Z takimi pomysłami byłbym ostrożny. W branży prawniczej też wszystko jest uregulowane, istnieją samorządy zawodowe chyba nawet bardziej rozbudowane od lekarskich. Rezultat tego jest taki, że osoby wchodzące do zawodu bez zabezpieczenia rodzinnego mają bardzo utrudnione zadanie, pomijając już głodowe stawki i konieczność opłacania trzyletniej aplikacji, dochodzą jeszcze np. zakazy reklamy w przypadku adwokatów i niemożność zatrudnienia na etacie (u radców jest trochę lepiej pod tym względem), różne dziwne zapisy kodeksu etyki ograniczające możliwość wolnej konkurencji. Do tego istnieją komisje dyscyplinarne, przeradzające się w mechanizmy tłamszenia właśnie tej mniej ustawionej w zawodzie konkurencji za pomocą donosów, które zawodowi prawnicy wysyłają na siebie wzajemnie bardzo intensywnie (wystarczy komuś delikatnie wytknąć np. niekompetencję w piśmie procesowym). Kiedy jeszcze pracowałem w kancelarii, istniało powiedzenie, że prawdziwym radcą/adwokatem stajesz się po pierwszej dyscyplinarce. A dyscyplinarka może skutkować np. zawieszeniem czy pozbawieniem prawa do wykonywania zawodu, co w praktyce jest w zasadzie wilczym biletem z branży, bo nikt takiego człowieka już nie zatrudni np. w sądzie czy urzędzie z uwagi na wymogi dot. "nieskazitelnego charakteru".
Jesteście pewni, że chcielibyście czegoś takiego w IT?
Celowo podaję przykład prawa, bo poza tym, że znam tamtą branżę od środka, to występuje tam sytuacja nadpodaży pracowników względem zapotrzebowania na nich, i to pomimo tych wszystkich wymogów formalnych, co wymusza dumpowanie stawek do poziomów typu połowa płacy minimalnej na zleceniu za pełnoetatowe zastępstwo prawnika w kancelarii (dokładnie taką ofertę otrzymałem kilka lat temu w Katowicach). I to jest przykład bardziej adekwatny do IT, bo zarówno prawo, jak i informatykę, w podstawowym poziomie jest w stanie udźwignąć w miarę kumaty człowiek. Natomiast do zawodów lekarskich próg wejścia śrubują nie tylko formalności, ale też wymagania intelektualne, którym większość społeczeństwa po prostu nie jest w stanie sprostać. Do tego popyt na lekarzy jest zawsze, nie ulega wahaniom koniunktury i raczej będzie rósł niż spadał. Wtedy samorząd zawodowy jest o tyle spoko opcją, że pomaga zbiorowo wywierać presję na wzrost płac czy inne benefity pracownicze. Sytuacja w IT prędzej będzie zmierzać w kierunku sytuacji w prawie niż w medycynie i w związku z tym dla przeciętnego programisty taka izba prędzej narobi kłopotów, niż w czymkolwiek pomoże. Tak przynajmniej uważam.