Do czego odnosi się słowo "biznes" w kontekście wytwarzania oprogramowania?

0

Jak pracowałam w korpo to tzw. biznes to byli informatycy bezpośrednio zatrudnienie w dziale , dla którego IT robiło jakieś aplikacje.
Strasznie wnerwieni jak człowiek rozmawiał z bezpośrednimi użytkownikami, bo przecież oni są pośrednikiem nie do ominięcia..
Pewien system wdrażała firma zewnętrzna, której nie mogli za bardzo podskoczyć i niechętnie podawali prawdziwe informacje, a ludzie z SAS i tak im nie ufali chyba ;) i nauczeni doświadczeniem zakładali że otrzymują od nas ściemnianie, które trzeba np. zaopatrzyć w dodatkowe daty wprowadzenia każdej zmiany w danych.
Potem zobaczyłam że mieli rację zabezpieczając się w ten sposób.
Widzę że tu na forum jest często powtarzane że biznes wie lepiej i decyduje i mam pytanie czym lub kim jest ten biznes? Dlaczego podejmuje decyzje?

2

Dział IT nigdy nie jest biznesem - biznesem jest kierownictwo a jego ciałem wykonawczym powinni być kierownicy działów, których dotyczy dane zadanie. IT jest pomocą i łącznikiem z istniejącymi systemami.
A to on podejmuje decyzję bo to jego będzie bezpośrednio dotyczyć produkt.

Podobnie jak kupujesz samochód to ty jesteś biznesem bo to twoja kasa i ty będziesz użytkownikiem samochodu a nie dealer czy producent

1

Ty tak na poważnie?

1

proszę o odpowiedzi doświadczonych użyszkodników forum ;)
wzięte z obserwacji tego co się dzieje nie z podręcznika dla kultysty scruma

0

W każdej firmie "biznes" to inna grupa ludzi przecież. Nie ma uniwersalnej odpowiedzi

2

Jak dla mnie, biznes, to ten kto jest w stanie podjąć wiążące decyzje, również te finansowe, a wiadomo, że 'kto płaci rachunki, ten stawia warunki' (wymagania biznesowe).

1

Biznes to ci, którzy zarabiają pieniądze dla firmy dla której ty jesteś kosztem.

2

Biznes (ang. interes) polega na zrozumieniu skąd się biorą pieniądze, jak zarabia firma, jaką ma marżę na produktach, jaką ma strategię, proponowaniu rozwiązań, rozumieniu umów, rozumieniu potrzeb klientów, rozumieniu jak wyskalować firmę.

Programiści nazywając biznes biznesem sami się z tego biznesu wykluczają bo, żeby uczestniczyć w tej grze to trzeba umieć wejść w grę, a nie się od niej dystansować i chować w piwnicy.

5

W moim mniemaniu, słowem "biznes" określana jest zazwyczaj osoba/grupa ludzi/zespół, który określa wymagania dla produktu nad którym się pracuje.
Słowo "biznes" jest dość potocznym określeniem w tym kontekście wydaje mi się.
Przykładowo, jeśli pracuje w firmie produktowej, product owner mówi nam, ze chcielibyśmy zrobić coś tak czy siak ktoś może rzucić w rozmowie: "biznes chce żebyśmy zrobili to tak czy siak" - bez wskazania na konkretną osobę która podjęła decyzję, że coś ma być w określony sposób zrobione tylko ogólnie. Pracując w software housie, to zależy czy po stronie software house są też ludzie od produktu czy po stronie zleceniodawcy, bo chyba różnie to bywa.

"Jak pracowałam w korpo to tzw. biznes to byli informatycy bezpośrednio zatrudnienie w dziale , dla którego IT robiło jakieś aplikacje."

W tym przypadku obstawiałbym, że ci informatycy nazywani byli biznesem, bo wiedzieli co potrzebują i dlaczego. Tak jak w firmie produktowej właśnie product owner/zespół produktowy powinien widzieć po co i dlaczego robimy co robimy.

Czytając poprzednie odpowiedzi mam wrażenie, że mogę się mylić, ale zawsze to tak rozumiałem i nigdy mnie to nie zawiodło

2
Ąowski napisał(a):

"Jak pracowałam w korpo to tzw. biznes to byli informatycy bezpośrednio zatrudnienie w dziale , dla którego IT robiło jakieś aplikacje."

W tym przypadku obstawiałbym, że ci informatycy nazywani byli biznesem, bo wiedzieli co potrzebują i dlaczego. Tak jak w firmie produktowej właśnie product owner/zespół produktowy powinien widzieć po co i dlaczego robimy co robimy.

czyli nikt nie rozmawiał z prawdziwymi użytkownikami, tylko wymagania były przefiltrowane przez rozumienie tego osobnika, który miał władzę a nie ponosił odpowiedzialności?
Jeszcze jedną historyjkę tu napiszę, kiedyś marketoid upierał się że klienci chcą wersje przeglądarkową produktu. Udało mi się pogadać z jednym takim klientem, okazało się że marketoid nakłamał że opcja X może być tylko w wersji przeglądowej. Klient chciał opcję X , a nie koniecznie przeglądarkę, mówił wersja przeglądarkowa mając na myśli opcję X

1

czyli nikt nie rozmawiał z prawdziwymi użytkownikami, tylko wymagania były przefiltrowane przez rozumienie tego osobnika, który miał władzę a nie ponosił odpowiedzialności?

Zrozumiałem z Twojego pierwszego posta, że to właśnie te osoby, które miał tą władzę to były właśnie tymi użytkownikami.
Jeśli nie, to rzeczywiście to bez sensu.
Ale może właśnie te osoby, które miały tą władzę rozmawiały z tymi użytkownikami?
Jak było, to nie wiem, bo tam nie pracowałem. Koniec końców jeśli firma działała i zarabiała pieniądze, to może było ok.

0

Udało mi się pogadać z jednym takim klientem, okazało się że marketoid nakłamał że opcja X może być tylko w wersji przeglądowej.

z jednym na ilu? może ten jeden co innego chciał niż wszyscy pozostali?

4

podpisując umowę o pracę z firmą X do dołączenia do zespołu informatyków, zobowiązujesz się do wypełniania poleceń firmy X, a nie klientów firmy X. polecenia firmy X są wydawane przez pewien zespół (który jest wewnątrz firmy X) zwany powszechnie biznesem. koniec filozofii. jeśli klient chce czegoś innego niż biznes to nie jest to problem informatyków implementujących wymagania biznesu.

jako informatyk trzeba być 'agile' czyli trzeba projektować aplikację tak, żeby w miarę szybko móc się dostosować do zmieniających się wymagań. z tego powodu np. często opłaca się dowozić funkcjonalności w częściach, tzn. najpierw dowozimy coś okrojonego, a potem wypuszczamy kolejne wersje uzupełnianie o kolejne brakujące funkcje. jeśli po drodze okaże się, że klienci źle reagują na nowości to biznes i informatycy mogą w miarę szybko zmienić kurs rozwoju systemu.

jeżeli biznes upiera się przy głupich pomysłach, są odporni na merytoryczne argumenty i przez to projekt wygląda ogólnie beznadziejnie, to nie negocjujesz z klientami tylko ewentualnie ewakuujesz się, jeśli masz z tym wielki problem.

0

To proste akurat - znajdujesz informatyka/programistę który odpowiada za finalny produkt a potem patrzysz na fakturę lub jego/jej pasek z wypłatą, ten kto go opłaca to właśnie ten mityczny "biznes".

3
Wibowit napisał(a):

podpisując umowę o pracę z firmą X do dołączenia do zespołu informatyków, zobowiązujesz się do wypełniania poleceń firmy X, a nie klientów firmy X. polecenia firmy X są wydawane przez pewien zespół (który jest wewnątrz firmy X) zwany powszechnie biznesem. koniec filozofii. jeśli klient chce czegoś innego niż biznes to nie jest to problem informatyków implementujących wymagania biznesu.

Sęk w tym, że masz umowę z firmą, a nie konkretnym managerem. W kodeksie pracy jest, że powinieneś wykonywać polecenia swojego przełożonego. Natomiast przełożony też nie może wymagać od Ciebie dowolnej pracy, np. robienia kawy.

Dochodzimy tutaj do dylematu czy dostając polecenie od jakiegoś managera, które wiesz, że zaszkodzi firmie, powinieneś je wykonać. Ja miałem wielokrotnie w swojej karierze sytuacje w których najpierw rekomendowałem managerowi zmianę zadań, a po wielokrotnych prośbach kiedy widziałem, że nie są wysłuchiwane to szedłem ze swoim uzasadnieniem wyżej albo konfrontowałem swojego przełożonego z innymi osobami, i dany manager musiał się wtedy ostro tłumaczyć ze swoich decyzji.

Postawa w której zatykamy uszy bo my tylko wykonujemy polecenia, pomimo tego, że wiemy, że to szkodzi interesom firmy, to jest postawa pasywnej agresji.

Polecam książki o zarządzaniu i np. https://pl.wikipedia.org/wiki/Turkusowe_zarządzanie Interesowanie się celem żywotnym firmy to nie jest tylko domena organizacji turkusowych.

2

Nie wiem czy jest sens nazywać biznesem coś tylko tam gdzie jest kasa. Jak są projekty open-source które na siebie w ogóle nie zarabiają (albo przynajmniej nie płacą kontrybutorom), to też się tam używa słowa biznes.

Ja powiedziałbym, że biznes (w kontekście wytwarzani oprogramowania) to jest osoba lub grupa osób która może podważyć każde funkcjonalne wymaganie.

1

@Miang: albo się mieszasz w zeznaniach albo nie wiesz o czym mówisz.

ja się na samochodach nie znam, wezmę znajomego który się zna do pomocy, tak samo po stronie tzw. biznesu są też ludzie będący informatykami, No nie mówcie że tego nie widzicie? jak robiliśmy budżetówkę to w MF gościu który z tamtej strony siedział przy bazie Oracle był tym łącznikiem. Struktury dbfów publikowane potem w rozporządzeniach wymyślał. Nie księgowi i politycy którzy zarządzali budżetem państwa

chcesz mi powiedzieć, że w normalnych firmach (a nie takich, gdzie informatyk to rodzina właściciela) właściciel nie zatrudnia dyrektora i kierowników do kierowania zakładem tylko do tego, żeby słuchali informatyka??? Biznes MUSI być decyzyjny! Przez 13 lat pracowałem w firmie, która wdrażała swój produkt w zakładach produkcyjnych na terenie PL. Przez te 13 lat miałem do czynienia z różnymi "informatykami" i tam, gdzie wdrożeniem kierowały właśnie takie osoby to najczęściej albo wdrożenie padało albo w końcu zastępował go ktoś kompetentny. Większość informatyków to byli albo ludzie typu "nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem" albo tacy, którzy próbowali wszystkim udowodnić jacy to oni nie są ważni. Większość z tych informatyków nawet nie była fizycznie na hali produkcyjnej bo to poniżej ich godności.

Napisałem Ci wyraźnie, że biznes to najpierw właściciel/dyrektor (bo to oni wykładają kasę i to ich trzeba przekonać do rozwiązania w pierwszej kolejności) a następnie kierownicy poszczególnych działów (oraz ludzie, których oni wyznaczą do kontaktu) bo to oni wiedzą, czego im potrzeba. Typowy informatyk (dział IT) to ludzie od sieci, drukarek, myszek i monitorów. Czasem są wsparciem od systemu, na którym pracuje firma, czasem coś sami dłubią i wtedy można od nich też się czegoś dowiedzieć.
Jak do tej pory spotkałem tylko jednego informatyka, który odpowiadał za wdrożenie systemu i poszło mu dobrze. Ale to gość, który zna procedury w firmie pewnie lepiej niż niejeden kierownik (a jak czegoś nie wie to pójdzie i będzie pytał aż będzie wiedział).

Reasumując - nie, dział IT nigdy nie jest biznesem i rzadko kiedy jest dobrym "łącznikiem" przy wdrożeniach.

Dodam, że aktualnie pracuję w firmie produktowej, gdzie naszego produktu używa np. Tesla i SpaceX i PM/PO nie konsultują się z ichniejszymi działami IT tylko z userami (w większości to kierownicy albo seniorzy z danych działów)

2
twoj_stary_pijany napisał(a):

Dochodzimy tutaj do dylematu czy dostając polecenie od jakiegoś managera, które wiesz, że zaszkodzi firmie, powinieneś je wykonać. (...) Postawa w której zatykamy uszy bo my tylko wykonujemy polecenia, pomimo tego, że wiemy, że to szkodzi interesom firmy, to jest postawa pasywnej agresji.

no ok, jeśli widzisz jak na dłoni, że jakieś decyzje zarządu są szkodliwe i eskalujesz to wyżej to ma to sens, ale tak czy siak, wtrącanie się w kompetencje biznesu nie powinno być sposobem na spędzanie każdego dnia w pracy.

jak do tej pory tylko raz miałem taką sytuację, że wiedziałem, że decyzja przełożonego była beznadziejna. przełożonym tym był właściciel firmy (który notabene był informatykiem i stworzył początkowe wersje systemu, o który oparta była firma), więc nie było gdzie eskalować. decyzją tą było tworzenie dwóch aplikacji mobilnych, jedna na androida, a druga na java micro edition, które miały współdzielić kod. ja miałem to cudo jakoś ziścić, ale nie dało rady. to wymaganie było generalnie wyryte w skale, bo wylądowało we wniosku na dotacje, a te jak wiadomo, są jak przykazania - raz dane już nie podlegają edycji. ztcw to ten projekt apki mobilnej upadł, ale firma na pewno nie upadła. szefo miał więcej pomysłów, więc roboty dla mnie nie zabrakło.

1

Dla mnie to po prostu klient, który definiuje wymagania lub jakiś jego reprezentant który je przekazuje.
Jeśli to SH, to najczęściej to PO reprezentujący dany produkt, który chce uzyskać
Jeśli to firma produktowa, to najczęściej są to użytkownicy danego systemu lub jakiś jeden reprezentant agregujący/filtrujący/zarządzający.
Jeśli to korporacja, to najczęściej to jakiś analityk definiujący wymagania jednocześnie podejmujący decyzje bo to on definiuje "biznes" i się im bezpośrednio spowiada.
Jeśli to januszsoft, to cholera wie bo najczęściej klient sam nie wie czego chce i biznesem jest zarówno Twój przełożony, który chciałby to zrobić jak najtaniej jak i tester, bo on też może sobie "wymagać" a także jakiś pojedynczy użytkownik, który nie potrafił przekazać tego osobie reprezentującej klienta i wprosili go na daily żeby wygłosił swoje expose co on by chciał w aplikacji.

1

Biznes może być mieć i pozytywne i negatywne skojarzenia.

Pozytywne, że to ktoś, kto wie, w którą stronę iść z produktem, żeby zaspokoić cele użytkownika docelowego i w rezultacie, żeby firma zarabiała więcej hajsu (podczas gdy programiści często myślą zbyt technicznie).

Jednak "biznes" to często synonim osoby niekompetentnej, która ma władzę, ale która patrzy tylko na cyferki w Excelu czy osobiste ambicje. Przykład takiego myślenia biznesowego to ostatnia afera z Unity, że biznes sobie coś wymyślił, żeby więcej hajsu zarobić, a nie pomyśleli o swoich użytkownikach i był backlash. Albo działalność byłego ministra Czarnka. Robił jakieś reformy w studiach i szkołach, ale nie służyło to niczemu sensownemu. Albo wieczny redesign stron internetowych, bo biznes coś wymyślił, więc wrzucają dziwne ficzery albo zmieniają to, co dobrze działało.

Czyli biznes to ludzie, którym zależy na wyciskaniu kasy z produktu albo na zaspokajaniu osobistych ambicji. Mogą to robić w sposób przyjazny ludziom, a mogą to robić po trupach (wtedy nawet jak osiągną cele finansowe, to kosztem reputacji i zaufania).

3
Miang napisał(a):

czyli nikt nie rozmawiał z prawdziwymi użytkownikami

U mnie prawdziwymi użytkownikami mojego softu są głównie API sklepów internetowych. Nie bardzo widzę jak miałbym z nimi rozmawiać, ale pewnie ci, którzy potrafią się kłocić z telewizorem, to i z API się dogadają.

wymagania były przefiltrowane przez rozumienie tego osobnika, który miał władzę a nie ponosił odpowiedzialności?

Firma ma produkt, a "biznes" decyduje jak ten produkt rozwijać próbując wstrzelić się w potrzeby rynku, aby zwiększać liczbę klientów i zyski.
Mnie nie interesuje, czy biznes wymyśla sobie nowe wymagania sam, czy rozmawia z API, czy pyta swoich klientów czego potrzebują. Mnie nikt nie płaci za pilnowanie biznesu.

0

Żartem można powiedzieć, że biznes to są ludzie, którzy poza piwnicą spędzają ponad połowę dnia. Dzięki temu mają więcej czasu, żeby zrozumieć prawdziwe motywacje i cele innych ludzi, z którymi mają styczność w pracy. Dobrze jest, gdy ci spędzający więcej niż połowę dnia w piwnicy (czyli my) też potrafią je zrozumieć, bo od tego jest już niedaleka droga do unikania konfliktów i dobrej współpracy, gdy da się te motywacje i cele innych ludzi uwzględnić.

Oczywiście, gdy dojdzie do kryzysowej eskalacji, to biznesem będzie ktoś na górze decydujący o wydaniu pieniędzy, tylko że ten ktoś nie będzie miał czasu często rozstrzygać spornych kwestii szczegółowych w projekcie informatycznym.

Dlatego są jacyś reprezentanci biznesu. Ci ludzie mogą mieć różne motywacje. Może to być tylko zachowanie twarzy, czyli bycie pozorantem z minimalnym zaangażowaniem, ale bez oczywistego kompromitowania się. Kolejny stopień to zgrywanie ważnego lub fachowca, ale też z dość małym zaangażowaniem. Takim gościom wystarczy zapewnić zachowanie twarzy lub połechtać ich ego, a poza tym robić coś sensownie i z grubsza po swojemu.

Idąc dalej, możemy mieć bardziej technicznych reprezentantów biznesu, którzy wnoszą coś merytorycznie i można powiedzieć, że mają inną wizję zrobienia czegoś. Kogo słuchać, ich czy jakichś końcowych użytkowników, którzy w przerabianą formatkę klikają kilkaset razy dziennie? Jak chodzi o czystą ergonomię, to może tych drugich, ale jeśli sprawa ma szersze uwarunkowania, to może jednak ci pierwsi je znają i biorą pod uwagę, bo przez lata nasiąknęli jakimś tam pojęciem o kilku powiązanych systemach i planach ich rozwoju, na które może mieć dana decyzja wpływ. Nawet jeśli ci techniczni reprezentanci biznesu to są ludzie efektywnie pracujący poniżej 1 godziny dziennie (i to jest ich motywacja i cel), to nie znaczy, że ich propozycje nie mogą być sensowne. W końcu jak coś zostanie grubo spieprzone w tym tworzonym oprogramowaniu, to w przyszłości może będą musieli się wysilić nawet na średnio 1,5 godziny dziennie. ;)

1

U mnie w korpo (firma produktowa) biznes to ziomki definiujące potrzeby, założenia, funkcjonalności danej aplikacji. Zazwyczaj wymagania określają po konsultacjach z klientami i na podstawie doświadczeń z innymi produktami. Najczęściej są to po prostu product manadżerowie i designerzy. Programiści to nie biznes, programiści implementują założenia biznesu.

0
Miang napisał(a):

Widzę że tu na forum jest często powtarzane że biznes wie lepiej i decyduje i mam pytanie czym lub kim jest ten biznes? Dlaczego podejmuje decyzje?

Biznes się robi a nie z nim dyskutuje. Reszta jest emergentna.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1