradność życiowa. Tylko, że to nie zależy od tego kiedy ktoś się wyprowadzi a od "tego czegoś". Jeden jest bardziej zaradny drugi mniej. Jeśli ten mniej szybciej się wyproadzi to faktycznie może mu to dobrze zrobić bo nauczy się żyć samodzielnie. Spójrz jednak, że mieszkając z rodzicami można sporo odłożyć na bok.

OMG, moi rodzice się interesują i się interesowali i na pierwszym roku, i dzwonili według mnie zbyt często (sory, jak sam zauważyłeś - dużo zajęć, mało czasu na pogaduszki). Oduczyłam nie odbierając telefonów, gdy dzwonili w niestosownym momencie. W każdy czwartek dopytywali się czy w piątek przyjadę, bo oni by bardzo chcieli, bo coś dla mnie ugotują, bo coś tam. Ale wiesz co? Zajęć dużo, a ugotować sobie sama potrafię. Odwiedzam rodziców gdy JA mam czas, a nie wtedy gdy ONI mi każą czy coś.

No tak i właśnie tak się powinno robić. Właśnie taki obraz widzę jako zdrową sytuację.

Poza tym ty sugerujesz, że częstotliwość z jaką dziecko odwiedza rodziców świadczy o tym, jak rodzice się interesują. Co za bzdura. Rodzice mają do mnie dokładnie tak samo daleko, jak ja do nich. Jak się tak bardzo interesują - to co, oni nie mogą odwiedzić?

Nie zawsze. Załóżmy, że ktoś ma chorych rodziców. To już wyklucza taką sytuację. W każdej innej chyba jednak zgadzam się z Tobą.

0
aurel napisał(a)

Wszystkie problemy, które opisałeś, to są problemy ludzi wkraczających w dorosłość. Właśnie na tym to polega, żeby na początku sobie z takimi pierdołami radzić, bo potem to wiesz, rodziców zabraknie, kto ci pit rozliczy?

Akurat mam wrażenie, że to nas - informatyków, matematyków itp. - raczej się pytają jak PIT rozliczyć. Choć do tego trochę logicznego myślenia i uwagi we wpisywaniu w określone pola wartości tylko potrzeba.

No już nie jestem na pierwszym roku, ile można... Ale byłam.

Można dużo, znam takich, co na pierwszym roku byli parę lat. Na różnych uczelniach i kierunkach nawet ;-)

0

Usamodzielnić się każdy debil potrafi. Ugotować sobie coś czy znaleźć mieszkanie to są banały, jak ktoś tego nie potrafi nauczyć się to chyba jest totalnym retardem (trudniejsza sztuka to znalezienie dobrej pracy). Zawsze mnie bawi to jak ludzie wypisują jacy to oni są samodzielni jakby to było nie wiadomo co, a prawda jest taka że praktycznie każdego to czeka prędzej czy później. Jeżeli wybierzesz później to masz po prostu trochę więcej wygodnego życia w domu rodzinnym no i być może bardziej komfortowe warunki do zdobywania wiedzy, która później pomoże Ci znaleźć lepszą pracę.
Żeby nie było wycieczek osobistych przybliżę jak u mnie sprawa wyglądała. 2 lata studiowałem w rodzinnym mieście, później ojciec przestał mnie utrzymywać, więc wyprowadziłem się na drugi koniec Polski, zmieniłem uczelnie i przeniosłem się na zaoczne, znalazłem pracę w zawodzie i 2.5 roku jestem tzw. samodzielny. Do domu przyjeżdżam raz na pół roku.

0

Patrząc z tej strony to owszem. Popatrz na to jednak z innej:
Siedzisz u rodziców. Nie masz na głowie tych wszystkich zmartwień co masz teraz. Mimo to pracujesz. Dzięki temu odkładasz więcej piniędzy dla siebie na przyszłość, bo nie musisz sama się utrzymać i płacić naprawdę dużo za wynajem. Co miesiąc oszczędzasz to co zarobisz, dzięki temu po tym jak się wyprowadzisz masz już spokojniejszy start w życiu.

No rozumiem, rozumiem.
Jednak WSZYSCY moi znajomi, którzy są na utrzymaniu rodziców, kasę, którą mogliby zaoszczędzić - przepijają albo wydają na zabawki ;)

BTW, ja tam moje dzieci po maturze wyrzucam z domu i już. Będą miały czas przez wakacje na przeprowadzkę ;)

0

Wypisuje żeby nie było tekstów, że się nie znam i pewnie w ogóle siedzę na garnuszku u mamusi.

0

Prawie umarłem ze śmiechu, gdy o tych PITach przeczytałem... Serio ktoś potrzebuje do tego mamusi?

Studia w mieście, w którym się mieszka, są na pewno wygodniejsze niż wyjazd w drugi koniec kraju na stancję czy do akademika i mieszkanie tam. Ale najmniej wygodne jest mieszkanie 30-40km od uczelni - za blisko, żeby się przeprowadzić, ale codzienne dojazdy są wkurzające. :/

0

w moim wypadku niby to tylko 20km, ale połączenie tak fatalne, że na 5 godzin poza domem 2,5 to gniecenie sie w autobusach/tramwajach a co najmniej 1 czekanie na powyższe; 10 lat już tak dojeżdżam, i chętnie bym się przeniosła, ale nie bardzo się kiedyś opłacało a teraz to już kompletnie (w dodatku doszły czynniki które mnie skutecznie uziemiły w domu); a tu rok za rokiem, zmienia sie tylko pogoda i mam coraz więcej zmarszczek a nawet w życiu kaca nie miałam D:

0

A ja zawsze twierdziłem i będę twierdzić tak dalej. Studiowanie mieszkając u rodziców, albo nawet na stancji a nie w akademiku - 90% życia studenckiego cię omija. Tego wtedy nie można nazwać studiowaniem, tylko chodzeniem na uczelnię. Kto mieszkał w akademiku ten zrozumie to co piszę.

0

@othello
Jak to nie studiowanie? Ludzie mieszkający w akademikach właśnie studiują, co innego ludzie, którzy się uczą w domu bądź na stancji... Bo widzisz, trzeba odróżnić dwa typy młodych ludzi, ci, którzy się "kształcą" i ci, którzy się uczą. Ci pierwsi studiują, ci drudzy, uczą się. Nie wiem jaka tam sytuacja u was, ale z mojego doświadczenia w akademiku jest fajnie, do czasu sesji :). I nie wiem o jakiej uczelni mówisz, ale na prawdziej politechnice nie ma szans na studiowanie, trzeba się uczyć.

0

No, np. dużo omija tych, którzy nie mieszkali w Ustroniu z Frankiem. [rotfl]

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1