Czy warto iść na studia? - Przemyślenia po ukończeniu studiów informatycznych

13

Temat przewija się na forum od czasów starożytności i przewijać się będzie dalej, kiedy nasze prawnuki będą utrzymywać nasze DDD CQRS Event Sourcingowe Java Legacy Foobary, dlatego postanowiłem parę swoich przemyśleń na ten temat wyskrobać. Postaram się podejść do rzeczy praktycznie i opowiedzieć jak było, co mi się podobało, dla kogo studia są, dla kogo nie są i co zrobić, żeby coś ze studiów wyciągnąć. Jako że każdy z nas jest inny, dla jednego studia będą super, dla drugiego nic nie dadzą, to wtrące tu troche subiektywnych opinii i kawałek swojej historii, żeby młodzi gniewni łatwo mogli się zorientować, czy są mną sprzed 5 lat. Jak was to nudzi to przeczytajcie tylko początek.
Źródła: własne doświadczenia, historie kilkunastu kolegów z różnych uczelni, wizje od przedawkowania kofeiny, chłopski rozum
UWAGA! Wątek jest pisany pod kątem studiów na kierunku informatyka, dla osób, które chcą zostać zwykłymi programistami (nie w jakiejś niszy, nie projektować procesory).

  1. Dla kogo są studia?
    Przede wszystkim dla ludzi, którzy nie mają pomysłu na siebie, albo raczkują w temacie informatyki, nie wiedzą w co pójść. Na studiach pobieżnie przelecisz przez dziesiątki różnych tematów i dziedzin i będziesz miał mniej wiecej pogląd na to co ci się podoba, a co nie. Ja na przykład już dużo umiałem i byłem zdecydowany w jakim kierunku idę, więc tutaj trochę się mineliśmy. Swoją drogą był to dla mnie szok, bo właśnie sądziłem, że są dla ludzi, którzy coś już umieją i chcą zostać ekspertami dziedziny - jest dokładnie odwrotnie.
    Studia są też dobre, jeśli nie umiesz sam się zmusić do nauki albo zrozumieć czego musisz się nauczyć - siłą rzeczy, żeby zdać będziesz musiał coś robić.
  2. Czy musze być dobry z matematyki?
    Nie. Ja byłem beznadziejny, zagrożenie co semestr. Dopiero na studiach nauczyłem się matematyki i ją polubiłem - zdradze ci sekret, musisz robić dużo zadań. Siadasz i robisz wszystko z podręcznika, istnieje duża szansa, że na egzaminie dadzą ci coś podobnego, skojarzysz, że już to robiłeś i ci się uda. Jak nie jesteś orłem z matmy to raczej jak pierwszy raz zobaczysz jakieś zadanie to sam nie dojdziesz do tego jak je wykonać, albo zabraknie ci czasu, więc musisz powtarzać schematy.
  3. Czy studia są konieczne do bycia programistą?
    Nie, raczej w branży nie są. Dostanie się do pierwszej pracy jest dużo, dużo łatwiejsze jeśli jesteś studentem informatyki, ale jeśli nie jesteś i już zdobyłeś pierwszą pracę to raczej nic nie straciłeś w tym zakresie.
  4. Czy studia są konieczne do awansowania?
    Raczej nie są. Niektóre korpo mają takie polityki, że na wyższe stanowiska trzeba mieć papier, ale możesz go zawsze uzyskać na Wyższej Szkole Drukowania Dyplomów w trybie zaocznym. Zresztą - raczej nie chcesz w takiej firmie pracować, jesli masz zajawkę.
  5. Czy bez studiów znajde robotę?
    Może być ciężko, ale celuj w małe firmy, tzw. "januszsoft", oni zawsze potrzebują ludzi za głodowe stawki i nie mają dużych wymagań, zwykle nie posiadają też żadnych rekruterów, więc wszyscy przychodzą po znajomości albo z ulicy. Poszukaj małych firm w internecie, na google maps, popytaj na wykopie, facebooku, forach, spytaj studentów gdzie pracują i czy znają takie miejsca. Będzie ciężka praca za małe pieniądze, ale po roku-dwóch uciekniesz w lepsze miejsce.
  6. Czy studia coś dają?
    Same z siebie prawie nic, ale musisz umieć je poprawnie wykorzystać, omijać to co durne i zbędne, a tam gdzie jest coś fajnego dawać z siebie dużo więcej niż jest wymagane. Na pewno duuuużo łatwiej jest znaleźć pracę. Niektóre firmy szukają TYLKO studentów. Do tego na umowie zlecenie brutto=netto jeśli się edukujesz, więc sumarycznie im się to im bardziej opłaca, abstrahując już od wiedzy kandydata.
  7. Co z mityczną siecią kontaktów?
    Faktycznie się przydaje, mam kontakt z kumplami po studiach i widujemy się na LJUG czy konferencjach. Jeszcze mi to zawodowo nic nie dało, ale prywatnie konsultuje z nimi pomysły czy pytania z dziedzin informatycznych i często dużo sensownych rzeczy podpowiadają.
  8. Jakie studia wybrać?
    Generalnie uczelnie dzielą się na te wymagające przyjmujące elite, średniaki (ja na takiej byłem) i Wyższe Szkoły Drukowania Dyplomów. Jeśli chcesz uczyć się we własnym zakresie, wiesz, że dasz radę i idziesz tylko po papier, żeby łatwiej znaleźć pracę szczerze polecam te trzecie, bo wkład jest praktycznie zerowy, może pare godzin tygodniowo na zaocznym. Średniaki i "elyta" różnią się tylko tym z opowieści moich znajomych, którzy na tych lepszych byli, że pewnie firmy targetują uczelnie jako baza do zdobywania pracowników, więc samo chodzenie tam może ci coś dać (ale nie są to koniecznie dobre firmy, są po prostu duże i znane). Ponadto na tych lepszych wcale nie "uczą" lepiej i nie ma tego całego bałaganu o którym opowiadam niżej - dalej jest, ale jest też więcej wybitnych prowadzących, za to masz większe wymagania i więcej czasu będziesz tracił na przedmioty niepotrzebne.
    Średniaków szczerze nie polecam - dużo sie narobiłem, a mało z tego miałem. Jak masz możliwości finansowe i dobre wyniki, to idź na jakąś lepszą.
  9. Co z mitycznym imprezowaniem?
    Mój ulubiony mit studencki, powtarzany w każdym wątku o studiach, że to jest najlepszy okres życia, który trzeba przeżyć. W liceum byłem bardzo towarzyski i co weekend imprezowałem. Na studiach mieliśmy może dwie-trzy imprezy. Wiem, że chłopaki z różnych wsi i małych miejscowości faktycznie wydostali się z jarzma rodziców, dostawali od nich kase i poznawali nagle mnóstwo osób, także byli zachwyceni. Ja miałem już sporą paczkę znajomych, studiowałem w rodzinnym mieście i mieszkałem z rodzicami, a na studia poszedłem się czegoś nauczyć (XD) i niestety tego legendarnego studenckiego życia nie posmakowałem. Musisz się zastanowić, jakie masz warunki - jeśli nie wiesz czy chcesz studiować, a masz taką możliwość, że wyprowadzisz się do większego miasta, pouczysz się czegoś, poimprezujesz, rodzice pomogą ci finansowo, to faktycznie jest to gra warta świeczki. Jeśli myślisz o podrzędnej politechnice, przy okazji dorabiając jako kelner w rodzinnym mieście, bez czasu na imprezy - ja bym się zastanowił, czy tego czasu nie da się po prostu bardziej lepiej wykorzystać.
  10. Czy studia nauczą mnie być programistą i będę zarabiał tony dolarów?
    Nie. Na studiach nauczysz się wiele rzeczy, ale każdą z nich dosyć płytko. Raczej nie zrobią z ciebie dobrego programisty, do tego trzeba bardzo dużo własnej pracy oraz umiejętności miękkich. Na pewno przydadzą ci się w pewnym stopniu w osiągnięciu celu, pytanie brzmi czy będzie to efektywne w twoim przypadku - przez ten czas z odpowiednią determinacją mógłbyś nauczyć się dużo więcej konkretnej dziedziny na własną rękę. Mi osobiście sie przydały i pewnie bym się sam nie nauczył, ale czy było to warte tylu godzin pisania sprawozdań - nie jestem do końca pewien.
  11. Zaoczne czy stacjonarne?
    Byłem na obu - od zaocznych na pewno mniej sie wymaga, ale zajęć jest mniej, są prowadzone na jeszcze mniejszym poziomie. Raczej jak nie pracujesz to idź na stacjonarne, spróbuj załapać stypendium, będziesz jeszcze na tym interesie zarabiał. W trakcie próbuj znaleźć pracę w zawodzie i przenieś się na zaoczne.
  12. Jestem ambitny, ale nie stać mnie na elitarne studia, co robić?
    Na średnich studiach będzie cie zabijać bezsens tego co robisz. W takim wypadku polecam Wyższą Szkołę Drukowania Dyplomów zaocznie (w każdym mieście jest jakaś) i uczenie się na własną rękę tematów które tam pokazą, przy okazji szukaj pracy. Mi się udało jakoś na 4 semestrze.
  13. Czy studia są trudne?
    Nie są. Będziesz miał parę trudnych przedmiotów, na których odpadnie jedna trzecia lub połowa twojego roku, raczej gdzieś na 1-2 semestrze. Nie jest to sprawdzian predyspozycji czy wiedzy - jest to sprawdzian wytrwałości. Sam orłem nie byłem i znam wielu, którzy nie powinni się na tych studiach nigdy znaleźć, ale je ukończyli. Na studiach najbardziej liczy się wytrwałość, ludzie, którzy odpadli uznali, że nie dadzą rady, albo im się nie chciało, czasami uświadomili sobie, że to nie dla nich. Każdy kto próbował, niezależnie jak głupi by nie był studia ukończył. W zasadzie to najważniejsza lekcja, którą dała mi uczelnia - ślimak wygrywa wyścig z królikiem.
  14. Czy studia nie są dla mnie?
    Jak umiesz już sporo rzeczy do bycia juniorem, może masz jakieś znajomości ze świata IT, kogoś kto mógłby trochę mentorować, podpowiedzieć czego trzeba się nauczyć, to może warto spróbować jak najszybciej wbić się w rynek pracy na własną rękę i czas, który byłby poświęcony na sprawozdania spędzić podwyższając kompetencje.
  15. Jak nie pójdziesz będziesz żałował!
    Zależy, ale raczej nie. Jak pójdziesz to też pewnie będziesz żałował, że w tym czasie nie robiłeś czegoś innego.
  16. Później nie będzie chciało ci się robić tego dyplomu, a okaże się przydatny!
    Częsty tekst rodziców. Nieprawda, pójdziesz na pseudouczelnie po sam dyplom, tam jest mnóstwo osób w wieku 30-50 i bardzo mało się wymaga.
  17. Dyplom z jednej uczelni jest ważniejszy w oczach pracodawcy niż z innej
    Kolejny częsty tekst rodziców. Nie, nikogo to nie interesuje, wszystkie polskie uczelnie trzymają poziom dna patrząc na poziom globalny. Niektóre korpo z rejonu konkretnie rekrutują na danych uczelniach, więc może ci się to przydać do pierwszej pracy, będąc na lepszej uczelni. Ja i tak wole małe firmy produktowe, tam mi najlepiej, więc mnie to nie interesuje.

Porady do studowania:

  1. Dobry wywiad
    To jest absolutna podstawa. Znajdź kolegów z wyższych semestrów, którzy wiedzą na jakie przedmioty warto chodzić, a na jakie nie warto, kto dużo wymaga, kto niczego nie wymaga. Ułatwi ci to życie i oszczędzi setki godzin na przestrzeni studiów.
  2. Nie idź na wykłady
    Zdarzają się warte uwagi, ale tego dowiesz się od starszych kolegów. Większość jest bezużyteczna, wykuj to co masz wykuć i przyjdź na ostatni wykład napisać egzamin, w tym czasie ucz się na własną rękę. Wielu prowadzących daje zwolnienia/podwyższenie oceny na obecności (przecież bez tego nikt by nie przychodził ich słuchać). Skorzystaj z tego, ale musisz wiedzieć kto daje takie bonusy, a kto nie, bo to się czasami okazuje przed samym egzaminem.
  3. Kombinuj na słabych przedmiotach, daj z siebie 200% na tych, które cie interesują
    Z przedmiotów typu "Ochrona Własności Intelektualnej" rób wszystko, żeby zrobić absolutne minimum, skupiaj się na przedmiotach, które dają ci radość. Przyjdź do prowadzącego, powiedz, że chcesz zrobić coś więcej, poproś go o jakiś indywidualny projekt. Oszczędzaj wszystkie godziny z głupot, żeby wydać je na rzeczy ważne.
  4. Nie ignoruj kontaktów międzyludzkich
    Generalnie bardzo pozytywnie wspominam studentów i jako osoba towarzyska sporo ich poznałem, z częścią z nich dalej mam kontakt i rozwinęło mnie to nie tylko zawodowo, ale jako człowieka. Masz dostęp do paru setek czy tysięcy osób w swoim wieku - nawet jak jesteś największym na świecie piwniczakiem, spróbuj z tego skorzystać. Sporo osób uważa, że to ważniejsze niż sama warstwa edukacyjna.
  5. Nie poddawaj się
    Wszyscy, którzy nie zdali na moich studiach zrobili to na własne życzenie, bo się poddali. Nie znam żadnej osoby, która się starała, nie ważne z jakimi mizernymi efektami i nie została końcowo przepuszczona. Starsi koledzy będą cie straszyć, mówić nie wiadomo co, ale nie przejmuj się za bardzo. Znam z rodziny wykładowce z innej uczelni i generalnie dziekanat wywiera dużą presje na prowadzących, żeby puszczać nawet największych nieuków. Po prostu pokaż, że ci zależy, rób coś w tym kierunku, nie siedź i myśl że samo się zrobi i jakoś się uda. Oczywiście nie mówie tu o jakiś najbardziej elitarnych kierunkach, ale 90% osób które to przeczyta pójdzie na coś innego (nie, informatyka na PW to nie jest elitarny kierunek).

Moje studia:
Uwaga - długi rant alert, a ja studiowałem informatyke, a nie dziennikarstwo, więc może się to ciężko czytać!

  1. Motywacja podjęcia studiów informatycznych
    Zajawke na programowanie podłapałem w liceum na lekcjach informatyki, gdzie nasz informatyk zamiast realizować program uczył nas pytań na juniora java (chciał się przebranżowić :D). Naprawdę wiele mi to dało i uważam, że jakbym w tamtym okresie wybrał się do pracy byłbym dużo lepiej przygotowany na rozmowy niż w trakcie studiów (klepałem dużo zadań algorytmicznych, teorii). Lubiłem kod, lubiłem tworzyć rzeczy, miałem takie marzenie, żeby zrobić coś, z czego ludzie będą korzystać. Z matematyki miałem zagrożenie co semestr (taki klasyczny licealny system wymagających nauczycieli w "najlepszych szkołach", w normalnej by to była pewnie 4), ale mature podstawową napisałem na praktycznie maksimum, znowu rozszerzenie bodajże na 24% (ratowała matura z informatyki, z której bez żadnych przygotowań miałem 60-70%). Programowanie było (i chyba dalej jest) uważane w tym okresie za świetny zawód, więc długo się nie zastanawiałem i złożyłem papiery na dwie państwowe uczelnie w moim mieście. Moim celem było rozwinięcie się jako programista i otrzymanie pracy. Studia wyobrażałem sobie jako miejsce, gdzie w końcu nie będę musiał się uczyć nudnych dla mnie rzeczy jak biologia czy chemia, a skupie się na tym, co mnie interesuje. Myślałem, że będą mnie otaczać ludzie, którzy także czują zajawkę, a prowadzący będą posiadać niesamowitą, tajemną wiedzę, którą będę wpajał jak gąbka. No w skrócie byłem totalnym naiwniakiem xD.

  2. Zderzenie z rzeczywistością
    Już tak nie przeciągając swojej nudnej historii - oczywiście wszystko wyszło na opak. Grono studentów to byli ludzie z województwa, którzy lubili grać na komputerze i nie mieli innego pomysłu, to poszli na informatyke. Może z 5-10% widziało wcześniej kod. Oczywiście przez to same podstawy musiały być tłuczone przez pierwsze 3-4 semestry, więc w zasadzie zacząłem cofać się w rozwoju. Proszę sobie wyobrazić, że takie niewiarygodne cuda techniki jak Spring (totalny standard w każdej aplikacji Javowej) były pokazywane na 7 semestrze! Była to jedna z najświeższych rzeczy, która z programowania się przewineła na studiach (wyszedł w 2004 roku).
    Wykładowcy to był nieśmieszny żart - głównie stare dziadki, mamroczą coś od 20-30 lat, ogólnie sama podstawa programowa była bardzo nowoczesna (gdzieś w 2000 wymyślili). Szybko zorientowałem się, że chodzenie na wykłady to oczywiste marnowanie czasu - nie dość, że ci ludzie w ogóle nie znają się na przekazywaniu wiedzy to jeszcze przekazują ją w sposób "akademicki", skomplikowany, bardzo, bardzo techniczny, może dobry dla osób, które w temacie siedzą od lat i chcą sobie odświeżyć, ale dla studentów była to masakra.
    Warto tutaj wspomnieć, że pójście na "informatyke" chcąc sie nauczyć programowania to może być wielki błąd. U mnie nie było wyboru przedmiotów, były one narzucone. Generalnie wyglądało to tak, że na 8 przedmiotów w semestrze, 2 były związane z programowaniem, 2 były związane z matematyką, a pozostałe cztery to były albo totalne śmieci albo sieci lub elektrotechnika (tej było mnóstwo). Spójrzcie na plany zajęć, sprawdźcie na co faktycznie idziecie. Na mojej uczelni jeden z prowadzących powiedział nam, że teraz wszyscy chcą iść na informatyke, a inne kierunki mają mało chętnych, więc będą zmieniać im nazwy, dodając do nazwy "informatyka". Oczywiście plan się nie zmieni lub zmieni nieznacząco, chodzi tu stricte o kwestie marketingową.
    U mnie na studiach daje to około 12-16 przedmiotów związanych w ogóle z programowaniem, z czego połowa to były totalne podstawy, a z reszty kolejna połowa była prowadzona przez ludzi, którzy nigdy komercyjnie nie programowali i niezbyt sie znali na temacie. Z kodowania na studiach nie nauczyłem się praktycznie niczego, po prostu wszystko czego mogli mnie nauczyć wiedziałem już, bo wcześniej się tym interesowałem.

  3. Co mi się nie podobało?
    Przede wszystkim poziom nauczania, jeśli o jakimś nauczaniu jest tu w ogóle mowa. Nie było żadnego ciekawego wykładu przez wszystkie lata studiów, przekazywanie wiedzy jest bardzo trudne i jeśli ktoś to umie, to zakłada kanał na youtube, robi płatne kursy, na uczelni raczej takich nie znajdziesz. Najlepsze co możesz spotkać, to pośmiać się jak dziadek coś powie o piwie albo o tym jak na działce był w weekend czy ponarzekał na rektora. Młodzi tutaj też nie byli orłami, ale zazwyczaj nie dostawali prowadzenia wykładów, na to trzeba sobie zasłużyć, prowadzili ćwiczenia. Na ćwiczeniach już tak tragicznie nie było, niektórzy prowadzący mieli doświadczenie komercyjne i coś sensownego chcieli przekazać. Problem był taki, że nie mieli za bardzo jak - większość studentów to totalne młoty, poszli na kierunek z przypadku, więc poziom dostosowuje się do nich - podobną, jak nie większą wiedze otrzymasz samemu oglądając filmiki z YT czy czytając książki, co każdemu polecam.
    Klasycznie muszę ponarzekać na uczelnianych dziadów - kto spotkał, to wie o czym mowa. Siedzi taki gość w czystej teorii od kilkudziesięciu lat, z praktyką nie ma nic wspólnego. Na egzaminie musisz dosłownie cytować jego wykłady, nie chodzi tu o zrozumienie, bo taki gość oczywiście go nie ma, tylko o przyswojenie jak największej ilości materiału w krótkim czasie i zdanie egzaminu. Po studiach szybko zauważyłem, że z osób z najlepszymi osobami tylko mała część osiągnęła sukcesy w pracy zawodowej - nie mówie, że teoria jest zła, ale trzeba ją rozumieć i umieć praktycznie zastosować. Tego cię tam nie nauczą - masz tylko wykuć.
    Większość labków i ćwiczeń to pisanie sprawozdań - na Politechnice jest to świętość. Generalny schemat wygląda tak, że przychodzisz, facet robi krótkie wprowadzenie, po czym dostajesz link do moodle i masz tam wejść, przeczytać przygotowane zadania, wysłać je do następnego tygodnia i pod koniec semestru są oceniane. Zwykle kończy się to tak, że bezmyślnie klepiesz "pod schemat" i tracisz mnóstwo czasu, niczego się nie ucząc, co najbardziej boli, bo przecież poprzez praktykę można by było fajnie uczyć sutdentów. Prowadzący nie mają pojęcia ile takie sprawozdanie zajmują, bo zwykle nie tworzyli zadań - przychodzą tylko sprawdzać, zadania stworzył 10 lat wcześniej jakiś profesor. Z tego powodu na każdy przedmiot ćwiczeniowy będziesz tygodniowo palił od 30 minut do 8 godzin (!!!!). Jeszcze bym to wszystko zrozumiał, gdyby ktoś to porządnie sprawdzał, ale generalnie prowadzącym się nie chce, bo jak ci każe naklepać 10 sprawozdań po 5 stron, a studentów ma 50, to musiałby przeczytać 2500 kartek. Oczywiście w jeden wieczór dzień przed wystawieniem ocen. Z tego powodu załączają się losowe kryteria, typu tego lubie, tego nie lubie, tutaj ładniej zrobione ze strony wizualnej, tutaj wykres jakiś w słabej jakości - ogólnie maszyna z Lotto, a sama wiedza studenta jest sprawą drugorzędną. Było sporo takich sytuacji, gdzie koledzy, którzy podesłali puste sprawozdania mieli lepsze oceny niż ja, gdzie akurat tam się sporo namęczyłem i coś tam zrozumiałem. Oczywiście szybko zaczyna się kombinować, korzystać z gotowców, inspirować się kolegami, bo przecież nikt mądry w takiej sytuacji nie będzie się skazywał na tortury.
    Jeden z sympatyczniejszych prowadzących wyznał nam, że problem leży już na poziomie doboru osoby do prowadzenia przedmiotu - tutaj sens ciężko znaleźć. Jako specjalista od mobilek, możesz dostać PHP do nauczania, po latach w końcu samemu opanujesz PHP na tyle, żeby go uczyć studentów, ale zmieniają ci przedmiot na jakieś matematyczne symulacje albo C++. Jak w takiej sytuacji możesz czegoś nauczyć studentów, skoro sam za wiele nie umiesz z tych dziedzin? Swoją drogą spytałem gościa, co mu się najbardziej podoba w tej pracy - powiedział, że brak odpowiedzialności, w pracy programisty jak coś popsuje to ma po łapach, a tutaj co by nie zrobił to będzie tak samo, czyli dobrze.
    Miałem taki przedmiot, gdzie facet na pierwszych zajęciach przywitał się, dał link do platformy edukacyjnej i kazał co tydzień dawać zadania. Od tego momentu przychodziliśmy co tydzień rano, witaliśmy się i w ciszy robiliśmy zadania na starych komputerach, które uruchamiały się 10 minut (Standard na całym wydziale). Co najlepsze było to podczas pandemii, kiedy kazali nam mimo wszystko przyjeżdżać na zajęcia, więc specjalnie wstawałem rano, jechałem z domu gdzie miałem super komputer ze wszystkimi bajeranckimi programami na uczelnie robić zadania na wraku, gdzie interakcji z kolegami i prowadzącym nie było żadnej. Na jakiś piątych zajęciach jeden ze studentów podniósł rękę - aż wszystkich nas zatkało z wrażenia, że ktoś sie w końcu odezwie. Z 10 minut ją trzymał, zanim prowadzący go zauważył. Zgłosił problem z nieaktualną dokumentacją na platformie, w aktualnej wersji programu nie dało się wykonać ćwiczenia. Prowadzący odpowiedział: "proszę sobie wygooglować". :D
    Prowadzący zresztą sami nie bardzo wiedzą na jakim poziomie są studenci i jakie przedmioty wcześniej mieli, panuje podejście profesor nasz pan. Jeden z profesorów miał nawet stronę o sobie na wikipedii i zwykł powtarzać, że na szczęście nie musi nas niczego nauczyć, bo to są studia, a nie szkoła średnia i wszystkiego musimy nauczyć się sami. To w takim razie po co te zajęcia i egzaminy? Swoją droga gość robił sprawdziany z niezrealizowanego przez siebie tematu, bo nie zdążył xD Miałem też takiego, co na ostatnie zajęcia przyszedł dopiero bo zapomniał, że w tym semestrze coś prowadzi. Na następny tydzień zapowiedział sprawdzian, mimo że przedmiot w ogóle się nie odbył. Oczywiście zero konsekwencji.
    Dostanie się też kolegom ze studiów - widząc takie patologiczne sytuacje (a było takich przynajmniej kilka na semestr) NIKT nie powiedział nic. Często nawet bronili Alma Mater i prowadzących nawet w sytuacjach ich skrajnej niekompetencji. Wyobraźcie sobie że gość w pozycji władzy ewidentnie robi coś złego, a wy musicie walczyć ze swoimi kolegami, żeby w ogóle porozmawiać o przeciwstawianiu się. O jakimś piśmie czy skardze na zachowania można zapomnieć, "przecież nic to nie da i jeszcze się zemści". Faktycznie łatwiej jest po prostu mieć wszystko gdzieś i kombinując przemykać przez szczeble edukacji, ale uważam, że to wszystko dało się zrobić dużo lepiej z korzyścią dla obu stron, a Politechnika mogła być fajnym miejscem.
    TL;DR minusów: Strasznie dużo marnujesz czasu na głupoty, większość przedmiotów to żart, prowadzący są niekompetentni i często nawet gburowaci, student na uczelni jest traktowany jako zło konieczne.

  4. Co mi się podobało?
    Studia ponoć są po to, żeby horyzonty poszerzyć i faktycznie tak w moim przypadku było. Poszedłem na nie jako backendowy fanatyk Javy (dobrze, że mnie wyleczyli), po drodzę nauczyłem się czegoś z sieci, sporo Linuxa, administracji, devopsu, frontendu, analizy danych - ze wszystkich tych rzeczy korzystam w zawodzie i jestem za to bardzo wdzięczny. Teoretycznie mogłem się tego nauczyć sam, ale w praktyce pewnie bym nigdy się do tego nie zmusił, a tutaj mnie zmusili i okazało się to fajne.
    Niektórzy prowadzący byli super, jakoś tak dwa na osiem przedmiotów było sensowne i wiele z nich wyniosłem.
    Moją taktyką na proste przedmioty było proszenie prowadzących o możliwość zrobienia projektu wykraczającego poza materiał, w zasadzie prawie każdy się na to godził, dzięki temu samodzielnie przyswajałem bardzo dużo wiedzy i miałem jakiś cel, do którego mogłem dążyć - takie klepanie w domu jest ciężkie, bo nie jest łatwo znaleźć motywacje i np. pomysł na program. Tutaj prowadzący sami coś od siebie proponowali. Wielki szacunek za to! Przykładowo na zajęciach z AWS napisałem cały program w języku, którego nie znałem (Rust), a potem do deploya użyłem Terraforma - prowadzący był w takim szoku, że zmienił temat ostatnich zajęć, żeby pokazać innym, że tak się da zamiast klikania w UI.
    Na pewno nauczyłem się takiego "naukowego podejścia", sposobu myślenia naukowca, wątpienia, stawiania hipotez, szukania ładu w chaosie, przeprowadzania badań, robienia wykresików, pisania sprawozdań, robienia diagramów - podejrzewam, że kiedy już awansuje na architekta czy innego CTO te umiejętności mogą dużo mi pomóc.
    Na pewno nauczyłem się wytrwałości i zrozumiałem, że nie ma takiej rzeczy, której nie potrafię się nauczyć, niektóre po prostu przychodzą mi z trudem, ale z czasem stają się łatwiejsze. Tak naprawdę dopiero na uczelni nauczyłem się uczyć samodzielnie, zmuszony przez to, że tak słabo uczyli. Nie wiem, czy bez niej też bym się nauczył.
    Poznałem sporo fajnych osób i są to moi kumple nawet po skończeniu, a jak wiadomo przyjaźnie są cenniejsze niż dolary z kodowania, czyli tutaj wielki plus!

  5. Podsumowanie
    Wiem, że o plusach napisałem dużo mniej, ale jestem już dosyć wyczerpany pisaniem, więc dodam od siebie, że z minusami się mniej więcej równoważą, a nawet delikatnie wygrywają plusy. Uważam, że studia mi coś dały i mimo, że mnóstwo tam było bezsensownej harówki, to starałem się wykorzystać ten czas w sensowny sposób i uważam, że mi się udało. Jedyne czego nie wiem, to czy w przypadku decyzji o nie pójściu na studia wykorzystałbym ten czas dużo lepiej - z jednej strony miałem już wcześniej pewną wiedzę i predyspozycje, z drugiej jestem leniwy. Pewnie nie warto było ryzykować, studia to bezpieczny wybór i wszystko skończyło się happy endem.

Pamiętajcie, że to jest też sprawa indywidualna i nawet osoby ode mnie z grupy czy z roku miały inne podejście do studiów. Nie mi jest być sędzia tego kto miał racje, po prostu pamiętajcie, że jak pytacie się o studia w internecie, to ludzie mają mega dużo różnych doświadczen bo pochodzą z różnych sytuacji życiowych, więc ich porady mogą nie być przydatne dla was (dlatego starałem się coś o sobie napisać).

Koniec! Jeśli komuś udało się wszystko przeczytać, to jestem w szoku i gratuluje. Post i tytuł inspirowane są filmikiem pewnego youtubera, z którym w dużej części się zgadzam - polecam go sprawdzić:

0

Ode mnie masz plusa za tak bogaty tekst. Studentów można też podzielić i tak na dwie grupy ludzi (na setki, ale na potrzeby syntetyczne teraz). 1 - idący tam dla papieru wyższej uczelni lub skuszeni że dany profil da im dobre zarobki (nie wiadomo czemu) oraz 2 - idący tam bo chcą czegoś się nauczyć ( i tych jest pewnie z 10%).

Informatyk ma o tyle dobrze jak jest ogarnięty, że nie musi ubierać po skończonej nauce czapki pracownika Brico czy innego macdonalda. Znajdzie pracę jak będzie chciał pracować.

Co nie zmienia faktu, że nauka zawodowa z fachem w ręku da mu szybciej i więcej kasy - często nawet w długiej perspektywie nadal więcej.

Zawody umysłowe w nich niewiele ludzi zarabia dobrze z etatu tak jak w fizycznych. Natomiast w własnej firmie często ci z fachu zarabiają więcej niż ci z z JDG umysłowej. Fach trudniej jest natomiast skalować a umysłową łatwiej..

2

Tak.

Tl;dr; a później ściana tekstu.

1

Ja studiowałem 2 lata. Dostałem się gdzie chciałem za olimpiady przedmiotowe w liceum.
2 lata było mi potrzeba by zrozumieć jaki to nonsens. Wiec straciłem 2 lata życia.
Jeśli ty je skończyłeś straciłeś 5. Współczuje. Ale lepiej zrozumieć coś nawet po fakcie - niż wcale.

2

Osobom, które żałują poświęconych lat na studia mogę polecić książkę Davida Epsteina - "Sięgaj jak najdalej. Dlaczego ludzie o szerokich zainteresowaniach wygrywają w wyspecjalizowanym świecie".

Jeżeli chcesz mieć fach w ręku po skończonej edukacji to idź do zawodówki. A studia zostaw tym, którzy chcą studiować. Studia nie polegają na tym, że ktoś uczy Cię jak używać tokarki, chociaż czasami też na tym polegają. Studia polegają na studiowaniu. Mamy jakieś zagadnienie i musimy je opracować, a następnie porównać z tym jak podobne zagadnienia opracowują inni. W pracy nie ma czasu na takie rzeczy bo tam panuje pieniądz. Na studiach można zgłębiać ścieżki, które nie mają bezpośredniego przełożenia na pieniądze i dzięki temu można poszerzać swoje horyzonty myślowe.

Idealnym przykładem jest AI gdzie wielu samozwańczych ekspertów knuje teorie spiskowe na temat systemów, które w gruncie rzeczy polegają na mnożeniu macierzy. Knują teorie spiskowe o buncie maszyn bo nie odróżniają tej technologii od magii, a nie odróżniają jej od magii ponieważ nie mają czasu na przeliczenie 100 całek i wyrobienia sobie intuicji na temat tego jak działają systemy uczenia maszynowego. W pracy nie ma czasu na przeliczenie 100 całek więc te osoby nigdy nie wyjdą już ze swojej ignorancji bo zawsze będą miały kolejny kredyt do spłacenia i więcej nadgodzin do zrobienia.

screenshot-20240212232547.png

3

Bardzo spodobała mi się ta wypowiedź o studiach i sam mam zbliżone przemyślenia, chociaż byłem na innym kierunku (elektronika) i prawie 20 lat temu.

Odniosę się się tylko trochę do tematu życia studenckiego: moim zdaniem urokiem tego życia nie są w żadnym stopniu imprezy, lecz codzienność mieszkania z osobami, które się lubi. Styl życia nie obarczony rozmaitymi społecznymi regułami. Mój ulubiony przykład tych reguł to, że jeśli mieszkam w innym pokoju niż kolega, nudzi mi się i mam ochotę do niego iść, to nie kalkuluję że nie wypada bo już dzisiaj byłem u niego 10 razy, lecz po prostu bez zastanowienia idę. Moim zdaniem, jeśli nie mieszkałeś w akademiku ani na stancji z najlepszym kolegą, to nie przeżyłeś czegoś szczególnego, czego w naszej kulturze ciężko doświadczyć w innych okolicznościach.

1

Ja tam studia doceniłem długo po tym jak je skończyłem. Tak że ocenianie studiów dopiera jak się je skończyło ja takie trochę średnie.

0
Adin napisał(a):

Ja tam studia doceniłem długo po tym jak je skończyłem. Tak że ocenianie studiów dopiera jak się je skończyło ja takie trochę średnie.

Ile masz lat i jakie to były studia. Jeśli jesteś seniorem to jest to prawdopodobne - wtedy uczelnie miały poziom.

0

Cały ten wątek przyda mi się w tłumaczeniu osobom postronnym jacy są ludzie działający w "IT".
Powinno coś dać. Brak kontaktu z realnym światem, zarozumiałość i bezczelność.

0
Autysta napisał(a):

Warto iść, bo jak chcesz pracować w jakichś bardziej prestiżowych miejscach to wszędzie wymagają uczelni wyższych, wszędzie gdzie masz do czynienia z matmą, fizyką, chemią, to jakby uważają, że jest to niemożliwe żeby bez studiów zrozumieć tak materiał, dalej ludzie żyją w takim przekonaniu.

zdefiniuj na czym więc polega ich prestiż

0

Czy warto iść na studia?
Ja od zeszłego roku próbuje zrobić taras w Poznaniu.
Pomiając fakt, ze to 2/3 dni roboty i koszt z którym się liczę to 25k, to:
Na 8 numerów, 3 odbierają, z 2 udało mi się umówić, żeby przyjechali i się umówili na termin, 0 przyjechało.

Więc lepiej założyć firme zajmującą się ogrodami/budowlanką.
dziekuje, można się rozesjść.

Edit: aha, i ci ktorzy odbierają to terminy mają na 2025.

2

Mnie studia nauczyły lania wody, opowiadania obok tematu i zaliczania pytania nawet jak nie znałem odpowiedzi, przydatne w pracy.
Przydały się do wyrobienia zielonej karty w USA, bez jakichkolwiek studiów ścieżka migracji do wielu krajów jest cięższa i dłuższa.

0
obscurity napisał(a):

Mnie studia nauczyły lania wody, opowiadania obok tematu i zaliczania pytania nawet jak nie znałem odpowiedzi, przydatne w pracy.
Przydały się do wyrobienia zielonej karty w USA, bez jakichkolwiek studiów ścieżka migracji do wielu krajów jest cięższa i dłuższa.

Tu się w pełni zgodzę. Ja oprócz tego, że studiowałem, to jeszcze pracowałem z 7 lat na uczelni i wiem jedno:
STUDIA UPOŚLEDZAJĄ.
Jak sobie porównasz chłopaka, który ma 20 lat i pracuje vs. takiego który tylko studiuje, to pierwszy będzie dużo bardziej pewny siebie, zdyscyplinowany, odpowiedzialny, pracowity i rozwiniety umyslowo.
Studia uczą studentów podlizywania się, tłumaczenia, pozorowania pracy, oszukiwania (ściąganie jest nagminne), uczą, że dostaje się coś za darmo i wiedza jest bezwartościowa (bo przecież jest za darmo).

Byłem świadkiem takich zdarzeń, że tego samego materiału uczyłem na płatnych kursach i na studiach.
Na płatnych kursach ludzie słuchali, robili notatki, zostawali do końca, a studenci darmowych studiów byli pijani, nieskoncentrowani, niezdyscyplinowali i tylko czekali kiedy mogą się urwać do domu.
Później przecież przyjdą z uniżoną postawą, będą się podlizywać jak 11 dzieciak do matki i dostaną ten śmieszny wpis w usosie, obrzydliwe.
Jak jeszcze mysle, ze na to idą moje podatki, to plakac sie chce.

0

Więc lepiej założyć firme zajmującą się ogrodami/budowlanką.
dziekuje, można się rozesjść.

Edit: aha, i ci ktorzy odbierają to terminy mają na 2025.

A co w tym dziwnego skoro miliony baranów uwierzyły że postęp techniki to kolorowy małpofon, klikadła, gadżety i ekobzdury. I wiele wiele innych totalnych bzdur, których 90% można określić słowem "IT".
Powstało mnóstwo "uczelni" i podobnych bzdetów, na które poszli, a nie potrafią zrobić niczego produktywnego.
Był czas gdy szerokim strumieniem płynęły pieniądze wydrukowane lub ukradzione zwykłym obywatelom w podatkach do wszelkiego rodzaju bezproduktywnych przedsięwzięć, w szczególnośc "IT".
Barany czuły się bogami, wziąły kredyty na wypas mieszkanko w centrum krakowa za 2 miliony, żeby kolegom zaimponować.
Teraz kaska się kończy, baranami jak byli tak będą, tyle, że już na zawsze w niewoli. Oni i nawet ich dzieci - do końca życia.

A na prawdziwe usługi i produkty - np. zrobienie tarasu - zapotrzebowanie jest było i będzie.
Tylko osób które to potrafią jest 5 razy mniej niż kiedyś. Młodzież wolała zabawę z małpofonem niż naukę zawodu. Przy wtórowaniu rodziców.
Więc oczywiste, że dziś to nie jest łaska klienta że im coś zapłacisz jak zrobią, ale ich łaska, że w ogóle cie, nieważne jak wiele jesteś skłonny zapłacić.
Nie ma opcji aby tą samą robotę FIZYCZNĄ zrobiło 5 razy mniej osób, nawet gdy mają dużo lepszy sprzęt niż kiedyś.

Od kilkunastu lat zawsze mówiłem młodzieży aby nauczyli się jakiegoś produktywnego zawodu. Większość mnie wyśmiała. Nawet dziś śmieją się gapiąc w swój małpofon.
Mniejszość posłuchała i dziś są "bogami". Mogę im zazdrościć, pomimo, że sam jednak robie coś produktywnego (ale nie tak bezpośrednio jak oni).
Tylko ja się uczyłem programować, gdy to w ogóle nie było w modzie.

0
wojtekp112234 napisał(a):

Nie ma opcji aby tą samą robotę FIZYCZNĄ zrobiło 5 razy mniej osób, nawet gdy mają dużo lepszy sprzęt niż kiedyś.

No nie wiem, czy obecnie jest lepszy sprzet niż 20-30 lat temu. Cos tam się zrobi koparką, podobną do tej sprzed 30 lat, a reszte trzeba robić ręcznie.
Natomiast standardy klientów się zmieniły i teraz domu mają po 300 metrów, a nie 150, wiec roboty przybyło, fancy kamienie, plytki, okładziny elewacyjne, panele drewnopodobne itp. Kiedyś robiło się prościej i taniej, wbrew pozorom.

0

Ten film zawiera odpowiedz na ten problem wielkiego polskiego wieszcza, na ktorym wychowalo się przynajmniej 1% pokolenia. Może to był 1%, ale za to najgorszy.

1

Całą tą dyskusję dotyczącą studiów, uczelni, wykładowców, studentów należy zawęzić do naszego kraju. W pozostałych częściach świata wygląda to nieco inaczej. Wykłady na Oxfordzie czy MIT są do oglądnięcia na YT. Daje to pewien obraz.

Parę lat spędziłem w Szwajcarii. Nie kojarzę aby tam rodzice pchali młode pokolenie na studia czy wciskali im bajki o wyższym wykształceniu. Ludzie kończą szkoły policealne, różne kursy i to wystarcza aby w miarę sensownie funkcjonować w tamtych realiach.

U wuja sama studia są płatne. Niektóre uczelnie są dotowane więc jest nieco taniej. Inne tych dotacji nie otrzymują. Jak ktoś nie jest z forsiatej rodziny to można wziąć od państwa kredyt na preferencyjnych warunkach na studia.

Niestety u nas uczelnie to przechowalnia miernot które szukają i wygodnego życia i łatwej kasy i w tym jest główny problem.

Czy swoje studia uważam za czas stracony? Nie do końca. Miałem czas na dotykanie różnych tematów, eksperymenty, określenie kierunku rozwoju, poznanie swoich możliwości.

0
mrxormul napisał(a):

Całą tą dyskusję dotyczącą studiów, uczelni, wykładowców, studentów należy zawęzić do naszego kraju. W pozostałych częściach świata wygląda to nieco inaczej.

W krajach eurokołchozu i ameryki północnej jest inaczej - jeszcze gorzej.
Szwajcaria to specyficzny (pozytywnie) kraj, tam może być znacznie lepiej.


Ludzie kończą szkoły policealne, różne kursy i to wystarcza aby w miarę sensownie funkcjonować w tamtych realiach.

Ja bym powiedział, że sensownie, bez przymiotnika "w miarę". Robią pożyteczne prace, za które dostają pożyteczną płacę.

0

Pod tym wzgledem faktycznie zachód wygląda inaczej. W czasach licealnych bylem na wymianie we francji i bylem zdziwiony, jak malo ludzi idzie tam na studia. W Polsce kazdy pseudointelektualista z PGRu najlepiej chcialby miec 6 fakultetów, a tam ludzie bardziej mysleli, co beda robic.
Jak zapytalem matki dziewczyny u której bylem na wymianie to powiedziala, ze wiekszosc studiow sie nie oplaca i ida na nie ludzie z bogatych rodzin, zeby przedluzyc mlodosc.

U nas jest smieszniej, bo ida na nie ludzie takze z biednych rodzin, zeby przebiedowac mlodosc. Studia to podly okres, jak juz robic to tylko zaocznie i rownoczesnie pracujac.

1
wojtekp112234 napisał(a):

Tylko ja się uczyłem programować, gdy to w ogóle nie było w modzie.

Uczyłeś się programować i rozwiązywać problemy i rozumienia bo jedyne co było to nota katalogowe, ksero z jakiejś literatury zachodniej albo krajowa nieco podstarzała książka o danej rodzinie procesorów. Dziś te wszystkie "bootcampy", "szkoły programowania" i inne wylęgarnie pozerów uczą jedynie powielania schematów. Jak coś wychodzi poza utarty schemat to czacha takiego "juniora" zaczna dymić.

2

Szkoda że OP nie nauczył się krótko i zwięźle wypowiadać. Zamiast listy bullet-point'ów, mamy coś na kształt artykułu, którego większość odpowiadających osób i tak nie przeczytała.

Być może powinni uczyć tego na studiach, tego słynnego elevator pitch. Sama nazwa wiąże się z ciekawą anegdotą: znalazłeś się w windzie z wpływowymi osobami o zasobnych portfelach. Chcesz im albo coś sprzedać albo zachęcić do zainwestowania w swoją własną firmę. Masz jedynie kilka minut czasu zanim winda dotrze na właściwe piętro, musisz w tych kilku minutach zawszeć opis swojego pomysłu/produktu oraz przekonać towarzyszy podróży dlaczego przekazanie ci pieniędzy to taki wspaniały pomysł.

Inna naleciałość amerykańskiej kultury, do której warto się odwołać to executive summary, czyli najczęściej jedna strona A4 zawierające zestawienie najważniejszych informacji z prezentacji/raportów, rozdawana uczestnikom przed ważnym spotkaniem lub specjalnie przygotowywana dla dyrektorów.

A teraz wracając do tematu: dla mnie studia prezentowały dużą wartość choćby ze względu na konieczność nauki matematyki wyższej. Matematyka dla umysłu jest tym, czym siłownia jest dla ciała. Umysł który zaliczył obie analizy, algebrę i dyskretną jest niczym żołnierz po wymagającym szkoleniu. Inna sprawa to rozwinięcie zdolności logicznego myślenia. Niestety nauki humanistyczne nadal w dużym stopniu opierają sie na subiektywnej interpretacji faktów i/lub sofistyce. Poetę można interpretować na milion sposobów. Narracji historycznej można narzucać dowolne zabarwienie. Tymczasem w naukach przyrodniczych i matematyce nic takiego nie może mieć miejsca, język jest precyzyjny, wnioski muszą wynikać z przesłanek, wszelkie błędy rozumowania są wychwytywane i piętnowane. To daje potem przewagę w życiu, bo łatwiej poskładać w głowie ogrom faktów i na ich podstawie podjąć optymalne działanie. 

2

Taki post? na 4p?

Wow, widać że czasy się zmieniają, bo tak 5-8 lat temu jakakolwiek krytyka studiów była źle odbierana.
A jakbyś coś wspomniał o programowaniu to by ci powiedzieli że studia nie mają uczyć programowania (ciekawe tylko co robi tam tak wiele kursów używających pośrednio lub bezpośrednio programowania? ;))

Ale jak to mówią - czasem po prostu stara gwardia musi odejść :)

Kwestie typu beton/fuszerka, wiele rzeczy będących stratą czasu jak najbardziej spójne z moimi doświadczeniami, aczkolwiek wydaje mi się że za mało doceniasz ten aspekt społeczny - masz dużą grupę ludzi którzy mają podobne problemy, wyzwania, okazje, itd. co ty - jest to bardzo przydatne.

Problemem przy doradzaniu czy warto iść jest również to, że nawet jeżeli dana uczelnia/wydział były spoko, to nadal można trafić na inną grupę lub profków i może to znacząco wpłynąć na sensowność.

2

Przede wszystkim dla ludzi, którzy nie mają pomysłu na siebie, albo raczkują w temacie informatyki,

W tym miejscu proponuje wszystkim przestać czytać xD

0

Kwestie typu beton/fuszerka, wiele rzeczy będących stratą czasu jak najbardziej spójne z moimi doświadczeniami, aczkolwiek wydaje mi się że za mało doceniasz ten aspekt społeczny - masz dużą grupę ludzi którzy mają podobne problemy, wyzwania, okazje, itd. co ty - jest to bardzo przydatne.

Problemem przy doradzaniu czy warto iść jest również to, że nawet jeżeli dana uczelnia/wydział były spoko, to nadal można trafić na inną grupę lub profków i może to znacząco wpłynąć na sensowność.

Najlepszy sposób aby zniszczyć państwo/cywilizację/kulturę to spowodować, by coś co było kiedyś naprawde elitarne, zrobić kompletnie powszechne.

2

A co do samych studiów IT.
Pracuję obecnie z jednym angolem, który orłem nie jest, ale serio szybko zaczął. Obecnie ma 22 lata i zarabia ponad 10k$.
Gdyby studiował dziennie i nie pracował to ile by zarabiał? Dopiero zaczynałby się uczyć (pół miliona złotych rocznie mniej?XD).
Zaczął robił jakies pseudo-studia zaocznie, zeby miec papier (chyba online).

0
renderme napisał(a):

A co do samych studiów IT.
Pracuję obecnie z jednym angolem, który orłem nie jest, ale serio szybko zaczął. Obecnie ma 22 lata i zarabia ponad 10k$.
Gdyby studiował dziennie i nie pracował to ile by zarabiał? Dopiero zaczynałby się uczyć (pół miliona złotych rocznie mniej?XD).
Zaczął robił jakies pseudo-studia zaocznie, zeby miec papier (chyba online).

No sam widzisz. Szkoda tylko, że się poniża z tymi pseudostudiami ale może warto.

2
4w0rX4t4X napisał(a):

Może warto dodać przy postach guzik do prostego javascript, który by je czytał?

function speak() {
  const utterance = new SpeechSynthesisUtterance("Jezu! Ile ten chlop tekstu napisal!");
  const voices = speechSynthesis.getVoices();
  utterance.voice = voices[0]; // Choose a specific voice
  utterance.lang = "pl-PL" ;
  speechSynthesis.speak(utterance);
}

Tak, narracja głosem Krystyny Czubówny: "młody samiec wkraczając w dorosłość musi zdecydować, jak zacznie nierówną walkę z cyfrową dżunglą... "

0

Dobra, a jaki jest problem/pytanie? W czym oczekujesz pomocy @Cyrec?

0

Pradziadkowie skończyli szkoły podstawowe, prababcia szyła buty i sprzedawała na targu, pradziadek latał po lesie strzelać się z niemcami potem ruskimi, dorobili się domu i kilku działek.

Dziadkowie skończyli szkoły zawodowe, babcia pracowała na kuchni, dorobili się domu weselnego.

Rodzice skończyli studia, nigdy nie pracowali w zawodzie, gdyby ojciec nie bawił się w budowlankę to nawet domu by się nie dorobili.

Ja, skończyłem studia, niestety posłuchałem rodziców zamiast dziadków, ciągle w korpo, krótki epizod na swoim mając już rodzinę i jedyne czego się dorobiłem to problemów z kręgosłupem. Czy warto robić studia, synowi będę odradzał szkoda czasu, niech ciśnie biznes

0

Jeśli chcesz być lekarzem, albo prawnikiem no to bez studiów się nie obejdzie. Zostanie tylko bycie znachorem 😄

Ale rozumiem, że mówimy stricte o informatyce. Temat wraca jak bumerang.

Oczywiście, że nie trzeba studiów, żeby być programistą a same studia nie nauczą nikogo programować. Jednak nadal zachęcam, żeby na nie iść o ile ma się możliwość. To doskonały czas, żeby złapać pierwsze kontakty plus poszerzyć własne horyzonty. Warto traktować to jedynie jako dodatek, bo na finalny sukces (kariera) i tak trzeba ostro pracować (Bez różnicy jaki ma się tytuł naukowy).

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1