Jak wielu (nie)udaje się stworzyć firmę z sukcesem?

3

Firm IT w Polsce jest jak grzybów po deszczu patrząc po ofertach pracy. Czytam sobie sekcje "o nas" i często widzę coś w stylu "100+ osobowy software house założony w 201x roku przez pasjonatów programowania Piotrka i Krzyśka" i tak się zastanawiam jak często takie założenie firmy okazuje się dobrym pomysłem, a jak często niezbyt intratnym. Czy trudno jest znaleźć konkretnych klientów na początku mając zespół składający się ze znajomych. Wzrost od zera do setki zatrudnionych osób w kilka lat wydaje mi się czymś niesamowitym

3

Na ogół nie wypala, na ogół przed etapem w ogóle założenia firmy

0

Najgorzej znaleźć pierwszego klienta, potem z górki xd

1

Znam software house który ma tylko jednego, ale dużego klienta. Mają paru mniejszych ale dosłownie na parę godzin miesięcznie i przez lata nie znaleźli żadnego innego większego klienta - gdyby się odwrócił to cała firma z około setką pracowników pada.

8

Piotrek i Krzysiek obsługiwali klienta X i ten zwiększył zapotrzebowanie na usługi. Ponieważ Piotrek i Krzysiek byli ogarnięci zatrudnili kilku chłopa i nazwali się software house. Po pewnym czasie klient X zaczął redukować zapotrzebowanie więc zaczęły powstawać dziury ilości zleceń do ilości załogi więc trzeba było szukać innych źródeł dochodu.
Obstawiam, że w 80% przypadków Piotrek i Krzysiek wciąż są uzależnieni od klienta X i jak ten się wycofa to software house przestanie istnieć.
Oczywiście pozostaje te 20%, którzy ogarniają więcej klientów robiąc "co popadnie".
Jeśli nie masz swojego konkretnego produktu to będzie to zawsze "szarpanina" z umiarkowanie komfortową pozycją.

1

Tu trzeba mieć szczęście i kontakty
Dodatkowo trzeba mieć specyficzne umiejętności

Nie każdy,nawet najlepszy, kucharz będzie dobrym restauratorem. Tak samo nie każdy dev będzie dobry w prowadzeniu firmy że tak powiem IT.

Reszta to już wypadkowa wielu czynników że jeden (jak Lewandowski) odnosi sukces inny (jak Sypniewski) idzie na dno

5
ref napisał(a):

Tu trzeba mieć szczęście i kontakty

Kontakty się zdobywa podczas nauki liceum, na studiach i w pracy a potem podczas życia biznesowego. Nikt nie rodzi się z dobrymi kontaktami to czy je zdobędziemy zależy tylko od nas. Szczęście oczywiście się przyda a dodatkowo można mu pomóc poprzez bycie konsekwentnym i pracowitym.

Dodatkowo trzeba mieć specyficzne umiejętności

No bez tego ani rusz..

Nie każdy,nawet najlepszy, kucharz będzie dobrym restauratorem. Tak samo nie każdy dev będzie dobry w prowadzeniu firmy że tak powiem IT.

Zdecydowanie nie jest to dla tych co oczekują stałej comiesięcznej wypłaty z trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia.

Reszta to już wypadkowa wielu czynników że jeden (jak Lewandowski) odnosi sukces inny (jak Sypniewski) idzie na dno

Z moich obserwacji najważniejsze i to w kolejności od najistotniejszego to:

  1. Być konsekwentnym.
  2. Umieć znieść kilka porażek na jeden sukces.
  3. Umieć lub mieć coś pożądanego przez rynek.
  4. Umieć optymalnie organizować swój czas.
9

Kontakty się zdobywa podczas nauki liceum, na studiach i w pracy a potem podczas życia biznesowego

Zwłaszcza, jak takim kontaktem okaże się teść, sąsiad czy wujek, który jest członkiem zarządu jakiejś spółki i chętnie wkręci bratanka w bycie podwykonawcą :P

Uważam, że takie znajomości jak ze studiów są średnio przydatne - bo tam głownie masz ludzi takich, jak Ty, czyli przeciętnych robaczków. Mogą dać Ci info, że w zespole poszukują programisty, ale nie dostaniesz od takiego typa zlecenia na system dla samorządu za 300 milionów. Najbardziej wartościowe są znajomości z ludźmi wpływowymi, z kasą, z władzą - bo oni mogą załatwić tematy totalnie niedostępne dla ziomka, z którym razem chlałeś na polibudzie.

1
ref napisał(a):

Nie każdy,nawet najlepszy, kucharz będzie dobrym restauratorem. Tak samo nie każdy dev będzie dobry w prowadzeniu firmy że tak powiem IT.

Dokładnie. A nawet bardziej, to odmienne talenty, inne optymalne cechy wrodzone. Nastawienie na szczegół / ignorowanie szczegółów itd dziesiatki rozbieżnosci.

Podobnie jak nawet najlepszy księgowy, rzadko jest inicjatorem dobrej firmy - to raczej talent do dawkowania stopnia hamulca ręcznego, a nie naciskania gazu.

2

Piotr z Krzyśkiem dotują lewacką (nie lewicową) partię. Ta załatwi im kontrakty. Aby mieć lepsze notowania wśród osób aktywistycznych udają parę, mimo że Piotr masowo podrywa żony klientów
Inspiracją drugiego zdania jest jeden z odcinków Der Letzte Bulle ;)

3

IMHO najlepszym kontaktem jaki mozna zdobyc jest tata milioner -> Przyklad: Kulczykowie.

Poza tym to chyba ciezko jak sie startuje od zera. Ja chyba nie mam zadnego znajomego ktory zbudowalby od podstaw nieco wieksza dobrze zarabiajaca firme. Znam osoby ktore poszly na jednosobowa dzialalnosc/konsulting. Jeden kolega zostal szefem malej firmy handlujacej jakimis specyficznymi transformatorami, ale to sam mowil ze byl w dobrym miejsu w dobrym czasie i okazja przyszla. Wujek od zony ma firme budowlana, bo udalo mu sie wykupic ze znajomymi firme jak komuna padla + znajomosci z myslistwa. Ale to moja banka.

Poznalem 3 osoby ktore potrafily sie utrzymac z Indie GameDevu (co dla mnie byloby sukcesem) -> Piotr iwanicki (Superhot), Michal Marcinkowski (Soldat), Mikolaj SOS Sosowski.
na zachodzie takich ludzi jest troche wiecej: Autorzy DwarfFortress (oj, jak im sie ta kasa nalezala), FTL itp.

W Krakowie chyba Codette zostalo zalozone od podstaw. Jeden z zalozycieli studiowal z kolega z zespolu z poprzedniej pracy, wiec sie da. W sumie dosc ogarniety wydaje sie tez Piotr Bucki z Jlabsa.
No i mamy tez CD RED (chociaz nie wiem czy do powtorzenia, bo chlopaki zaczynali od piracenia na gieldzie).

W sumie jest tez Maciek Aniserowicz czy Michal Szafranski.

1
obscurity napisał(a):

Znam software house który ma tylko jednego, ale dużego klienta. Mają paru mniejszych ale dosłownie na parę godzin miesięcznie i przez lata nie znaleźli żadnego innego większego klienta - gdyby się odwrócił to cała firma z około setką pracowników pada.

Czyli w zasadzie jest to trochę jak zwykła praca na etat, tylko że wy'outsource'owana.
Trochę tak jakby firma zatrudniła menago i setkę ludzi pod nim, tyle że nie na umowie o pracę, ale na B2B i nie z setką ludzi, ale by podpisała umowę tylko z menago.

Nie nazwałbym tego biznesem, tylko raczej zwykłą pracą dla większej firmy, od której jesteśmy zależni, jednak nie jesteśmy w niej formalnie zatrudnieni, a jedynie jako podwykonawca.

Czyli nie do końca biznes, nie do końca praca na etat i nie do końca freelance, jednak coś pomiędzy tymi rzeczami.

4

zbudowalby od podstaw nieco wieksza dobrze zarabiajaca firme

Pytanie do @WhiteLightning - jakie masz kryteria/definicje "nieco większej" oraz "dobrze zarabiającej" firmy.
Czy patrzymy na to, ile zostaje "na rękę" po odliczeniu kosztów? Czy ilu masz pracowników? Bo może być taki wolny strzelec, który ma 50-100k miesięcznie, może być koleś, który ma paru pracowników i też ma to 100k na czysto, a może być firma, która ma 100 ludzi, 10 koparek, 20 samochodów, przewala co miesiąc 4 miliony, ale z tego także zostaje 100k na plusie - po odliczeniu wypłat, leasingów, paliwa itp.

I teraz pytanie - która firma jest "lepsza"? Niby ta "duża" się mocniej rozwinęła, ale właściciel małej ma taki sam zarobek, jednocześnie mając 200x mniej rzeczy na głowie.

No i podstawowa kwestia - od ilu PLN można uznać, że się już dobrze zarabia?

0
cerrato napisał(a):

Uważam, że takie znajomości jak ze studiów są średnio przydatne - bo tam głownie masz ludzi takich, jak Ty, czyli przeciętnych robaczków. Mogą dać Ci info, że w zespole poszukują programisty, ale nie dostaniesz od takiego typa zlecenia na system dla samorządu za 300 milionów. Najbardziej wartościowe są znajomości z ludźmi wpływowymi, z kasą, z władzą - bo oni mogą załatwić tematy totalnie niedostępne dla ziomka, z którym razem chlałeś na polibudzie.

Wszystko przez to że w tym kraju uczelnie są bezpłatne więc bogaci wolą posyłać swoją bananową młodzież na uniwersytety zagraniczne (np. Ivy League). Konfederacja chyba chciała coś zmienić w tym temacie ale konserwatyzm w Polsce ma złą passę od czasów konfederacji barskiej :|

4
cerrato napisał(a):

Kontakty się zdobywa podczas nauki liceum, na studiach i w pracy a potem podczas życia biznesowego

Zwłaszcza, jak takim kontaktem okaże się teść, sąsiad czy wujek, który jest członkiem zarządu jakiejś spółki i chętnie wkręci bratanka w bycie podwykonawcą :P

lata temu (naście już) gdy zaczynałem karierę trafiłem na "firmę it" gdzie szef na rozmowie spytał mnie czy mam wjazd do urzędów gminy gdzie są zarządy cmentarzy, bo ma soft dla cmentarzy (lokalizatory) ale nie ma wejść

niestety nie miałem takich kontaktów - ale to była najdziwniejsza rozmowa jaką miałem

1

@cerrato: nie ma definicji. Ale IMHO to cos co pozwoli byc finansowo poziom wyzej niz na etacie.

Pasowaloby wpasc w wyzsza klase srednia wg. tej definicji: https://blog.krolartur.com/jak-jestes-bogaty-szybki-sposob-na-ocene/ bo klasa srednia jest osiagalna przy zwyklym etacie w IT.

Btw. w razie czegos wlasciciel tej duzej firmy ma prawdopodobnie wiekszy majatek ktory moze spieniezyc.

5

wlasciciel tej duzej firmy ma prawdopodobnie wiekszy majatek ktory moze spieniezyc

Ale jak popłynie, to w 2-3 miesiące może z majątku zostać wielkie nic. Wypłaty (z ZUS'em) dla 100 ludzików, leasingi za kilkanaście pojazdów i nagle okazuje się, ze musisz mieć milion miesięcznie, żeby tylko opłacić rachunki. Także - może i ma majątek, ale szybko może się go pozbyć. A taki co sobie sam ma 100k miesięcznie, jeśli nagle źródełko z kasą uschnie, to pożyje długo na oszczędnościach, bo za bardzo nie ma kosztów.

1

Taki co ma 100k miesiecznie tez moze rozwalic produkcje, wpakowac sie w kary umownem podpasc urzedowi skarbowemu i meic kontrole ktora go wykonczy, zostac powolanym do wojska etc.

2

Wiele osób nie zdaje sobie sprawy jak wiele problemów czyha na osoby prowadzące firmę, nawet w "prostych" biznesach jak agencja bodyleasing:

  • jeśli 80-90% dochodu zależy od jednego klienta - jutro możesz nie mieć firmy (przechodziłem przez taką sytuację w firmie - nie jest miło)
  • kontrahent nie zapłacił za system, który hula u klienta, a ty jedyne co możesz zrobić to pozew i za 5 lat może coś dostaniesz (też przerabiałem, też nie było miło)
  • nawet jak masz dywersyfikację przychodu, ale branże które mają tą samą cykliczność przestają zamawiać w tym samym czasie
  • przestajesz dogadywać się ze wspólnikami - każdy orze w swoją stronę i ciężko ustalić kierunek (też miałem, nie jest miło)
  • bank wycofa ci kredyt obrotowy
  • klienci notorycznie się spóźniają z płatnościami (a VAT trzeba zapłacić, ludziom wypłacić pensje)
  • zdarzają się projekty z góry skazane na porażkę (za tanio sprzedane, bez analizy, bez celu, ram czasowych - aby robić, bo zespół nie ma zajęcia), które wygenerują olbrzymie koszty, których nie przerzucisz na klienta (miałem tak, nie było miło)
  • coraz nowe obowiązki biurokratyczne
  • ciągłe szukanie nowych klientów, którzy o dziwo nie walą drzwiami i oknami do małej firmy

i pewnie mógłbym tak długo.

Alternatywą w IT jest bycie IC i życie na dobry poziomie i nie szarpiąc się z tym wszystkim - jak masz taką alternatywę, dużo bardziej kuszącą od walki na 100 frontach na raz, to też zastanawiasz się 3 razy zanim założysz firmę.

2

@brzezmac: dolicz jeszcze nieuczciwych pracowników którzy przejmą klientów produkt i firm a przynajmniej będą probować

1

@Miang: taa, mieliśmy taką jedną pracowniczkę, która stwierdziła, że dogada się z naszym podwykonawcą (kliku devów, których znałem z innych projektów, których zatrudnialiśmy zdalnie) i dogada się z klientem bezpośrednio, wykopie nas i wstawi właśnie tych devów; na szczęście dla nas żyliśmy dobrze z klientem i nam o tym powiedział (próbowała z nim już w temacie rozmawiać)

1
cerrato napisał(a):

Czy patrzymy na to, ile zostaje "na rękę" po odliczeniu kosztów? Czy ilu masz pracowników? Bo może być taki wolny strzelec, który ma 50-100k miesięcznie, może być koleś, który ma paru pracowników i też ma to 100k na czysto, a może być firma, która ma 100 ludzi, 10 koparek, 20 samochodów, przewala co miesiąc 4 miliony, ale z tego także zostaje 100k na plusie - po odliczeniu wypłat, leasingów, paliwa itp.

To jest dobry post - ciężko rozmawiać o firmach odnoszących sukces, jeśli się nie zna branży.

Ktoś wyżej w jednym poście dał duże software house, gry indie, firmy z "dużego" gamedevu i aniserowicza xD wtf? Przecież nic z tego nie da się porównać, każda to całkiem inny kaliber i inne cele, koszty.

Znam kilka firm z gamedevu, które powstały w ciągu ostatnich kilku lat i założyciele to byli pracownicy tych "dużych". Wszyscy aktualnie chwała się współpraca z dużymi wydawcami i współtworzeniem gier z nimi (często tych największych tytułów, ale takich współtworzących firm jest więcej, tyle że nie ma ich na czołówkach gazet). W taki sposób też łatwiej pozyskać pierwszych pracowników (bo ich znasz, pracowałeś z nimi wczesniej).

2

@cerrato: >I teraz pytanie - która firma jest "lepsza"? Niby ta "duża" się mocniej rozwinęła, ale właściciel małej ma taki sam zarobek, jednocześnie mając 200x mniej rzeczy na głowie.
Ciekawe informacje można znaleźć w sprawozdaniach KRS.
Firma software-owa, własne programy+wdrażanie u klientów i potem serwis - 35 mln sprzedaży, 5 mln zysku, firma przemysłowa, własne wyroby + montaż u klientów i potem serwis - 200 mln sprzedaży, 4 mln zysku. W obydwu przypadkach pracownicy narzekają na gowork, że firmy kiepsko płacą.
To rzeczywiste przykłady, wśród firm które kojarzę mogę pokazać kilka takich "par".
Najpierw w googlach szukam krs firmy, potem na ekrs.ms.gov.pl przeglądanie dokumentów finansowych. Dotyczy oczywiście spółek z o.o. i S.A.

3
sobbek napisał(a):
cerrato napisał(a):

Kontakty się zdobywa podczas nauki liceum, na studiach i w pracy a potem podczas życia biznesowego

Zwłaszcza, jak takim kontaktem okaże się teść, sąsiad czy wujek, który jest członkiem zarządu jakiejś spółki i chętnie wkręci bratanka w bycie podwykonawcą :P

lata temu (naście już) gdy zaczynałem karierę trafiłem na "firmę it" gdzie szef na rozmowie spytał mnie czy mam wjazd do urzędów gminy gdzie są zarządy cmentarzy, bo ma soft dla cmentarzy (lokalizatory) ale nie ma wejść

niestety nie miałem takich kontaktów - ale to była najdziwniejsza rozmowa jaką miałem

Wszystkie biznesowe kontakty, które dziś mam to kontakty zdobyte podczas liceum, studiów i pracy. Są to znajomości, które trwają od lat i nigdy nie "zawierałem" ich z myślą o biznesie. Normalni koledzy ze szkoły i z pracy. Najwyraźniej zupełnie nieświadomie poruszałem pośród jakiś pasjonatów bo dziś sporo z nich (w wieku 45 - 55 lat) dotarło w różne ciekawe miejsca.
Czy 20 lat temu wiedziałem, że będę dziś znał jakiś dyrektorów urzędów, osoby zasiadające w zarządach dużych znanych spółek czy profesorów? Nie miałem pojęcia bo jak ich poznałem byli zwykłymi kolegami z pracy / szkoły / studiów. Jedyne co robiłem to utrzymywałem te kontakty w zwykłej towarzyskiej relacji a z ludźmi lubię kontakty utrzymywać... Żaden z kontaktów nie jest kontaktem w tylu "firma od wujka" czy ciotka była burmistrzem... Wszystko stało się całkowicie naturalnie. Może to szczęście a może mam jedną z tych cech , które potrzebne są do osiągnięcia sukcesu i nawiązywanie ciekawych kontaktów jest dla mnie zupełnie naturalne. Przyznam, ze te znajomości pomogły mi w biznesie wielokrotnie i zapewne spowodowały, że w wielu momentach było mi łatwiej niż tym co kontaktów nie mają...

Wniosek? Można się urodzić bez kontaktów i za życia je zdobyć. Nie warto siadać w kącie i płakać, że nikogo się nie zna.

3

Jak jestes programista to nim jestes, jak chcesz otworzyc firme to musisz byc jeszcze szefem firmy z wizja, sprzedawca - managerem i prrgramista. A ludzie mysla ze tak latwo jest miec fimre :) Ja oferowalem np usluge za 25-30k i mialem 2 klintow czasem 1 w miesiacu. Ale robilem case study, pokazywalem co i jak juz zrboilem itd. to klinet wiedzial jaki jestem, co umiem. Oni maja kase ale zeby zaplacic 5 razy wiecej za to co inni oferuja taniej musi wiedziec DLACZEGO MAM PLACIC WIECEJ. I ja mialem czas na moich klientow, podczas gdy zacna konkurencja klepala w pocie czola dla 10-12 klientow zeby zarobic to samo co ja. NArobili sie, kliencie narzekali bo wiecej ich bylo, ni emieli czasu na nich wszystkich. ale nadal konkurowali cena :)

0

Jak ktoś jest klepaczem tzw. code monkey to faktycznie lepiej, żeby się za biznes nie zabierał. Ale jeśli ktoś ma choć trochę oleju w głowie i ręce chętne do pracy, to mało rzeczy daje tyle satysfakcji co stworzenie od zera biznesu, który działa później bez twojego inputu.

0

Wszystkie biznesowe kontakty, które dziś mam to kontakty zdobyte podczas liceum, studiów i pracy. Są to znajomości, które trwają od lat i nigdy nie "zawierałem" ich z myślą o biznesie. Normalni koledzy ze szkoły i z pracy. Najwyraźniej zupełnie nieświadomie poruszałem pośród jakiś pasjonatów bo dziś sporo z nich (w wieku 45 - 55 lat) dotarło w różne ciekawe miejsca.
Czy 20 lat temu wiedziałem, że będę dziś znał jakiś dyrektorów urzędów, osoby zasiadające w zarządach dużych znanych spółek czy profesorów?

20 lat temu to były inne czasy, światło nie zostało oddzielone od ciemności i generalnie każdy nosił tą buławę w plecaku. Wszystko było nowe świeże, każdy mógł wejść i stac się kimś
Teraz jest to o wiele trudniejsze/niemożliwe

Społeczeństwo jest bardziej spolaryzowane, nawet część aktywności staje się elitarna, ma zaporę cenową, zmienił się charakter kontaktów, na bardziej płytkie, okazjonalne (zawszły zmiany społeczne), pojawiają się enklawy ludzi zamożnych, każda "warstwa" ma że tak to nazwę swój świat, gdzie wcześniej było to bardziej wymieszane (nawet za PRL, czy przed wojną - w jednym bloku mieszkał i szarak i dyrektor, tak tez było u mnie w rodzinie, dyrektor mojego ojca mieszkał parę klatek dalej, a ja się bawiłem na podworku z synem tego dyrektora)

2
forfiterex napisał(a):

Jak ktoś jest klepaczem tzw. code monkey to faktycznie lepiej, żeby się za biznes nie zabierał. Ale jeśli ktoś ma choć trochę oleju w głowie i ręce chętne do pracy, to mało rzeczy daje tyle satysfakcji co stworzenie od zera biznesu, który działa później bez twojego inputu.

a co ma jedno z drugim wspólnego?
umiejętność kodzenia a umiejętność prowadzenia biznesu to dwie różne rzeczy

Wg swojego inputu ma szansę działać niewielki procent ludzi i jeszcze z tego zyć - reszta jest na krótszej lub dłuzszej smyczy klienta, akcjonariusza i/lub inwestora.
Wg swojego inputu to sobie robisz hobby a w pracy musisz robić tak, zeby kasa była

3

Moim zdaniem - obecnie rzadko. Chyba, że 5 gości pracujących w jednym projekcie, dogadało się, że założą software house dla tego właśnie klienta i zaczęli na takiej bazie rozwijać interes. To nie jest żadna rocket science, więc konkurencja powstaje jak grzyby po deszczu, nie da się na dłuższą metę wnieść jakiegoś elementu przewagi konkurencyjnej (poza kreatywnością w d... pracowników i/lub klientów), więc trzeba walczyć ceną. Jak się walczy ceną, to nie ma z czego zrobić zapasów, jak się nie ma zapasów, to jest się o jedną fakturę od bankructwa.

0

@cerrato:

Uważam, że takie znajomości jak ze studiów są średnio przydatne - bo tam głownie masz ludzi takich, jak Ty, czyli przeciętnych robaczków. Mogą dać Ci info, że w zespole poszukują programisty, ale nie dostaniesz od takiego typa zlecenia na system dla samorządu za 300 milionów. Najbardziej wartościowe są znajomości z ludźmi wpływowymi, z kasą, z władzą - bo oni mogą załatwić tematy totalnie niedostępne dla ziomka, z którym razem chlałeś na polibudzie.

trzeba było się uczyć i iść na Harvard i chlać z przyszłą amerykańską klasą polityczną, przyszłymi prezesami banków, C-level dużych firm, konsultantami w McKinsey, ludźmi bogatymi i wpływowymi ;)

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1