Zapis o wadzie prawnej wydaje mi się zrozumiały i raczej nie kontrowersyjny.
Kiedyś pewna firma zagramaniczna zaproponowała mi kontrakt B2B, w którym figurował zapis, że byłbym "liable for any defects arising" i że będę musiał "rectify at its own cost such notified defects". "Any defects" to już groźniej, niż wady prawne.
Zacząłem ambitnie, szukając porady adwokackiej w kancelarii z tegoż samego kraju. Wiem, że prawnicy dobrze koszą, ale myślę - takie coś to każdy papuga wyjaśni w minutę po drodze na siusiu. Otóż odezwali się rzeczywiście, proponując mi bardzo grzecznie, że mi to wyjaśnią... za równowartość paru tysięcy złotych plus VAT. :) "Źle wybrałem zawód", przyszło mi wtedy na myśl.
Po tej gorzkiej refleksji nadszedł przebłysk geniuszu i wybrałem opcję kosztującą mnie zero złotych plus VAT, czyli wyjaśniłem firmie, że ja tego zapisu nie rozumiem, według mnie nie przystaje on do charakteru pracy programisty i cierpię na lęki z nim związane. W odpowiedzi stwierdzili, że to tylko taka copy-pasta (faktycznie, Google zwracał taką samą frazę w przeróżnych szablonach umów). I - parafrazując redaktora Lisa - wywalamy ten zapis, nie ma tego zapisu.
Ostatecznie nie przyjąłem tej pracy ze względu na kontrofertę swojej firmy macierzystej. Ale myślę, że warto pamiętać, że kontrakty nie są wykute w skale i my też możemy szukać wpływu na ich kształt. A gdyby ktoś zapierał się rękami i nogami przed pozostawieniem zapisu niby czysto formalnego, a wyglądającego jak pułapka, no, to samo w sobie powinno dawać do myślenia.