Jestem w trochę podobnej sytuacji tyle, że moja firma nie daje mi się nudzić. Mam jedynie okresy nudy jak trafię do jakiegoś korpo-prokektu, gdzie biznes zamula i nagle się robi trochę czasu, z którym nie wiadomo co zrobić. Niemniej chyba rozumiem Twoje odczucia bo też czasami się zastanawiam czemu mi płacą takie spore nawet jak na IT pieniądze, a ja nie robię nic odkrywczego tylko na przemian kopie się z biznesem albo rysuje diagramy i pomagam udrożnić development w zespole. Chyba po prostu nikt inne tego nie chce robić
Miałem kiedyś trochę ten syndrom oszusta i złotej klatki, ale mi przeszło bo jednak widzę, że często robię w projekcie różnicę mimo, że nie jestem jakimś super wymiataczem w niczym konkretnym.
Moje rady są takie. Po pierwsze zastanów się czy praca jest dla Ciebie sensem samym w sobie. Ja lubię to co robię i sprawia mi frajdę, że inni traktują mnie jako eksperta. Inwestuje swój wolny czas w rozwój i mam zupełnie odwrotnie niż Ty - mam wrażenie, że czegokolwiek się nie tknę to w ciągu 6 miesięcy przydaje się to w mojej pracy - fakt, że często zmieniał projekty i robię sporo dziwnych rzeczy. Jak pracę traktujesz jako ważna część życia to nie ma lepszej inwestycji niż znajomość wielu rzeczy z lotu ptaka - zwłaszcza na takim stanowisku jak Twoje, gdzie musisz zapewne rozwiązania wymyślać.
Dodatkowo jak miałem luźniejszy projekt to starałem się napisać coś ambitniejszego na boku - ot, żeby nie tracić technicznego skilla.
Najlepsza kasę płaci się za wykonywanie pracy, która nie ma przypisanego ownera - takie " it is not my job". Może warto poszukać takich obszarów w firmie i je zacząć poprawiać?
Po godzinach z kolei interesuje się trochę szeroko rozumianym szczęściem. U każdego wzór na to jest inny. Ja na przykład mam wysoka potrzebę uznania u innych - pewnie dlatego tak się w pracę wkręcam
Ale są też inne rzeczy - ja bym je określił szeroko jako cel w życiu. Tutaj dobra partnerka i dzieci robią robotę. Może feministki mnie zjedzą, ale facet ma w DNA dbanie o rodzinę i daje mu to poczucie wartości. Widzę po sobie, że jak oddaje dzieciaki dziadkom to niby fajnie bo można odpocząć, ale długofalowo to strasznie miałkie (dla mnie oczywiście) życie.Takze założenie rodziny dla wielu osób może być lekarstwem na brak celu.
Oczywiście ważne są też jakieś drobne radości. Ja np. Lubię sport, książki, mocno interesuje się oszczędzaniem/inwestowaniem - ale to jak sam zauważyłeś, to raczej dodatek niż taki core wokół którego budujesz życie.
Myślę, że jako cele lepiej nadaje się rodzina, kariera, własny biznes czy jakiś wolontariat na poważnie - ogólnie coś, co sprawi, że Twoje życie nabierze znaczenia e Twoich oczach. Tak na prawdę każdemu chodzi o uznanie. Dlatego np większość ludzi będzie nieszczęśliwa mając kupę kasy i cały dzień poza oglądając telewizję mimo, że przeciętny człowiek uznałby to za ideal życia.