Jedzenie mięska - mniam mniam

0

Witam,

Jakoś w pracy rozpoczął się temat jedzenia mięsa w piątek. Zdziwiłem się ilu programistów u mnie w pracy przywiązuje wagę do - według mnie - takiego absurdu.

Ja np. jem mięso gdy mam ochotę - kompletnie im to obojętne czy to piątek, czy też nie. Mam ochotę to jem, nie mam to mogę i cały czas nie jeść (chociaż mięso jest przecież bardzo zdrowe).

Jednak są ludzie, którzy kategorycznie unikają mięso w piątek.

A jak to jest i Was? Jecie mięso w piątek?

Pozdrawiam,

0

Też mam paru takich w pracy - ja jem tylko w piątek i to przy nich żeby widzieć ich zniesmaczenie ;)
Ogólnie jedzenie dużej ilości mięsa jest niezdrowe więc warto sobie zrobić przerwę przynajmniej raz w tygodniu; sam wyznaję fleksitarianizm; według statystyk weganie żyją nawet kilkadziesiąt lat dłużej (o ile uzupełniają brakujące z niedoboru mięsa witaminy) za to zjedzenie okazjonalnego stejka nie robi różnicy

5

kilkadziesiąt lat dłużej

"Matka wie że ćpiesz"? Kilkadziesiąt to znaczy przynajmniej 20 :D :D

Ja nie jem mięsa w piątek. Nie wiem czemu uważasz do za absurd. Niektórzy lubią chodzić w rajstopach, inni oglądają "my little pony" a jeszcze inni nie jedzą mięsa w piątek. Poza tym nawet jeśli nie robisz tego z pobudek religijnych to dobrą praktyką jest ćwiczenie silnej woli właśnie przez odmawianie sobie czegoś co lubisz raz na jakiś czas.

0

Pobudki religijne to inna sprawa której lepiej nie poruszać. Grunt, że nie jestem religijny.
Jeśli ktoś nie je mięsa z powodu religii to chyba oszalał - naprawdę ktoś myśli, że Boga interesuje to, czy ktoś zjadł mięsko w piątek :D?

Jeśli chodzi o ćwiczenie woli, to można to robić w różny sposób i niekoniecznie w piątek.

1

Ja w piątki jem spaghetti.

0

Myslałem że mięsa nie je się w piątki tylko jakoś przed Bożym Narodzeniem.
Hmm temat o religii, kogoś mi tu brakuje :P

6

Poszczenie pokazuje hierarchię wartości - czy ktoś stawia własną przyjemność jako priorytet nr 1. Ludzie odmawiają sobie wielu różnych rzeczy z różnych pobudek, a powstrzymanie się od nierybiego mięsa w piątek nie jest chyba jakimś wielkim wyczynem.

Jeśli już chodzi o absurdy symboliki to można spojrzeć np na tęczę na Placu Zbawiciela - oszołomy specjalnie odbudowują jakiś śmieszny symbol. Pomyślcie ile by za to mięsa kupić!!! A tak to pieniądze podatników się marnują.

2

Dlaczego "nie jem mięsa bo jestem wegetarianinem" ma być dobrym uzasadnieniem, a "nie jem mięsa w piątek bo jestem katolikiem" to już ma być absurd?

Jeśli ktoś nie je mięsa z powodu religii to chyba oszalał - naprawdę ktoś myśli, że Boga interesuje to, czy ktoś zjadł mięsko w piątek

A w USA katolików nie obowiązuje post piątkowy!

Bo nie ma takiego przykazania. Jest, owszem, taki nakaz (zakaz) i czy on obowiązuje to zależy od gestii biskupa.
Więc nie chodzi tu o samo mięsko na talerzu (które w połączeniu z dniem tygodnia ma jakieś-tam uzasadnienie), ale o okazanie posłuszeństwa biskupowi w przestrzeganiu nakazanego postu.

Kiedyś pracowałem w firmie, w której z tygodniowym wyprzedzeniem zamawiało się obiady. Na piątek zamawiałem jakąś rybę czy lazanię ze szpinakiem i tak post przestrzegał się sam (przynajmniej jeśli chodzi o obiady).

Dzisiaj to ja o tym piątku zwykle po prostu nie pamiętam.

5

Zamiast unikać jedzenia mięska raz w tygodniu spróbujcie jeden dzień bez komputera w tygodniu - np sobota ;)
Ogólnie post jakąś wartość ma, natomiast powinien być dopasowany do osoby, bo jak ktoś np. nie lubi mięsa, to wartość takiego postu jest inna...

2

Szczerze mówiąc odbieranie sobie tego co lubimy można rozpatrywać na dwa sposoby:

  • Ćwiczenie silnej woli
  • Biczowanie się.

Nie specjalnie jestem za biczowaniem się i "karaniem" odbierając sobie to co lubię (np. komputer, dobry obiad, seks itp.).
Ćwiczenie silnej woli natomiast można zrobić zupełnie inaczej - dla zdrowia np. "od dzisiaj ćwiczę 30 minut dziennie" - i mamy ćwiczenie silnej woli (i nie tylko jej) oraz poprawę zdrowia, jednocześnie unika się w ten sposób niepotrzebnego według mnie biczowania.

Silną wolę można ćwiczyć dużo sprawniej i lepiej aniżeli przez odmawianie sobie mięsa - bo bądźmy szczerzy, cóż to za wysiłek nie zjeść mięsa w piątek.

0

nie mam pojęcia skąd się wzięła zasada niejedzenia mięsa w piątek-tyle co żem się nawertował pisma, nie znalazłem ani wzmianki o takim zakazie, a Kościół zamiast wyjaśnić, o co chodzi i dlaczego, mówi, że tak trzeba... bo tak. kolejna rzecz, która się w Kościele wzięła z sufitu i za której nieprzestrzeganie grożą ogniem piekielnym. w Boga wierzę; instytucję kościelną mam na ogół w głębokiej pogardzie, nie licząc kilku co rozsądniejszych duchownych.
lubię mięsko i jem kiedy mam na nie ochotę. ponadto chodzę w nieekologicznych skórzanych butach, kupuję dużo niezdrowych słodyczy(w tym niepoprawne ostatnio politycznie nasze polskie choć rosyjskie michałki z hanki), przemieszczam się przy użyciu samochodu tudzież skutera, a na święta, o zgrozo kupuję karpia, który potem przez dwa dni czeka w wannie na egzekucję.
taki jestem niedobry dla kochanych krówek, świnek, kurek, koników, karpików i ludzi, których bardzo przecież krzywdzi, że kupuję takie cukierki, jakie lubię. i co? i nic. jak chcecie to mnie wrzućcie do kotła ze smołą.

1

@sockenesser, post w piątek jest postem pokutnym na pamiątkę męki Jezusa. Ot taką mają fantazję, a jej formalizacja znajduje się w katechiżmie KK.

Swoją drogą zawsze lubiłem zjeść sobie porządnego schaboszczaka z okazji postów wszelakich :)

0

W ankiecie brak opcji - jem mięso, niekoniecznie świeże :D

Ja jem, moja dziewczyna je, większość osób z pracy je (choć czasem się wzbrania, ale większość razy przy zamówieniach piątkowych jest im to obojętne). Mniejszość znajomych, ale wciąż zauważalna absolutnie nie zje mięsa w piątek.

0

Hmm ja też myślałem, ze według KK mięsa nie można jeść tylko jakoś w okolicach świąt bożego narodzenia.
Natomiast nie zauważyłem, żeby koledzy w pracy, czy też znajomi jakoś szczególnie unikali mięsa w piątki.

0

nie mam pojęcia skąd się wzięła zasada niejedzenia mięsa w piątek

Wzięła się stąd że ktoś ją wymyślił. Skoro piątek ma być dniem postnym, a "wszyscy" lubią mięso, to niech się w piątki "biczują" niejedzeniem mięsa.
To jest norma dyscyplinarna, nie dogmat wiary.

0

To miało związek z rynkiem rybnym w Rzymie w dawnych czasach.

0

To jest głupi zakaz, więc zapewne wymyślili go socjaliści.

0

Co za dziwna praktyka rozmyślania o nawykach żywieniowych współpracowników.

2

Skorzystam z okazji, by zamieścić tu trochę ciekawostek dotyczących kuchni staropolskiej. Nie sposób mówić o niej, bez umieszczenia jej w kontekście postów. W Polsce mieliśmy wyjątkowo ścisły post i wyjątkowo dużo dni postnych. Nic dziwnego, że w staropolskich książkach kucharskich królują ryby i grzyby.

W dawnej Rzeczpospolitej Kościół Katolicki zalecał przestrzeganie około 200 dni postnych w roku. Co więcej, był to post niezwykle surowy, nie wolno było spożywać nie tylko mięsa, ale i serów, mleka, masła, jaj, a porcje były nadzwyczaj skromne. Nasi przodkowie, powiedzmy to sobie jasno, w czasie postu głodowali i traktowali to wyrzeczenie z całą powagą. Wacław Potocki we fraszce Broda wspominał, że na Mazowszu: Wolą człowieka zabić, wolą z głodu zdychać / Niż post zgwałcić. Trudno zatem się dziwić, że później objadano się do nieprzytomości...

W średniowiecznej Europie post – bardzo surowy, bardzo częsty i bardzo długi – był główną regułą żywieniową. Określał także zasady jedzenia poza nim, bo trzeba go było jakoś odreagować. Długość i częstotliwość trudno obliczyć dokładnie, bo zmieniało się to na przestrzeni czasu i miejsca. Niemniej jednak jeszcze w XVII wieku poszczono ogółem aż 6 miesięcy w roku. Nie tylko w piątek, ale i w sobotę, czyli wigilię świętego dnia – niedzieli. I w środę – dzień uwięzienia Chrystusa. I mamy już trzy dni w tygodniu. Poza tym post obowiązywał w wigilię każdego święta religijnego, a na dobrą sprawę niemal codziennie wypada przecież jakieś święto. Na przykład jutro mamy świętego Ambrożego, więc powinniśmy pościć, jeżeli czcimy go jako patrona. Niedługo wypada też święto Maryjne, więc znowu post.
(...)
Post miał przede wszystkim charakter jakościowy, czyli nakazywał powstrzymanie się od pewnych pokarmów pochodzących od zwierząt gorącokrwistych. Można było jeść na przykład ryby, bo są zwierzętami zimnokrwistymi, oraz to, co uznawano za ryby: żaby, ślimaki, raki, ale też bobry, wydry, niektóre wodne ptaki, między innymi łyski (kaczki), również delfiny i wieloryby. Skoro żyły w morzu, były dozwolone w poście. Natomiast gorącokrwiste zwierzęta, których nie wolno było jeść, to oczywiście wszystkie ssaki i ptaki lądowe. Do pokarmów zakazanych zaliczano zatem między innymi wołowinę, wieprzowinę, dzikie ptactwo, kury i indyki – te ostatnie poczynając od XVI-XVII wieku, bo wtedy dopiero trafiły do Europy. Zabronione było także wszystko, co od zwierząt pochodzi: jaja, masło, mleko, ser, śmietana.

Brak oliwy i technik rafinowania olejów roślinnych oznaczał surową dietę. Co więcej, w regionach śródziemnomorskich, na przykład włoskich, i w krajach śródziemnomorskich, czyli we Francji, a nawet w południowych Niemczech uznawano, że w tych prowincjach, gdzie nie produkuje się oliwy, można jeść masło jako produkt zastępczy. Biskupi wydawali specjalne zezwolenia. A w Polsce zakazano jedzenia masła, serów, jaj. Niestosowanie się do tego – zwłaszcza w piątki – uważano za bardzo poważne wykroczenie i surowo tępiono. Znam nawet takie przysłowie z XVII wieku, pojawiające się w pamiętnikach i wierszach, że Mazurowi (czyli mieszkańcowi Mazowsza z okolic Warszawy), łatwiej człowieka zabić niż zjeść ser w piątek. Bierze się to z tego, że okolice Warszawy zamieszkiwała ludność ultrakatolicka. Bardzo długo nie mogli tam się osiedlać protestanci. Mieszkańcy tego rejonu uważali, że jeśli ktoś je ser, masło czy mięso w środę lub piątek, sobotę lub w Wielki Post, czy to protestant, czy katolik, jest po prostu diabłem i naprawdę dochodziło do nieprzyjemnych sytuacji…

Tutaj z Wielkim Postem, czy w ogóle z postem katolickim, wiąże się bardzo ciekawa historia. Okazało się, że Ojcowie Kościoła i biskupi z IV-V wieku o jednej rzeczy zapomnieli, a właściwie jej nie znali – mowa o cukrze. Do Europy przybył on przez Bizancjum za pośrednictwem Arabów gdzieś w VII wieku. Rozpowszechniał się dosyć szybko i powstał problem. Czy coś, co z początku było niezwykle drogie i dostępne tylko dla królów i dworu, nawet nie dla bogatych rycerzy i mieszczan, łamie post? I oto paradoks, bo oczywistym jest, że dobro luksusowe, niezwykle smaczne i uwielbiane – przedmiot gorącego pożądania – powinno zostać zakazane. Ale… skoro Ojcowie Kościoła tego nie zrobili? W dodatku na początku cukier nie był pożywieniem. Traktowano go jako… lekarstwo. A że święty Tomasz z Akwinu, największy autorytet teologii katolickiej w średniowieczu twierdził, że żadne lekarstwo postu nie łamie, więc ostatecznie uznano, że cukier jest dozwolony. A potem, gdy już stał się nieco dostępniejszym smakołykiem? Jak przyznać paręset lat później, w epoce reformacji i kontrreformacji, że święty Tomasz się mylił?!

http://www.naturaity.pl/artykul/499,posty-po-staropolsku.html?p=1
http://www.wilanow-palac.art.pl/temat_tygodnia_post_staropolski.html

0

Ja nie jem (rybka sie nie wlicza) i bynajmniej nigdy nie rozpatrywalem tego w kategorii problemu.

Zdecydowanie trudniej bylo mi ostatnio prawie calkiem chleb i slodycze odstawic i przejsc na zdrowe odzywianie (po urlopie zjechalem pare kilo z wagi, zobaczylem, ze czuje sie zdecydowanie lepiej wiec jeszcze troche chce zejsc. Co jest ciekawe zmiane przewaznie ciezko jest zaczac, a pozniej to sie staje naturalne, wczesniej po obiedzie w pracy bylem glodny, a teraz czuje sie napchany (porcje nie urosly)).

Jeszcze co do mieska: mielismy jadlodajnie niedaleko pracy gdzie bylo stale menu, w srody zawsze byl kotlet z kapusta lub kurczak. W Popielec (dla osob niesiedzacych w temacie - wtedy obowiazuje post) kolega zdziwiony pyta kobiety czemu nie ma dzisiaj kotleta? Odpowiedz: przeciez jest post dlatego ryba i kurczak. Takze kazdy cos innego uznaje za mieso:)

3
Shalom napisał(a):

dobrą praktyką jest ćwiczenie silnej woli właśnie przez odmawianie sobie czegoś co lubisz raz na jakiś czas.

Mam silną wolę i nie poddaję się takim trendom.

3

@szatanista Patrząc na ankietę to "trend" jest raczej odwrotny ;) Czasem pękam ze śmiechu jak czytam gdzieś, że w polsce na przykład ludzie są piętnowani za nie chodzenie do kościoła. Podczas gdy realnie to chodzi może z 10% i już widze jak oni wszystkich innych piętnują :D Za to sytuacja odwrotna jest zupełnie normalna - powiedz komuś że chodzisz do kościoła w tygodniu, albo lepiej, że chodzisz codziennie. To się dopiero zacznie piętnowanie, wyśmiewanie i dowodzenie jaki to jesteś głupi i zaściankowy.

A z tym ćwiczeniem silniej woli - to trochę jak z ludźmi którzy palą papierosy i twierdzą że "jakbym chciał to mógł bym przestać choćby i teraz". Jasne, każdy mówi że to nie problem, że jakby chciał to by mógł nie jeść mięsa a jak przychodzi co do czego to nagle się okazuje że nie jest tak łatwo :P

1

Można było jeść na przykład ryby, bo są zwierzętami zimnokrwistymi, oraz to, co uznawano za ryby: żaby, ślimaki, raki

Czyli to pomysł katolicki, a nie UE.

1

ROTFL ale co to za osiągnięcie nie jeść mięsa raz w tygodniu? To chyba jakiś żart, z tym gadanie o silnej woli, tak? Podnosicie to do rangi na którą zupełnie nie zasługuje.

Dwa lata temu ważyłem prawie 110 kg, teraz ważę około 80kg. Przez te dwa lata drastycznie zmieniłem swoje nawyki żywieniowe, jednak nigdy nie stwierdziłem, że mam silną wolę. Wręcz przeciwnie, uważam, że mam słabą, ponieważ raz na jakiś czas pozwolę sobie na mały grzeszek żywieniowy. Od wielu miesięcy generalnie nie słodzę, ale czasem pozwolę sobie na zjedzenie słodkiego ciastka w cukierni albo kawę z syropem w Starbucksie, kiedyś słodziłem 2 łyżeczki każdą kawę i herbatę, a słodkie bułki lub dżemy, nutellę albo słodycze jadłem niemal codziennie. Gdybym miał silną wolę, to schudłbym te 30 kg w ciągu 3 miesięcy, tymczasem trwało to znacznie dłużej. Z drugiej jednak strony nie żałuję, ponieważ poza schudnięciem zrobiłem coś znacznie większego zmieniłem nawyki i teraz nie obawiam się legendarnego efektu jo-jo. Mi on nie grozi.

aurel napisał(a)

"Gdybym miał silną wolę, to schudłbym te 30 kg w ciągu 3 miesięcy" - to się nazywa głupota i gwarantowany efekt jojo, a nie silna wolna ;)

Dziękuję serdecznie za bardzo cenną informację. Przez te dwa lata dostałem milion podobnych porad od ekspertów żywieniowych z rodziny, z grona znajomych i z Internetu. Każdy wiedział lepiej ode mnie jak schudnąć, ile to powinno trwać, a wielu mówiło "gdybym chciał to bym schudł x kilogramów, ale mi dobrze tak jak jest". Dostałem wielokrotnie wykłady o tym co robię źle albo co powinienem robić. Kiedyś pouczała mnie nawet pani doktor z dużą nadwagą, ona pewnie też by schudła gdyby chciała, ale pewnie nie miała czasu, bo musiała innych pouczać... Wszystkie rady i wykłady wysłuchałem z pokorą, ale i tak robiłem swoje. Co ciekawe to ja schudłem 30kg, a nie żaden z ekspertów.

1

Dziękuję serdecznie za bardzo cenną informację. Przez te dwa lata dostałem milion podobnych porad od ekspertów żywieniowych z rodziny, z grona znajomych i z Internetu. Każdy wiedział lepiej ode mnie jak schudnąć, ile to powinno trwać, a wielu mówiło "gdybym chciał to bym schudł x kilogramów, ale mi dobrze tak jak jest".

Ale przecież NIE schudłeś 30kg w 3 miesiące, prawda...? :)
IMHO chudnięcie w tempie 10kg na miesiąc byłoby nierozsądne, niezdrowe i nawet jeżeli jakimś cudem uniknąłbyś efektu jojo (ja bym na pewno nie uniknęła), to nie uniknąłbyś rozstępów i luźnej skóry. Zamiast tego, super-mega-gratuluję schudnięcia 30kg w dwa lata - nie dość że wyczyn sam w sobie, to jeszcze tak jak pisałeś - efekt jojo ci nie grozi.

0

Zgadzam się z opinią, że chudnięcie "na własną rękę" w takim tempie może prowadzić do wiszącej skóry i efektu jo-jo, jednak jestem zdania, że odchudzanie z głową nawet w tak szybkim tempie nie musi wcale się tak skończyć. Byłbym daleki od stawiania tak jednoznacznych tez i brania na siebie odpowiedzialności za takie słowa. Oczywiście Tobie pozostawiam takie prawo, tak jak pisałem pokornie wysłuchuję wszystkich opinii "ekspertów" na temat odchudzania :)

Poniżej prezentuje pierwszy z brzegu przykład:
http://www.gacasystem.pl/malgorzata-staszewska-50,251,m.html

Kobieta schudła 50kg w ciągu 177 dni, czyli około 8,5kg średnio na miesiąc. Co prawda nie ma zdjęć w bikini, ale wątpię, żeby miała rozstępy i wiszącą skórę, ponieważ wszyscy pacjenci Gaca System odchudzają się w podobnym albo nawet szybszym tempie. Gdyby rzeczywiście groziły im rozstępy i wisząca skóra to podejrzewam, że program zostałby zmodyfikowany, tak aby pacjenci chudli wolniej. Na stronie są przykłady osób, które schudły w tym programie i od kilku lat utrzymują swoją sylwetkę, więc odchudzanie w takim tempie, niekoniecznie prowadzi do efektu jo-jo. Wokół odchudzania krąży wiele mitów, a większość "ekspertów" czerpie wiedzę z magazynów kolorowych, zamiast z miejsc takich jak np. strona Gaca System, gdzie odchudzanie się praktykuje, a nie teoretyzuje na jego temat.

0

Efekt jojo jest, gdy osoba zaczyna sie natychmiast obżerać po głodówce, gdy metabolizm jest maksymalnie spowolniony. Natomiast jezeli ktos mial glodowke i po glodowce stopniowo przejdzie na diete zbilansowana (rozkrecajac powoli metabolizm) to uniknie efektu jojo.
Problem w tym, ze glodowka sama w sobie jest zla (a dlaczego, to juz osobna dyskusja) i stosuja ja ludzie, ktorzy nie postepuja racjonalnie w kwestii zywienia, wiec po glodowce tez nie beda postepowac racjonalnie (nie beda stopniowo rozkrecac metabolizmu tylko wroca do starych nawykow zywieniowych). Dlatego powszechnie mowi sie ze po glodowce nieunikniony jest efekt jojo.

2

Głodówki mogą być krótkie i regularne, to chyba dość modne ostatnio: http://en.wikipedia.org/wiki/Intermittent_fasting
Ja żadnych głodówek nie planuję, ale czasem zdarza mi się nie jeść przez wiele godzin, bo nie chce mi się wstawać od kompa :P

0

We wszystkich dietach czy przerywanym poście (IF) najważniejszy jest deficyt kaloryczny. Jeżeli ktoś stosuje IF i w ciągu tych kilku godzin kiedy można jeść je więcej niż wynosi zapotrzebowanie i/lub żywi się jedzeniem śmieciowym bez liczenia kalorii to efekty będzie miał na krótką metę. Waga w końcu stanie, a nawet może pojawić się efekt jo-jo.

Ja osobiście nie stosowałem IF, ale wierzę, że działa, ponieważ tego typu przerywany post prawidłowo stosowany spełnia zasady jakie powinna spełniać dieta redukcyjna czyli jest zachowany deficyt kaloryczny. Poza tym nie jest to typowa głodówka, ponieważ jednak je się codziennie.

0
Wibowit napisał(a):

Głodówki mogą być krótkie i regularne, to chyba dość modne ostatnio: http://en.wikipedia.org/wiki/Intermittent_fasting
Ja żadnych głodówek nie planuję, ale czasem zdarza mi się nie jeść przez wiele godzin, bo nie chce mi się wstawać od kompa :P

Glodowki sa niezdrowe, nalezy jesc regularnie i byc pod opieka specjalistow

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1