Ilekroć wspominam znajomym programistom o moim pomyśle kontynuowania/bądź nie wyższej edukacji po ukończeniu inżyniera (miejmy nadzieję na początku roku), słyszę bardzo dwa, różne głosy. Głosy podzielone niczym murem strony, mianowicie takie:
- "Programista nawet i inżyniera specjalnie nie potrzebuje, spokojnie może się samemu rozwijać. Co więcej, uczelnie uczą przestarzałych technologii lub mało kompetentnie, nawet i te najlepsze. Ten zawód to nie jest lekarz i edukacja na uczelniach wyższych potrzebna nie jest. Zresztą i tak trzeba być na bieżąco z technologiami przez całe życie i studia nic tutaj nie pomogą."
- "Skoro masz inżyniera, to nierobienie magistra to głupota, potem będziesz starszy, już go nie zrobisz i czasu nie cofniesz. W wielu firmach zależy od tego Twój awans, w większych korporacjach wyższe stanowiska są dla Ciebie niedostępne z powodu braku tego tytułu. Poza tym zawsze lepiej mieć niż nie mieć."
Ja raczej trzymam się bardziej pierwszego poglądu, ale mam też pewne wątpliwości, czy faktycznie możliwość awansu w IT jest aż tak bardzo niezależna od wykształcenia i związana tylko z umiejętnościami, jak często się to przedstawia. I tutaj pytanie do starszych kolegów programistów: jak u Was to wygląda? Czy w swojej karierze spotkaliście się z sytuacją, że mieliście gorszy rodzaj umowy, słabsze zarobki z powodu braku tytułu? Albo problemy z w ogóle samym dostaniem się na rozmowę kwalifikacyjną z tego powodu? Aktualnie to ostatnie wydaje mi się największym problemem, jeśli programista nie posiada żadnego doświadczenia. Ale czy czyhają "większe zagrożenia"?