Początkujący - w którą stronę pójść ?

0

@Muskowit już dowiedziałeś się wszystkiego ? :) Tak to u nas od środka wygląda, na butkampach Ci tego nie powiedzą.

5

Ja się też dowiedziałem, że juniorki z rokiem stażu (i butkampowicze) uważają się za tytanów bo udało im się wejść w czasie górki covidowej i myślą, że poczynili niesamowite rzeczy.

A potem ktoś musi z nimi pracować albo nie daj boże ich szkolić.

1
Erip222 napisał(a):

Jak masz wolne kilka lat żeby zarabiać najniższą/blisko najniższej i zdajesz sobie sprawę, że za te kilka lat rynek może zmienić się na tyle, że nie znajdziesz pracy za wiele więcej bez studiów to śmiało.

Spóźniłeś się, sorry. (no chyba, że masz dojścia, gdzie np. po rocznym bootcampie Ciebie kumpel przyjmie :))

Pseudotechnologia informatyczna zmienia się co chwilę. Z głupiej na głupszą. Jak moda.
Realne programowanie - niewiele. Komputer działa w/g tych samych zasad od dziesięcioleci. Co najwyżej ma więcej pamięci, lepszy procesor i inne peryferia.

3
oster325 napisał(a):

Jestem juniorem z rocznym doświadczeniem. Już dawno chciałem zacząć, ale po kilku miesiącach nauki odwiedli mnie od tego krzykacze mówiący jak to nie jest ciężko znaleźć pracy (było to około 5 lat temu)

Jak cię odwiedli "krzykacze" to miej do siebie pretensje. Tak to każdy jest mądry. Każdy może powiedzieć, że byłby miliarderem, gdyby go krzykacze nie odwiedli od bitcoina.

Pomyśl, że może było to odwrotnie i ludzie, którzy są podatni na opinie krzykaczy, to ci sami, którzy nie są skłonni do ryzyka, więc wolą nie tracić (czasu, kasy, nerwów), ale przez to również nie zyskują. I tak działa większość ludzi. Dlatego kiedyś do programowania mało kto szedł, bo wydawało się to ryzykowną i trudną ścieżką ("ojej, trudne, z czego się uczyć, nie studiowałem informatyki, nie rozumiem, komputery to dla mnie czarna magia, ciężko znaleźć pracę, nudne to, wolę co innego" itp.).

W pewnym momencie jednak ten zawód się na tyle ustabilizował a i perspektywa programowania stała się na tyle osiągalna dla zwykłego człowieka (powstało też dużo kursów, bootcampów itp.), że nawet osoby mało skłonne do ryzyka zaczęły wchodzić w branżę IT.

I to działało przez kilka lat. Jednak teraz widać, że już rynek się przesyca i mamy coś takiego jak z emigracją. Też kolejne kraje się zaczęły przesycać i temat emigracji jakoś dziwnie ucichł, nikt już o tym nie marzy, mimo że koło 2010 to był szczyt marzeń każdego ambitnego Polaka.

Tu jest fajny wykres:
https://en.wikipedia.org/wiki/Diffusion_of_innovations
tylko, że kilka lat temu to było "late majority", a wchodzenie do IT teraz to bycie już "laggard". Później niż wszyscy inni. Co taki człowiek może zaprezentować pracodawcy, który ma na pęczki osób z większymi skillami i doświadczeniem?

1
Crowstorm napisał(a):

Ja się też dowiedziałem, że juniorki z rokiem stażu (i butkampowicze) uważają się za tytanów bo udało im się wejść w czasie górki covidowej i myślą, że (...)

Ten kabaret musi kiedyś walnąć. Patrząc na to ile firm zakończyło działalność, ile zostało sprzedanych zagraniczym właścicielom to postawie śmiałą tezę, że to już się dzieje.

A potem ktoś musi z nimi pracować albo nie daj boże ich szkolić.

Mi się nie chce pracować z takimi ludźmi. Jak junior jest w projekcie albo inny projekt albo inna firma.

0
LukeJL napisał(a):
oster325 napisał(a):

Jestem juniorem z rocznym doświadczeniem. Już dawno chciałem zacząć, ale po kilku miesiącach nauki odwiedli mnie od tego krzykacze mówiący jak to nie jest ciężko znaleźć pracy (było to około 5 lat temu)

Jak cię odwiedli "krzykacze" to miej do siebie pretensje. Tak to każdy jest mądry. Każdy może powiedzieć, że byłby miliarderem, gdyby go krzykacze nie odwiedli od bitcoina.

Pomyśl, że może było to odwrotnie i ludzie, którzy są podatni na opinie krzykaczy, to ci sami, którzy nie są skłonni do ryzyka, więc wolą nie tracić (czasu, kasy, nerwów), ale przez to również nie zyskują. I tak działa większość ludzi. Dlatego kiedyś do programowania mało kto szedł, bo wydawało się to ryzykowną i trudną ścieżką ("ojej, trudne, z czego się uczyć, nie studiowałem informatyki, nie rozumiem, komputery to dla mnie czarna magia, ciężko znaleźć pracę, nudne to, wolę co innego" itp.).

W pewnym momencie jednak ten zawód się na tyle ustabilizował a i perspektywa programowania stała się na tyle osiągalna dla zwykłego człowieka (powstało też dużo kursów, bootcampów itp.), że nawet osoby mało skłonne do ryzyka zaczęły wchodzić w branżę IT.

I to działało przez kilka lat. Jednak teraz widać, że już rynek się przesyca i mamy coś takiego jak z emigracją. Też kolejne kraje się zaczęły przesycać i temat emigracji jakoś dziwnie ucichł, nikt już o tym nie marzy, mimo że koło 2010 to był szczyt marzeń każdego ambitnego Polaka.

Tu jest fajny wykres:
https://en.wikipedia.org/wiki/Diffusion_of_innovations
tylko, że kilka lat temu to było "late majority", a wchodzenie do IT teraz to bycie już "laggard". Później niż wszyscy inni. Co taki człowiek może zaprezentować pracodawcy, który ma na pęczki osób z większymi skillami i doświadczeniem?

Mam do siebie żal, że uwierzyłem wtedy w to gadanie i pretensje do tych ludzi, że swoim wylewaniem frustracji zniechęcają innych. Lubię to robić, zaryzykowałem, spędziłem nad tym kupę czasu i jestem zadowolony. Właśnie dlatego napisałem swój pierwszy post, żeby pokazać moją perspektywę na pytanie OPa.

Crowstorm napisał(a):

Ja się też dowiedziałem, że juniorki z rokiem stażu (i butkampowicze) uważają się za tytanów bo udało im się wejść w czasie górki covidowej i myślą, że poczynili niesamowite rzeczy.

A potem ktoś musi z nimi pracować albo nie daj boże ich szkolić.

  1. Nie uważam się za tytana, tylko cię prowokowałem
  2. Nie wszedłem podczas górki covidowej, tylko w zeszłym roku, gdy ty pewnie wtedy w temacie "Zwolnienia - wątek zbiorczy" płakałeś, że na potężnym rynku programistów posucha.
0
oster325 napisał(a):
LukeJL napisał(a):
oster325 napisał(a):
  1. Nie uważam się za tytana, tylko cię prowokowałem
  2. Nie wszedłem podczas górki covidowej, tylko w zeszłym roku, gdy ty pewnie wtedy w temacie "Zwolnienia - wątek zbiorczy" płakałeś, że na potężnym rynku programistów posucha.

image

0
Erip222 napisał(a):

Jak masz wolne kilka lat żeby zarabiać najniższą/blisko najniższej i zdajesz sobie sprawę, że za te kilka lat rynek może zmienić się na tyle, że nie znajdziesz pracy za wiele więcej bez studiów to śmiało.

Spóźniłeś się, sorry. (no chyba, że masz dojścia, gdzie np. po rocznym bootcampie Ciebie kumpel przyjmie :))

W czasach hossy inwestorzy mają nadmiar kasy i inwestują wiele kasy w bzdety i nonsensy. Dlatego "spece IT" mieli raj.
Ma to pewne zalety, zdarza się że ktoś zainwestuje w coś co większość uzna za nonsens a wcale nim nie jest.

W czasach bessy inwestycje w bzdury i ściemniacze co "pracują" w ich ramach przechodzą na tryb oszczędzania (kuroniówka, zbiórka pod kościołem itp.)
Natomiast produktywne działalności co najmniej to przetrwają a zwykle zyskują.

Problemem jest raczej ogólnoświatowa religia która objawiła się np. "pandemią" covid służącą celowemu niszczeniu gospodarki.
Na szczęście jak wirus przestraszył się śmiertelnie armii rosyjskiej i po ataku na ukrainę momentalnie wymarł.
Boje się tylko, że po zakończeniu wojny zmartwychwstanie.

0

Ostatnio nawet w mojej firmie z jueseja był temat o juniorach. W czasach sporego zapotrzebowania na ludzi to tam na uczelniach wyższych uruchomiono trzy letnie studia zawierające w nazwie "IT transfer" które dawały postawy w takim czy innym kierunku. Firmy typu MITRE które kierowały swoje usługi na potrzeby rządu brały zdolnych ludzi po high school, sponsorowali im studia, przepuszczali przez różne wewnętrzne programy edukacyjne. Część ludzi odpadła, a ci co zostali to musieli tam swoje przepracować.

Każdy swoje chwali natomiast tamtejsze rozwiązania wydają się bardziej higieniczne dla rynku niż to, co dzieje się między Odrą a Bugiem.

Ostatnio przeglądałem LI to ludzi w naszym kraju którzy mają "aspiring junior (...)" to jest na pęczki. Nie brakuje też takich którzy ściemiają, że są zatrudnieni jako "junior coś tam coś tam" w projekcie dla "szkoły programowania". Generalnie jest to niezły kabaret.

0

@oster325

tutaj może zabawisz, coś tam było o ojsterr one night in bangkog in red light district
PRACUJEMY

0
mrxormul napisał(a):

Ostatnio nawet w mojej firmie z jueseja był temat o juniorach. W czasach sporego zapotrzebowania na ludzi to tam na uczelniach wyższych uruchomiono trzy letnie studia zawierające w nazwie "IT transfer" które dawały postawy w takim czy innym kierunku. Firmy typu MITRE które kierowały swoje usługi na potrzeby rządu brały zdolnych ludzi po high school, sponsorowali im studia, przepuszczali przez różne wewnętrzne programy edukacyjne. Część ludzi odpadła, a ci co zostali to musieli tam swoje przepracować.

Każdy swoje chwali natomiast tamtejsze rozwiązania wydają się bardziej higieniczne dla rynku niż to, co dzieje się między Odrą a Bugiem.

Ostatnio przeglądałem LI to ludzi w naszym kraju którzy mają "aspiring junior (...)" to jest na pęczki. Nie brakuje też takich którzy ściemiają, że są zatrudnieni jako "junior coś tam coś tam" w projekcie dla "szkoły programowania". Generalnie jest to niezły kabaret.

Tłumaczenie na polski
junior - młodzież, w tym przypadku początkujący
high school - szkoła średnia (ale możliwe, że tu było w rozumieniu wyższa.
aspiring junior - to chyba taki który chce zacząć.

Zacznijcie proszę mówić po polsku. Tu jest polska.

A co do treści - to co piszesz jest zaprzeczeniem uczelni wyższej. Uczelnia wyższa w funkcji zawodówki. I zwykle - marnej.

0
wojtekp112234 napisał(a):

A co do treści - to co piszesz jest zaprzeczeniem uczelni wyższej. Uczelnia wyższa w funkcji zawodówki. I zwykle - marnej.

Na akademiach medycznych, a obecnych uniwersytetach medycznych połowa przedmiotów to te czysto praktyczne. To też twoim zdaniem zawodówka?

0
mrxormul napisał(a):
wojtekp112234 napisał(a):

A co do treści - to co piszesz jest zaprzeczeniem uczelni wyższej. Uczelnia wyższa w funkcji zawodówki. I zwykle - marnej.

Na akademiach medycznych, a obecnych uniwersytetach medycznych połowa przedmiotów to te czysto praktyczne. To też twoim zdaniem zawodówka?
a

Dzisiaj niestety tak. Co łatwo zauważyć każdemu co kiedykolwiek potrzebował pomocy lekarza.
Kiedyś studia medyczne wyglądały całkiem inaczej. Spytaj jakiegoś lekarza na emeryturze.

1

Mój stary i teściu też tęsknią za komuną. Podobno za gierka było najlepiej. Wszystkie oldtimery tak gadają.

W młodości chorowałem więc coś na ten temat wiem z autopsji. Opieka zdrowotna była w miastach wojewódzkich, może w co większych miejscowościach. Na peryferia podstawowa opieka zdrowotna to zawędrowała pod koniec peerelu.

Statystyczny lekarz pierwszego kontaktu w takiej przychodni to przepisywał pyramidon, witaminy w zastrzykach, a w badziej skąplikowanych przypadkach wypisywał skierowanie do specjalisty jak ktoś umiał zawalczyć o swoje.

Trochę może się zmieniło jak sprywatyzowano w jakiejś części podstawową opiekę zdrowotną. Chociaż w wielu miejscach do dziś te patole z tamtej epoki siedzą, pierdzą w stołki i sieją ferment.

Poza tym za czasów gierka jak ktoś pożył 65 lat to było nieźe. W 1989 roku średnia długość życia wynosiła 71 lat. dziś średno Kowalski dożywa do 77 lat.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1